wtorek, 30 grudnia 2014

KŁAMLIWE FAKTY, 20., Mutacja czy ewolucja?

Kent Hovind
KŁAMLIWE FAKTY
cz. 20

Pytanie jest bardzo proste: Czy człowiek sprowadził śmierć na świat, czy może to śmierć przyniosła na świat człowieka? Czy to człowiek sprowadził śmierć na świat - jak mówi Biblia, czy może to śmierć przyniosła na świat człowieka - jak mówi teoria ewolucji? Są to krańcowe sprzeczności i jedna z nich jest błędna.

Ten podręcznik mówi: "Mutacje są pierwotnym źródłem odmian i populacji. To widać na przykładzie chociażby wielu odmian róż". Zgadzam się. Prawdopodobnie wszystkie róże są mutantami i pochodzą od jednej, jakiejś oryginalnej róży. Nie jest to jednak ewolucja, a po prostu odmiany róży. Mutacja to nie ewolucja. Mutacje nie tworzą jakiegoś nowego rodzaju. Każdy, kto choć trochę interesuje się biologią, wie o tym.

Oto byk z pięcioma nogami (poniżej, pośrodku). To jest mutacja. Zauważ, że on nie dostał żadnych nowych genów. Nowa noga to nie jest nowa informacja genetyczna. To zmieszanie już istniejących genów. Byk już przecież nogi ma. Tyle tylko, że jedna, dodatkowa noga, pojawia się w niewłaściwym miejscu.


Na kolejnym zdjęciu widać krótkonogą owcę. To mutant. Żadna nowa informacja genetyczna nie została dodana. Nastąpiła strata pewnych informacji. I będzie to pierwsza owca, którą złapie wilk...

Jest też dwugłowy żółw. To mutant, nie Ninja. Zmarzłby pierwszej zimy, bo nikt nie produkuje podwójnych golfów...



Mutacja polega na pomieszaniu istniejących informacji, a nie na dodawaniu nowych. Jeśli użyjesz liter ze słowa "narodzenie", możesz uzyskać wiele innych słów z takimi samymi literami, ale nigdy nie wyjdzie ci słowo "ksero" czy "krowa". Nie znajdziesz na to odpowiednich liter. Pomieszanie istniejącego już kodu genetycznego nie da więc informacji NOWEJ, lecz INNĄ.

59.39-01.01.38

[dalej]
[do początku]




Piekło w NT - palone śmieci

Po opublikowaniu artykułu "Piekło w Nowym Testamencie" ktoś, żyjący w zupełnie innej kulturze, podzielił się ze mną swoimi myślami:

"Dawno temu my też często pozbywaliśmy się naszych śmieci paląc je. Stare liście, papiery, kartony, suche gałęzie, gazety i podobne. Początkowo wszystko było w swojej formie, ale później, gdy ogień już to strawił, nigdy potem nie mogliśmy już rozpoznać tych rzeczy, które tam były. To znaczy - więcej już o nich nie było potrzeby pamiętać. Ten ogień sprawił, że one zniknęły, zamieniły się w proch, przestały istnieć.

Tutaj Jezus powiedział, że lepiej jest mieć jedną rękę, niż dwie, ale być wyrzuconym w taki właśnie ogień, piekło. Jeśli dobrze to rozumiem - jeśli ktoś byłby wyrzucony w taki ogień, to tak jakby już nigdy więcej tego kogoś nie rozpoznać, nie pamiętać o nim, jakby ten ktoś po prostu zniknął, zamienił się w proch, przestał istnieć.

Jest to twarde stwierdzenie, z powodu grzechu/upadku, który sprawia, że jeśli ten ktoś nie odrzuci tego, co sprawia, że upada, wtedy ten ktoś "zniknie" cały".

A ja tutaj tylko dodam pytanie - Jezus pewnego razu powiedział, że złe wychodzi z serca człowieka. Czy w takim razie to odcięcie ręki, o którym mówi Jezus, dałoby pożądany skutek, skoro w sercu człowieka nadal byłoby to samo?...

[późniejsze rozmyślania na ten temat]





poniedziałek, 29 grudnia 2014

Dobra Nowina Marka, 9.3.

Odeszli stamtąd i poszli przez Galileę. Jezus nie chciał, żeby ktoś się miał się o tym dowiedzieć, bo był zajęty nauczaniem swoich uczniów. I powiedział do nich:
- Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi, a ci ubiją go na śmierć, ale trzy dni po swojej śmierci powstanie znowu.
Ale oni nie zrozumieli, o czym On mówił, i nie mieli odwagi Go o to zapytać.

Potem przyszli do Kafarnaum, i gdy byli już w domu, zapytał ich:
- O czym rozmawialiście po drodze?
Ale oni milczeli, bo po drodze rozmawiali między sobą o tym, kto z nich będzie największy. Wtedy On usiadł, zawołał ich dwunastu do siebie i powiedział:
- Jeśli ktoś chce być tym największym, niech będzie ostatnim z wszystkich, i służy wszystkim.
Potem wziął małe dziecko i postawił je pomiędzy nimi, i przytulił je, i powiedział do nich:
- Ten, kto przyjmuje takie małe dziecko, mnie przyjmuje. A ten, kto mnie przyjmuje, faktycznie przyjmuje nie mnie, ale Tego, który mnie wysłał.

Odezwał się do Niego Jan:
- Mistrzu, widzieliśmy jednego, który wyprowadzał złe duchy w twoim imieniu, i próbowaliśmy go zatrzymać, skoro nie był on z nami.
- Nie zatrzymujcie go! - odpowiedział Jezus. - Bo nikt, kto dokonuje takich potężnych czynów w moim imieniu, nie może powiedzieć nic nieprzyjemnego o mnie. Ten, kto nie jest przeciwko nam, jest z nami.

- Jeśli ktoś podaje wam do picia kubek z wodą, ponieważ należycie do Chrystusa - naprawdę, mówię wam: ten nie straci swojej zapłaty. Ale ten, kto przywołuje do upadku jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie - dla niego byłoby lepiej, gdyby był w morze wyrzucony, z kamieniem młyńskim u szyi.

- A jeśli twoja ręka powoduje, że upadasz, to odrąb ją! Lepiej jest dla ciebie być okaleczonym w życiu, niż mieć obie ręce i pójść w piekło*, w ogień, który nigdy nie gaśnie, .... (w. 44)**. I jeśli twoje stopy przywodzą cię do upadku, odrąb je! Lepiej jest dla ciebie być kulawym w życiu, niż mieć obie nogi i być wyrzuconym w piekło, .... (w. 46). A jeśli twoje oko przywodzi cię do upadku, to wyskrob je! Lepiej jest dla ciebie wejść do Królestwa Bożego jako jednooki, niż mieć oboje oczu i być wyrzuconym w piekło, gdzie robaki, które ich jedzą, nie umrą, a ogień jest nieprzerwany.

- Bo każdy człowiek będzie ogniem posolony, a każda ofiara będzie osolona solą***. Sól jest dobra. Ale jeśli sól traci swoją moc, to jak możecie ją znowu zrobić słoną? Miejcie sól w sobie samych i utrzymujcie między sobą pokój!

na podstawie: Mar. 9,30...49

* - Patrz artykuł "Piekło w Nowym Testamencie".

** - Tutaj stało się coś dziwnego. W niektórych przekładach nie ma tutaj (plus w. 46) żadnego tekstu, w innych jest ten sam tekst, co w wersecie 48, ten o robaku. Nie znalazłem jeszcze żadnego wyjaśnienia, dlaczego tak się stało, znalazłem tylko (tutaj: http://www.biblica.com/es-us/la-biblia/biblia-en-linea/sz-pl/ewangelia-wedlug-sw-marka/9/niv/, patrząc na przypisy do angielskojęzycznej wersji NIV) informację, że "niektóre manuskrypty włączają w tym miejscu tekst z wiersza 48". A sam ten tekst, cytat o robaku, pochodzi z ostatniego wersetu z Ks. Izajasza: "I będzie tak, że w każdy nów i w każdy sabat przychodzić będzie wszelkie stworzenie, aby mi oddać pokłon - mówi Pan. A wychodząc ujrzą zwłoki tych ludzi, którzy wobec mnie dopuścili się zdrady, albowiem robak ich nie zdechnie, a ogień ich nie zgaśnie, i będą wzbudzać grozę we wszelkim stworzeniu (Iz. 66,23-24, miks tłumaczeń: BW, BP, BG). Angielskojęzyczna NIV (New International Version) tłumaczy ten tekst w ten sposób (podaję go tylko dla lepszego zrozumienia, o co w nim chodzi): "robaki, które ich jedzą, nie umrą, a ogień jest nieprzerwany".

*** - Najwyraźniej w tej części tekstu kopierzy się nie spisali. Tutaj znowu jest fragment, pół zdania, który w jednych manuskryptach występuje, w innych nie. "To jak ufać Biblii, skoro tyle jest nieścisłości w jej wersjach?" - już słyszę to pytanie. "Niedoróbki" są tylko na "kantach", dotyczą szczegółów, których brak lub nadmiar nie ma wpływu na zmianę całego przekazu Biblii. Jeśli ktoś nie robi użytku z takiej Biblii, do której ma dostęp w tej chwili, niech nie zadaje więcej takiego pytania. Oprzyjmy się na tym, co jest nam dostępne, nauczmy się nie ignorować tego, co możemy się dowiedzieć z łatwością, a z reszty "niewiedzy" ewentualnie będziemy usprawiedliwieni.

[dalej]
[do początku]




niedziela, 28 grudnia 2014

"Piekło" w Nowym Testamencie

Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. 
Mar. 9,43 BT

W przeważającej większości tłumaczeń polskich i innych używane jest w powyższym wersecie słowo "piekło", oryginalnie w grece - "Gehenna". Nie sprawdzałem, czy pod każdym miejscem występowania słowa "piekło" w Nowym Testamencie oryginalnie znajduje się "Gehenna" (być może zrobię to w przyszłości), ale nazwa ta występuje wiele razy w ewangeliach, w wypowiedziach Jezusa, o czym można przekonać się tutaj: gehenna w Nowym Testamencie, występowanie.

Wg wikipedii (http://pl.wikipedia.org/wiki/Gehenna, przy czym ostatnie zdanie z objaśnienia sensu w Nowym Testamencie można sobie odpuścić - każdy ma swoje oczy i swój rozum, by pojąć, co znaczy tam to słowo) - Gehenna to było piekło, ale nie w takim rozumieniu, jak to widzimy dzisiaj. Gehenna pierwotnie była doliną poza miastem, poza Jerozolimą, składowiskiem śmieci, gdzie ciągle palił się ogień. Angielskojęzyczna wikipedia (http://en.wikipedia.org/wiki/Gehenna) mówi nawet, że czasach, gdy na tych ziemiach mieszkali jeszcze Kananejczycy (a więc przed otrzymaniem przez Izraelitów tej ziemi jako Ziemi Obiecanej), składano tam ofiary z dzieci, paląc je.

W czasach Jezusa Gehenna istniała już tylko jako symbol miejsca składowania odpadów, z wiecznie palącym się ogniem. Nie jako piekło w dzisiejszym rozumieniu tego słowa - z diabłami, kotłami, siarką etc. W moim rodzinnym mieście takim samym symbolem "piekła" - czyli wiecznego smrodu i góry śmieci - było składowisko odpadów w Samołężu, tuż pod lasem. Później - podobne składowiska z górami śmieci napotkałem w Pruszkowie pod Żbikowem, czy w Mościskach, koło Babic.

Czyli gdy czytamy w ewangeliach, jak Jezus mówi o piekle, to nie budujmy na tym teologii o piekle, jaką dzisiaj znamy - jako miejsce pobytu wiecznie potępionych, jako miejsce zasiarczone, z wiecznie palącym się ogniem... Jeśli już ktoś koniecznie chce teologię słowa "piekło" zbudować, niech to będzie teologia starożytnego śmietnika. Bo tym to jest w rzeczywistości.

I każdorazowo, gdy Jezus tego słowa używa, ma na myśli dokładnie to samo co my dzisiaj, w mowie potocznej - "przeżyłem dzisiaj piekło..." - czyli totalną metaforę, przenośnię, nic więcej.

[ciąg dalszy rozmyślań]




sobota, 27 grudnia 2014

Błogosławiona armia Boga, cz. 6 - Wybrani wybrańcy

Dlaczego więc Lewici byli wybrani? Czy to dlatego, że to Bóg ich wybrał? Nie, to wyście - mówi - wyświęcili się sami! Była to ich decyzja, ich myśli, ich słowo - to zdecydowało, kim oni są.

Tak więc nasze szczęście, nasz los, nasza radość czy nasze przygnębienie - naprawdę wynikają z naszego własnego wyboru. "Los synów ludzkich jest w ich rękach", bo to my decydujemy, co robimy ze Słowem Pana i co robimy w ogóle z tym, co On powiedział.

Zadałem sobie pytanie: gdyby tak naprawdę, wtedy, za tym pytaniem, gdyby wtedy każdy stanął, to powiedzcie, czyż nie każdy mógł? Oczywiście, każdy mógł. Ale tak się nie stanął, nie stanął każdy. I powiedzcie - czy to Bóg zdecydował wtedy? Bo niektórzy mówią o niektórych wydarzeniach, że to Bóg tak chciał. Nie, moi drodzy. Właśnie Bóg chciał, żeby każdy był zbawiony. Czyż Bóg nie zrobił wszystkiego, by każdy był zbawiony? "Los synów ludzkich jest w ich rękach". Nasz los zależy od nas samych. To nasza decyzja, co z tym zrobimy.

Kiedy Lewici się zgłosili wtedy, gdy sami się wybrali, to de facto zgodzili się też z wyborem Bożym. Łatwo jest zrobić ten jeden krok, odpowiedzieć na pytanie: "Kto jest za Panem?", wystąpić z szeregu, krzyknąć "alleluja". Łatwo jest powiedzieć: "Panie, jestem za tobą, amen". Ale tam był jeszcze jeden krok. Widzicie, że Bóg jest niesamowicie konsekwentny: "No tak, stanęliście po mojej stronie. A teraz jest druga mila". I to tylko On wie, gdzie jest nasze serce, i jak jest ono gorliwe.

Czy widzicie, że Słowo Boże podaje, że właśnie od tego momentu Lewici byli szczególnym ludem, bo sami tak zdecydowali? To oznacza, że to my sami możemy zdecydować, że będziemy szczególną własnością Pana, i to my sami możemy zdecydować, że nasze życie będzie inne. Tak, to my sami możemy o tym zdecydować, to nie leży tylko w ręku Boga, a w naszym! Bo On wszystko: szczęście, miłość, dobroć - wszystko to dał człowiekowi! Ale to Ty zdecyduj o tym, żeby go wziąć. On daje prezent! Ale to Ty decydujesz, czy go rozpakować.

Jakie więc błogosławieństwa oczekiwały Lewitów? A choćby, po pierwsze: wszystkie pokolenia Lewitów służyły w świątyni, były najbliżej Boga. Między innymi w Księdze Liczb jest napisane, że "Lewici będą obozować wokół Namiotu Świątyni". Tak, w bozie były wszystkie rody, ale najbliżej byli zawsze Lewici. Bo oni byli blisko Pana. Dlaczego więc nie mieliby mieć swoich namiotów najbliżej namiotu, w którym mieszkał Bóg?

Po drugie - już w Ziemi Obiecanej - Lewici mieszkali w wyznaczonych, szczególnych miastach, zwanymi Miastami Schronienia.

Kolejny element to chyba najbardziej niesamowite błogosławieństwo, wynikające z tego, co uczynili Lewici. Księga Liczb 18, 20: I rzekł Pan do Aarona: W ich ziemi nie będziesz miał dziedzictwa, nie będzie też dla ciebie wśród nich działu. Ja jestem twoim działem i twoim dziedzictwem wśród synów izraelskich (BW). Widzicie? Fizycznie nie otrzymali żadnej części z ziem, które dostali jako Ziemię Obiecaną, bo Pan miał być ich działem. Bóg. Tak jak zaopatrzył On Abrahama, Eliasza i innych, tak samo właśnie miał zaopatrywać też Lewitów [w ciągu dalszym, w. 21, można przeczytać, że Lewici mieli otrzymywać dziesięcinę w zamian za swoją służbę w świątyni, w zamian za bycie najbliżej Boga - dop. wł.]. Tak więc im chętniej ktoś daje ze swojego serca, im więcej, tym większe błogosławieństwo otrzymuje od Boga [niekoniecznie materialne! - przyp. wł., dlaczego? zobacz mój cykl artykułów o dawaniu darów pieniężnych i błogosławieństwach z tego wynikających], z uwagi na swoją wierność.

Chciałbym przeczytać pewien tekst człowieka, który zastanawiając się nad swoim życiem i Lewitami, powiedział tak: "Gdy Bóg podzielił Kanaan między rody izraelskie, Lewici nie otrzymali żadnego działu. Bóg powiedział im po prostu: Ja jestem twoim działem. W ten sposób stali się bogatsi od wszystkich królów i władców, którzy kiedykolwiek żyli na ziemi. Jest w tym zawarta pewna prawda, mówiąca o tym, że człowiek, który ma Boga jako swój skarb, jedynie w Nim posiada wszystkie prawdziwe bogactwa. Cokolwiek by stracił - to tak, jakby nic nie stracił, ponieważ ma wszystko, Jego samego. Tak rozumiał to też Jezus, wzywając ludzi, by poszli za Nim, zostawiając wszystko, z czym związane było ich serce. Niekiedy zapraszani wymawiali się w przeróżny sposób, lecz Jego stanowisko było jednoznaczne: żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego. On z pewnością nie pragnął urazić nikogo, ani uczynić bezwzględnym i zimnym. Raczej słowa te miały uświadomić konsekwencje i cele takiej decyzji. Nikt nie może powiedzieć, że został podstępem wciągnięty do naśladowania Jezusa. Pójście za Jezusem oznacza uczynienie więcej, niż jednego kroku w kierunku ścieżki, którą On wyznaczył. Pójdź za mną oznacza uczynienie z Jezusa centrum naszego życia. On CHCE stać się naszym działem i drogą życia".

Wybraniec Boga odpowiada na wybranie przez Boga i czyni Boga swoim wybrańcem.

30.23-38.16
koniec


[do początku]




piątek, 26 grudnia 2014

Czyny wysłanników, 3.1.

Pewnego dnia Piotr i Jan wchodzili do świątyni, na modlitwę popołudniową, około dziewiątej godziny dnia*. Przyszło wtedy kilka osób niosących na sobie chorego, który był całkowicie sparaliżowany, od urodzenia. Każdego dnia sadzali go oni przy bramie świątyni, Bramie Pięknej, żeby mógł żebrać o jakieś dary od tych, którzy wchodzili na plac świątyni. Kiedy zobaczył on Piotra i Jana, którzy akurat tam wchodzili, poprosił ich o jakiś datek. Spojrzeli pewnie na niego i Piotr powiedział:
- Spójrz na nas!
Ten zrobił to, i miał nadzieję, że chcieli mu coś dać. Ale Piotr powiedział:
- Srebra ani złota nie mam, ale co mam, to chcę ci dać. W imieniu Jezusa Chrystusa nazareńskiego - podnieś się i chodź!
I wziął go za prawą ręką i podniósł. I zaraz dostał on jakiejś siły w stopach i kostkach, podskoczył, stanął na nogach, i zaczął chodzić wokół. Potem podążył za nimi na plac świątyni, gdzie chodził, skakał, śpiewał i dziękował Bogu. I wszyscy widzieli, jak chodził on dookoła i śpiewał pieśni dla Boga. Rozpoznali go i wiedzieli, że to był ten, co zazwyczaj siedział przy Bramie Pięknej i żebrał o datki, i zastygli ze zdziwienia i przerażenia z powodu tego, co zobaczyli.

On sam natomiast trzymał się blisko Piotra i Jana, a pełni zdziwienia ludzie cieśnili się wokół nich w Hali Kolumn Salomona. A kiedy Piotr to ujrzał, zaczął przemawiać do ludu:

na podstawie: Dz. Ap. 3,1...12

* - Wg współczesnej miary czasu - ok. godz. 15. 

[dalej]
[do początku]




czwartek, 25 grudnia 2014

Ps. 50 - podziękowania i wdzięczność

Psalm przekonwertowany na rzeczywistość współczesną, kompletna parafraza. Trawiący ogień i inne, podobne atrybuty, odpuściłem sobie, podobnie odniesienia do ofiar składanych przez Izraelitów. Ale że i dzisiaj czasami próbujemy "dać" Bogu coś, żeby w zamian otrzymać jego błogosławieństwo, a - mimo że pierwotnie składanie ofiar w Izraelu miało zupełnie inny sens - to z czasem ludzie zaczęli właśnie tak to traktować: jeśli Bóg nam akurat nie sprzyja, dajmy mu więcej ofiar; tak więc teksty o ofiarach przekonwertowałem na dzisiejsze "ofiary".

Bóg
sam Wszechmocny
przemówił
i wezwał całą ziemię, od wschodu do zachodu
Bóg zajaśniał
doskonały w swym pięknie
Bóg nadchodzi
i nie będzie milczał
przywołuje mieszkańców nieba z wysoka
przywołuje mieszkańców ziemi
na sąd swojego ludu:
zgromadźcie moich wierzących
którzy zawarli ze mną porozumienie dzięki ofierze
a całe niebo zaświadczy o Jego sprawiedliwości
i o tym, że sam Bóg jest sędzią. 

Słuchaj mnie, mój wierny wyznawco, 
będę teraz mówił
będę cię przestrzegał
oto tylko ja jestem twoim Bogiem
nie mam nic do twoich codziennych ofiarowań
bo twoje poświęcenie jest zawsze dla mnie widoczne

ale nie chcę brać żadnych pieniędzy od ciebie
rzuconych na tacę, czy wpłaconych na konto
bo moje jest każde zwierzę na ziemi
tysiące zwierząt w górach
moje są każde pokłady ropy
i węgla, i rudy
gdybym czegoś potrzebował, nie musiałbym ci mówić o tym 
bo cała ziemia, i wszystko, co ją wypełnia, są moje
czy będę korzystał z tych banknotów położonych na tacę?...
ofiaruj Bogu swoje dziękczynienia
podziękowania i wdzięczność
i spełnij to, co przed Bogiem obiecałeś
i wezwij mnie w trudnym dniu
a ja ci pomogę, przeprowadzę przez niego
a okażesz mi potem swoją wdzięczność

a do niegodziwego Bóg mówi tak:
dlaczego wyliczasz moje przykazania?
dlaczego bierzesz na usta moje porozumienie z ludźmi?
(dlaczego każdemu wyliczasz, co kto powinien robić
kto w co powinien wierzyć i kto gdzie powinien być?)
sam nie cierpisz jakiejkolwiek karności czy napomnienia
a moje słowa odrzucasz daleko za siebie
gdy widzisz złodzieja - kombinujesz razem z nim
i trzymasz sztamę z tymi, co mają za nich małżeństwo
w złości popuszczasz wodze fantazji swoim ustom
i dopuszczasz myśl, by zdradzić kogoś
rozsiadłszy się wygodnie, obmawiasz swojego brata
rzucasz zniewagi na członków twojej rodziny

ty to czyniłeś, a ja milczałem
i wyobrażałeś sobie, że jestem taki sam
ale ja rozprawię się z tego z tobą
postawię to wszystko przed twoimi oczyma
zrozumcie to wy wszyscy, którzy nie pamiętacie o Bogu!
żebym was kiedyś nie zatrzymał
bo wtedy nic już wam nie pomoże

kto ofiaruje mi podziękowania i wdzięczność
ten oddaje mi cześć
a kto kieruje się prawością
temu ukażę zbawienie Boga

Psalm 50, kompletna parafraza






środa, 24 grudnia 2014

Brutalny Bóg

Te wszystkie historie, jak ta w tym kazaniu, o zabiciu 3 tys. ludzi (Błogosławiona armia Boga), jak ta o Sodomie i Gomorze - o całkowitym zgładzeniu dwóch, całych miast. Jak te z Apokalipsy, mówiące o tym, że Ziemia zostanie spalona, a potem urządzona od nowa. Czy nie mówią one o tym, że Bóg jest brutalny?

Chcę tutaj posłużyć się kilkoma obrazami z naszego codziennego życia.

Kuchnia. Z wczorajszego posiłku zostało nieco warzyw. Wszyscy są już najedzeni, nikt nie chce jeść więcej, niż to jest potrzebne. Warzywa nie wytrzymają do kolejnego dnia, zepsują się. I co teraz zrobić? Mimo wszystko - trzymać je w lodówce? Wiedząc, że się zepsują, będą śmierdzieć, może jakaś część nadgnije i tym samym będzie dotykać świeżego warzywa leżącego obok? A może po prostu je wyrzucić? Tak brutalnie, po prostu - wyrzucić.

Samochód, olej silnikowy. Stary, zużyty, ma przejechane nawet więcej, niż zalecane 10-30 tys. km (zależnie od jego rodzaju). Można by go zostawić, w końcu wygląda jeszcze dobrze... Ale świadomość tego, że mimo że olej wygląda dobrze, to przez ten czas ma zaabsorbowaną już wystarczającą ilość wody, by stracić swoje właściwości smarne - nie pozwala tego zrobić. Jeśli olej stracił swoje właściwości smarne, to znaczy, że już nie spełnia swojej funkcji, a dalsze jego używanie grozi zatarciem silnika - tłoków w cylindrze, które potrzebują bardzo dobrego smarowania z cienkiej, zaledwie mikronowej warstwy oleju. Lub panewek, pracujących chyba w najcięższych warunkach w całym silniku - wieczne tarcie metalu o metal, wysokie obroty, wysokie obciążenie, niedopuszczalny jakikolwiek luz... I co z tym olejem? Wygląda przecież dobrze. Są tacy, co jeżdżą dalej, "oszczędzają", czego efektem potem są stukające wtryski, nieszczelność silnika na pierścieniach, spalanie oleju przedostającego się między pierścieniami, kopcenie... Oby nie obrócenie panewek. Bo wtedy silnik nadaje się już właściwie na złom. Taki oleju nie można wylać gdziekolwiek, żeby nie skaził natury - mnóstwo opiłków metalu w środku, namagnesowanych, i środków chemicznych, dodanych przez producenta... Trzeba go więc zutylizować. Albo spalić w piecu olejowym. W każdym razie - wyrzucić, tak brutalnie, mimo że wygląda jeszcze dobrze.

Leśnicy wycinają chore drzewa w lesie, by zaraza się nie przenosiła. Co jakiś czas można spotkać w lesie drzewa oznaczone jako przeznaczone do wycinki.

Wiele rzeczy może z zewnątrz wyglądać dobrze, ale od środka są już tak zepsute, że nie ma szans na jakąkolwiek naprawę. A co, jeśli to dotyczyłoby ludzi? A co, jeśli przedpotopowa ziemia oraz Sodoma i Gomora zostały zniszczone właśnie dlatego, że ludzie tam byli już tak źli, że nie dało się już nic naprawić?

"Ale zaraz zaraz, przecież to ludzie! A nie warzywa w lodówce! Czy olej silnikowy! To zupełnie coś innego!" - mógłby ktoś zawołać. Racja. Zgadzam się z tym. Ludziom powinno dać się szansę. Ale czy 120 lat, podczas których Noe budował swoją arkę (i nie wiemy, czy nie nawoływał do poprawy, jak inni, późniejsi izraelscy prorocy) to nie było wystarczająco, aby poprawić coś w swoim życiu? A Sodoma i Gomora - zniszczenie tych dwóch miast miało miejsce, gdy Abram (jeszcze nie Abraham) miał już sto lat, i wciąż jeszcze był czas, by razem z żoną mieli dziecko. Wysnuwając na tej podstawie wniosek, że bardzo możliwe jest, że taki czas życia był wówczas normalny - czy mieszkańcy Sodomy i Gomory nie żyli wystarczająco długo, by dotarły do nich jakieś przesłanki, że to, co robią, jest złe? Że można coś zmienić?

Można się bulwersować, że "zasada" zepsutych warzyw w lodówce nie powinna dotyczyć ludzi. Bo ludzie to coś innego niż warzywa. Ale czy nie istnieje w prawie karnym niektórych państw zapis o karze śmierci? Kara wymierzana człowiekowi, wobec którego uważa się, że jest tak zły, że nie powinien już dłużej żyć, bo wyrządzałby w społeczeństwie same dotkliwe szkody... A więc jednak ludzie potrafią sami potraktować innych ludzi, jak tamte warzywa w lodówce.

Wracając więc do pierwszego pytania - czy jeśli Bóg podejmuje decyzje, że ktoś jest na tyle szkodliwy, bezlitosny, zepsuty, że dalsze jego życie tylko zagraża społeczeństwu i pozbawia takiego człowieka życia - to czy mamy prawo mówić, że jest On brutalny? Postępujemy przecież tak samo, jak On, skazując na karę śmierci, lub dożywocie w klatce, ludzi do cna zepsutych. I jestem też pewien, że gdyby miano na wolność wypuścić choćby jednego jakiegoś gwałciciela czy seryjnego mordercę, to tłum zareagowałby bardzo impulsywnie. Śledząc prasę widać, że lincze, samosądy, są dosyć popularne także i dzisiaj.

Uważam więc, że Bóg nie jest brutalny. Jest takim samym zapobiegliwym gospodarzem, jakich często spotyka się i dzisiaj. Niektóre historie brzmią brutalnie, to prawda. Ale jeśli wyobrazimy je sobie, że działyby się dzisiaj, i dotyczyłyby nas samych - np. jak w tej Sodomie, gdzie córka nie mogłaby wyjść z domu, bo zaraz byłaby narażona na zgwałcenie przez wszystkich sąsiadów dookoła... Tak, wtedy mielibyśmy ochotę zrobić z tym porządek. Wzywalibyśmy policję, a w przypadku jej bezradności czy bezsilności wynikającej z ewidentnej korupcji - sami mielibyśmy ochotę "wymierzyć sprawiedliwość".

Bóg nie jest brutalny. Wręcz przeciwnie - jest dobrym gospodarzem, dbającym, żeby chore, zarażone, zgniłe ziarno nie leżało razem z tym dobrym, z którego ma szansę wykiełkować coś dobrego. Mało tego - Adam i Ewa popełnili błąd, który tylko On mógł naprawić. I zrobił to, wymierzając swoją karę Komuś, kto absolutnie na to nie zasłużył, ale przyjął ją na siebie dobrowolnie, żeby inni nie musieli być już na nią narażeni. To już nie jest brutalność. To jest miłość.





poniedziałek, 22 grudnia 2014

Dobra Nowina Marka, 9.2.

Kiedy wrócili do tamtych innych uczniów, zobaczyli duży tłum zebrany wokół nich, oraz kilku uczonych w Piśmie, dyskutujących z nimi. Zaraz lud skierował swój wzrok na Jezusa, i - bardzo przejęty - przybiegli ludzie do Niego, przywitać Go. Wtedy On ich zapytał:
- O czym to tak dyskutujecie?
- Mistrzu - odpowiedział jeden z tłumu - przyszedłem do ciebie z moim synem, ponieważ ma on w sobie ducha, który nie pozwala mu mówić. Kiedy go dopada, rzuca nim na różne strony, wtedy on pieni się i zgrzyta zębami, i staje się kompletnie sztywny. Prosiłem twoich uczniów, żeby tego ducha wyprowadzili precz, ale nie dają rady.
- O rodzie niedowiarków - powiedział Jezus do nich. - Jak długo mam być jeszcze z wami? Jak długo mam jeszcze z wami wytrzymywać? Przyjdź tutaj ze swoim chłopcem!

Wtedy oni przyszli z nim, a ten duch zaraz, jak tylko zobaczył Jezusa, wyrwał się i rzucił chłopcem o ziemię znowu na wszystkie strony, wściekł się i zapienił. Jezus zapytał ojca:
- Jak długo ma to miejsce?
- Od kiedy był małym chłopcem - odpowiedział ojciec. - Wiele razy ten duch rzucał go zarówno w ogień jak i w wodę, żeby odebrać mu życie. Ale jeśli jest to możliwe, żebyś coś z tym zrobił, to zrozum nas i pomóż.
- Jeśli to jest możliwe? - powtórzył Jezus. - Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy. Wtedy ojciec chłopca zawołał:
- Wierzę! Pomóż mi w moim zwątpieniu!

Gdy Jezus zobaczył, że lud zebrał się ciaśniej, pogroził temu złemu duchowi i powiedział:
- Ty oszalały i głuchy duchu, rozkazuję ci: zwiewaj z niego, i nigdy nie wracaj!
Wtedy krzyknął on głośniej, rzucił chłopcem gwałtownie i uciekł. Chłopiec leżał bez życia i wszyscy mówili, że jest martwy. Ale Jezus wziął go za ręce i pomógł wstać, i chłopiec się podniósł.

A kiedy Jezus już powrócił do domu, a uczniowie byli już sami z nim, zapytali Go:
- Dlaczego niemożliwe to było dla nas wyprowadzić tego ducha na zewnątrz?
- Ten rodzaj możliwy jest tylko poprzez modlitwę i post.

na podstawie: Mar. 9,14...29





niedziela, 21 grudnia 2014

"Jak długo jeszcze?"...

On zaś im odpowiedział: Pokolenie niedowiarków, jak długo jeszcze będę z wami? Jak długo was jeszcze będę znosił? 
Mar. 9,19 BP

Jezus powiedział: Jak długo mam być jeszcze z wami?... Czy mam rozumieć, że chciał być już u góry, z Ojcem? Że chciał już wszystko zakończyć?...

Jak to się ma do czasów obecnych? Czy to oznacza, że być może Jezus przyszedłby już na ziemię, ale wciąż zwleka i być może zadaje pytanie: "O rodzie wątpiący, jak długo mam jeszcze zwlekać z moim ponownym przyjściem do was? Jak długo mam jeszcze pokrzepiać was moim Duchem? Już dawno wszyscy bylibyście u Ojca?"...

Jak to odebrać?




poniedziałek, 15 grudnia 2014

Błogosławiona armia Boga, cz. 5 - Poświęcenie dla...

Ale przed nami jest jeszcze to największe błogosławieństwo.

Otóż ci Lewici wiedzieli tamto wszystko, a mimo to poszli. Jak zapewne zauważyliście, na pytanie: co Bóg wybiera, wg jakiego kryterium się kieruje, że odpowiedzą jest, że Bóg ma tylko jedno kryterium: miłość. Czynną miłość. Bo nikt nie jest zdolny do poświęcenia bez wyraźnych motywów. Bo tutaj chodziło nie tyle o to, co sprawiło to poświęcenie, albo jak wielkie było to poświęcenie Lewitów, ale chodziło o to, dla kogo oni się poświęcili. Kto sprawił, że człowiek zdolny był do czegoś takiego. To znaczy - jaki autorytet, jaka osoba, jaka miłość za tym stała.

Kim więc musiała być Ta Osoba? Co musiała uczynić w życiu Lewitów (czy też ogólnie - ludzi), że bez zastrzeżeń uczynili coś tak dziwnego, dla Niego.

Imię Lewi oznacza: "przywiązany". Z czym kojarzy się wam to słowo? Mi kojarzy się z faktem: jeśli coś jest przywiązane, to nie jest rozwiązane. Dla mnie to jest piękna nazwa. Ciekawe jest to, że szczególną cechą tego rodu było poświęcenie z uwagi na przywiązanie. Bo poświęcić się można też na zasadzie takiego "pospolitego ruszenia" - kiedy ktoś krzyknie coś, i tłum idzie za nim: "Tak! Hurraa!" Ale tutaj, to poświęcenie, wynikało z tego szczególnego przywiązania. I za tę właśnie myśl, podczas czytania tej historii, oddałem chwałę Bogu.

Mało tego - mówimy, że Lewici byli poświęconym i oddanym ludem. Prawda. Ale tak naprawdę to, co czytaliśmy, świadczy o tym, że to oni sami się wyodrębnili, bo nawet sam Bóg powiedział, czy też przez usta Mojżesza, w wersecie 29: "Wyście dziś wyświęcili siebie samych". Co to może oznaczać?...

Może oznacza to to, co jest napisane w Księdze Joba, jest tam zapisana bardzo głęboka myśl, która na 100% koresponduje z tym, co sprawia, że ktoś jest "wybrany", a ktoś może nie jest "wybrany": Czy ich powodzenie nie jest w ich ręku? Zamysł bezbożnych daleki jest od niego (Job 21,16 BW). A tu się okazuje, że tak! Że powodzenie "synów ludzkich" jak to zostało nazwane wcześniej w Księdze Joba, że jest ono w rękach nas samych! Niektórzy mówią: to Wszechmogący Bóg, Stworzyciel Wszechświata, ale nie jest on jakimś arbitralnym Bogiem, który na siłę rozdziera moje serce i powiedziałby, że tak ma być, bo On tak chce! Nie! Jest On kimś, kto szalenie szanuje twój wybór, twoje decyzje!

25.32-30.22





środa, 10 grudnia 2014

To nie rzeczy są złe

Codziennie wspólnie przebywali w świątyni, po domach łamali chleb, z radością i prostotą serca brali udział w posiłkach. 
Dz. 2,26 BP

Często wymaga się od nowo nawróconych, by całkowicie zerwali ze swoimi starymi przyzwyczajeniami, dotyczącymi praktyki duchowej, religijnej. I celowo nie napiszę więcej na ten temat.

Natomiast w moim własnym życiu wiele razy widziałem pokrzepiające działanie rzeczy, które uważane są za "niegodne" chrześcijanina. To, że one działały pokrzepiająco, uważam za naturalną kolej rzeczy. To, że one pojawiały się w dokładnie odpowiednim czasie i miejscu - uważam za działanie Boga. I wiele razy w moim życiu Bóg posłużył się rzeczami, które leżą głęboko w moim stylu życia, podobnie jak tamta świątynia w życiu Izraelitów. I wiele razy owo posłużenie się doprowadziło do tego, że się do Niego zbliżyłem. Nie można więc ze stuprocentową pewnością osądzić, że rzeczy są złe. Bo złe nie są rzeczy, a to, do czego one doprowadzają.

Podobnie jak ta świątynia tutaj - nowo nawróceni Izraelici, świeżo po przemowie Piotra, która uświadomiła im, że ich wyczekiwany Mesjasz już przyszedł; mało tego - że dopiero co, parę miesięcy wstecz, sami go wydali na ukrzyżowanie... Nawrócili się, zmienili sposób myślenia, wiedzieli już, że wszystko, co było w świątyni, było "znakiem drogowym" pokazującym na Jezusa. I że nie ma potrzeby już więcej składać ofiar w świątyni.

A mimo to - gdzie oni spędzali swoje pierwsze dni jako nowo nawróceni? Oczywiście tam, gdzie - według głęboko w nich zakorzenionych przekonań - Bóg bywał osobiście.

Nie ma więc nic złego w tym, że nowo nawróceni ludzie wracają do swoich starych miejsc, gdzie mieli zwyczaj bywać wcześniej, do swoich czynności etc., bo zdarza się, że tym razem znajdują w nich ukojenie od Boga, albo mają inną motywację, albo coś innego - gdzie 100 ludzi, tam 100 powodów.

Bo, jak napisałem wcześniej, to nie miejsca/czynności/rzeczy są złe, a tylko to, do czego one doprowadzają.





Czyny wysłanników, 2.3.

A ci, kiedy to usłyszeli, wstrząsnęło to ich sercami, i powiedzieli do Piotra i innych apostołów:
- Co więc mamy robić, bracia?
- Nawróćcie się / zmieńcie kierunek myślenia - odpowiedział Piotr - i ochrzcijcie się w imię Jezusa Chrystusa, każdy z was, a wtedy możecie otrzymać przebaczenie waszych grzechów, i otrzymacie któryś z darów Ducha Świętego, bo ta obietnica obejmuje i was, i wasze dzieci, i wszystkich, którzy są daleko stąd - wszystkich, których Bóg przywoła.

Świadczył wobec nich też w wielu innych słowach, i napominał ich:
- Pozwólcie się wyzwolić z tej waszej powywracanej generacji.
Ci, którzy przyjęli jego przesłanie, zostali zanurzeni/ochrzczeni, tego dnia więc zostało ochrzczonych około trzech tysięcy osób.

Potem trwali oni razem i słuchali nauczania przez apostołów, włącznie ze wspólnymi zebraniami, łamaniem chleba i modlitwami. Każdy jeden trwał w głębokim szacunku, ponieważ apostołowie dokonywali mnóstwo cudów i znaków. Wszyscy ci wierzący trzymali się razem i mieli wszystko wspólne. Sprzedawali swoje domy, i to, co uzyskali, dzielili pomiędzy siebie, według potrzeb. Każdego dnia trwali oni razem na placu świątyni, a w domach łamali pomiędzy sobą chleb i jedli razem ze szczerą i serdeczną radością. Śpiewali, wychwalali Boga, a lud odnosił się do nich życzliwie. I każdego dnia dodawał Pan nowych, którzy przyjęli zbawienie.

na podstawie: Dz. Ap. 2,37...47

[dalej]
[do początku]





poniedziałek, 8 grudnia 2014

Błogosławiona armia Boga, cz. 4 - Nagłe decyzje

Moglibyśmy powiedzieć: co za rzeź! Na ten pierwszy rzut oka, kiedy to czytamy, pierwsza nasza reakcja, to: co za rzeź! Ale można też powiedzieć: co za poświęcenie. Czy nie mieli wątpliwości i wahań? Przecież tu chodziło o ich braci. Braci z krwi i kości, których znali i widzieli. Zauważam, że oni nie mieli czasu nawet na zastanawianie się, na przemyślenie, na przedyskutowanie.

Bo są takie sprawy i decyzje w życiu człowieka, z podjęciem których nie można czekać. Pamiętacie Feliksa, z którym rozmawiał apostoł Paweł i który mu powiedział: "Nie teraz, zaczekaj"? Aż w końcu nigdy...

Co by się stało, gdyby Lewici, przed akcją, na słowo Pana, usiedli i zrobili debatę, głosowanie. Wiecie zwykle jest tak, że nawet jeśli człowiek wie, jakie jest słowo Pana, a tu... debata, głosowanie! Nie jestem im przeciwny, oczywiście, nie chcę, żebyśmy teraz wylali dziecko razem z kąpielą. Chcę po prostu zadać pytanie: co byłoby, gdyby Lewici na słowo Pana - rozumiecie: Pan powiedział, a oni usiedliby i rozpoczęli debatę. Zadaję to pytanie, które sobie postawiłem. Nadal w ramach wkładania tego kija.

Oni nie wiedzieli, że to, co mówi Pan - a Jego słów nie weryfikuje się przecież okolicznościami, bo czy zgodzicie się z tym, że zupełnie inaczej wyglądałoby życie człowieka, gdyby nie rozstrzygał swoim rozumem i logiką sensowności słów Boga? Że życie ludzi wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby Bożych słów nie rozbierano, nie rozkładano używają tylko i wyłącznie logiki?

Czy rozumiemy, dlaczego tak niewielu poszło za słowem Pana? To była przecież tylko garstka, właśnie Lewici. Czy rozumiemy, dlaczego tak niewielu ludzi godzi się na drogę Pana? I tu nie chodzi o to, że ci, którzy nie poszli, to byli głusi. Nie, nie można tego tłumaczyć tak, że tylko Lewici mieli wtedy zdrowy słuch. Słyszeli to wszyscy! Przecież Mojżesz nie powiedział: "Lewici, czy jesteście za Panem? Jeśli tak, to chodźcie!". Mojżesz powiedział: "KTO jest za Panem?". Czy zauważyliście, że te słowa słyszeli WSZYSCY? Czyli nie było tu czegoś takiego, że to Bóg ich wybrał, że Bóg zrobił jakąś degradację czy awansy, że to Bóg zdecydował arbitralnie, ponieważ ma moc, a "ja, biedny szarak, muszę się na to po prostu zgodzić". Nie, to nie było tak. Nie, ponieważ Bóg szanuje nasze wybory, ponieważ nas kocha. Ten uroczysty apel Mojżesza słyszeli wszyscy.

A może - zadałem sobie pytanie - ze strony Lewitów było to takie pospolite ruszenie, taka wierność, że chodziło o to, żeby nikt "nie wyłamał się z klubu". Może to o to chodziło? Sądzę, że nie. Widzę tutaj, że oni nie zrobili tego pod wpływem emocji, pod wpływem chwili. Oni po prostu w to weszli i szybko to zrobili. Dlaczego tak sądzę? Bo ani tuż potem, ani nigdy potem - nigdy tego nie żałowali. Nigdy nie mieli wyrzutów sumienia. Oni wiedzieli co i dlaczego zrobili. A nie byli zwyrodniałymi mordercami. Oni nie byli przyzwyczajeni do zabijania, nie byli przyzwyczajeni do przelewu krwi. Ale nigdy potem tego nie żałowali.

Wiedzieli, że tu nie chodzi o jakąś grę, zabawę, że jest to coś bardzo realnego, tak jak realne było to, że Bóg powiedział "będziesz chodził nago" i "weźmiesz sobie za żonę nierządnicę". Ja nie żartuję. I jeszcze: "musisz zabić swojego syna". Ja naprawdę nie żartuję. Tu nie chodzi o jakąś grę.

Jaki ten Bóg jest dziwny...

Oni to wszystko wiedzieli, a mimo to poszli.

Drodzy, my dzisiaj możemy słuchać tej historii, ale powiedzcie mi tak szczerze - gdybyś wiedział, że Pan Bóg mówi, że masz coś zrobić, dzisiaj, na przykład że masz zabić swoje dziecko... Ja wiem, że mówię teraz bardzo niepopularne słowa. Ale przecież Bóg, w którego wierzymy, to wcale nie jest jakiś inny Bóg. Nie mówię, że Bóg nas teraz będzie zachęcał, żebyśmy ludzi zabijali, nie. Ja chcę tylko powiedzieć jedno: jakiemu Bogu służymy? Jakiemu Bogu, który często podaje nam rzeczy bardzo niepopularne? Ale to jest wciąż ten sam Bóg.

Tak, są też tacy, którzy stoją w takiej dziwnej "obronie" Boga, i charakteru Boga, i starają się każdą - nawet niemożliwą do wytłumaczenia - historię wytłumaczyć w taki sposób, że jest to tak pokrętne i tak dziwne...

Nie, moi drodzy. Ja wierzę, że tej historii nie wolno nam tłumaczyć inaczej, niż tak, jak została napisana.

18.48-25.31

[dalej]
[do początku]




niedziela, 7 grudnia 2014

Czyny wysłanników, 2.2.

Wtedy Piotr wystąpił naprzód, razem z pozostałymi jedenastoma. Wzmocnionym głosem powiedział do nich [tamtych ludzi, zebranych wokół]:
- Mężczyźni izraelscy, i wszyscy, którzy mieszkacie w Jerozolimie! Uważajcie na to, co mówię, i słuchajcie dokładnie moich słów!

Tamci mężczyźni nie są pijani, jak się wam wydaje. Jest przecież dopiero dziewiąta rano*! Ale dzieje się tutaj to, co przepowiedział prorok Joel:

W dniach ostatnich zdarzy się, mówi Bóg, 
że wyleję Ducha nad wszystkimi ludźmi. 
Wasi synowie i wasze córki będą prorokować, 
młodzież będzie widzieć widoki na jawie,
a starsi będą śnić sny.

Nawet nad moimi niewolnikami/sługami i niewolnicami/służącymi 
wyleję w tamtych dniach mojego Ducha, 
a ci będą opowiadać proroctwa. 

Ustanowię cuda u góry na niebie, 
i znaki na dole, na ziemi,
krew, ogień i kłęby dymu. 

Słońce przekształci się w ciemność, 
a księżyc w krew,
zanim dzień Pana nadejdzie, wielki i jaśniejący. 

Ale każdy, który wymawia Jego imię, 
będzie zbawiony. 

Izraelici! słuchajcie tych słów! Jezus z Nazaretu był tym człowiekiem, którego Bóg wskazał, poprzez wiele wielkich czynów, cudów i znaków, które Bóg pozwolił mu czynić pomiędzy wami. O tym wszystkim wiecie, wszystko to znacie. On został wydany wam, tak Bóg zadecydował już dawno temu i pozwolił o tym wiedzieć, i bezprawnymi rękoma przybiliście go do krzyża i zabiliście. Ale Bóg go podniósł/ożywił i uwolnił od bólów śmierci. Śmierć nie była wystarczająco silna, by Go tam zatrzymać, bo już Dawid mówił o Nim:

Zawsze mam Pana przed oczyma moimi, 
On jest u mojej prawej ręki, nigdy się nie potknę. 

Dlatego moje serce się cieszyło, a mój język wyrażał radość, 
i nawet moje ciało uda się na spoczynek z nadzieją. 

Bo ty nie zostawisz mojej duszy w królestwie śmierci
i nie pozwolisz swojemu świętemu zgnić. 

Nauczyłeś mnie znać drogi życia
i wypełnisz mnie radością przed twoim obliczem. 

Bracia, pozwólcie mi mówić, otwarcie, bez ograniczeń, o waszym pra-ojcu Dawidzie. Umarł on i został pogrzebany, i dzisiaj mamy jego grób pomiędzy nami. Ale był on też prorokiem, i wiedział, że Bóg zaprzysiągł usadowić owoc jego życia na tronie. Dlatego miał on wgląd w przyszłość i przepowiedział o Mesjaszu, który miał powrócić do życia. To właśnie on nie miał się znaleźć w królestwie śmierci, i to właśnie miało być jego ciało, które miało nie zgnić. Tego Jezusa Bóg przywrócił do życia, i o tym właśnie my tutaj świadczymy. Został on uniesiony aż do prawicy Boga, odebrał od swojego Ojca Ducha Świętego, który był obiecany nam, a teraz został na nas wylany, jak to widzicie i słyszycie. Bo to nie Dawid został do nieba wzięty, jak to sam napisał:

Pan powiedział do mojego Pana:
usadów się u mojej prawej ręki

dopóki nie położę twoich wrogów
jako podnóżka u twoich stóp. 

Więc cały lud izraelski ma wiedzieć jako rzecz oczywistą: ten Jezus, którego tak chętnie ukrzyżowaliście, Jego to właśnie Bóg uczynił i Panem, i Mesjaszem.

na podstawie: Dz. Ap. 2,14...36

* - Oryginalnie, wg tamtejszego systemu czasowego - trzecia godzina dnia. 





Posłannictwo potwierdzone przez Boga

... Jezusa Nazareńskiego, męża, którego Bóg wśród was uwierzytelnił przez czyny niezwykłe, cuda i znaki, jakie Bóg przez niego między wami uczynił... 
Dzieje 2,22 BW

... Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was...
BT

Czasem zastanawiałem się, jak to będzie z innymi ludźmi. Ci nawróceni żyją między nimi, i co dalej? Niewiele się dzieje. Nie widać jakoś przykładów, jakoby na przykładzie życia jednego czy kilku nawróconych nawrócił się ktoś jeszcze.

Może więc trzeba czekać na owo ostateczne wylanie Ducha, o którym pisał Joel? Na ów "późny deszcz"? A wtedy ci nawróceni będą zdolni czynić takie same cuda, jak Jezus robił? Powiedział On kiedyś, że będziemy robić takie same rzeczy, jak On. Aby ludzie wokół - poprzez dokonywanie takich cudów/znaków uwierzyli, że z nawróconymi jest moc z Góry, od kogoś specjalnego.

Kiedy? Kiedy będzie można zacząć uzdrawiać? Doprowadzać kogoś do nawrócenia poprzez znajomość jego serca, daną z góry?...




piątek, 5 grudnia 2014

Psalm 48 - migawka z Nowej Ziemi

Wielki jest Bóg, 
wysławiany w swojej stolicy, 
położonej na szczycie góry. 

Góra ta, 
ostatni kraniec północy, 
stolica Króla wielkiego, 
niesie wszędzie radość. 

A sam Bóg, 
w Jego zamkach - 
- okazał się być twierdzą bezpieczną. 

Oto bowiem inni się sprzymierzyli
i razem natarli, 
ale zaledwie Go zobaczyli - 
- osłupieli, rozpierzchli się, 
drżenie ich ogarnęło, 
ból - jak rodzącej kobiety. 

Wszystko to - 
- jakby jakiś wschodni wicher
wszystkie okręty nagle rozkruszył.

A my - wszystko to, o czym słyszeliśmy, 
tutaj na własne oczy zobaczyliśmy,
w stolicy naszego Boga, 
twierdzy po wieczne czasy. 

Rozważamy, Boże, Twoją dobroć, 
pośrodku Twojej świątyni, 
tak samo, jak sławne jest Twoje imię
na całą ziemię,
tak samo rozciąga się chwała Twoja, 
wszędzie tam chwalone jest imię Twoje, 
i Twoja prawa ręka, 
w pełni sprawiedliwa. 

Niech cieszy się cała góra, 
i całe miasto Twoje, 
z powodu Twoich wyroków!

Obejdźcie miasto dookoła,
obejrzyjcie jego umocnienia, 
jego mury i wały,
baszty i warownie, 
i opowiadajcie bez końca:

Taki właśnie jest Bóg, 
który jest nasz, 
i z nami aż po wieczność. 
On poprowadzi nas
aż poza granice śmierci. 

twórczość własna oparta na Psalmie 48

Początkowo tego nie dostrzegłem. Ale po kolejnym przeczytaniu tego Psalmu zobaczyłem w nim obraz, który znam - gdzieś z wyobraźni, pamięci. Nie wiem, skąd to wiem, nie wiem, gdzie to przeczytałem, ale wiem, że tak właśnie ma wyglądać ostateczna rozgrywka pomiędzy Bogiem a Szatanem, już po zmartwychwstaniu wszystkich: gdzieś w Ks. Objawienia jest mowa o nowym mieście, postawionym przez Boga, po czasach Apokalipsy. W tym mieście będą wszyscy, którzy w Niego uwierzyli, a pozostali zostaną zebrani przez Szatana jak wojsko, jak armia, by ruszyć na to miasto i je zniszczyć. Ale - zaledwie Go zobaczyli, rozpierzchli się... - tak, bo jednocześnie z ujrzeniem Go przypomniały im się wszystkie te  momenty, kiedy otwarcie deklarowali, że On nie istnieje, że Go nie ma. I te wszystkie momenty, kiedy On próbował delikatnie dawać znać, że On jest. I jak oni uparcie nie chcieli w to wierzyć.

Ale Bóg jest. Na zawsze. Z nami. Jak mąż i żona, dopiero co pobrani, którzy obiecują sobie być ze sobą na zawsze. Zakochani, pełni uczucia dla siebie nawzajem. Tak właśnie jest z Bogiem - On również obiecuje być z nami na zawsze.

W miejscu, gdzie mowa o tym, że On poprowadzi nas aż poza granice śmierci, NBG nazywa Go pasterzem. I On jest dla nas jak pasterz: pilnuje, byśmy obrali najlepszą z możliwych dróg, i nawet, jeśli gdzieś nas zapędza, niby jak jakieś stado, to tylko po to, by dać nam jak najlepszą trawę. Oczywiście, możemy gdzieś tam urwać się w bok, "zażyć" wolności. Ale czy to warto, jeśli to On zna te najlepsze miejsca?

Nic tylko obejrzeć to Jego miasto, umocnienia, pomyśleć o tym, że na początku Adam i Ewa również byli stworzeni tylko w jednym lesie (raju), ale nie musieli żyć tylko w nim - Bóg powiedział do nich: "Idźcie, rozmnażajcie się i napełniajcie całą Ziemię" - i myślę, że tak samo będzie później, po oczyszczeniu Ziemi ze wszystkiego złego. Tylko tym razem nie będzie już "zakazanego owocu" - bo każdy z nas doświadczył w swoim życiu już wiele, wiele takich "owoców", i świadomie wybrał Boga. I zawsze będzie wybierał.

[inne Psalmy]




środa, 3 grudnia 2014

Dobra Nowina Marka, 9.1.

Sześć dni później wziął Jezus ze sobą Piotra, Jakuba i Jana, i poprowadził ich na wysoką górę, gdzie byli sami. Tam został przeobrażony - Jego ubranie zajaśniało taką białością, że nikt na całej ziemi, kto wybiela ubrania, nie mógłby zrobić go bardziej białym. Ich oczom pokazali się / zostali ukazani tam Eliasz i Mojżesz, i byli tam wspólnie rozmawiający z Jezusem. Wtedy Piotr zebrał się w sobie i powiedział do Jezusa:
- Nauczycielu nasz, dobrze, że tu jesteśmy. Pozwól nam tu zbudować trzy chatki - jedną dla ciebie, jedną dla Mojżesza, i jedną dla Eliasza.
Nie wiedział, co innego miał powiedzieć, bo byli przestraszeni. Wtedy nadeszła chmura/obłok, zacieniła ich, a z niej rozległ się głos:
- To jest mój Syn, ukochany. Jego słuchajcie!
I gdy zaraz potem rozejrzeli się dookoła, nie zobaczyli już nikogo innego jak tylko samego Jezusa, tylko On tam pozostał.

Po drodze z góry zrobił im wykład o tym, żeby nie mówili innym o tym, co mieli okazję zobaczyć, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. A oni wzięli to do siebie, i dyskutowali tylko pomiędzy sobą, co to może znaczyć: "powstać z martwych". I pytali Go:
- Dlaczego uczeni w Piśmie mówią, że najpierw musi przyjść Eliasz?
- Faktycznie Eliasz ma przyjść jako pierwszy i wszystko naprawić. Ale jak może być napisane o Synu Człowieczym, że ma on dużo cierpieć i być wzgardzonym? Otóż mówię wam: Eliasz już dawno przyszedł, a oni zrobili z nim co chcieli - tak jest napisane o nim.

na podstawie: Mar. 9,2...13

[dalej]
[do początku]




Eliasz z Mojżeszem - nowe fakty

I został im uczyniony widocznym Eliasz z Mojżeszem, i byli wspólnie rozmawiający z Jezusem. 
Mar. 9,4 PD

Byli wspólnie rozmawiający z Jezusem - sens logiczny nie jest do końca wyrazisty, ale wystarczający, by zasugerować, że to nie tylko Jezus rozmawiał z Mojżeszem i Eliaszem, że że oni wszyscy razem ze sobą rozmawiali. To znaczy, że Piotr, Jan i Jakub również mogli brać w tej rozmowie udział, niekoniecznie stali z boku. A w rozmowie, jak to w rozmowie, rozmówcy zazwyczaj się sobie przedstawiają, jeśli nie spotkali się wcześniej. Stąd więc oni mogli wiedzieć, z kim rozmawiają.

Taka wersja tego wydarzenia jest utrzymana zarówno w Ewangelii Marka, jak i Mateusza. Ale już w Ew. Łukasza jest nieco inaczej: I oto mężowie dwaj wspólnie z Nim rozmawiali, a byli to Eliasz i Mojżesz (Łuk. 9,30 PD). Wyraźnie zostało napisane: z Nim. Eliasz i Mojżesz z Jezusem. Wobec tak postawionych słów powyższa sugestia nie znajduje więc już racji bytu.

I dalej nie wiadomo, skąd Piotr, Jan i Jakub wiedzieli tak od razu, że to są Mojżesz i Eliasz...

Ktoś podpowiedział mi, że byli oni (i - jakby na to nie patrzeć - są nadal) jedynymi osobami, które znalazły się niebie. Żywe. Plus jeszcze Henoch/Enoch, ale po pierwsze - nie miał on większego wpływu na dzieje Izraela, po drugie - za życia Enocha Izraela w jakiejkolwiek formie jeszcze na świecie nie było. Tak więc Eliasz i Mojżesz byli wówczas dla Izraelitów - po pierwsze - osobami wytyczającymi pewne standardy (prawo Mojżesza, oraz przyjście Eliasza przed przyjściem Mesjasza - jak to twierdzili uczeni w Pismach), a po drugie - oni dwaj byli wciąż żywi, wzięci do nieba.

Dobra. Ale jak teraz te fakty połączyć, by wpaść na odpowiedź, jak ci uczniowie wpadli na to, że to akurat oni są?...




niedziela, 30 listopada 2014

Apokalipsa, 9. - Jest nadchodzący - to dzieje się TERAZ

Jan do siedmiu zgromadzeń/zborów/parafii w Azji: Łaska wam i pokój od Tego Będącego/Istniejącego i Który był, i Który jest nadchodzący, i od tych siedmiu duchów, które jest przed tym tronem Jego.
Obj. 1,4 PD

W poprzednim rozmyślaniu na temat tego wersetu zastanawiałem się nad Tym, Który był i Który jest, tymczasem:

Ja jestem Alfą i Omegą, początkiem i końcem - mówi Pan - Który jest, i Który był i Który przychodzi, Wszechmogący. 
Obj. 1,8 PD

Sam Bóg* jest Tym, Który był, jest i który jest nadchodzący. Tak, nie: "który przyjdzie", ale: "który jest nadchodzący". To forma imiesłowu czasu teraźniejszego. To znaczy, że nawet, jeśli dla nas jest to pojęcie oznaczające przyszłość, daleką, absolutnie nieokreśloną przyszłość, to tak naprawdę to nie jest przyszłością, ale teraźniejszością. To dzieje się TERAZ. To oznacza, że wszystko, cokolwiek robimy TERAZ, wszystkie decyzje, które podejmujemy TERAZ, wytyczają naszą drogę, naszą pozycję względem Tego, który przychodzi. To jak kierowanie samochodem - każdy ruch kierownicą, pedałem gazu czy hamulca, skutkuje zmianą naszego położenia w przyszłości. Bliskiej co prawda, bo tej dotyczącej za kilka zaledwie sekund, minut, może godzin, ale tak to właśnie działa.

Nie ma więc co zostawiać decyzji na ostatni moment, ponieważ "ta przyszłość" zacznie się dopiero "kiedyś tam", ale ona jest już tutaj, teraz, ona się dzieje, a my jesteśmy w samym jej środku. Mam na myśli decyzję o tym, by przyjąć Jezusa jako tego, który uchronił nas od tej drugiej śmierci, który podarował nam to drugie życie, na które czekamy, na Nowej Ziemi; żeby przyjąć go jako baterię naszego życia, jako naszą mapę czy GPS, jak maps.google, które może wytyczyć naszą trasę aż do Niego - Ojca, który nas stworzył, i który pragnie - jak to ojciec - zobaczyć nas osobiście, spotkać się z nami, być z nami.

Idąc dalej - to nie jest tak, że On przyjdzie gdzieś tam, w jakiejś nieokreślonej przyszłości. Ale "jest przychodzący" - czyli cokolwiek On robi teraz tam, u góry, robi to przygotowując się do przyjścia tutaj, albo przygotowując nas samych do Jego przyjścia tutaj. To dzieje się TERAZ.

* - W zasadzie to ciężko rozgraniczyć, czy w tym miejscu mowa jest dokładnie o Bogu Ojcu, czy o Jezusie. Dlaczego tak jest - odsyłam do cyklu tłumaczeń bardzo ciekawego artykułu o związku między Ojcem a Jezusem i bardzo śmiałej burzy mózgu na ten sam temat: Rodzina Boga





sobota, 29 listopada 2014

Nowy autorytet

I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem i rozmawiali z Jezusem. (...) I powstał obłok, który ich zacienił, a z obłoku rozległ się głos: Ten jest Syn mój umiłowany, jego słuchajcie. A nagle, rozejrzawszy się w wokoło, już nikogo przy sobie nie widzieli, tylko Jezusa samego.
Mar. 9,4.7-8 BW

Zastanawiam się, jaki był cel tego polecenia: "Jego słuchajcie"? Przecież nazywali Jezusa swoim nauczycielem, więc siłą rzeczy musieli go słuchać, w sensie - nie wykonywać Jego polecenia, ale chłonąć Jego nauki.

Jaki był cel tego spotkania na górze, z Mojżeszem i Eliaszem, i tego głosu? Czy miało to jakiś związek z tym, że Piotr, Jan i Jakub (tak sądzę) zostali później autorami pism, które zostały włączone do kanonu Nowego Testamentu? Może.

Ale widzę tutaj też inne przesłanie. Być może ma to związek z silnym przywiązaniem Izraelitów do tradycji. Wiadomo - Prawo zostało spisane przez Mojżesza, wszystkie przepisy "savoir vivre" zostały spisane przez Mojżesza, wszystkie prawa dotyczące świątyni - wszystko to zostało spisane przez Mojżesza. Sami faryzeusze często też się bulwersowali, rzucając w kierunku Jezusa oskarżenia typu: "młody jesteś, a myślisz, że jesteś mądrzejszy od Mojżesza?".

Podobnie było odnośnie Eliasza - gdy Jezus zadał uczniom pytanie, za kogo uważają Go ludzie, okazało się, że za Eliasza właśnie, albo któregoś z innych proroków. Porównanie do Eliasza pojawia się w ewangeliach dosyć często - co sugeruje, że Eliasz również był autorytetem dla Izraelitów.

Oto mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie! - w powyższym kontekście może być to wyraźne wskazanie, żeby w dyskusyjnych sprawach nie polegać na prawie Mojżesza czy autorytecie Eliasza, ale żeby obrać za swój autorytet Jezusa. Jak w tej historii - po owym wskazaniu, po owym spotkaniu Jezusa z Eliaszem i Mojżeszem, na górze pozostał sam Jezus tylko, nikt więcej.

Widzę też, że jest to wyraźne nawiązanie i dla nas samych - jakiekolwiek mieliśmy tradycje wcześniej, czy autorytety - zapomnijmy o nich. Nowym autorytetem jest Jezus Chrystus.





Eliasz z Mojżeszem... Ale zdjęć nie było.

I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem i rozmawiali z Jezusem. A odezwawszy się Piotr, rzekł do Jezusa: Mistrzu! Dobrze nam tu być; rozbijmy trzy namioty: Tobie jeden i Mojżeszowi jeden, i Eliaszowi jeden. 
Mar. 9,4-5 BW

Zastanawia mnie tutaj jedna rzecz. Mianowicie: skąd oni wiedzieli, że to Eliasz i Mojżesz są? Zdjęć wtedy nie było. Wierne rysunki? Jezus powiedział im później? Ale przecież musieli wiedzieć to od razu, skoro Piotr się w ten sposób odezwał. Skąd więc...?

[później dodałem parę myśli na ten temat]




piątek, 28 listopada 2014

KŁAMLIWE FAKTY, 19., Dowody na ewolucję?

Kent Hovind
KŁAMLIWE FAKTY
cz. 19

Czego uczy się nasze dzieci? Że istnieją dowody na ewolucję. Oto, jakie przedstawia się dowody:

1. Dowody ze skamieniałości.

No proszę. Każdy wie, że skamieniałości nie dowodzą ewolucji. Żadne. Wnieś na salę sądową jakieś kości i stwierdź, że są to kości naszych przodków. Każdy świeżo upieczony student prawa powie, że nie wiadomo nawet, czy te kości miały jakieś dzieci. Czy więc jest rozsądne uważać, że kości znalezione w ziemi mogą zrobić coś, czego nie mogą zrobić dziś zwierzęta? Mianowicie wydać potomstwo innego rodzaju? Skamieniałości się nie liczą. Żadne skamieniałości nie stanowią dowodu na ewolucję.

2. Mówią też: mamy dowód ze struktury, z biologii molekularnej, z rozwoju. I mówią: proces ewolucji zachodzi przez dobór naturalny. Ale nie ma naukowych dowodów na ewolucję poza rzeczami, które obalono już lata temu. O niektórych z nich będziemy mówić w tej serii.

Jeśli istnieje prawdziwy dowód - proszę, pokażcie mi go. Nie jestem przeciwnikiem naukowych dowodów, po prostu nie zgadzam się na okłamywanie dzieci. A każdą rzecz, której używa się do nauki tej teorii, obalono jako kłamstwo.

Ewolucja oparta jest na dwóch błędnych założeniach:

1. Pierwsza z nich to założenie, że mutacje tworzą coś nowego. Ale nigdy tego nie zaobserwowano.

2. Według drugiego z nich - dobór naturalny pozwala na przetrwanie i zastąpienie populacji. Pomyślcie o tym: jeśli jakieś zwierzę ewoluuje trochę lepiej, niż reszta, to co musi się stać z tą resztą? Wszystkie muszą wyginąć, prawda? Inaczej tzw. "dobre geny" znów zmieszałyby się z resztą populacji. Ewolucja więc to religia śmierci, nie życia. Prowadzi do uśmiercania gatunków, nie kształtowania nowych form życia.

57.39-59.38

[dalej]
[do początku]





środa, 26 listopada 2014

Czyny wysłanników, 2.1.

Kiedy nadeszły Zielone Świątki / Dzień Pięćdziesiątnicy, byli wszyscy jednomyślnie zgromadzeni na jednym*. Nagle dał się słyszeć z nieba silny podmuch wiatru, i głos ten wypełnił cały dom, w którym byli. Ukazały im się jakby płomienie ognia, rozdzieliły się pomiędzy nich i usadowiły się na każdym. Wtedy zostali oni wszyscy napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami wszystko to, co Duch dał im głosić.

A mieszkali w Jerozolimie Żydzi pobożni, ze wszystkich narodowości, jakie są tylko na świecie. Kiedy usłyszano ten dźwięk, zgromadził się duży tłum zdezorientowanych ludzi, a każdy jeden słyszał, że był mówiony i jego język**. Zdziwieni i przerażeni pytali:
- Czy nie są ci wszyscy mówiący Galilejczykami? Jak to więc jest, że każdy z nas słyszy swój język ojczysty? Są tu Partowie i Medowie, Elamici, i ludzie pochodzący z Mezopotamii, Judei i Kapadocji, i z Pontu, i z Azji, Frygii i Pamfylii, i z Egiptu, z Libii, i z okolic naprzeciwko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi i proselici, Kreteńczycy i Arabowie - i my wszyscy słyszymy ich opowieść o wielkim Bożym dziele, wszystko to w naszej własnej mowie!
Nie wiedzieli, co to ma znaczyć, i przerażeni pytali siebie nawzajem:
- Dlaczego tak?
Ale znalazł się też i ktoś naigrawający się:
- Napili się jakiegoś słodkiego wina.

na podstawie: Dz. Ap. 2,1...13

* - Większość tłumaczeń mówi o jednym miejscu. Ale możliwe też, że jednomyślnie skupili się na jakiejś czynności. Dywagacje na ten temat napisałem tutaj: Jednomyślna modlitwa tuż przed

** - Tutaj mam wątpliwości natury logicznej - czy każdy z nich słyszał, że był mówiony i jego język (przez jednego z apostołów), czy może każdy z nich słyszał każdego z apostołów w swoim własnym języku? Ta pierwsza opcja byłaby wystarczającą "magiczna" - żeby to zrozumieć, musiałbym się zanurzyć w opisy duchowego daru mówienia językami, ale myślę, że byłoby to do przyjęcia - skoro Duch Święty daje możliwość mówienia innym językiem obcym, którego się wcześniej nie znało, na potrzeby niesienia ewangelii (dobrej nowiny). Natomiast ta druga opcja zahaczałaby już "magię" z "wyższego poziomu", czyli manipulację osobistymi odczuciami każdej z osób, przy jej odbiorze rzeczywistości. 





poniedziałek, 24 listopada 2014

Jednomyślna modlitwa tuż przed

Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. 
Dzieje 2,1 BT

A gdy przyszedł dzień pięćdziesiąty, byli wszyscy jednomyślnie pospołu. 
Dzieje 2,1 BG

A w wypełnieniu pięćdziesiątego dnia wszyscy byli jednomyślnie przy tym samym.
Dzieje 2,1 NBG

Aż trudno uwierzyć, że wszystkie te przekłady dotyczą tego samego wersetu. Przy czym przekład NBG w zasadzie dosłownie kalkuje wersję grecką*. A ten nie mówi o tym, że apostołowie byli na jakimś miejscu. Podobnie jak to można odczytać w NBG - mówi o "tym samym". "To samo" - co? - można się tylko domyślać.

Czy - traktując ten tekst jako ciąg dalszy opowieści z poprzedniego rozdziału, gdzie to apostołowie byli zgromadzeni w jednym miejscu, wybierając owego dwunastego apostoła, w miejsce Judasza - czy owo "to samo" odnosi się do tego, że wszyscy byli nadal w tym samym miejscu, jak to sugeruje większość przekładów? Że podczas gdy tam byli, nadeszło owo święto? Jak do tego kontekstu odnosi się słowo "jednomyślnie/jednogłośnie"? Czy faktycznie oznacza ono "wszyscy razem", jak w przekładzie BT?

Czy może chodzi o to, że wszyscy, którzy tam byli, trwali jednogłośnie przy jakimś stanowisku, opinii, czynności, albo czymś w tym rodzaju? Czytając tę księgę ponownie od początku, jednym ciągiem, zwróciłem uwagę na werset z pierwszego rozdziału: Ci wszyscy jednomyślnie trwali przy modlitwie i prośbach, razem z kobietami, i Marią, matką Jezusa oraz jego braćmi (Dzieje 1,14 NBG). Co ciekawe, tam również występuje słowo "jednomyślnie"**. Co ciekawe również - jeśli przeskoczyć ów "wtręt", wątek poboczny w tej historii, wątek o wybieraniu owego dwunastego apostoła, ale przeczytać tę księgę od początku aż do wersetu 14, a potem - przeskoczywszy - kontynuując czytanie w drugim rozdziale - historia zaczyna trzymać się kupy, sugerując, że chodzi nie tylko o bycie w jednym miejscu, ale cały czas o to jednogłośne trwanie w modlitwie.

Niby różnicy nie ma - skoro byli jednomyślnie w modlitwie, to logicznie rzecz biorąc - musieli być też i w jednym miejscu. Tylko że czynność jednomyślnego trwania w modlitwie to coś więcej, niż samo po prostu bycie...

Teraz nachodzi mnie kolejne pytanie: zauważywszy, że tuż przed nadejściem Ducha Świętego (w ten Dzień Pięćdziesiątnicy) ci ludzie trwali w modlitwie - czy Duch przyszedł na skutek modlitwy, czy to może ich "natchnienie do modlitwy" wynikło bezpośrednio tuż przed czasem tego zdarzenia? I gdyby to przenieść na dzisiejsze czasy - czego spodziewać się dzisiaj? Że na skutek długich modlitw Duch przyjdzie ponownie, w sposób podobnie spektakularny jak wtedy? Czy może tego, że bezpośrednio tuż zanim On przyjdzie, ludzie będą się modlić, a pragnienie takiej modlitwy otrzymają samoistnie, "z Góry"? Różnica jest w związku przyczynowo-skutkowym - co tutaj było przyczyną, a co skutkiem?

Kolejna zagadka do rozwiązania w przyszłości.

* - Źródło, patrz na tekst interlinearny: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/5/chapter/2/verse/1

** - Nawiasem mówiąc - o ile to słowo występuje w NT kilka razy, to dosyć niecodziennym jest fakt, że występuje ono TYLKO w Dziejach Apostolskich... i jeden raz w jednym z listów Pawła. Nigdzie więcej. 




niedziela, 23 listopada 2014

KŁAMLIWE FAKTY, 18., Rozkwit wiary w ewolucję

Kent Hovind
KŁAMLIWE FAKTY
cz. 18

A oto, co się stało: James Hutton napisał książkę pt. "Teoria Ziemi", w wyniku której ludzie zaczęli wątpić, czy Ziemia ma 6 tys. lat. Potem pojawił się Karol Lyell ze swoimi "Zasadami geologii", w wyniku której ludzie zaczęli wątpić, czy to właśnie potop uformował warstwy. A potem pojawił się Karol Darwin ze swoją teorią i ludzie zaczęli wątpić w Stwórcę.

I tak w połowie XIX wieku świat już nie wierzył, że to Bóg go stworzył, ale nie wiedział, skąd się wziął. Człowiek rozejrzał się wokół siebie i powiedział: jeśli to nie Bóg stworzył świat, to kto tu rządzi? Na pewno my!

To zrodziło humanizm, komunizm, marksizm, nazizm, socjalizm. Wszystko to się łączy. Będę mówił o tym w kolejnej serii wykładów.

Fałszywe nauki wciąż są w podręcznikach. Dzieci uczy się, że Ziemia ma miliony lat, że jesteśmy to w wyniku ewolucji. Apostoł Paweł pisał do Tymoteusza: Unikaj błędnej, rzekomej nauki (1 Tym. 6,20).


Hitler powiedział: "Gdy będę kontrolował podręczniki, to będę kontrolował kraj".

Prof. Wilson z Uniwersytetu Harvarda powiedział: "Byłem chrześcijaninem. Gdy miałem 15 lat, wstąpiłem do Kościoła Baptystów, pełen zapału i zainteresowania fundamentalną religią. Mając lat 17 wyjechałem na Uniwersytet w Alabamie i usłyszałem o teorii ewolucji". Pierwszy rok w college'u zniszczył jego wiarę... Podejrzewam, że to samo mogło przydarzyć się Tomowi Hanksowi - czytałem artykuł o nim. Gdy miał 16 lat, napisał, jak bardzo kocha Pana i chce mu służyć. Co się stało potem?... Wielu ludzi idzie na studia i traci wiarę.

Pewien Scott z Iowa napisał do mnie: "Zanim poszedłem do college'u, moja wiara w Boga była solidna. Zajęcia z historii przyczyniły się do jej zniszczenia. Zacząłem wątpić w Biblię i Boże Słowo, zacząłem nawet wątpić, czy Jezus naprawdę był Bożym Synem. Mój przyjaciel dał mi twoje nagrania [chodzi o te tutaj, niniejsze nagrania Kenta Hovinda, które właśnie spisuję do formy tekstowej] i byłem przejęty tym, co zobaczyłem. Obejrzałem twoje wykłady i wszystko, co myślałem, że wiem o życiu - zmieniło się".

Super, cieszę się. Są jednak jeszcze miliony innych, którzy nie są jeszcze uratowani. Nawet dziś dzieci odrabiają lekcje, a te zadania domowe niszczą ich wiarę w Boga.

75% wszystkich dzieci wychowywanych w chrześcijańskich domach, które uczęszczają do szkoły publicznej, traci wiarę po pierwszym roku studiów - cytat z video "Let my children go", Caryl Matrisciana.

54.53-57.38





Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie? - cz. 2

I zaczął ich nauczać; Trzeba, aby Syn Człowieczy wiele cierpiał, został odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i nauczycieli Pisma, został zabity i po trzech dniach zmartwychwstał. 
Mar. 8,31 BP

W nawiązaniu do rozmyślań pt. Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie - napisałem tam, że uczniowie nie mieli bladego pojęcia, jaki był cel bycia Mesjaszem. Wciąż oczekiwali podjęcia jakichś działań w kierunku wyzwolenia państwa izraelskiego spod zwierzchnictwa cesarza rzymskiego. Przy okazji Mesjasz uzdrawiał, wyganiał złe duchy - i działało, cieszyło uczniów, dodawało uroku. Takie zabawne czary-mary.

Jezus o tym wiedział, dlatego przy stosownych okazjach ich nauczał. O Królestwie/Państwie Boga, o charakterze Boga, o misji Mesjasza na Ziemi...

Ewangeliczne historie pokazują, że uczniowie - nawet jeśli Go słuchali - niewiele z tego zostawało im w głowach. Wciąż kłócili się, kto będzie najważniejszy w nowym Królestwie, skąd wziąć chleb do nakarmienia całego tłumu ludzi (pomimo wcześniejszego dokonania tego za pomocą owych kilku bochenków).

A podobnie jak uczniowie - myśleli wszyscy ci, którzy podążali również za nimi (zob. Gdzie były inne łodzie? i Jeszcze więcej uczniów), a także reszta tłumów, schodzących się do Niego w poszukiwaniu ukojenia w fizycznym bólu, czy w syceniu się wzrastającą nadzieją na nowego Mesjasza - króla Izraela, oswobadzającego państwo i tworzącego polityczną potęgę.

Dlatego Jezus tego nie chciał. Wiedział, że aby Jego misja została odpowiednio zrozumiana, musi przebić się przez powszechne koleiny myślowe, w których trwało społeczeństwo, pokazać zupełnie inny sens bycia Mesjaszem.

I tak zupełnie nawiasem - przyszło mi do głowy porównanie, że dzisiaj mamy zupełnie tak samo. Chrześcijaństwo kojarzone jest z organizacjami kościelnymi o upadłej moralności (tak, nie mam na myśli tylko jednej organizacji kościelnej), z nagłaśnianymi przez media uchybieniami duchownych, którzy stracili swoje fundamenty wiary i etyki, a także z wieloma absurdami, które miały miejsce w historii, związanymi z polityką kościelną. Wiara, religia, Bóg - kojarzone są z chodzeniem do kościoła co tydzień, i z przynależnością do religii, która ma na swoim koncie wyprawy krzyżowe, inkwizycje... Tak, można się przyczepić do wielu rzeczy. Ale tak naprawdę znaczenie ma tylko i wyłącznie misja Jezusa, Jego przesłanie, Jego nawoływanie do odrodzenia się na nowo, do zmierzania za Nim, w kierunku Królestwa Boga, przyjęcie Jego śmierci za nas jako środka, który uchroni nas samych od śmierci później - tej śmierci definitywnej, rozstrzygającej, nie tego fizycznego snu, w który się zapada teraz, po kilkudziesięciu latach życia.

A to, co kiedykolwiek zrobili ludzie, nawet powołując się na Niego, i co jeszcze zrobią... Pozwólmy sobie przejść obok tego bez komentarza.




Tajemnica sukcesu Jezusa

... czy może raczej każdego z nas. Natknąłem się na pewien tekst biblijny, generalnie znany, ale jakoś tak teraz padło mi w tym kontekście:

Bo gdy będziecie przestrzegać wszystkich tych przykazań, które wam nakazuję spełniać, byście miłowali WIEKUISTEGO, waszego Boga, chodzili po wszystkich Jego drogach, oraz do Niego lgnęli wtedy WIEKUISTY wypędzi przed waszym obliczem wszystkie owe ludy i zawładniecie narodami większymi, i silniejszymi od was. Wasze będzie każde miejsce po którym pójdzie stopa waszej nogi. Nikt się nie ostoi przed wami; WIEKUISTY, wasz Bóg jak wam przyrzekł będzie szerzył przed wami strach i trwogę, na każdej ziemi po której pójdziecie.
Powt. 11,22-25 NBG

Tak skojarzyłem ten ze swoim pytaniem: Jaka jest tajemnica sukcesu Jezusa? I może to jest właśnie ta tajemnica: Nikt się nie ostoi przed wami; WIEKUISTY, wasz Bóg jak wam przyrzekł będzie szerzył przed wami strach i trwogę, na każdej ziemi po której pójdziecie. Nie mówię tu o tym, że Bóg będzie siał strach przed nami, ale ogólnie - skoro Bóg jest w stanie zasiać strach w sercach ludzi niewierzących, skoro był w stanie zrobić to wtedy, wobec ludzi będących przeciwnikami Izraelitów, skoro Bóg jest, który sprawuje w was chcenie i skuteczne wykonanie według upodobania swego (Filip. 2,13 BG), skoro to Bóg daje takie rzeczy, to także Bóg daje szacunek wobec nas w sercach innych ludzi.

Inna sprawa, że Jezus często udawał się gdzieś na bok, żeby modlić się o spokój...






piątek, 21 listopada 2014

Dobra Nowina Marka, 8.4.

Jezus zaczął uczyć ich:
- Syn Ludzki musi wycierpieć dużo i być odrzuconym przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie. Będzie pobity na śmierć, a trzy dni później znów powstanie [ze stanu martwości*].
Powiedział to otwarcie. Wtedy Piotr wziął Go na bok i pozwolił sobie Go upomnieć. Ale Jezus się odwrócił, popatrzył po uczniach i odpowiedział twardo Piotrowi:
- Odpuść sobie, Szatanie. Nie myślisz o woli Boga, ale o tym, czego chcą ludzie.

Potem przywołał do siebie zarówno lud, jak i swoich uczniów, i powiedział do nich:
- Jeśli ktoś chce za mną podążać, musi wyprzeć się samego siebie, wziąć swój krzyż i iść za mną. Bo jeśli ktoś chce ocalić swoje życie - straci je. Ale jeśli ktoś straci życie z mojej winy / mojego powodu lub z powodu tej ewangelii / dobrej nowiny, ocali je. Czy przyniesie to korzyść człowiekowi, jeśli wygra/zyska cały świat, ale przegra/straci swoją duszę? Co może człowiek oddać jako odszkodowanie za swoją duszę? Bo tego, który wstydzi się mnie i moich słów w tej niewiernej i grzesznej rodzinie, tego również i Syn Ludzki będzie się wstydził, gdy przyjdzie w chwale swojego Ojca, ze świętymi aniołami.

I dodał też:
- Naprawdę, mówię wam - niektórzy z was, co tutaj stoicie, nie posmakują śmierci, póki nie ujrzą, jak Państwo Boga nie przychodzi z mocą.

na podstawie: Mar. 8,31...9,1

* - Wszystkie polskie przekłady posługują się w tym miejscu słowem "zmartwychwstać", NBG - "powstać z martwych". Przekłady angielskie (KJV) oraz norweski posługują się słowem "powstać", nie ma mowy o martwych, martwości. Tyle że wiadomo, że to leży w kontekście. I moja znajomość tych dwóch języków nie jest dość dobra, by orzec, że słowo "powstać" nie jest używane również jako odpowiednik słowa "zmartwychwstać". Dopisałem więc ów kontekst również. 





środa, 19 listopada 2014

Błogosławiona armia Boga, cz. 3 - Bez zastrzeżeń

Ale widzę też w tym coś dużo głębszego, jeśli chodzi o sprawy duchowe. Gdy pojawi się też jakieś inne słowo, ale też od Boga - powiedzcie: czy często pojawiają się myśli, czy to jest na pewno od Boga? Czy On naprawdę by tego chciał? Zastanawiam się, jakie myśli przychodziły do głowy Abrahamowi, Izajaszowi, Ozeaszowi i wielu innym, gdy wiedzieli, że mówi to Bóg i nie mieli nawet cienia wątpliwości, ale to, co słyszeli, było tak sprzeczne... Nawet z charakterem samego Boga.

Powiedzcie, czy mieliście już kiedyś takie doświadczenie, przeżycie, że był to sam Bóg, głos samego Boga, ale był tak nieżyciowy, tak nielogiczny, tak sprzeczny z tym, do czego byliśmy przyzwyczajeni z racji jakichś norm, kultury...? Że aż trudno było to przyjąć? Czy byliście już kiedyś tak zbulwersowani, rozgniewani, gdy widzieliście, że ktoś podaje prawdę, i widzieliście, że podaje ją prosto ze Słowa Bożego, ale to tak mocno kolidowało z tym, o czym do tej pory byliśmy przekonani, lub nawet nas samych? Bo mieliśmy jakieś inne spojrzenie. A w przypadku Lewitów chodziło przecież o fizyczny akt. I to nie była jakaś gra, zabawa, przynajmniej tak podaje Słowo.

Boże, dlaczego Ty to robisz? Chcę powiedzieć tutaj, że gdy czytałem tę historię kolejny raz, to pojawiły się pytania typu: dlaczego mnie, Panie, zapraszasz do niezrozumiałych wyzwań? Może dlatego, abym zobaczył, co naprawdę mną kieruje, kiedy chcę pójść za Tobą? Czy wśród namacalnych i wizualnych, zgadzających się z moim rozumem autorytetów, wystarczy Twoje Słowo? Może chciałeś nauczyć mnie właśnie tego, podobnie jak w historii Jozuego i Kaleba, w przypadku których Słowo mówi wyraźnie, że BEZ ZASTRZEŻEŃ poszli za Panem.

Tego dnia, jak mówi Słowo, padło około trzech tysięcy Izraelitów. Zatem mogło być ich więcej, lub mogło być ich mniej. Było około. Ale niecodziennie ginie sobie trzy tysiące ludzi.

Ja nadal będę wkładał tu jeszcze ten kij w mrowisko, jeszcze głębiej, żeby w naszych umysłach pojawiło się głębokie myślenie, bo największe błogosławieństwo tej historii jest jeszcze przed nami.

15.01-18.47

[dalej]
[do początku]




wtorek, 18 listopada 2014

Dobra Nowina Marka, 8.3.

Potem przybyli do Betsaidy. Tam przyprowadzono do Jezusa pewnego ślepego mężczyznę i poproszono Go o pomoc. On ujął  go za rękę i wyprowadził za miasto, naślinił na jego oczy, położył na nim ręce i powiedział:
- Widzisz coś?
- Widzę ludzi. Jakby drzewa biegające wokół.
Więc położył Jezus swoje ręce na nim jeszcze raz. Wtedy wzrok się wyostrzył. Mężczyzna został uzdrowiony i mógł widzieć wszystko wyraźnie. A Jezus wysłał go do domu, mówiąc też, żeby nie wchodził po drodze do miasta, i żeby nikomu o tym nie rozpowiadał.

Potem Jezus i uczniowie udali się do osad leżących przy Cezarei Filipowej. Po drodze pytał on uczniów:
- Za kogo uważa mnie lud?
- Za Jana Chrzciciela, ale ktoś mówi też, że za Eliasza, albo innego z proroków.
- A wy? Za kogo wy mnie uważacie?
- Ty jesteś Mesjaszem - odpowiedział Piotr.
Ale Jezus stanowczo zabronił im mówić o Nim do kogokolwiek.

na podstawie: Mar. 8,22...30





Połowiczne błogosławieństwo/uzdrowienie

Potem przyszli do Betsaidy. Tam przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął. On ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: "Czy widzisz co?" A gdy przejrzał, powiedział: "Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa". Potem znowu położył ręce na jego oczy. I przejrzał [on] zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie. 
Mar. 8,22-25 BT

Czy zdarzyło się komuś kiedyś, że został uzdrowiony tylko do połowy? Że prosił Boga o coś, i otrzymał tylko połowę, część? Albo nawet nie prosił, ale akurat potrzebował, i Bóg odpowiednio zatroszczył się o niego? Że błogosławieństwo, które otrzymał od Boga, wydawało się piękne, akurat w sam czas, ale... częściowe? Akurat w tym momencie nie do końca niewystarczające?

Mnie zdarza się to ciągle. I zadaję sobie pytania: dlaczego? Czy był w historii ktokolwiek, kogo Jezus uzdrowił tylko w połowie? W jakiejś części? Nie było tak, że zawsze, gdy Jezus przyłożył do czegoś rękę, było "naprawione" w całości? Skąd więc te "połowiczne" błogosławieństwa, co do których nie mam wątpliwości, że pochodzą od Boga, ale są... jakby niedokończone?

Nie mam pojęcia. Odpowiedzi nadal nie znam. Ale powyższa historia pokazuje, że nie zawsze wszystko było uzdrowione od jednego dotknięcia. Czasem Jezus musiał zainterweniować dwa razy.





poniedziałek, 17 listopada 2014

Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie?

Odesłał go też do jego domu, mówiąc, by do tego miasteczka nie wchodził i nikomu z miasteczka nic nie opowiadał*.
Mar. 8,26 NBG

A On pytał ich znowu: A wy za kogo mnie macie? Piotr mu odpowiedział: Tyś jest Mesjasz**. I przykazał im surowo, aby o Nim nikomu nie mówili. 
Mar. 8,29-30 BP

Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie? Zdarzyło się to nie pierwszy raz. Patrząc z Jego punktu widzenia... Był człowiekiem, chodzącym po ziemi, tak samo jak wszyscy. Gdyby uczniowie czy ci, których uzdrawiał, zaczęli rozpowiadać o Nim, to co byłoby tego skutkiem? Jaki byłby tego efekt?

Cóż, znając ludzką psychikę - zapewne lud zacząłby Go ubóstwiać, wywyższać, traktować jak swojego boga. Ale niby przecież o to chodziło, prawda?...

Otóż nie do końca. Owszem, Jezus jest Bogiem, jest Synem Boga, stanowi z Nim jedność jak ojciec i syn w jakiejś firmie typu "Kowalski i synowie". Tyle że z punktu widzenia Jezusa - nie urodził się On po to, by robić za jakiegoś bożyszcza, ale by skierować uwagę ludzi na Królestwo Boga, Jego Państwo, będące gdzieś tam, w przyszłości, które jest naszym celem. Wszystkie Jego uzdrowienia to znaki wskazujące na Tego, który ma moc uzdrowić, oczyścić, wszystko naprawić. I to nie Jezus sam w sobie uzdrawiał, ale robił to w imieniu swojego Ojca, będą z Nim w ciągłej łączności.

I - jak się później okazało - miało to sens. Ponieważ tak czy siak lud zrobił z Niego swojego bożyszcza. Ponieważ nawet wtedy, gdy ktoś mówił, że uważa Go za Mesjasza, miał na myśli coś innego, niż to powinno być. Chcę powiedzieć - wówczas, w narodzie izraelskim, z bycia pod rzymską okupacją i z powodu osobistych oczekiwań tego narodu, panowało przekonanie, że Mesjasz, który przyjdzie, wyzwoli ich spod Rzymian, i poprowadzi do całkowicie wolnego państwa. Gdy więc Piotr odpowiedział, że uważają Go za Mesjasza - miał na myśli, że za owego obiecanego "wybrańca", jak w Matrixie, który uratuje ich mały, izraelski świat. Pokazały to też późniejsze wydarzenia - wielki zawód i rozczarowanie po Jezusa śmierci na krzyżu.

Tak więc - należy sobie uprzytomnić, że sam Jezus nie jest celem chrześcijaństwa samym w sobie, nie jest naszym "bożyszczem", ale jest kimś, kto pokazał, jaki jest sens naszego oczekiwania - na nadejście czasu, gdy rozpocznie się Jego Państwo; oraz jest kimś, kto dał nam możliwość się tam znaleźć, dzięki temu, że sam, osobiście zapłacił za nasz "bilet wstępu" tam.

* - W większości naszych tłumaczeń ów fragment o tym, by nikomu nie rozpowiadać, nie występuje, poza Biblią Gdańską i Nową Biblią Gdańską, ale istnieje on w Przekładzie Dosłownym, uznaję więc tę wersję za "prowadzącą", wiążącą: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/2/chapter/8/verse/26

** - W części przekładów użyte jest tu słowo Chrystus. W Przekładzie Dosłownym, jego greckiej części - także. Kopiąc jednak głębiej - samo słowo "christos" znaczy tyle, co wybraniec, namaszczony (ze specjalnym błogosławieństwem), wybrany do specjalnego dzieła, misji (http://pl.wikipedia.org/wiki/Pomazaniec). Czyli dokładnie to samo, co hebrajskie "mesyah" (https://pl.glosbe.com/pl/he/mesjasz). 

Ciąg dalszy rozmyślań tutaj: Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie - cz. 2.





czwartek, 13 listopada 2014

Pięćdziesiątnica, Zielone Świątki - co to było?

Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy...
Dzieje 2,1 BT

A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt...
Dzieje 2,1 BW

Dzień Pięćdziesiątnicy, przez Biblię Warszawską nazwany Zielonymi Świętami. Dlaczego tak, skoro w czasach apostołów takich świąt w ogóle nie było? Zielone Święta, czy też, bardziej znane pod nazwą: Zielone Świątki, w kalendarzu zapisane jako Dzień Zesłania Ducha Świętego, siłą rzeczy musiały być ustanowione dopiero PO zesłaniu Ducha. W czasie, o którym mówi powyżej zacytowany werset, apostołowie dopiero czekali na Jego zesłanie. Logicznie nasuwa się z tego wniosek - jeśli owe święto zostało ustanowione PO Jego zesłaniu, a uczniowie byli tam PRZED Jego zesłaniem, to co to właściwie było za święto wtedy? Co to była za okazja?

Wikipedia podaje, że było to święto zwane Świętem Żniw (coś jak nasze dożynki), Pięćdziesiątnicą (bo odbywało się w pięćdziesiątym dniu po święcie Paschy) lub Świętem Tygodni (siedem tygodni po święcie Paschy)*.

Wg Biblii, w Ks. Kapłańskiej 23,15-16: Od następnego dnia po sabacie [Pascha], kiedyście przynieśli snop dla dokonania obrzędu potrząsania, odliczycie sobie pełnych siedem tygodni. Aż do następnego dnia po siódmym sabacie odliczycie pięćdziesiąt dni i wtedy złożycie nową ofiarę z pokarmów dla Pana (BW). Wyj. 23,16: Święta Żniw, pierwszych plonów prac twoich, z tego, coś wysiał na polu (BW). Esencją tego święta było przyniesienie przez Izraelitów pierwszych ściętych plonów jako ofiarę dziękczynną do świątyni, i spożycie jej razem z innymi, zwłaszcza biednymi, wdowami, sierotami etc. Przyjście do świątyni było obowiązkowe, było to jedno z tych świąt w ciągu roku, gdy cały naród się w świątyni pojawiał.

Po zburzeniu świątyni w roku 70 święto straciło swój sens, więc aby utrzymać świąteczny charakter tego dnia, ustanowiono Szawuot jako rocznicę ustanowienia dziesięciu przykazań (Ks. Wyjścia, rozdział 19 cały). I takie wyjaśnienie święta widnieje w Wikipedii.

Gwoli ciekawostki - w podobnym czasie miały miejsce ludowe Zielone Świątki, wywodzące się ze starosłowiańskich praktyk "oczyszczania" ziemi z demonów wodnych, tuż przed plonami**. Stąd łatwo było - po politycznym wzroście znaczenia organizacji kościelnej - wprowadzić nowe tradycje na miejsce starych, zmieniając tylko nazwę święta i powód.

Tak więc, gdy Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, miało to miejsce 10 dni po wstąpieniu Jezusa do nieba, a w całej Jerozolimie pełno było pielgrzymów z całego kraju, przybyłych do świątyni, by oddać ofiarę z pierwszych swoich plonów.

* - Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Szawuot.
** - Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zielone_%C5%9Awi%C4%85tki.