wtorek, 31 marca 2015

Bóg dla żyjących

Zaś o umarłych, że zostają wskrzeszani, czy nie czytaliście w Księdze Mojżesza, jak mu Bóg powiedział przy krzaku jeżyny, mówiąc: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakóba? Bóg nie jest Bogiem umarłych
Mar. 12,26-27 NBG

Tyle razy człowiek czytał tę historię, i o krzaku, i tę z ewangelii; tyle razy człowiek napotykał to wyrażenie, czytając historie ze Starego Testamentu, gdzie mowa była o "Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba"; a jakoś nigdy nie przyszło do głowy zadać sobie pytanie, co to właściwie oznacza. A Jezus tutaj, w tych słowach, zasugerował prosto: Bóg jest Bogiem dla żyjących, nie dla umarłych (bo "umarli nic nie wiedzą, nic nie czują"). I to nie ludzie Go tak nazwali, ale On sam się tak przedstawił Mojżeszowi, przy tamtym krzaku: Powiedział jeszcze Jahwe: Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba (Wyj. 3,6 BT).

A skoro Bóg jest Bogiem "Abrahama, Izaaka i Jakuba", i - jak mówi Jezus - wszyscy oni są zmartwychwstali, są żywi - to znaczy że są żywi także i teraz. Bo dlaczego by i nie. Przecież nie umarli ponownie przez te 2000 lat.

Co to oznacza w praktyce? Jeszcze nie wiem. Wbiło mi się do głowy to spostrzeżenie, ale wyraźniejszych wniosków jeszcze brak.





Dobra Nowina Marka, 12.3.

Przyszło do Niego kilku saduceuszy, z tych, co wnosili, że zmartwychwstanie nie istnieje. Postawili oni przed Nim pytanie:
- Mistrzu! Mojżesz dał nam ten przepis: Jeśli jakiś człowiek ma brata, co umiera, i pozostawia żonę, ale nie ma dzieci, wtedy powinien on wziąć tę wdowę za żonę, żeby zachować brata imię/ród. A teraz mamy siedmiu braci. Ten najstarszy wziął sobie żonę, ale umarł, bez pozostawienia dzieci po sobie. Wtedy ten kolejny najstarszy ożenił się z nią, ale również umarł bezdzietnie, i tak samo przydarzyło się z tym trzecim. Żaden z tych siedmiu nie zostawił dzieci po sobie. Ostatnia z nich wszystkich umarła kobieta. Ale podczas zmartwychwstania, kiedy oni zmartwychwstaną, który z nich będzie miał ją za żonę? Wszyscy siedmiu byli przecież dla niej mężami.

Jezus odpowiedział im:
- Błądzicie*. I nie dzieje się to przypadkiem dlatego, że nie znacie Pism albo mocy Boga? Ponieważ gdy umarli zmartwychwstaną, to ani się nie będą pobierać, ani być już pobranym, nie; będą oni jak aniołowie w niebie. Ale że oni zmartwychwstaną - nie czytaliście o tym w Księgach Mojżesza, w opowieści o krzaku kolczastym? Bóg powiedział do Mojżesza również: Jestem Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba. On nie jest Bogiem dla umarłych, ale dla żyjących. A wy teraz jesteście na całkowicie błędnej drodze / A wy teraz macie całkowicie błędny tok rozumowania.

na podstawie: Mar. 12,18...27

* - "Błądzicie" to bardzo dyplomatycznie powiedziane. Dosłownie, czy też może nie dosłownie, ale najbardziej odpowiednie wyrażenie w tej sytuacji, jakie mi przychodzi do głowy, to: "Aleście teraz pojechali po bandzie, panowie".

[komentarz]

[dalej]
[wcześniej]
[do początku]





niedziela, 29 marca 2015

Apokalipsa, 16. - Kim był apostoł?

Znam dzieła/czyny twoje i trud twój, i wytrwałość twoją, i że nie możesz unieść złych, i że poddałeś próbie tych, którzy zapewniali, że są apostołami/wysłannikami, a nie są, i okazało się, że są fałszywi/kłamcami. 
Obj. 2,2 PD

Zbór w Efezie, który sprawdzał ludzi podających się za apostołów? I odkrył, że wcale apostołami nie byli? To musi zakrawać na jakieś historyczne wydarzenia... Na razie nie będę tego dotykał.

Zastanowiłem się tylko, czy owo słowo "apostołowie/wysłannicy" zawsze dotyczyło Mateusza i jego załogi. To by wtedy wyglądało tak, jakby ktoś przychodził do jakichś zborów, w tym do Efezu, i mówił:
- Dzień dobry, jestem apostoł Mateusz, będę tu u Was nauczał, ugośćcie mnie.
Czy tak było?

W NT to słowo występuje 81 razy* (wg słownika Stronga oczywiście). W większości przypadków faktycznie mowa o Tych Dwunastu Apostołach, w paru, zwłaszcza jeśli chodzi o cytaty ze Starego Testamentu, chodzi po prostu o jakichś wysłanników (jak w Łuk. 11,49), posłańców/posłów (jak w Jana 13,16). Apostołem nazwał się też Paweł (Rzym. 1,1; 1 Kor. 1,1), choć formalnie nie był jednym z tamtych dwunastu (1 Kor. 9,2).

W 1 Kor. 12,28 Paweł pisze: I te [mowa o darach duchowych] Bóg ustanowił w kościele - najpierw apostołów, po drugie proroków, po trzecie nauczycieli, następnie (przejawy) mocy, dalej dary łaski uzdrowień, niesienia (różnej) pomocy, umiejętności kierowania, różne rodzaje języków (PD). Zestawia tutaj "apostolstwo/wysłannictwo" z pozostałymi darami duchowymi.

W 2 Kor. 11,13 Paweł nawiązuje do ludzi, którzy podają się za apostołów: Bo oni są fałszywymi apostołami, nieuczciwymi pracownikami, podszywającymi się pod apostołów Chrystusa (PD). Czyli nie tylko Efez musiał się z takimi ludźmi zmagać.

W Hebr. 3,1-2 Paweł nazywa Apostołem samego Jezusa - Apostołem/Wysłannikiem Boga: Stąd, bracia święci, współuczestnicy powołania niebiańskiego, skupcie uwagę na / przyjrzyjcie się Jezusowi Chrystusowi, Apostole/Wysłanniku i Arcykapłanie tego, co wyznajemy, będącemu wiernym Temu, który go wyznaczył... (PD).

O ile generalnie więc określenie "apostołowie" odnosi się do Tamtych Dwunastu, o tyle patrząc na sytuację Pawła, i na jego używanie tego pojęcia, i na jego zestawienie apostolstwa z pozostałymi darami duchowymi, można by wysnuć wniosek, że nie dotyczy ono tylko i wyłącznie tamtych dwunastu uczniów Jezusa (plus Macieja później), ale jest to coś, co można "nabyć". W sensie - Bóg może kogoś osobiście powołać na apostoła, swojego wysłannika. Jak Pawła: Paweł, apostoł Chrystusa Jezusa z woli Bożej... (2 Kor. 1,1 PD).

A wracając do powyższego fragmentu z Ks. Objawienia - wygląda na to, ze Jan, czy też Jezus, gdy mówił te słowa (tak, bo trzeba wciąż pamiętać, że księga ta jest osobistą Ewangelią Jezusa, przez Jana tylko spisaną, na osobiste Jezusa polecenie), miał na myśli ludzi, którzy do Efezu przychodzili i za apostołów - tamtych dwunastu czy innych - się podawali, a wcale nimi nie byli. Podawali się za takich, bo apostołowie mieli szacunek (wg 1 Tes. 2,6) i poważanie. I było łatwiej żyć, podając się za takiego. Ale zbór w Efezie był na tyle ogarnięty, że takich ludzi demaskował.

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/652

[dalej]
[wcześniej]
[do początku]





Czyny wysłanników, 5.2.

Wtedy złapał ich arcykapłan, on i wszyscy jego stronnicy, mianowicie partia saduceuszy. Przepełniła ich gorąca wściekłość, złapali apostołów i wrzucili ich do więzienia miejskiego. Ale anioł od Pana otworzył w nocy bramy tego więzienia, wyprowadził ich na zewnątrz i powiedział:
- Idźcie i stawcie się na placu świątynnym następnego dnia rano, i dajcie ludziom usłyszeć to przesłanie o Tamtym Życiu.
A ponieważ apostołowie to usłyszeli, poszli kolejnego dnia rano to świątyni i nauczali.

W tym czasie zwołał arcykapłan i jego przyboczni całą radę starszych Izraela. Potem wysłali wiadomość do tego więzienia, żeby przyprowadzono apostołów. Ale kiedy strażnicy po nich poszli, nie znaleźli ich. Zawrócili więc i zameldowali:
- Więzienie zastaliśmy solidnie zamknięte, a strażnicy stali przy bramach. Ale kiedy je otworzyliśmy, nikogo w środku nie było.
Ta wiadomość zdezorientowała arcykapłanów i szefa strażników świątynnych, i zaczęli się dziwić, jak to tak. W tym samym momencie przyszedł jeszcze jeden i zameldował:
- Ci mężczyźni, których usadziliście do więzienia, są teraz na placu świątynnym i nauczają lud.
Wtedy szef straży świątynnej, razem ze strażnikami, ruszyli z miejsca i ich przyprowadzili, bez użycia siły jednak, bo bali się, że lud ich ukamieniuje.

na podstawie: Dz. Ap. 5,17...26

[dalej]
[wcześniej]
[do początku]





piątek, 27 marca 2015

Zaczarowana nieśmiertelność


Człowiek rodzi się czysty. Potem wchłania wszystko, co jest wokół niego. Fajne czy nie, potrzebne czy nie, wszystko, co znajduje się dookoła niego, tworzy jego świat "normalności". Potem dorasta. Buntuje się przeciwko wszystkiemu. Zaczyna dostrzegać dużo niesprawiedliwości i chce to zmienić Ale nie zawsze się to udaje. Wrecz przeciwnie - rzadko kiedy się udaje. Potrzebna więc jest odskocznia, odpoczynek psychiczny.

Nagle wszystko to, co kojarzy się z domem rodzicow, często jest negowane. Dobre czy nie, potrzebne czy nie - młody czlowiek chce inaczej. Ale brakuje wzorca do rozwiązywania codziennych sytuacji. Dlatego często, po latach, dostrzega się, że postępuje się tak samo, jak rodzice.

Ale póki co - taki młody człowiek jest MŁODY, wydawałoby się - niezniszczalny, nieśmiertelny. Choroby nie pozostawiają śladu, używki... "Palenie zabija"? Cóż to dla młodego, przecież "jego dziadek..."... Po pierwszym papierosie nic się nie dzieje, może trochę mdłości. Potem - juz normalka. Palić trzeba.

Ewa byla młoda, piękna, "niezniszczalna", "nieśmiertelna". Co mogło jej zaszkodzić zjedzenie jednego jabłka? "No dalej, weź, to tylko jedno, nic ci się nie stanie".

Każdy, gdy byl młody, czegoś próbował. I nic się nie działo - każdy był "nieśmiertelny", "niezniszczalny". Dopiero z biegiem czasu okazuje się, ze wchodzenie po schodach już nie jest takie samo, zdolność zapamiętywania już nie taka sama, przemiana materii juz o wiele wolniejsza.

Coś się stało. Wówczas każdy z nas jest zaskoczony: gdzieś zniknęła owa "nieśmiertelność", owo poczucie niezniszczalności. Na wiele rzeczy już trzeba uważać. Liczyć kalorie. Omijać alergeny. Cieplej się ubierać.

Jak czuła się Ewa? Nagle okazalo się, ze coś jest nie tak. Na coś musiała zacząć uważać. Może rana na palcu, po jakichś kolcach, wolniej zaczęła się goić? Cieplej się ubierać? A pierwsze frustracje być może powodowały reakcje łańcuchowe - nieporozumienia w komunikacji z mężem, jakiś dziwny niepokój, którego wcześniej nie bylo...

Łatwo jest zadać sobie dzisiaj pytanie: Jak Ewa mogła zrobić cos tak głupiego? Ale w gruncie rzeczy każdy musi się przyznać - każdy z nas zrobił to samo. Każdy z nas spróbował papierosa, wtłoczył do zdrowych płuc masę smoły i innych śmieci. Każdy spróbował alkoholu, poczuł lekkość pijackiego zamroczenia. Każdemu wydawało się, że jedna sztuka, szklanka, nic niczemu nie zaszkodzi. Każdemu wydawało się, że jest niezniszczalny, nieśmiertelny. I każdy - będac już wieku około 40 lat, przyzna - coś się zmieniło. Gdzieś zniknęła owa "niezniszczalność". A potem stoi się na przystanku autobusowym, patrzy na 15-latka, konczączego kopcącego peta, i się rozmyśla: "młody jesteś, jeszcze nie wiesz, co cię czeka. Dlaczego nie posłuchasz tych, którzy już to przeszli? Doświadczonych?"

Dlaczego nie posłuchamy Tego, który już wszystko przeszedł? Wszystkiego doświadczył? Bóg doradza nam, jak żyć łatwiej nawzajem; serdeczniej, przyjemniej. Dlaczego by Go nie posłuchać? Nie jesteśmy przecież wieczni, niezniszczalni. A On jest. I wie, jak wygląda śmierć. I ożył, przeszedłszy to, i radzi nam, by trzymać się blisko Boga. Radzi nam, jak żyć, by uniknąć zasmolonych płuc, skróconego oddechu, zniszczonej wątroby etc. Jak żyć, by żyć przyjemnie. Majać nadzieję na pogodną przyszlość z Nim.

Albowiem Ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją.
Jer. 29,11 BW





wtorek, 24 marca 2015

Dobra Nowina Marka, 12.2.

Potem wysłali oni kilku faryzeuszy i herodianów do niego, którzy mieli go złapać za słowo. Przyszli i powiedzieli:
- Mistrzu, wiemy, że ty zawsze trzymasz się prawdy i nie zależy ci na tym, co inni o tobie sądzą. Bo ty nie patrzysz względem osoby czy jej rangi, ale nauczasz drogi, która jest drogą Boga. Czy jest więc dozwolone płacić podatek cesarzowi, czy nie? Czy mamy go płacić, czy sobie to odpuścić?
Ale Jezus przejrzał ich hipokryzję i powiedział do nich:
- Dlaczego wystawiacie mnie na próbę? Niech ktoś tu podejdzie z jakimś denarem i da mi spojrzeć na niego.
Po czym oni dali mu go, a on zapytał:
- Kto ma tutaj swoją podobiznę i swoje nazwisko?
- Cesarz.
- Dajcie więc cesarzowi to, co należy do niego, a Bogu to, co należy do Boga.

A oni się zdumiewali nad nim.

na podstawie: Mar. 12,13...17

[dalej]
[wcześniej]
[do początku]





niedziela, 22 marca 2015

Apokalipsa, 15. - Kim jest anioł?; zbór w Efezie

Aniołowi/posłańcowi1 zgromadzenia efeskiego napisz: to mówi trzymający siedem gwiazd2 w prawicy Jego, chodzący pośrodku siedmiu świeczników/stojaków złotych lamp3.
Obj. 2,1 PD

1 - Anioł, za każdym razem, gdy występował w Biblii, zazwyczaj był posłańcem. Wysłanym, by przekazać wiadomość, ochronić, zrobić cokolwiek. Ale za każdym razem wysłanym. Stąd można wyciągnąć wniosek, że każdy anioł - w naszym, pospolitym rozumieniu tego słowa - jest posłańcem. Ale czy każdy posłaniec jest aniołem?

Początkowo sądziłem, że generalnie mowa nie o jakichś tam świetlistych istotach, ze skrzydłami etc., ale po prostu o wysłańcach - zgodnie z greckim znaczeniem tego słowa. Ale nie. Prześledziwszy występowanie tego słowa w NT, wg słownika Stronga*, okazuje się, że w zasadzie w niemal każdym przypadku, gdy mowa o posłańcach-aniołach, jest to powiedziane w kontekście istot nie-ludzkich, najczęściej posłanych przez Boga, współpracujących z Bogiem, pomagających ludziom, chroniących ich etc. W każdym razie - istoty pozaziemskie. W paru przypadkach pod to pojęcie podpadają też "posłańcy-aniołowie Szatana" - czyli aniołowie, którzy najwidoczniej byli jak pozostali aniołowie, służący Bogu, ale w którymś momencie przeszli na stronę Szatana. Tylko w kilku przypadkach (ze 186 w NT), przy czym zawsze w tym samym kontekście, gdy mowa o aniele, mowa jest o Janie Chrzcicielu, jak np. w Mar. 1,2: Jak jest napisane w Prorokach: Oto ja wysyłam posłańca/anioła mojego przed obliczem twoim, który przygotuje przed tobą twoją drogę (PD; generalnie chodzi o cytat z ST) - i dalej mowa jest o Janie.

Z poprzedniego rozdziału, Obj. 1,20, wiemy, że aniołowie zborów przedstawieni zostali jako gwiazdy (TAJEMNICA SIEDMIU GWIAZD). Ale tutaj, gdy Jezus poleca Janowi: Aniołowi zboru efeskiego napisz... - kogo właściwie miał na myśli? "Rzeczywistego" anioła? Takiego, jak w większości przypadków w NT? Takiego wysłannika od Boga, pomagającego ludziom, będącego przekaźnikiem wiadomości od Boga do ludzi? Może tak, może nie. Mam nadzieję, że to się wyjaśni.

2 - Siedem gwiazd. Patrz - akapit powyżej.

3 - Złote świeczniki/lampy - w tym samym poście, co zalinkowany powyżej, jest też wyjaśnione, że zgodnie z Obj. 1,20 złote świeczniki/lampy to zbory, zgromadzenia wiernych, społeczności wierzących.

Czyli generalnie przesłanie powyższego wersetu można by odebrać w ten sposób: Aniołowi zgromadzenia efeskiego napisz: To mówi trzymający w swojej prawej ręce siedmiu aniołów tych siedmiu zborów, i przechadzający się pomiędzy wiernymi z tych siedmiu różnych zborów.

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/32.

[dalej]
[wcześniej - JEZUS POMIĘDZY SIEDMIOMA ŚWIECZNIKAMI]
[do początku]





piątek, 20 marca 2015

Chorzy w Biblii - osłabieni w kontroli


W zasadzie doszedłem do wniosku, że nie ma sensu wklejać tutaj każdego możliwego wersetu biblijnego z występowaniem danego słowa. (Czy jest?) Ponieważ stwierdziłem, że każdy ma swój rozum, i każdy sam może stwierdzić, jak to jest faktycznie, i zgodzić się ze mną lub nie, lub dodać swoje trzy grosze. Link do danego słowa wg słownika Stronga zawsze będę podawał. Poza tym - ograniczę się do komentowania tylko co ciekawszych przypadków, lub do podsumowania ogólnego obrazu, o co przecież w moich postach najczęściej najbardziej mi chodzi.

Tutaj, wracając do tematu chorych czy słabych w Biblii, sugerując się dalszym ciągiem spisu występowania tego słowa w NT (http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/772):

W paru przypadkach w Dziejach występuje kontekst wnoszenia "słabych/chorych" na materacach czy jakichś noszach, gdzieś na plac, gdzie akurat byli apostołowie. To wskazywałoby bardziej na człowieka chorego fizycznie. Ale z kolei w tekście Rzym. 5,6: Już bowiem Chrystus, gdy jeszcze byliśmy słabi, we właściwym czasie umarł za bezbożnych (PD), bardziej raczej chodzi o słabości psychiczne, mentalne. Oddają to też tłumaczenia BG (byliśmy mdłymi) oraz BT (gdyśmy jeszcze byli bezsilni).

W Liście do Koryntian słowo to ewidentne używane jest w znaczeniu "słabi", w znaczeniu przeciwnym do słowa "mocni": ... ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne (1 Kor. 1,27 PD). I to wiele razy. To znaczy - Paweł konsekwentnie trzymał się właśnie tego znaczenia.

Znaczenie "chory" trudno też przypisać w tekście z Listu Piotra: Podobnie mężowie, żyjcie razem (z żonami) zgodnie z poznaniem, jak ze słabszym naczyniem kobiecym, okazując szacunek... (1 Pio 3,7 PD). Czyli nie tylko Paweł używał tego słowa w znaczeniu "słabości", nie "bycia chorym".

Prześledziwszy więc w NT wszystkie miejsca występowania słowa "chory/bezsilny/słaby", wysnuwam wniosek: w większości przypadków chodziło o słabość ogólną, nie o bycie chorym, jak to często suregują nam polskie tłumaczenia, zwłaszcza BW. Owszem, podczas bycia chorym człowiek również jest słabym. Łukasz, spisując Dzieje, miał raczej na myśli chorych, ale już Paweł i Piotr używali tego słowa w ogólnym sensie słabości. O sobie samym Paweł pisał, że listy wprawdzie ważkie są i mocne, lecz jego wygląd zewnętrzny lichy, a mowa do niczego (2 Kor. 10,10 BW), a i o sumieniu również się wyrażał, że może być słabe, podatne na wiele sugestii, w przeciwieństwie do silnego, ugruntowanego w poglądach.

Gdy więc Jezus chodził i uzdrawiał "chorych", musiało chodzić bardziej o ludzi osłabionych z powodu choroby, niż o same choroby fizyczne. I w sumie ma to jakiś sens - zamierzeniem Jezusa było, by być w pełni sprawnym umysłowo, by móc w każdym momencie dokonywać wyboru pomiędzy złym a dobrym, by móc dążyć za Jego przykładem, by móc utrzymywać więź z Bogiem. Człowiek osłabiony nie jest zdolny do tego, nie ma na to ochoty, zasypia, myśli w zwolnionym tempie, albo wręcz - jeśli chodzi o długoterminową chorobę - z powodu długiego czas trwania takiej choroby może nosić w sobie dużo rozżalenia, co też przeszkadza, by normalnie spojrzeć na relacje pomiędzy nim a Bogiem.

Ogólna myśl Biblii również prowadzi do takiej konkluzji. Odradza upijania się alkoholem z tego samego powodu: ponieważ prowadzi to do utraty kontroli nad sobą: "A nie upijajcie się winem, bo to jest [przyczyną] rozwiązłości, ale napełniajcie się Duchem (Ef. 5,18 BT), do utraty kontroli nad swoimi relacjami z Bogiem.

[wcześniej]
[do początku]





czwartek, 19 marca 2015

Krańce Ziemi czy kraniec "linii czasu"?


Nie wasza to rzecz jest poznać czasy i daty, które Ojciec ustalił z racji swojej władzy, ale weźmiecie moc Ducha Świętego przychodzącego do was i będziecie mi świadkami aż do krańca/ostatka ziemi. 
Dzieje 1,7-8 PD

To jest bardzo interesujący tekst. Mówiący o tym, że będziemy świadkami Jezusa, Jego nauk, Jego działania w naszym życiu, aż po krańce Ziemi.

Czyżby?

Zastanowiło mnie to, że w PD zostało tutaj użyte, jako drugie, słowo "ostatki". Z ciekawości sprawdziłem detale. Otóż w tym miejscu użyte jest słowo "eschatou, eschate", z łatwością kojarzone z pojęciem "eschatologia". Czym jest eschatologia? Nauką o rzeczach ostatecznych - końcu świata, życiu pośmiertnym człowieka (w Kościele Katolickim), przyjściu Jezusa (w Kościele Adwentystów). Jaki to ma związek z owym krańcem Ziemi?

Sprawdziłem więc, posługując się słownikiem Stronga, w jakich przypadkach w NT słowo to zostało użyte. Słownik ten pokazuje użycie tego słowa w 49 miejscach*. Prześledziłem je, i co zauważyłem, to tutaj piszę: w 47 przypadkach użycie tego słowa mówi o czymś ostatnim w kwestii czasu ("ostatnie dni"), lub w kwestii osób ("ostatni będą pierwszymi"). Jeden przypadek to kwestia miejsca ("jeśli przychodzisz do kogoś, to zajmij ostatnie przy stole"), a ostatni - "kraniec Ziemi". Sugerując się jednak większością przypadków (całe 96%!), wskazujących na znaczenie tego słowa jako "ostatnie" w sferze czasowej, powyższy werset można by zrozumieć również (a może przede wszystkim?) w ten sposób, że świadkami będziemy przede wszystkim aż po ostatnie dni Ziemi, a nie po jej krańce.

Co to zmienia w rozumieniu tego wersetu? W kontekście całej Biblii - nic. Tak czy siak wiadomo, że aż do końca trwania Ziemi będziemy pokazywać miłość Jezusa, i - idąc za Jego przykładem - wskazywać na Państwo Boga. W kontekście tylko tego wersetu - jego treść przestaje być czymś "abstrakcyjnym", przekazem skierowanym tylko do uczniów, w ich czasie, ale także przekazem skierowanym do nas samych, żyjących gdzieś pomiędzy czasami Jezusa a czasem tych "dni ostatnich". Że będziemy Jego świadkami, że Duch Święty będzie przychodził do nas, przyjdzie do każdego z nas, że mamy zapewnioną Jego pomoc aż po ostatnie dni świata, ów "kraniec świata".

Co ciekawe, ten sposób postrzegania doskonale pokrywa się ze sławnym Mat. 28,19-20: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody. Chrzcijcie je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam nakazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do końca czasu (BP).

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/2078.






wtorek, 17 marca 2015

Chorzy w Biblii - latanie po tekstach

Mat. 25,39 (wszystkie wersety podam w wersji PD, ewentualnie, jeśli któreś z tłumaczeń tradycyjnych będzie mocno odbiegać od oryginału, zacytuję je): Kiedy też widzieliśmy cię słabym/bezsilnym, lub siedzącego w więzieniu, i przyszliśmy do ciebie?; tradycyjne przekłady: Kiedyż to widzieliśmy Cię chorego... (BP). Jaka to w ogóle różnica, czy mowa o chorym, czy o słabym/osłabionym/bezsilnym? Chyba spora. Zarówno o chorych trzeba dbać, jak i o tych osłabionych, mam tu na myśli: jeśli ktoś został postawiony w pewnej sytuacji, w której nie daje sobie rady, jest za słaby. Coś jak owa pamiętna Magdalena, przyprowadzona przez faryzeuszy, oskarżona - jedna kobieta - przez cały tłum fanatycznych facetów. To tylko jeden z przykładów.

Tutaj generalnie słowo to użyte jest w przypowieści obrazującej, jak bogaty król odwdzięcza się za potraktowanie go (lub jego braci) w sytuacji biedy, choroby, pobytu w więzieniu etc. Czy chory, czy słaby w jakimkolwiek sensie - fizycznym czy psychicznym, w zasadzie sens jest ten sam, chociaż potraktowanie "chorego" jako słabego w jakimkolwiek sensie, również w tym psychicznym, daje szerszy obraz.

Podobnie jest w kolejnych dwóch przypadkach, znajdujących się w obrębie tej samej przypowieści, Mat. 25,43 i 44.

Mat. 26,41: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie weszli w próbę/doświadczenie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe/bezsilne. Tradycyjnie: BW, BG: duch wprawdzie jest ochotny, ale ciało mdłe; BP, BT: duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe; NBG: duch wprawdzie jest ochoczy, ale ciało wewnętrzne chore. Tutaj, zgłębiwszy się w kontekst (Jezus modlący się w Getsemane, proszący uczniów o modlitewne wsparcie, przy czym ci zasnęli), raczej chodzi o słabość, niż chorobę. O ułomność, słabość organizmu do wykonywania rzeczy monotonnych, do przezwyciężenia potrzeby snu na rzecz potrzeby modlitwy - tak bym to ujął. Czyli przetłumaczenie tego słowa jako "chory" mijałoby się z kontekstem sytuacji.

Podobnie jest w przypadku Mar. 14,38 - użyto tego samego słowa, w opisie tej samej sytuacji.

Łuk. 10,9: ... i uleczcie w nim słabych/bezsilnych i mówcie im: zbliżyło się do was / bliskie jest wam Królestwo Boże. BT: uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże. Generalnie wszystkie przekłady mówią o "chorych", poza starą BG mówiącą o "niemocnych": I uzdrawiajcie niemocnych, którzy by w niem byli. Kontekst: Jezus wysyła swoich uczniów do miast, żeby uzdrawiali i mówili o Państwie Boga. Tutaj więc, czy to chodzi o "niemocnych", czy fizycznie chorych - oba znaczenia wpisują się w historię.

[dalej]
[wcześniej]
[do początku]





środa, 11 marca 2015

Dobra Nowina Marka, 12.1.

Potem zaczął opowiadać im w podobieństwach/porównaniach/przenośniach: Pewien mężczyzna był plantatorem, zbudował winnicę i postawił wokół niej płot, wyrąbał miejsce i postawił wyciskarnię win, i wybudował wieżę strażniczą. Potem wydzierżawił to kilku hodowcom win i wyjechał za granicę.

Kiedy przyszedł czas, wysłał on swojego człowieka do tych hodowców, żeby odebrać swoją część zysku. Ale ci schwytali go, pobili i odesłali z pustymi rękoma. Potem wysłał innego, ale tego uderzyli w głowę i wyszydzili. Potem wysłał jeszcze jednego, tego pobili na śmierć. I tak z wieloma innymi: niektórych poranili, a innych pozabijali. Teraz pozostała mu już tylko jedna, jedyna rzecz: wysłać swojego własnego, drogiego syna. Ale hodowcy winogron powiedzieli między sobą:
- Tutaj jest spadkobierca. Chodźmy, pobijmy go na śmierć, to spadek zostanie dla nas.
Więc go złapali, pobili na śmierć i wyrzucili z plantacji winogron.

Co teraz ma zrobić ten właściciel plantacji? Wróci, zakończy sprawę z hodowcami i przekaże hodowlę innym. Czyżbyście nie czytali w Pismach:
Kamień, którzy budowniczowie/budowlańcy odrzucili, 
stał się kamieniem węgielnym / podwaliną pod fundament. 
To jest Boga własna praca,
jak cud w naszych oczach.

Wtedy chcieli Go znowu złapać, bo zrozumieli, że to właśnie o nich mówił w tym porównaniu. Bali się jednak ludu, więc go opuścili i poszli w swoją drogę.

na podstawie: Mar. 12,1...12

[dalej]
[wcześniej]
[do początku]





poniedziałek, 9 marca 2015

Chorzy w Biblii - o psychicznym "przeziębieniu"

Słowo słaby/bezsilny, napotkane w Dzieje 5,16 (patrz - ostatnie rozmyślania na ten temat, post CHORZY FIZYCZNIE CZY SŁABI PSYCHICZNIE?), które w tym przypadku przetłumaczone zostało jako "chorzy", wg Słownika Stronga występuje w NT 23 razy. Czy zawsze oznacza to "chorego" - kojarzonego przez nas jako kogoś chorego fizycznie, rzadko psychicznie? Bo - bądź co bądź, spojrzawszy prawdzie w oczy, choroby psychiczne są u nas tematem tabu. Jeśli o kimś się mówi, że jest chory psychicznie, to najczęściej mamy na myśli już głębokie stadium "wariactwa".

Tymczasem - zwykła depresja to również choroba psychiczna. Taka lekka. Jak przeziębienie. Czy jakiekolwiek niskie poczucie własnej wartości, fobia, uraz psychiczny, cokolwiek odbiegającego od normy - wszystko to są rodzaje lekkich chorób psychicznych. A biorąc pod uwagę rozmyślania z posta KAIN, PATOLOGICZNA RODZINA, GRZECH PIERWORODNY - to wszyscy jesteśmy psychicznie powyginani, tylko stało się to tak normalne, że nawet nie mamy o tym zielonego pojęcia. A Jezus przyszedł po to, by pokazać, że można to "odgiąć". I cały Nowy Testament mówi o tym, jak to zrobić, i jak to wygląda, gdy jest jako-tako normalne, daje nam pojęcie o pewnym wzorcu. Plus owych 10 przykazań, wytycznych, które również dają pewne "złote zasady" co do tego, jak to powinno być normalnie. Nie mówię tutaj o zabijaniu i kradzieżach, bo zazwyczaj każdy kojarzy przykazania z "nie kradnij" i "nie zabijaj", ale jest tam napisane również: "nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu". I co? Jak często można spotkać się z plotkami, pomówieniami etc.? Nawet samemu trzeba się dobrze pilnować, żeby nie zacząć narzekać na jakąś osobę, nie wyolbrzymiając przy tym pewnych rzeczy, czy nawet nie dodając czegoś. Tak, a normalny wzorzec, wzięty skądś z Nowego Testamentu, mówi, że "miłość wszystko przykrywa". Na czym polega więc "miłowanie bliźniego swego"? Tak, między innymi też na przykrywaniu" jego błędów.

Tak, ale się rozpisałem na ten temat... Potraktujmy to jako wstęp :) W kolejnym poście postaram się zacząć badać owe 23 występowania słowa "chory/bezsilny", w jakim one występują znaczeniu w NT.






niedziela, 8 marca 2015

Chorzy fizycznie czy słabi psychicznie?

Schodziło się mnóstwo ludzi z miast z okolic Jerozolimy, niosąc słabych/bezsilnych, którzy byli trapieni przez duchy nieczyste, którzy byli uleczani wszyscy (Dzieje 5,16 PD).

Przychodziło też wielu ludzi z miast położonych wokół Jerozolimy, przynosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy zostali uzdrowieni (BP).

Ale schodziło się też wielu z okolicznych miast Jerozolimy, niosąc chorych oraz nękanych na skutek nieczystych duchów, i wszyscy zostawali uzdrawiani (NBG).

Hm, i tutaj widzę, że we wszystkich przekładach, zamiast wyrażenia "słabych/bezsilnych", używane jest słowo "chorych"... Czy to faktycznie znaczy to samo? Spróbuję dociec tego w innym poście.

Czy określenie "wszyscy" dotyczy też tych "chorych" znoszonych z całej okolicy Jerozolimy, i tych wszystkich, którzy - jako chorzy - byli wystawiani na ulice? Czy wszyscy chorzy byli uzdrawiani? Mimo swojej wiary w czary-mary, a nie w cuda/znaki?

Czy mogło chodzić o słabych - nie tylko w sensie fizycznej choroby, ale także słabych duchowo/psychicznie? Mam tu na myśli choćby ludzi, którzy trwają w depresji, albo są opanowani przez różnorakie ograniczenia, trwając w określonym typie myślenia/wychowania, narzucającym mnóstwo ograniczeń, które - z boku patrząc - mają w sobie niewiele sensu.

Teraz już sam nie wiem, jaka jest odpowiedź na to pytanie...

Będę szukał.




czwartek, 5 marca 2015

Gibeonici - ludzie uhonorowani za swoją wiarę

Jozue przywołał ich i rzekł do nich: Dlaczego oszukaliście nas, mówiąc: Jesteśmy z bardzo daleka, skoro mieszkacie wpośród nas. (...) A oni odpowiedzieli Jozuemu: Słudzy twoi dowiedzieli się jako o rzeczy pewnej, że Pan, Bóg twój, nakazał Mojżeszowi, słudze swemu, oddać wam całą tę ziemię i wytępić wszystkich mieszkańców tej ziemi przed waszym nadejściem. Baliśmy się więc bardzo z waszego powodu o nasze życie i tak postąpiliśmy. Otóż teraz jesteśmy w twoim ręku; co ci się dobrym i słusznym wydaje, aby z nami uczynić, to uczyń. Tak im też uczynił: wyrwał ich z ręki synów izraelskich i ci ich nie zabili. Ale Jozue przeznaczył ich w tym dniu do rąbania drzewa i noszenia wody dla zboru i dla ołtarza Pana aż do dnia dzisiejszego w miejscu, które miał wybrać.
Joz. 9,22-27 BW

Ciekawa historia. Generalnie zarys tła jest taki, że Izraelici są już w trakcie "podboju" swojej ziemi obiecanej. "Podboju", bo żadni z nich byli żołnierze - byli niewolnicy, krnąbrni, nieposłuszni, co chwilę zmieniający swoje zwyczaje/religię, niby trwający przy Bogu, który ich z tego niewolnictwa wyciągnął, ale co chwilę jakieś tam afery wybuchały: a to z jakimś cielcem/wołem odlanym ze złota, a to lamentacje, że niby to "lepiej by nam było, gdybyśmy cały czas w Egipcie niewolnikami byli".

Toteż ów "podbój" odbywał się na zasadzie cudów - a to murych Jerycha runęły od siedmiokrotnego okrążenia miasta z trąbami na pełnej mocy, a to gdzieś Gedeon z garnkami i pokrywkami przegonił cały obóz śpiących żołnierzy, a to Dawid z Goliatem wygrał, bo zastosował nowoczesną technikę - procę...

Te właśnie cuda zdążyły się poroznosić już po okolicach, więc miejscowi zaczęli się trochę bać. Albo może kpili z tych "legend", przerośniętych "plotek"?... W każdym razie tutaj, w tej historii, znaleźli się ludzie, mieszkańcy krainy Gibeon, którzy uwierzyli w Boga prowadzącego Izraelitów. Jak to się odbyło, tak się odbyło (polecam przeczytanie całej historii - cały rozdział 9), trochę za pomocą podstępstw, trochę za pomocą oszustwa - nikt nie powiedział, że Biblia tylko gloryfikuje ludzi. Fakt jest faktem, że ich głównym motywem stała się wiara w Boga. Trochę ze strachu przyszła ta wiara, to fakt. Żeby ich Izraelici nie powybijali. Ale przynajmniej była to wiara, która nie objawiła się typem "wierzący, niepraktukujący", ale popchnęła ich do konkretnego działania.

I to właśnie dostrzegł Jozue. I przeznaczył ich do noszenia wody do świątyni. Zła praca? Niewolnictwo? Nie sądzę. Spójrzmy: Lewici stali się rodem kapłańskim, rodem mającym wyłączność na obsługę świątyni, po tym, jak w odpowiedzi na pewne wezwanie, bez wahania się go podjęli. Wierząc. Nawet nie zadając pytań. Więcej o tym w serii postów BŁOGOSŁAWIONA ARMIA BOGA. Inne rody izraelskie przychodziły do świątyni tylko jako "goście". A Lewici byli najbliżej. I od tego czasu - również Gibeonici, mimo że nawet nie byli Izraelitami. Spójrzmy dalej - to Jezus umywał nogi swoim uczniom, nie uczniowie Jezusowi. To ludzie, którzy wierzą w Boga, stają się pomocni innym, jak Jezus. W dodatku - jak w przypadku Gibeonitów - jeśli ktoś ma okazję być "bliżej" Boga - jest to tylko wyróżnienie. A tutaj to wyróżnienie spotkało kogoś spoza środowiska izraelskiego, spoza rodziny, spoza "kościoła". Tylko dlatego, że Jozue dostrzegł ich "żywą" wiarę. Praktykującą.

Podsumowawszy więc: mamy tutaj ludzi, którzy powinni byli "zginąć", z powodu zaplanowanego "podboju" ziemi obiecanej. Ale ludzie ci uwierzyli w te wszystkie cuda, które się działy, przestraszyli się Tego Boga, który tamtych ludzi prowadził, czyli potraktowali to serio - po czym przedsięwzięli kroki, by uniknąć swojego "przeznaczenia". Te starania dostrzegł Jozue, i postanowił, że nie zginą oni, a co więcej - będą nawet "bliżej" Boga, obsługując świątynię, zaopatrując ją w podstawowe sprawy - drewno do ofiar (ważne!) i wodę, zapewnie również do rytuału oczyszczenia (też ważne!). Czyli jakby nie patrzeć - Gibeonici dostali możliwość pośredniej, "podwykonawczej" obsługi świątyni, w tym najważniejszych rytuałów - cowieczornego i corannego składania ofiar i rytuału oczyszczania, coś jak współczesna "spowiedź".

Czyli, jakby nie patrzeć, Gibeonici zostali za swoją wiarę mocno uhonorowani.






środa, 4 marca 2015

Historia Hioba, 3. - Jakim Hiob był przyjacielem

Gdy się ktoś zachwiał – podniosły go twoje słowa i dodawałeś mocy kolanom, co się ugięły.
Job 4,4 NBG

Zastanowiłem się jeszcze chwilę nad tym tekstem. Gdy ktoś się zachwiał - podniosły go twoje słowa i dodawałeś mocy kolanom, co się ugięły. Tak mówili o Hiobie jego przyjaciele. To znaczy, że wcześniej, przed tamją katastrofą, Hiiob był dobrym przyjacielem - krzepiącmy, budującym, podpierającym, nie wymawiającym. A już na pewno w żaden sposób nie wywyższającym się z powodu tego jego stanu posiadania, bogactwa. Bo gdyby tak było, to nikt, kto został przez życie powalony do tego stopnia, że aż kolana mu się ugięły - nikt taki nie przyjąłby pocieszenia od bogacza, który przyszedł i sobie gada.

[dalej]
[wcześniej]
[do początku]






wtorek, 3 marca 2015

Apokalipsa, 14. - Tajemnica siedmiu gwiazd i świeczników

(...) I mam klucze do Hadesu i śmierci1. Napisz, co zobaczyłeś2, i to, co jest, i to, co ma się stać zaraz potem. Tajemnica siedmiu gwiazd, które ujrzałeś po mojej prawej stronie, i tych siedem złotych świeczników / stojaków lamp: siedem gwiazd to aniołowie / posłańcy siedmiu zborów / społeczności wierzących, a siedem świeczników, które widziałeś, to tych siedem zborów / społeczności wierzących3.
Obj. 1,18-20 PD

1 - Badanie tego tekstu zbiegło się w czasie z ukończeniem serii "Piekło w Biblii", gdzie w ostatnim poście, SAMODZIELNY WYBÓR, w zasadzie wyjaśniłem dokładnie, dlaczego Jezus "miał klucze do Hadesu i śmierci" - miał klucze, czyli praktycznie miał moc / był zdolny manipulować śmiercią i czymś, co można by ująć mitologicznym zwrotem - "krainą umarłych", bo to właśnie oznacza nazwa Hades (więcej o tym w serii PIEKŁO W BIBLII).

2 - Jednym słowem - Jan spisywał co widział, odnosząc to do wydarzeń mu obecnych i - w sposób taki, jaki umiał - do wydarzeń mających mieć miejsce w przyszłości.

3 - Jest to wyraźne nawiązanie do tekstu: I odwróciłem się, aby widzieć głos, który rozmawiał ze mną, i odwróciwszy się zobaczyłem siedem złotych świeczników, a pośrodku tych siedmiu świeczników - kogoś podobnego do Syna Człowieczego odzianego w szatę sięgającą stóp, i przepasanego na piersiach pasem złotym. Jego głowa i włosy były jak biała wełna, albo jak śnieg, a oczy jak płomień ognia. Jego stopy - jak roztopiony mosiądz, rozżarzony w piecu, a Jego głos - jak szum wielu wód. W swojej prawej dłoni miał siedem gwiazd, a z Jego ust wychodził ostry miecz obosieczny, a Jego twarz jaśniała jak słońce w pełnej mocy (Obj. 1,12-16 PD), o którym pisałem w poście KIM JEST TA POSTAĆ? Teraz można by w zasadzie zadać pytanie: czym są te świeczniki i to wszystko, co jest wokół Jezusa? A odpowiedź znajduje się właśnie w powyższym fragmencie: siedem gwiazd to aniołowie / posłańcy siedmiu zborów / społeczności wierzących, a siedem świeczników, które widziałeś, to tych siedem zborów / społeczności wierzących. Czyli - jakkolwiek Jan to zobaczył, Jezus chciał zwrócić jego uwagę na jakichś siedem zborów/kościołów/parafii oraz ich... posłańców? aniołów? czy może chodzi o jakichś "biskupów", "starszych zboru", kogoś, kto pełni funkcję osoby odpowiedzialnej za zsynchronizowanie wszystkich działań, takiego "lidera"? Najpewniej okaże się to później.

[dalej - JEZUS POMIĘDZY SIEDMIOMA ŚWIECZNIKAMI]
[wcześniej]
[do początku]





niedziela, 1 marca 2015

Piekło w Biblii, 10., Samodzielny wybór

Kolejne teksty, z Ks. Objawienia:

Obj. 1,18 PD: Byłem umarły, lecz oto żyję na wieki wieków i mam klucze do Hadesu i śmierci. Hm, właśnie się zastanowiłem - studiuję przecież również Apokalipsę, i nie zwróciłem uwagi na znajdującą się w tym fragmencie rozbieżność między piekłem a Hadesem?... Ale nie, po sprawdzeniu postu KIM JEST TA POSTAĆ widzę, że ująłem tam też tę różnicę, tyle że wtedy jeszcze się nad tym tak głęboko nie zastanawiałem. A jak pozostałe tłumaczenia oddają ten fragment? "Śmierci i piekła", "śmierci i otchłani", "krainy umarłych i śmierci", "Hades and Death".

Obj. 6,8 PD: I zobaczyłem, a oto koń bladozielony, a ten, który na nim siedział, miał na imię Thanatos/Śmierć, a Hades szedł za nim; i dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i zarazą, i przez dzikie zwierzęta ziemi. Tutaj, cokolwiek byłoby napisane w tym fragmencie, dla osoby postronnej brzmi to tak samo absurdalnie... ALE - tak czy siak ani użycie w tym miejscu słowa "piekło" (BW, BG), ani "Otchłań" (BT, BP), ani nawet "Kraina Umarłych" (NBG) nie ma tutaj ani sensu, ani racji bytu. Dlaczego tak uważam? Ponieważ mowa tutaj o jednej postaci na koniu, i drugiej postaci, idącej za nią. A nawet prosta wikipedia mówiła przecież, że "Hades" to imię boga krainy umarłych (wspomniałem już o tym wcześniej w tej serii), a dopiero od jego imienia została nazwana tak cała kraina. Tak więc owszem, jest tutaj jakaś fantastyczna wizja, jakieś science-fiction, ale bez przesady - nie cała "kraina umarłych" czy "piekło" idące za koniem, a po prostu jedna postać - mitologiczny bóg, który stanowi komplet z Thanatosem/Śmiercią.

Obj. 20,13 PD: I wydało morze umarłych, którzy byli w nim, również śmierć i Hades wydały umarłych, którzy w nich byli, i zostali osądzeni - każdy według swoich czynów. BW i BG - "piekło". BT i BP - "Otchłań". Dlaczego w tłumaczeniach sporządzonych przez kościół, który wierzy w piekło (BT i BP), nie użyto tutaj słowa "piekło", tylko "otchłań", natomiast użyto tego słowa w tłumaczeniach charakterystycznych dla wyznań protestanckich, które w zasadzie mówią, że w piekło nie wierzą? Dlaczego w ogóle użyto tutaj tego słowa, skoro ewidentnie mowa o Hadesie jako o krainie umarłych, jak to zostało przedstawione w NBG?

Obj. 20,14 PD: I śmierć, i piekło zostały wrzucone do jeziora ognia, i to jest ta druga śmierć. Pomijając tematykę czysto teologiczną tutaj, to brzmi to nieco abstrakcyjnie (tzn. jeszcze bardziej abstrakcyjnie, niż reszta Apokalipsy), ponieważ jak można śmierć - zjawisko "abstrakcyjne", czy krainę umarłych - obraz z mitologii - wrzucić do ognia? A skoro Jan spisał tę historię, jako coś, co widział, to co on właściwie widział, że właśnie w ten sposób to opisał? To jest pytanie, na które w tej chwili nie znajduję odpowiedzi.

Tak czy siak - ostatecznie - i cała śmierć (ta pierwsza, sen, jak śmierć/sen Łazarza), i wszystko co z nią związane, zostanie ostatecznie zniszczone, o czym mówi powyższy fragment Biblii i jemu okoliczne: I jeśli ktoś nie został znaleziony jako zapisany w Zwoju/Księdze Życia, został wrzucony do tego jeziora ognia (Obj. 20,15 NBG/PD). I po to właśnie przyszedł Jezus, żeby nas od tego drugiej śmierci, całkowitego zniszczenia uratować. Żebyśmy - nawet po zmartwychstaniu - nie zginęli. Ta śmierć, którą umieramy teraz, to tylko pauza, tymczasowe przechowanie do czasu, gdy w tym samym momencie wszyscy ludzie na ziemi zostaną na podstawie swoich zachowań/wyborów/czynów ocenieni, czy przyjęli ten prezent od Jezusa, czy nie, czy przyjęli i zechcieli szlifować swój charakter, żeby jak najbardziej był podobny do charakteru Boga, czy też nie. Bo jeśli nie - to znaczy że ciągle próbują sobie poradzić sami, na własną filozofię, jak Kain, uznając, że przecież inaczej też musi być dobrze. Ale owo "dobrze" nie jest zgodne z pierwotnym założeniem życia w miłości i wyrozumiałości dla innych, założeniem zgodnym z charakterem Boga. I - to On, jako nasz Stwórca, jest jak nasz Ojciec, którego szanuję i podziwiam. Konsekwencją, "karą", skutkiem życia wg innej filozofii, nie uznającej Stwórcy, jest owa "druga śmierć", wyrażona w Apokalipsie jeziorem ognia, a w ewangeliach - obrazem Gehenny, doliny pełnej palonych śmieci, pełnej ognia trawiącego wszystko i do cna, co błędnie przetłumaczono jako "piekło". Taka konsekwencja, "kara", ma swój sens - jak mógłby żyć ktoś nadal w swojej filozofii, żyjąc jednocześnie w świecie, który Bóg urządzi od nowa (Nowa Ziemia)? To tak, jakby ktoś przyjechał ze swojego kraju, razem ze swoimi zwyczajami, i chciał osiedlić się u nas, nie zmieniając swoich zwyczajów na "tutejsze", lecz nadal zabijając kozy, zakuwając u kilkuletnich dziewczynek wargi sromowe w kolczyki, czy głosząc swój - oparty na swojej religii - podział na "wiernych" i "niewiernych", i realizując plan swojej religii: wybijanie wszystkich niewiernych. Coś takiego się dzieje, i bulwersuje to wszystkich z nas. Więc jest to dobry obraz, by pokazać, że podobnie coś takiego nie będzie pasować w Państwie Boga. Dlatego trzeba przyjąć Jego zwyczaje, Jego podejście do życia, do rozwiązywania problemów etc., żeby móc żyć zgodnie z Nim i z innymi, którzy tam będą. A jeśli ktoś wybierze inną drogę - wówczas zostanie zniszczony, doszczętnie spalony (raz, nie przez całą wieczność), jak owe śmieci w Gehennie, jak przedmioty zupełnie nie pasujące do otoczenia, jako zupełnie zbędne lub nawet przeszkadzające otoczeniu.

Dlaczego Jezus nabył prawo do tego, by nas zbawić od tej drugiej śmierci, od tego doszczętnego unicestwienia, od tego spalenia w tym ogniu? Dlatego, że to zniszczenie jest konsekwencją, "karą" (nie lubię tego słowa, bo kojarzy się zawsze negatywnie; a faktycznie to to, co następuje po naszych poczynaniach to skutek naszych działań, konsekwencje, a nie jakaś z góry narzucona kara) tego, że pierwsi ludzie na Ziemi stali się "mądrzejsi" od Boga, stali się wyniośli, stwierdzili, że będą wiedzieć coś lepiej od Niego, zakwestionowali "intrukcję obsługi" daną przez swojego Twórcę. A my - tacy niewinni, bo co nam do pierwszych ludzi, żyjących ileś tam lat wstecz - żyjemy jak w wielkiej, patologicznej rodzinie, w której owo postępowanie rodziców miało wpływ na dzieci (pisałem o tym w poście PATOLOGICZNA RODZINA, wskutek czego nie tylko powtarzamy wciąż ich błąd, ale też pogłębiamy go z pokolenia na pokolenie. Każdy widzi, że jest coraz gorzej, a w utyskiwaniu "za moich czasów..." jest jakiś głębsza treść. Ale z Jezusem było inaczej - wszystko, co robił, robił z myślą o Ojcu, kierując do Niego, wskazując na Niego, cokolwiek robił - robił to w Jego imieniu. Przez całe życie. Nie dał się ponieść tej patologii nieposłuszeństwa/próżniactwa/pychy. Dlatego, gdy umarł, a potem zmartwychwstając przezwyciężył niemożność wybudzenia się ze śmiertelnego snu, nabył tym samym prawo do tego, by "rozdysponować" swoje zwycięstwo nad tą śmiercią pomiędzy wszystkich tych, którzy tylko tego zechcą.

Zazwyczaj tego nie robię, ale tutaj tak - w związku z tym, co napisałem powyżej, gorąco namawiam do tego, żeby zgłębić życie Jezusa, Jego przykład, potem pójść za Jego przykładem, realizować go w naszym codziennym życiu, i zgłębiać temat Państwa Boga, by samemu wybrać, czy się chce tam znaleźć, czy też nie.

[koniec serii]