niedziela, 15 czerwca 2014

Historia Hioba, cz. 2 - Myśli samobójcze

Wreszcie Job otworzył usta i przeklął dzień swego urodzenia. Bodajby zginął dzień, w którym się urodziłem, i noc, w której powiedziano: Poczęty jest mężczyzna! Czemu nie umarłem już w łonie matki, czemu nie zginąłem, gdy wyszedłem z łona? Leżałbym teraz i odpoczywał, spałbym i miałbym spokój wraz z królami i wielkimi ziemi, którzy sobie wystawili grobowce. Lub byłbym jak poroniony, zagrzebany płód, jak niemowlęta, które nigdy nie ujrzały światła.
Job 3,1.3.11.13.14.16 BW

Hiob miał myśli samobójcze. Kto z nas nie miał takiego okresu w życiu, w którym miał to samo? Za dużo złego na raz, wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko nam. Dopóki się człowiek nie nauczył odpowiednio reagować na takie zdarzenia - mógł poczuć się jak Hiob tutaj.

Że nie straciliśmy tyle, co Hiob? Dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które by przekraczało siły ludzkie. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść (1 Kor. 10,13 BW+BT). Każdy ma swoją miarę, każdy ma swoją granicę, której Bóg nie pozwala przekraczać. Kto wie, co stałoby się z nami, gdyby spotkało nas dokładnie to, co Hioba? Nie chodzi przecież o te ilości materialne - są one przecież ulotne: dzisiaj są, a jutro - jakiś pożar czy coś i bach! Nic już nie ma. Chodzi o wewnętrzne uczucie człowieka, psychiczną równowagę w sytuacji, gdy straci się wszystko, co najwartościowsze. Dla jednego to będzie garaż, samochód i praca, dla kogoś innego - cała rodzina, dom, pamiątki rodzinne, a dla dziecka - kilka jego ulubionych zabawek i ciepła ręka taty. Gdy człowiek to straci - jeden to przeżyje, innemu świat się zawali. A ciężar całego zawalonego na nas świata jest tak wielki, że bardzo trudno się podnieść.

To tak jakby - jeśli ktoś może sobie wyobrazić - na kogoś zawalił się cały budynek, i przeżył tylko w jakiejś wnęce. Niby żyje, niby powietrze jest, ale światła już nie ma - sama ciemność tylko, kurz, i brak wyjścia. I brak sił, by jakiekolwiek kawały gruzu odrzucić. A to odbiera wszelką nadzieję. Tworzy beznadziejność. Czy ktoś potrafi to sobie wyobrazić? Ludzi przygniecionych halą wystawową targów w Katowicach sprzed kilku lat? Ludzi z zawalonych wieżowców World Trade Center?

Nawet Hiob - człowiek nazwany "mężem bogobojnym" - został psychicznie i emocjonalnie tak rozłożony na łopatki, że dopuścił do siebie tego typu myślenie. Czemu nie umarłem już w łonie matki? (Job 3,11), czemu nie zmarłem z głodu w międzyczasie?...

A potem przyszli przyjaciele. Gdy ktoś się zachwiał - podniosły go twoje słowa i dodawałeś mocy kolanom, co się ugięły. A obecnie, ponieważ to spadło na ciebie - rozpaczasz; ponieważ [akurat] ciebie to dotknęło - ogarnia cię trwoga. Czyżby twoja bogobojność nie była twą ufnością, a nadzieją twoje nieskazitelne postępowanie? (Job 4,4-6 NBG). Po naszemu mówiąc: "Stary, pocieszałeś innych, a teraz, gdy sam wpadłeś w to bagno, to ręce załamujesz?"

Niech nas Bóg chroni od takich przyjaciół.

[dalej]
[do początku]





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz