czwartek, 2 kwietnia 2015

Apokalipsa, 17. - By nie być jak zbity pies

... i zniosłeś/wytrzymałeś/byłeś zdolny unieść1, i wytrwałość masz, i ze względu na moje imię / na mnie trudziłeś się, i nie zmęczyłeś się / nie załamałeś się2.
Obj. 2,3 PD

1 - Wyrażenie użyte tutaj, słowo, to to samo słowo, które określa, że Jezus "poniósł" nasze grzechy na swoich barkach, czyli - wziął na siebie, udźwignął, dźwigał i wytrzymał w tym. To właśnie mówi Jezus do anioła zboru w Efezie. Że wytrzymał tych złych, którzy przychodzili do tego zboru, i wytrzymał te wszystkie doświadczenia z tamtymi ludźmi podszywającymi się pod apostołów.

2 - Każdy z nas był w sytuacji, gdy już mu się czegoś nie chciało, albo normalnie by mu się nie chciało, ale ze względu na kogoś specjalnego - zrobił to. I być może nawet nie myślał, do głowy mu nie przyszło, że może mu się nie chcieć tego zrobić. Tak zazwyczaj mają rodzice wyświadczający przysługi swoim dzieciom (tak, wiem, są wyjątki).

Jak to jest możliwe, by trwać przy Bogu i nie zmęczyć się tym? Ba, nawet nie pomyśleć, że coś może być męczące? Co takiego może być męczącego w praktycznym życiu z Bogiem? Unikanie kłamstw? Empatia? Niezabieranie czyjejś własności? Staranie się, by nie "zabijać" kogoś słowem? W razie wpadki - mówienie "przepraszam" osobom, które są otwarte na to, by to usłyszeć? Czasem może.

Jak to jest możliwe, by nie poczuć zmęczenia w tym przypadku? I to specyficznego zmęczenia. W grece użyte tutaj słowo występuje w NT tylko w dwóch innych miejscach: Otóż porównajcie się do Tego, który doznał ze strony grzeszników wrogości, abyście nie osłabli na waszych duszach (Hebr. 12,3 PD); A modlitwa wiary uratuje będącego słabym i podniesie go Pan, a jeśli dopuścił się grzechów, będą mu odpuszczone (Jak. 5,15 PD). Jak widać więc - chodzi nie tyle o kogoś zmęczonego, ale o kogoś wręcz upadłego ze zmęczenia, ze swojego trudu, "wyjechanego", innymi słowy - o kogoś, kto po pewnych wydarzeniach czuje się już jak zdechły pies.

Jak się przed tym uchronić? Pewną odpowiedzią są owe dwa powyższe przykłady, które same w sobie zawierają już pewną receptę: Jezus doskonale nas rozumie w tym względzie, bo sam był jak zbity pies, a w związku z tym - modlitwa do Niego to jak rozmowa z przyjacielem, którzy przeszedł to samo, i wie, jak z tego wyjść, i podaje pomocną rękę, daje konkretne wsparcie.

Dodatkowo przychodzą mi do głowy jeszcze dwa inne przykłady:
1 Król. 18,46: Eliasza zaś ogarnęła moc Pana, bo przepasawszy swoje biodra, biegł przed Achabem aż do wejścia do Jezreelu (BW).
Gal. 5,22-23: Natomiast owocem Ducha są: miłość zdolna do największych poświęceń, radość, pokój, cierpliwość/wyrozumiałość, dobroć/dobrotliwość, dobroć/dążenie w dobrym celu, wiara*, łagodność, opanowanie/samokontrola (na bazie PD i słownika Stronga).

W czasie, gdy Duch Święty jest obecny na Ziemi zamiast Jezusa, gdy masowo dotykał ludzi za czasów apostołów (Dzień Pięćdziesiątnicy), i - jak wierzę - nadal pracuje nad ludźmi i teraz, tak jak Jezus pracował nad ludźmi w czasie Swojego pobytu na Ziemi, w tym czasie świadomość tego, że w każdym momencie możemy się do Niego zwrócić o pomoc, jest ważna. Duch Święty jest naszym przyjacielem. Może wspomóc, jak turbina wspomaga silnik, czy jak kawa wspomaga człowieka o poranku. I nawet lepiej. Bo zważywszy na to, jakie są owoce Ducha, w sensie - co to znaczy "owoce Ducha?" - w sensie że tak, jak wynikiem działania turbiny w samochodzie jest lepsze przyśpieszenie i przyjemne wciskanie w fotel, i tak jak wynikiem działania porannej kawy są szerzej otwarte oczy, tak samo wynikiem działania Ducha Świętego są nie tylko "przyśpieszone obroty" (jak w owym przypadku Eliasza), ale też są efekty uboczne: łagodność, wyrozumiałość etc. - wszystko to, co zostało wymienione w Liście do Galacjan.

Na ile to pomaga? W sytuacji, gdy musimy zmierzać się powszechną głupotą, niekonsekwencją, zimnym uporem w imię zachowania zasad (przy kompletnym zapomnieniu, że zasady te zostały stworzone, by uporządkować życie CZŁOWIEKA - zupełnie jak w starożytnym Izraelu), brakiem empatii, etc. - cierpliwość, łagodność, odrobina poświęcenia dla innych etc. - wszystko to pomaga w kontaktach międzyludzkich. Pomaga wywołać ich uśmiech, pomaga wywołać w nich tok myślenia typu: "on pomaga mi, to i ja jemu trochę pomogę", pomaga też znieść ("unieść, ponieść") ewentualne niedociągnięcia.

Tak więc - jeśli czujesz się jak zbity pies, jak uczniowie Jezusa po Jego odejściu, po odejściu ich najlepszego przyjaciela - módl się o Ducha Świętego**. Będzie to jak przyjemne wciśnięcie w fotel.

* - Pojęcia te przetłumaczyłem posługując się ich greckimi znaczeniami wywnioskowanymi na bazie słownika Stronga.
** - Albo napisz do mnie, że tego potrzebujesz. Zrobię to za Ciebie. 


[dalej]
[wcześniej]
[do początku]






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz