niedziela, 29 listopada 2015

Apokalipsa, 48 - Siedem duchów, wiele pytań

A aniołowi/posłańcowi zgromadzenia w Sardes napisz: To mówi ten, który ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd. Znam twoje poczynania, że masz imię, że (niby) żyjesz, ale jesteś martwy.
Obj. 3,1 PD

Zazwyczaj zaczynałem czytanie nowego listu od studiowania historii danego miejsca. Tym razem owych siedem duchów Boga zainspirowało mnie na tyle, że zacznę od tego.

Zazwyczaj określenie "duch Boga" jest tożsame z potocznie zwanym Duchem Świętym, Duchem Bożym. Generalnie uznaje się Ducha Świętego jako taką samą osobę jak Boga Ojca i jak Jezusa, nie za jakieś paranormalne zjawisko. Ciężko to rozsądzić w racjonalny sposób. To jest jak z kalkulatorem: na ogół używamy tylko dodawania, mnożenie i paru innych działań, ale wiemy, że są tam również inne działania, jakie sinusy, cotangensy, jakieś funkcje - nie zrozumiałe dla nas, ale gdy próbujemy - jakoś to działa. I tylko ci, którzy studiowali ten temat głębiej, rozumieją, o co chodzi z tymi liczbami tam. Tak samo tutaj - coś tam wiemy, coś tam słyszeliśmy, ale jak to racjonalnie zrozumieć, jak to logicznie rozgraniczyć - nie ma możliwości. Trzeba by się w ten temat zagłębić bardzo głęboko, czegoś nowego nauczyć, dowiedzieć się, jak pewne działania/zasady działają, żeby móc zrozumieć to dokładnie.

Tymczasem tutaj napotykamy określenie "siedem duchów Boga". Dla tych, którzy nie uznają Ducha Świętego za osobę taką samą jak Bóg Ojciec czy Jezus - jest to jeden z argumentów przemawiających przeciw. Bo jeśli Duch Boga jest osobą, to jak to jest możliwe, że nagle tych osób jest siedem? Idąc konsekwentnie tym tokiem myślenia - owa Trójca, w którą się wierzy, logicznie rzecz biorąc powinna być Dziewiętnicą. Bo: Bóg Ojciec + Jezus + siedem owych duchów. Co razem daje dziewięć osób. Trochę tłum.

Poza tym - Jezus, będąc tutaj na Ziemi, często wyrzucał złe duchy z ludzi. Czasem zwane demonami. Czasem wiele złych duchów czy demonów z jednego człowieka. Jaka więc jest różnica między złymi duchami, które Jezus wyrzucał, a innymi duchami, które nie są złe, albo duchem Boga czy Jezusa, o których również można w Biblii przeczytać?

W toku poszukiwań trafiłem między innymi na mojego własnego bloga, z podobnymi zadawanymi już pytaniami: [SIEDEM DUCHÓW]. Pójdę więc śladem tamtych pytań i może uda się tutaj rozwikłać coś więcej. Najpierw podsumowanie tego, do czego doszedłem ostatnim razem:

1. Zarówno w tamtym poście, jak i tutaj, w bieżącym tekście, mowa o Tych Duchach (oryginalnie został użyty rodzajnik, czyli forma gramatyczna nie istniejąca w języku polskim), co oznacza, że każdy czytający Objawienie Jana będzie wiedział, o jakie duchy chodzi. Albo wspomniał już o nich wcześniej. Albo ogólnie było przyjęte wówczas w społeczeństwie, że Te Duchy to były... coś tam. Albo była to jedna jedyna możliwość, tak samo jak To Słońce (forma z rodzajnikiem używana jest w językach posiadających rodzajniki, przy czym generalnie przyjmuje się, że słońce jest jedno, więc każdy wie o jakie słońce chodzi, dlatego używa się formy określonej, czyli tej z rodzajnikiem), czy Ten Prezydent RP - też jest jeden.

2. Ponadto, szanowaliśmy naszych ojców według ciała, chociaż nas karali; czy nie daleko więcej winniśmy poddać się Ojcu duchów, aby żyć? (Hebr. 12,9 BW). Tutaj należałoby się wgłębić w tekst, co właściwie Jan rozumiał pod pojęciem duchy, duch. Nie sądzę, żeby chodziło o białe, latające zjawy. Zrobię to później.

3. Tam, gdzie w większości tłumaczeń w 1 Kor 14,12 mowa o darach Ducha / darach duchowych, tam faktycznie wygląda to nieco inaczej: Tak też wy, skoro jesteście zwolennikami istot duchowych... (NBG) / Tak i wy, jako że gorliwcy/zapaleńcy jesteście duchów... (PD). To by dawało pewne światło na to, że w najbardziej sztandarowych tekstach, którymi człowiek podpiera się mówiąc o DARACH DUCHOWYCH, de facto nie ma ani słowa o... darach! Kolejny temat do zajęcia się nim nieco później.

4. W którymś momencie tamtego postu padła koncepcja, że Duch Boży jest jeden, ale jest jak wielka rodzina - mówi się o Nim w liczbie mnogiej. Z jednej strony hipoteza możliwa. Z drugiej - gdy Jezus mówił o Pocieszycielu (w domyśle - o Duchu Świętym), który przyjdzie, to miał na myśli, że PRZYJDZIE, a nie PRZYJDĄ. Czyli ewidentnie jeden.

Chyba że Duch Pocieszyciel jest jednym z tych siedmiu.

Na razie wiem tyle: wiem coraz mniej.

[dalej - DUCH PREZYDENT]
[wcześniej - GWIAZDA PORANNA]
[do początku]






piątek, 27 listopada 2015

Łukasz wnikliwie 3.2 - Historia Jana Chrzciciela

... doszło Boże słowo/przesłanie do Jana, syna Zachariasza, gdzieś na pustyni/pustkowiu. Przyszedł on więc w okolice Jordanu i głosił/apelował o zanurzenie/chrzest na nawrócenie / zmianę sposobu myślenia, które miało dać uwolnienie od grzechów. Wszystko to tak, jak jest napisane w księdze proroka Izajasza, mówiącego:

Głos co woła na pustyni/pustkowiu:
przygotujcie/zróbcie miejsce na drogę Pana, 
wyprostujcie Jego ścieżki!
Każda dolina będzie wypełniona/zasypana,
a każda góra i każdy pagórek będą obniżone/ścięte.
Wykrzywione (drogi?) będzie naprostowane,
a powierzchnie kamieniste/nierówne będą wyrównane na drogę gładką. 
I każda osoba zobaczy zbawienie Boga. 

I wielu ludzi wychodziło, żeby zostać ochrzczonymi przez Jana, a on mówił do nich:
- Płodzie/owocu żmijowy! Kto nauczył was, jak uniknąć tego gniewu, który ma przyjść? Teraz więc przynieście owoce/płód tego, co jest konsekwencją nawrócenia. I nie zaczynajcie mówić sami do siebie: Naszym ojcem był Abraham, bo mówię wam: Bóg może sam sobie wskrzesić dzieci Abrahama nawet z tych kamieni tutaj. Siekiera jest już przyłożona do korzeni drzew - każde z nich, które nie przynosi dobrych owoców będzie wyrąbane i rzucone w ogień.
- Co więc mamy robić? - pytały go tłumy ludzi.
- Jeśli ktoś ma dwie tuniki, niech się podzieli z tym, który nie ma nic - odpowiedział Jan. - A ten, który ma jedzenie, niech zrobi to samo.

Przychodzili, żeby się ochrzcić, również celnicy*, i pytali się go:
- Mistrzu, a co my mamy robić?
- Nie pobierajcie opłat większych, niż jest to ustanowione.
Pytali się go również żołnierze będący na służbie:
- A co my mamy robić? - i do nich Jan odpowiadał:
- Nie wymuszajcie, nie składajcie fałszywych raportów i niech wam starcza to, co dostajecie w ramach żołdu.

Ludzie trwali w oczekiwaniu i po cichu mieli nadzieję, że Jan jest może Pomazańcem/Mesjaszem. Wtedy Jan odpowiedział:
- Ja chrzczę/zanurzam was w wodzie. Ale nadchodzi taki, co jest silniejszy niż ja, i ja nie jestem wart, żeby choćby rozwiązywać mu rzemyki u sandałów. On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem / zanurzał w Duchu Świętym i ogniu. On będzie miał w ręku żarna, żeby wymłócić zboże zaraz na polu. Pszenicę/zboże zgromadzi w swojej stodole/spichlerzu, ale resztę z kłosów / plewy spali w ogniu nieugaszonym**.

Wiele też innych rzeczy mówił, zachęcając ludzi i głosząc im dobrą nowinę. Natomiast Herod tetrarcha/zarządca, upomniany przez niego z powodu Herodiady, żony Filipa, jego brata, i o inne złe rzeczy, których dokonywał, dodał do tego wszystkiego to, że zamknął Jana w więzieniu.

na podstawie: Łuk. 3,2...20

* - Aby dobrze zrozumieć ten fragment wystarczy uświadomić sobie, że celnicy wówczas byli jedną z najbardziej skorumpowanych grup społecznych. Tak jak część lekarzy, pobierających łapówki za L-4, albo część policjantów, wystawiających lewe mandaty. Albo jak współcześni ukraińscy celnicy na granicy polsko-ukraińskiej. 
** - "Ogień nieugaszony" to nie jest żaden "ogień wieczny", czy "piekielny". Więcej na ten temat w poście [PALONE ŚMIECI], oraz w całej serii [PIEKŁO W BIBLII]







środa, 25 listopada 2015

Przygotujcie drogę Panu - czyli co?

Jak jest napisane w księdze mów proroka Izajasza: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu...
Łuk. 3,4 BT

Co to miało znaczyć: przygotujcie drogę Panu? Czy i dzisiaj potrzebny jest ktoś, kto będzie wołał między ludźmi, aby przygotowali drogę Panu?

Jedno z tłumaczeń, na które się natknąłem, użyło słowa określającego przygotowanie jako posprzątanie, oczyszczenie tego co jest, zrobienie z tym porządkiem. Jak z domem, który - żeby przygotować na święta - sprząta się, robi porządki. Nie do końca to jest prawda.

Sięgnąłem do Słownika Stronga, żeby zobaczyć, w jakich innych kontekstach zostało umieszczone owo greckie słowo, przetłumaczone jako przygotowanie*. I tak Jezus mówił miejscu przy prawej ręce Boga, które zostało przygotowane przez Niego (Mat. 20,23); o przygotowanym obiedzie (Mat. 22,4); o przygotowanym Królestwie/Krainie Boga lub o przygotowaniu miejscu tam, u góry (Mat. 25,34; Jan 14,2); o nieprzerwanym/wiecznym ogniu przygotowanym dla diabła (Mat. 25,41); uczniowie mówili o przygotowaniu Paschy (Mat. 26,19; Mar. 14,12); o Janie anioł powiedział, że przygotuje Panu lud gotowy/uformowany (Łuk. 1,17**); uczniowie mieli przygotować Jezusowi miejsce w jednej z samarytańskich wiosek (Łuk. 9,52); w jednej z przypowieści cały dorobek życia pewnego człowieka Jezus nazwał tym, co przygotował (Łuk. 12,20); po śmierci Jezusa kobiety przygotowały wonności (Łuk. 23,56); w Dziejach Apostolskich pewien dowódca rozkazał przygotować dwustu żołnierzy (Dzieje 23,23); gdzieś można przeczytać znowu o przygotowaniu gościny (Filemon 1,22) albo całego miasta (Hebr. 11,16).

Słownik Stronga co prawda w niemal wszystkich przypadkach określa owo przygotowanie jako to make ready, czyli uczynienie gotowym, jednak z kontekstu większości tych tekstów wynika coś nieco innego. W większości tych przypadków przygotowanie oznacza stworzenie czegoś od podstaw, utworzenie. Nie jest to przygotowanie w rodzaju sprzątania domu, porządkowania rzeczy, chyba że w sensie tworzenia nowego miejsca na coś innego. Jedynymi wyjątkami tutaj było przygotowywanie wonności przez kobiety (choć z drugiej strony - może kiedyś przygotowywało się te wonności tak samo, jak lekarstwa w aptece, tzn. samodzielnie gotując i mieszając jakieś mikstury - nie wiem) i przygotowanie dwustu żołnierzy - tego nie da się w żaden sposób "stworzyć".

Tak więc pojęcie to musiało oznaczać stworzenie czegoś od podstaw, utworzenie, ewentualnie przetworzenie jednej rzeczy w inną, jak to ma miejsce podczas przygotowywania posiłków, czy przygotowywania domu pod gościnę (np. przetworzenie łóżka zasłanego gratami w zdolne do spania na nim?...). I chyba to właśnie było rolą Jana Chrzciciela - przetworzenie istniejących ludzi w takich, którzy gotowi byli przyjąć Jezusa. Dlaczego to było potrzebne? Zawsze coś takiego jest potrzebne - żeby dziecko mogło poznać działania matematyczne, najpierw musi się nauczyć liczyć. Żeby zostać doktorem, najpierw trzeba być magistrem. Żeby zostać menagerem najpierw trzeba przejść kursy o psychologii podwładnych. Żeby zrozumieć coś większego, trzeba napierw poznać pewne podstawy, minimum. Widocznie Jan Chrzciciel był tutaj takim minimum, wstrząsającym ludźmi, żeby się obudzili ze swoich religijnych rytuałów dokonywanych bez zastanawiania się nad ich znaczeniem, żeby zaczęli się zastanawiać, żeby przypomnieli sobie, na kogo wówczas czekali - na Mesjasza, na Wybawiciela, obiecanego w dawnych czasach jeszcze Dawidowi.

Jeśli więc ktoś do nas powiedziałby, żeby przygotować drogę Panu, to chyba chodziłoby o przygotowanie miejsca dla Niego w naszym sercu i umyśle - tak, jak odbywa się przygotowanie gościny, gdzie wszystko jest przygotowane na przybycie gościa. I o przetworzenie tych myśli, tych opinii, które mamy w głowach - jeśli gdzieś jest coś, co przeszkadza nam zaakceptować cokolwiek, co Boga dotyczy, to można to przetworzyć, tak jak surowe, niejadalne jajko można przetworzyć w pyszną jajecznicę ze szczypiorkiem.

A potem miał przyjść Jezus, żeby uporządkować wszystko to, co zostało przez Jana wstrząśnięte.

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/2090
** - Skąd pomysł o ludzie "uformowanym"? Pod podanym wyżej linkiem trzeba odnaleźć Łuk. 1,17, następnie najechać kursorem/myszką na ostatnie słowo w tym wersecie (bez klikania), po czym powinien wyświetlić się opis tego słowa, w którym są napisane anglojęzyczne odpowiedniki tego słowa: having formed albo having constructed. To oznaczałoby uformowany albo utworzony, nowo skonstruowany, zbudowany

Nawiasem - z powodu tego, że starożytna greka nie używała interpunkcji, są dzisiaj w obiegu różne wersje tego tekstu, różne pod względem logicznym: głos wołającego na pustyni: przygotujcie drogę Panu albo głos wołającego: na pustyni przygotujcie drogę Panu. Według mnie - czy ma to znaczenie, czy to ten głos wołał na pustkowiu, czy na pustkowiu miało być przygotowane to miejsce? Finalnie chodzi to o nas, a my żyjemy tu, gdzie żyjemy, czy to na jakimś pustkowiu, czy w mieście pełnym ludzi. Myślę jednak, że bardziej chodziło o Jana, który wówczas na pustkowiu - z dala od ludzi - żył. 





poniedziałek, 23 listopada 2015

KŁAMLIWE FAKTY, 32 - Aborcja w USA

Kent Hovind
wykłady pt. KŁAMSTWA W PODRĘCZNIKACH
cz. 32

Byłem w Norymberdze, w sądzie, w którym toczył się proces. Ci wszyscy ludzie tam oskarżani twierdzili, że nie robili nic sprzecznego z prawem, słuchali tylko rozkazów. A jednak uznano ich za winnych, prawda?

Tymczasem nasz Sąd Najwyższy [amerykański - przyp. wł.] stwierdził, że nienarodzone dziecko nie jest człowiekiem, nie jest osobą. Jest to decyzja z roku 1979. Szczerze - nie obchodzi mnie, co powiedział Sąd Najwyższy, to jest człowiek! Od samego momentu poczęcia.


Od dnia decyzji zostało zabitych w Ameryce 40 milionów dzieci, a na całym świecie - niemalże miliard. 11 września roku 2001 trzy tysiące amerykanów zostało zabitych przez terrorystów. Rząd wydał miliony dolarów próbując ich złapać i zabić. Wiesz, co jeszcze stało się 11 września 2001 roku w USA? 4,5 tysiąca młodych amerykanów zostało zabitych przez aborcję. Nikt nie powiedział ani słowa. Zdarzyło się to ponownie 12 września, i 13 września, i 14 września, i każdego kolejnego dnia aż do dzisiaj. I zdarzy się to ponownie jutro.

Co my robimy? Czy my już do cna straciliśmy rozum?

Co my robimy?
    
   

Margaret Sanger założyła grupę "Planowane Rodzicielstwo"* [ang. "American Birth Control Leauge", czyli po polsku brzmi to w zasadzie jako "Liga Planowanego Rodzenia"** - przyp. wł.]. Jej celem jest eliminacja niższych gatunków [zob. o eugenice***]. Uznała, że Żydzi, Azjaci i Czarni to ludzkie chwasty. Można by o niej mówić godzinami.

Otóż w roku 1952 "Planowane Rodzicielstwo" opublikowało dokument, w którym zadano pytania: "Czym jest kontrola urodzeń? Czy to operacja? Nie, to nie operacja. To kontrola urodzin, planowanie dziecka."


"Czy to aborcja?" Powiedzieli, że zdecydowanie nie. "Aborcja wymaga operacji, zabija to życie dziecka, które się już rozpoczęło."

W ostatnich czterdziestu latach "Planowane Rodzicielstwo" zmieniło ton.

Biblia mówi, że Pan nienawidzi rąk, które przelewają niewinną krew, i przeklina tych, którzy biorą za to pieniądze.


* - Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Margaret_Sanger
** - Nazwa zastosowana przez Margaret Sanger to American Birth Control Leauge, czyli Liga Planowanego Rodzenia. Organizacja ta istnieje do dziś, pod współczesną nazwą Planned Parenthood / Planowane Rodzicielstwo. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Planned_Parenthood.
*** - Eugenika: https://pl.wikipedia.org/wiki/Eugenika

01.36.09-01.38.34

c.d.n.
[wcześniej - SELEKCJE HITLERA]
[do początku]






sobota, 21 listopada 2015

Wybrani bez powodu

Teraz więc przynieście owoce tego, co jest konsekwencją nawrócenia. I nie zaczynajcie mówić sami do siebie: Naszym ojcem był Abraham, bo Bóg może sam sobie wskrzesić dzieci Abrahama nawet z kamieni. Łuk. 3,8

O co temu Janowi chodziło? Najpierw nazwał ludzi płodem/owocem postępowania żmij, robiąc to bardzo dyplomatycznie, bo nie obrażając ich samych, a jedynie jakby współczuł, że wychowali się w takiej kulturze/tradycji/sposobie nauczania, w jakim się wychowali, nie mając na niego wpływu, a potem wzywając ich do zmiany sposobu myślenia, do uwolnienia się od ogólnospołecznych stereotypów, nawołując do samodzielnego myślenia nad Bogiem, do zmiany tego sposobu myślenia, w którym zostali wychowani.

A potem powiedział: tylko nie zaczynajcie mówić sami do siebie, że naszym ojcem był Abraham. Czyli?

Trzeba pamiętać, że naród żydowski był bardzo dumny ze swojego pochodzenia. Opowieści o Abrahamie, który wyszedł z Ur na Boga polecenie, i który potem czekał na spełnienie obietnicy, którą Bóg mu dał, że będzie miał dzieci jak gwiazd na niebie - to opowieści takie same, jak nasze o Lechu, Czechu i Rusie. O protoplaście narodu. Opowieści o dalszej historii - Izaaku, Jakubie i jego dwunastu synach to cała tożsamość narodowa Izraelitów. Przy czym już Abraham został przez Boga wybrany, a potem w każdym pokoleniu Bóg potwierdzał któremuś synowi swoją obietnicę. Izraelici czuli się więc jako wyjątkowi, specjalnie wybrani, wręcz - bezkarni. Cokolwiek by zrobili - oni są potomkami Abrahama, człowieka wybranego przez Boga, który potem któremuś synowi w każdym kolejnym pokoleniu potwierdzał, że są rodziną, a potem narodem specjalnie przez Boga wybranym.

Dlaczego Bóg ich wybrał? Dlaczego pozwolił im czuć się wyjątkowymi?

Pwt. 7,6-8 BP: Ty bowiem [Izraelu] jesteś ludem poświęconym twemu Bogu Jahwe, i Jahwe, twój Bóg, wybrał ciebie spośród wszystkich ludów ziemi, abyś był ludem należącym wyłącznie do Niego. Nie dlatego Jahwe upodobał sobie was i wybrał was, iżbyście byli liczniejsi od wszystkich innych ludów; jesteście przecież najmniej liczni ze wszystkich ludów! Ponieważ jednak Jahwe was ukochał i ponieważ dochowuje przysięgi, którą złożył waszym ojcom, wywiódł was Jahwe przemożną ręką i wyzwolił z domu niewoli, z ręki faraona, króla Egiptu.

Pwt. 10,14-15 BW: Oto do Pana, twego Boga, należą niebiosa i niebiosa niebios, ziemia i wszystko, co na niej się znajduje, jednak tylko do twoich ojców przywiązał się Pan, twój Bóg, aby ich miłować, a po nich wybrał ze wszystkich ludów was, ich potomków, jak to jest dziś.

Po pierwsze - Bóg wybrał Izrael bez powodu. Znaczy się - bez żadnego takiego powodu, który byłby dzisiaj dla nas istotny. Nie byli ani silniejsi, ani bardzie inteligentni, ani piękniejsi, ani uprzywilejowani w jakiś sposób... Wręcz przeciwnie - pomimo, że pochodzili od Abrahama, właściciela sporego dobytku, razem z którym wyszedł z Ur, a potem jeden z ich protoplastów - Józef - był człowiekiem drugim w całym Egipcie, zaraz po faraonie - potem przez wiele lat byli niewolnikami. A potem wędrowcami, pasterzami owiec. Nic specjalnego.

Jednak Bóg kochał Abrahama. Miłość ta kwitła, ponieważ Abraham ją odwzajemniał - również kochał Boga. Szedł za Nim, ufał Mu, rozmawiał z Nim. Podobnie jego synowie, wnuki i prawnuki. Dlatego Bóg otoczył ich specjalną opieką. Bo Go kochali. A Bóg kochał ich i ich dzieci nawet wtedy, gdy dawali się skusić ładnym Filistynkom i szli za nimi do ich świątyń, poznawać ich bożków i uczestniczyć w ich wierzeniach, obrządkach religijnych. Ze względu na to, że byli dziećmi ludzi, których kochał Bóg i którzy Boga kochali również.

I prawdę mówiąc dotyczy to nas wszystkich - w Nowym Testamencie każdy inny naród, obok izraelskiego, zostaje nazwany "Izraelem w duchu", czyli narodem/ludźmi, których Bóg kocha, nie ze względu na fizyczną przynależność narodową, ale ze względu na to, że ludzie ci zaakceptowali standardy, których nauczał Abraham i cała jego rodzina. Standardy pochodzące od Boga, włącznie z Dziesięcioma Przykazaniami. To tak, jakbyśmy zgadzali się zostać adoptowanymi dziećmi Abrahama. Jakbyśmy zgadzali się być w całej tej zwariowanej rodzinie, mimo że fizycznie - z więzów krwi - do niej nie należymy, ale mentalnie - i owszem. Mentalnie również kochamy Boga, chcemy żyć wg Jego sposobów wychowania etc.

Tak więc gdy Jan Chrzciciel mówił do Żydów, żeby nie powoływali się na to, że są dziećmi Abrahama - miał na myśli to, że nie są jak bezkarne dzieci wielkich dyplomatów, które mogą się rozbijać samochodami etc., podczas gdy policja nic nie może im zrobić. Żeby nie bujali się po zwyczajach religijnych jak by tylko nie chcieli, bez sensu i składu, nie szanując tego pierwotnego przeznaczenia religii, licząc na bezkarność od strony Boga z tytułu samego tylko BYCIA dzieckiem Abrahama. Bo gdy Bóg będzie chciał, to wzbudzi sobie dzieci Abrahama nawet z kamieni.

Co też zresztą się poniekąd stało - Bóg wskrzesił dzieci Abrahama z nas samych, włączając nas do tych, którzy są wybrani. Bo z jednej strony Bóg nas wybiera do dobrego, do bycia z nami, a z drugiej - my sami również wybieramy być z Bogiem, kochać Go, ufać Mu.

Może więc bycie wybranym przez Bogiem nie oznacza tego, że Bóg wybiera mnie czy Ciebie spośród wielu ludzi, ale Bóg wybiera wszystkich ludzi do dobrego, zamiast do złego, pomimo że doskonale wie, że daleko nam do idealnych partnerów, i że lekko z nami nie będzie. Mimo wszystko On również wybrał być z nami. Zamiast nas unicestwić. Dał nam szansę wybrać, czy też chcemy z Nim być.

Wykorzystaj ją.

Ty, którego pochwyciłem na krańcach ziemi! Powołałem cię z jej stron najdalszych i rzekłem ci: "Sługą moim jesteś, wybrałem cię, a nie odrzuciłem". Nie bój się, bo Ja jestem z tobą! Nie trwóż się, bom Ja Bogiem twoim! Ja cię umacniam, Ja cię wspomagam i podtrzymują zwycięską prawicą. Iz. 41,9-10 BT/BP






piątek, 20 listopada 2015

Plemię żmijowe?

Mówił więc do tłumów, które wychodziły, żeby przyjąć chrzest od niego: "Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc owoce godne nawrócenia...Łuk. 3,7-8 BT

Dlaczego Jan Chrzciciel mówił o przyjściu Jezusa czy tzw. Sądzie Ostatecznym (oba są związane ze sobą czasowo, a ponieważ nie o tym jest ten post, to nie będę się nad tym teraz rozwodził) jako o gniewie - tego nie wiem.

Natomiast zastanowiło mnie coś innego. Nazwanie ludzi żmijami - dlaczego bycie nazwanym żmiją miało być jak obelga?

Wg jednego z blogów* - żmije są jadowite (choć nie wszystkie mają jad wystarczająco silny, żeby zrobić cokolwiek człowiekowi), żmije są symbolem niewdzięczności (na skutek bajki o chłopie, który zamarzniętą żmiję znalazł, ogrzał za pazuchą, a ta, gdy już się ogrzała, ukąsiła go), kojarzą się z dwulicowością i kłamstwem (bo pierwsze, co człowiek sobie przypomina, myśląc o żmiji, to jej rozdwojony język). Czy takie samo mniemanie o żmijach mieli starożytni? Po tym, w jakim kontekście używał tego określenia Jan Chrzciciel czy Jezus - wygląda na to, że tak.

W tamtym czasie, choć tak prawdę mówiąc - tamten czas nie był pod względem niczym szczególnym, bo dzieje się tak i dzisiaj również - z jednej strony ludzie żyli wg religii, wg prawa narzuconego przez religię, a z drugiej strony próbowali szukać wyjść z sytuacji, jak to prawo przechytrzyć i uczynić sobie życie lżejszym. A potem, z "trzeciej" strony - w kwestiach religijnie wątpliwych czy niejasnych, wymagających samodzielnych decyzji i logicznego myślenia - ustanawiali "przepisy precyzujące", interpretacje, które narzucały jeszcze więcej granic. A potem znowu szukano sposobów uniknięcia tych narzuconych przepisów. Zagmatwane. Otóż Żydzi wówczas mieli swoją Torę - odpowiednik naszej Biblii, potem mieli Misznę - komentarz do Tory o tym jak przestrzegać poszczególnych praw, a potem, w rozciągłości pomiędzy trzecim wiekiem przed Chrystusem aż do drugiego wieku po Chrystusie - powstawała Gemara, uzupełnienie Miszny. Obie części tworzyły Talmud, żydowski katechizm. Wszystkie te opowieści z ewangelii, gdzie to Jezus wytykał kapłanom, że oddają dziesięcinę nawet z mięty i kopru, czyli najdrobniejszych rzeczy - czyli że pod względem religijnym byli drobiazgowi aż do przesady - ale zapomnieli, jaki jest sens tego wszystkiego, że gruntem całej religii jest miłosierdzie wobec drugiego człowieka - wszystko to pokazuje dwulicowość tych ludzi. Z jednej strony - religijni aż do przesady, trzymający się przepisów i komentarzy do przepisów, a z drugiej - totalnie nie pamiętający albo nie rozumiejący ich sensu, ich znaczenia, ich celu. Być może właśnie dlatego Jan Chrzciciel nazwał ich narodem żmiji - dwulicowych i fałszywych.

Więc teraz przynieście owoce tego, co jest konsekwencją nawrócenia. Kwintesencją tej religii jest bycie dobrym dla drugiego człowieka, nawet pomimo tego, że on dobry dla nas wcale nie jest. Bo tak właśnie dobry jest dla nas Bóg, mimo że my dla Niego - nie zawsze. Mimo, że ma się ochotę na zemstę, na wetknięcie komuś szpili - to nie jest to, czego Bóg nas uczy. Jeśli ktoś się nawraca (zmienia swój sposób myślenia), przyjmuje religię, przyjmuje Boga, postanawia słuchać Boga - trzeba to robić. A skutkiem takiego nawrócenia są konsekwencje - występuje żal za swoje postępowanie, który w odczuwaniu jest bardzo niewygodny. Owszem - najłatwiej byłoby tego żalu nie odczuwać, usprawiedliwić się byle powodem, zwalić winę na kogoś innego, albo znaleźć środek zastępczy, coś typu jak: o, zrobię coś dobrego tutaj, to może tam Bóg mi przebaczy. Nie. Nie robimy dobrych rzeczy, żeby Bóg nam przebaczył. Bóg nam przebacza tak czy siak. To nasza świadomość tego, że Bóg nam przebaczył, że nas chce, pomimo naszych wielu wad, sprawia, że chcemy zrobić coś dobrego. W tym - naprawić wyrządzoną komuś krzywdę, przyjąć odpowiedzialność za to, co się stało, za popełniony błąd, zachować się jak dorosły człowiek. To znaczy przynieść owoc tego, że się jest człowiekiem dorosłym. Przy czym nie mówię tutaj o wieku, ale o sposobie myślenia, o podjęciu się odpowiedzialności.

Co ciekawe - niemal wszystkie polskie przekłady mówią, jakoby Jan mówił do ludzi "plemię żmijowe" albo coś w tym stylu. Tymczasem zerknąwszy do Przekładu Dosłownego Jan nazywa ich: "płody żmij". Czyli nie to, że ci ludzie są żmijami, dwulicowi, niewdzięczni etc., ale że są oni jakby owocami, efektami postępowania żmij, i w takim efekcie mają wypaczony sposób myślenia, wypaczony sposób postrzegania pewnych rzeczy odnośnie Boga. A żmijami Jezus później nazwał samych kapłanów, którzy tych wszystkich niewłaściwych rzeczy ludzi nauczali.

Tak więc tutaj stoi jakby w opozycji - jesteście owocem postępowania żmij, ale teraz nawróćcie się, zmieńcie swój sposób myślenia i przynieście owoce takie, jakie następują po zmianie sposobu myślenia.

I - jakby nie patrzeć - sposób postrzegania Boga przez dzisiejszych ludzi jest również wypaczony przez postępowanie wielu ludzi przynależących do Kościoła Katolickiego, tak że wielu ludzi jest zbulwersowanych i w Boga wierzyć nie chce, utożsamiając Go z tym właśnie kościołem. Czyli - wygląda na to, że sytuacja jest identyczna, jak dwa tysiące lat temu.

* - Źródło: http://zmijk.blogspot.no/2013/12/oslizge-msciwe-do-tego-smiertelnie.html







wtorek, 17 listopada 2015

Łukasz wnikliwie 3.1 - Kto jest kim

W piętnastym roku panowania cesarza Tyberiusza*, podczas gdy Poncjusz Piłat był prefektem/kimś niższym w randze od prokuratora** w Judei***, Herod był tetrarchą/zarządcą Galilei****, jego brat - Filip - tetrarchą/zarządcą Iturei i Trachonu*****, a Lizaniasz^ - tetrarchą/zarządcą Abilei^^, i gdy Annasz^^^ i Kaifasz^^^^ byli arcykapłanami - doszło Boże słowo/przesłanie do Jana, syna Zachariasza, gdzieś na pustyni/pustkowiu.

na podstawie: Łuk. 3,1...2

* - Cesarz Tyberiusz panował w latach 14-37 (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Tyberiusz), tak więc piętnasty rok jego panowania przypada na rok 29.

** - Źródło: http://histmag.org/Poncjusz-Pilat-wielka-zagadka-starozytnosci-11628, licencja Creative Commons.

*** - Miało to miejsce w latach 26-36/37, źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Poncjusz_Pi%C5%82at.

**** - Mowa o Herodzie Antypasie, panował w latach 4-37. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Herod_Antypas.

***** - Filip Tetrarcha, albo Herod Filip, panował w latach 4-34. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Filip_Tetrarcha.

^ - Lizaniasz, panował w latach 29 do prawdopodobnie 42. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Lizaniasz.

^^ - Abilena/Abilea Lyzaniasza / Abila Lysaniou - mały region wokół miasta stolicy, starożytnej Abilii, ok. 20 km na północny zachód od Damaszku w Syrii. Lizaniasz był gubernatorem tego regionu. Obecnie znajduje się tam miejscowość Suk Wadi Barada, na mapce obok zaznaczone pomarańczowym kolorem, u góry po lewej, gdzie Damaszek to sieć tych żółtych ulic u dołu po prawej. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Abilena_Lizaniasza. Źródło mapy Abileny/Abilei Lyzaniasza: http://osm.org/go/xtfP2Ix--?way=168408896.

^^^ - Annasz był arcykapłanem w latach 6-15, ale aż do czasu śmierci cieszył się poważaniem wśród ludności. U Annasza ma miejsce jeden z elementów przesłuchania Jezusa tuż przed ukrzyżowaniem, Annasz również brał udział w przesłuchiwaniu uczniów Jezusa po dokonaniu jednego z cudów. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Annasz_syn_Setiego.

^^^^ - Kajfasz - arcykapłan w latach 18-36, zięć Annasza. Podczas przesłuchania Jezusa był przewodniczącym Sanhedrynu, najwyższej władzy religijnej w Izraelu. To on pierwszy wyraził na głos myśl o zabiciu Jezusa. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Kajfasz.

Źródło mapy Palestyny i opisu do niej: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Palestine_after_Herod.png.

[dalej - HISTORIA JANA CHRZCICIELA]
[wcześniej - JEZUS ZNOWU W ŚWIĄTYNI]
[do początku]





wtorek, 10 listopada 2015

Apokalipsa, 47 - Gwiazda Poranna

Zwyciężającemu i trzymającemu się aż do końca moich dzieł dam władzę nad narodami/poganami i będzie pasł ich laską żelazną, pokruszy ich jak naczynia gliniane, tak jak i ja otrzymałem to / dostałem taką możliwość od mojego Ojca, i dam mu też gwiazdę poranną. Kto ma ucho, niech słucha, co Duch mówi do zborów/zgromadzeń ludzi. 
Obj. 2,26-29 PD

Tak więc ten, który będzie zwyciężał nad sposobem bycia Izabel, żeby nie chodzić na kompromisy zaprzeczające sensowi bycia z Bogiem, żeby nie przeć na przód świata - w sensie: zdobywania większego samochodu, władzy, sławy, więcej klientów w interesach - jeśli to wszystko miałoby być okupione jakimś kompromisem z przekonaniami, które się utrzymuje - tak więc ten otrzyma władzę nad narodami. Ale że nie o taką władzę tutaj chodzi, w sensie takim, jak to dzisiaj rozumiemy, ale raczej o władzę jako o moc wpływania na ludzi - o tym pisałem już w poście [WŁADZA NAD POGANAMI?]. Jak? Właśnie poprzez żelazną laskę ([LASKA ŻELAZNA]), czyli tym charakterem - konkretnym, wytrwałym, z zasadami. Taki człowiek pokruszy owe narody jak naczynia gliniane - jak łatwo jest skruszyć jakieś gliniane doniczki - każdy chyba wie. Tak, jak Jezus to zrobił, gdy był tu na Ziemi - kapłani wiele razy próbowali się do niego dobrać, złapać go na szerzeniu jakichś dziwnych idei, herezji - można by powiedzieć - ale On zawsze wyszedł z tego obronną ręką, dzięki mądrości, którą miał. Na końcu, żeby Go skazać na śmierć, musieli spreparować fałszywe dowody - nie dali rady inaczej.

Kolejną obietnicą dla takiego zwyciężającego jest danie mu gwiazdy porannej. Skoro poprzednie "nagrody" są utrzymane bardziej w sensie wewnętrznych wartości człowieka, to czym tutaj jest ta gwiazda poranna?

1. Gwiazda Poranna, Jutrzenka - tak nazywana jest Wenus*, z racji tego, że najdłużej ją nad ranem widać. Gdy słońce wstaje i niebo staje się już tak jasne, że nie widać gwiazd, Wenus jest wciąż widoczna.

2. Wikipedia sugeruje (pod tym samym linkiem, co w ostatnim przypisie), że według tradycji chrześcijańskiej tym mianem była nazywana Maria z Nazaretu. Tyle że owa tradycja chrześcijańska często jest zwodnicza, o czym można się przekonać studiując pochodzenie niektórych z tradycji (np. [DZIEŃ ZMARŁYCH]). Zwodnicza - czyli mam tutaj na myśli, że mnóstwo chrześcijańskich zwyczajów ma korzenie w czasach, gdy chrześcijanami była tylko garstka ludzi w Galilei. Nie jest to nic złego, w końcu jest to nasza historia, historia każdego z narodów, ślad po tym, w co wierzyli nasi przodkowie tysiąc lat temu i dawniej. Nie uważam jedynie za słuszne sztuczne przemianowywanie tych tradycji na chrześcijańskie, bo wtedy ani one nie są tradycyjne, ani chrześcijańskie.

Wracając konkretnie do tematyki Marii - Biblia w żadnym miejscu nie nazywa jej Gwiazdą Poranną. Zrobił to papież, bazując na filozofiach ludzi żyjących przed nim. Ładnie z jego strony, tyle że prawdziwą chrześcijańską tradycją jest sama Biblia, a Biblia Gwiazdą Poranną nazywa Jezusa, który nas zbawił, który nas wygrzebał od śmierci, która została ustanowiona jako sposób na usunięcie grzechu. Nie kogokolwiek innego. A grzech trzeba było usunąć. Tak samo jak my usuwamy śmieci z naszego domu. Brudne, popsute rzeczy się usuwa. Tak samo śmierć miała być sposobem na usunięcie grzechu. Tyle że grzech rozprzestrzeniał się szybciej, niż śmierć następowała. W każdym razie Jezus, który z grzechem nie miał nic wspólnego, przyjął na siebie tę samą konsekwencję jak my wszyscy - śmierć - po czym obudził się, wstał, powiedział: "Wygrałem", a potem zaprosił nas wszystkich, każdego z nas, Ciebie i mnie, żebyśmy skorzystali z Jego sukcesu i z nagrody, jaka za ten sukces została dana: koniec ze śmiercią. Nawet jeśli umrzemy tutaj, po tych siedemdziesięciu paru latach życia tutaj, to nie jest śmierć - to sen w oczekiwaniu na czas, kiedy Jezus przyjdzie. Wtedy się rozegra rozdzielenie ludzi, którzy są tak zepsuci i muszą być usunięci, umartwieni, bo nie przyjęli wcześniej żadnej z szans na naprawienie, i ludzi, którzy również byli zepsuci i mieli być usunięci, ale przyjęli szansę na naprawienie się i zrobili, co się dało.

3. Mamy też coś jeszcze mocniejszego - słowa prorockie, co do których dobrze czynicie, że się do niego kierujecie, jak do lampy świecącej w mrocznym miejscu, dopóki dzień nie zaświta i jutrzenka / gwiazda / brzask nie wzeszłaby w sercach waszych (2 Pio 1,19 PD). Czymkolwiek jest tutaj to, o czym Piotr pisze, jakakolwiek gwiazda, jutrzenka czy coś - z kontekstu wnioskuję, że chodzi mu o brzask, o blask światła przychodzący po ciemnej nocy. W tym przypadku - nawet jeśli zdarzyło się nam mieć ciemne serce, ale pozwoliliśmy sobie posłuchać się Słowa Boga, Biblii - do naszego ciemnego serca przyjdzie światło. Malowniczy, malujący rozjaśniającą się ciemność na różne kolory brzask.

Przy czym wg pierwszych zdań Ewangelii Jana to Jezus jest tym światłem.

4. O tajemnicy siedmiu gwiazd, które zobaczyłeś w mojej prawej ręce, i siedmiu złotych świeczników: siedem gwiazd do aniołowie siedmiu zborów... (Obj. 1,20 PD) - tutaj gwiazdami nazwani są aniołowie. Konkretni aniołowie. W innych miejscach Apokalipsy mowa również o innych gwiazdach/aniołach, które/którzy spadają z nieba. O tym później.

Nawiasem - byłoby bardzo ciekawie, gdyby okazało się, że te wszystkie gwiazdy wokół nas to aniołowie. Wiem, trudno to sobie wyobrazić, bo nasze umysły są naładowane fizyką, naukami o energii, o reakcjach chemicznych zachodzących w tych gwiazdach, wszystkimi tymi naukami opartymi na bazie trzech wymiarów i trudno jest nam wyobrazić sobie inną wersję wydarzeń. Ale co, jeśli w tym czwartym wymiarze, czy piątym czy innym, te gwiazdy są tylko jak serca aniołów albo coś w tym rodzaju? Co, jeśli ponad tym niebem, które widzimy, istnieją zupełnie inne wymiary, których dzisiaj nie jesteśmy w stanie pojąć, a gwiazdy są tylko ich najjaśnieszymi punktami, które potrafimy dostrzec w naszych trzech wymiarach? Nie mówię tego zupełnie serio. Zadaję tylko pytania, z możliwością zaakceptowania najbardziej zwariowanych odpowiedzi, jeśli tylko znajdą one logiczne uzasadnienie. Logiczne i dające się pogodzić z tym, czego można się dowiedzieć z Biblii.

5. Ja, Jezus, posłałem mojego anioła, aby o tym wszystkim złożył wam świadectwo dla zborów / poświadczył to przed zborami. Ja jestem Korzeń i Ród Dawida, Gwiazda Lśniąca i Poranna (Obj. 22,16 PD). Ot dlatego właśnie napisałem wcześniej, że to nie Maria jest tą gwiazdą. Maria nie zrobiła nic dla nas. Maria zrobiła to, co robi do dzisiaj każda matka - urodziła dziecko i wychowała je najlepiej, jak tylko umiała. Każda matka na przestrzeni dziejów, również i każda żyjąca matka dzisiaj jest jak Maria - rodzi dziecko i wychowuje je najlepiej, jak tylko potrafi. To, że Maria urodziła, będąc dziewicą - owe hołubione "niepokalane poczęcie" - nie ma tutaj żadnego znaczenia. To nie stało się z jej wyboru, nie miała na to żadnego wpływu. To Bóg ją wybrał.

Zupełnie inaczej było z Jezusem - to On wybrał, by urodzić się na Ziemi jako człowiek. Choć wcale nie musiał. Wg Ew. Jana Jezus istniał od samego początku, stojąc przy boku Boga. Ale zdecydował się zostać człowiekiem. Zdecydował się przybrać ową naszą trójwymiarową postać, bardzo ograniczoną, z ograniczonym słuchem, wzrokiem i umysłem. Zdecydował się zostać takim, jak my wszyscy. A potem nie zniechęcał się - w każdej chwili mógł zawołać Ojca o pomoc, o armie aniołów. Zwłaszcza tuż przed śmiercią. Żeby Go stamtąd wyciągnęli. Nie zrobiliby tego? Jasne, że tak. Tymczasem On wybrał dociągnąć tę swoją misję ratunkową do końca. Stał się człowiekiem, słuchał takich samych drwin jak każdy człowiek, w którymś momencie stał się takim samym popychadłem jak każdy człowiek bez solidnej podstawy, bez solidnego oparcia, a na koniec przyjął taką samą karę, jak ci wszyscy przestępcy w tamtych czasach. Dla nich. Żeby umrzeć tak samo, jak oni. Żeby dać im szansę zrozumienia, że jest taki sam, jak nawet najgorszy człowiek na Ziemi.

A potem wygrał.

Tak, zdecydowanie Jezus jest tym najjaśniejszym punktem na naszym niebie, nie Maria.


* - Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gwiazda_Poranna

[dalej - SIEDEM DUCHÓW, WIELE PYTAŃ]
[wcześniej - LASKA ŻELAZNA]
[do początku]






Zrozumieć Apokalipsę

Czasami potrzebna jest dobra komunikacja. Właściwie - dobra komunikacja potrzebna jest zawsze. A dobra komunikacja zachodzi, gdy obie strony rozumieją się nawzajem. Jest to ważne w relacjach między ludźmi - gdy jedna osoba coś mówi, to jest pewna, że ta druga ją w pełni rozumie. Zazwyczaj. To znaczy - rozumie dokładnie słowa, które są przez nią wypowiadane i rozumie ich sens, znaczenie. Mogą wystąpić delikatne różnice w pojmowaniu pojęć - wówczas zadaje się dodatkowe pytania typu "co masz na myśli?".

Gdy tak studiuję tę Apokalipsę, po raz kolejny odkrywam, że coś, co do tej pory rozumiałem w zupełnie inny sposób - w tym przypadku: określenie Gwiazda Poranna była dla mnie zawsze określeniem Lucyfera, pochodzącym ze Starego Testamentu, stąd czytając werset o tym, jak Jezus daje zwyciężającemu gwiazdę poranną - można by sobie wyobrażać wiele rzeczy - nagle po samodzielnym przewertowaniu wielu tekstów, wczytaniu się w znaczenie tego wyrażenia, w jakich sytuacjach zostało ono użyte w innych miejscach w Biblii okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Albo że to wyrażenie ma więcej znaczeń. Nie pierwszy raz zresztą.

Żeby więc dobrze zrozumieć Apokalipsę, trzeba ją samodzielnie przewertować, próbować zrozumieć, zrobić wszystko, by ją zrozumieć. Nie zakładać, że jest za trudna. To jest jak z nauką języka obcego - na początku ilość niezrozumiałych wyrażeń tam użytych przytłacza, ale z czasem, w miarę poznawania ich sensu - okazuje się to być całkiem ciekawe. Trzeba próbować zrozumieć naszego rozmówcę - w tym przypadku apostoła Jana, który spisywał to, co widział, czy nawet samego Jezusa - bo to Jego słowa Jan spisywał. Trzeba dać szansę, żeby między nami a Apokalipsą zaszła dobra komunikacja.





poniedziałek, 9 listopada 2015

KŁAMLIWE FAKTY, 31 - Selekcje Hitlera

Kent Hovind
wykłady pt. KŁAMSTWA W PODRĘCZNIKACH
cz. 31

W roku 1936 niemiecki Sąd Najwyższy ogłosił, że osoby narodowości żydowskiej nie zasługują na miano "osób". Otworzyło to drogę do mordowania Żydów. Cóż, skoro to nie są "osoby", to nie można być winnym morderstwa, gdy się jakiegoś zabije.

Byłem w Niemczech trzy razy. Wiele czytałem o wojnie i holokauście. Hitler zrobił to, co zrobił, bo wierzył w ewolucję. Myślał, że pomaga. Myślał, że Niemcy to rasa wyższa, która zasługuje na to, by rządzić światem. Zaoferował wysłanie Żydów każdemu, kto był chętny ich wziąć. Wiesz, że Roosevelt w roku 1938 nie pozwoliłby, żeby oni przyjechali do Ameryki? Mogliby być uratowani. Ale nasz prezydent nie pozwolił, by wjechali.


Książka Hitlera "Mein Kampf" pokazała jego ewolucyjny sposób myślenia. Myślał w ten sposób prawdopodobnie już od czasów, gdy był chłopcem. W tej książce Hitler powiedział: "Mam prawo do eksterminacji gorszych, którzy mnożą się jak szkodniki". Wyróżnił idee biologicznej ewolucji jako najsilniejszej broni przeciw tradycyjnej religii*. Tradycyjna religia, czyli w tym przypadku chrześcijaństwo, mówi: "Nikt nie jest lepszy, bez względu na kolor skóry". Hitlerowi ta idea się nie podobała. Stwierdził, że natura nie lubi mieszania niższej rasy z wyższą. Ciągle mówił o krwi aryjskiej i "podludziach".

Których ludzi uważać za gorszych?


Znalazłem listę Hitlera z podziałem na ludzi lepszych i gorszych. Uważał, że niebieskoocy norwescy blondyni są najbliżsi tej najczystszej rasy aryjskiej. Ale to nie koniec. Uważał też, że i Niemcy byli najbliżsi Aryjczykom. Ci z basenu śródziemnomorskiego - również byli całkiem blisko. Słowianie - pół-Aryjczycy, pół-małpy. Azjaci - małpy, czarni Afrykanie - głównie małpy, Żydzi - czyste małpy. Hitler zabijał Żydów z powodu wiary w ewolucję. Próbował przyśpieszyć proces eliminacji, próbował pomóc ludzkości pozbyć się "gorszych". Nienawidził czarnoskórych. Czy ktoś wie, gdzie była olimpiada w roku 1936? W Niemczech. Kto wtedy zdobył najwięcej złotych medali? Jessie Owens, czarnoskóry Amerykanin, lekkoatleta. Hitler był tak zły, że wyszedł ze stadionu mówiąc, że to nie fair, żeby jego ludzie ścigali się z tym zwierzęciem.


Hitler powiedział: "Chrześcijaństwo jest najbardziej zgubnym i zwodniczym kłamstwem, jakie istniało"**. A to dlatego, że Biblia naucza, że Bóg z jednej krwi uczynił wszystkie narody ludzkie, żeby mieszkały na całej powierzchni ziemi, określiwszy czasy wcześniej wyznaczone i zamierzone granice ich zamieszkania (Dzieje 17,26), że wszyscy ludzie mają tę samą krew.

Jeśli Ty uważasz, że jesteś kimś lepszym z powodu koloru skóry, to się mylisz.

01.32.41-01.36.08

* - Daniel Gasman, Scientific Origins of Modern Socialism: social Darwinism in Ernst Haeckel and the German Monist League, 1971, s. 188. 
** - Adolf Hitler cytowany przez Larry'ego Azara, Twentieth Century in Crisis, 1990, s. 180. 







niedziela, 8 listopada 2015

Poncjusz Piłat - odpowiedzialność za śmierć Jezusa

Na soborze w Nicei sformułowano, że Jezus został ukrzyżowany pod Poncjuszem Piłatem*. Wyznanie wiary Kościoła Rzymsko-Katolickiego mówi nawet więcej: umęczon pod Ponckim Piłatem**, jakby całą odpowiedzialność za śmierć Jezusa w krótkich słowach przypisując Poncjuszowi Piłatowi. Pamiętam, jak jako mały chłopiec nienawidziłem Poncjusza Piłata z całego serca.

Tymczasem ewangelie mówią, że Poncjusz Piłat zrzekł się odpowiedzialności za śmierć Jezusa: Nie ja odpowiadam za tę krew. To wasza sprawa (Mat. 27,24 BP); Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz (BT). To Kajfasz, główny arcykapłan w tamtym okresie, oraz cała rada, która poszła za nim, podjęła decyzję o uśmierceniu Jezusa. Poncjusz Piłat został tylko narzędziem, został wykorzystany w manipulacji: Odtąd Piłat usiłował Go uwolnić. Żydzi jednak zawołali: Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi (Jan 19,12 BT). Przy czym użyto tutaj fałszywego argumentu, jednego z wielu zresztą, bo to nie Jezus czynił się królem, to nie On sam nazywał się królem, ale to lud, oszołomiony Jego uzdrowieniami, widząc w Nim Mesjasza, ale owego Mesjasza, który odpowiadał ich ówczesnym wyobrażeniom - czyli dowódcę, który pociągnie kraj do powstania przeciwko Rzymianom - to lud obwołał Go królem. Jezus uciekał od tego jak mógł - odchodził na ubocze, pozostawał w samotności etc. Do Jerozolimy jednak, pełnej ludzi, inaczej jak na osiołku wjechać nie mógł. Za dużo tam było ludzi, a do miasta prowadziło tylko kilka bram - nie było szans na to, żeby dostać się tam niepostrzeżenie. Prawie każdy Go znał. Jego i jego uczniów.

Poncjusz Piłat nieszczęśliwie został marionetką, narzędziem żydowskiej rady kapłańskiej, by zabić Jezusa w sposób legalny i akceptowalny dla ludności w taki sposób, żeby po Jego śmierci nie powstały jakieś rozruchy. Oczerniono Go, przedstawiając fałszywe dowody, ukształtowano opinię publiczną w ten sposób, żeby sam lud chciał się Go pozbyć. I tak, gdy Piłat proponował im uwolnienie jednego więźnia, Barabasza albo Jezusa, dając im szansę - oni wybraliby kogokolwiek, byle nie Jezusa. W tym przypadku - wybrali Barabasza. Gdy Piłat powiedział, że umywa ręce od ich decyzji, że wina za przelanie Jego krwi spada na nich samych, lud przytaknął: Krew Jego na nas i na dzieci nasze (Mat. 27,25 BT).

Tak więc obarczanie samego Poncjusza Piłata winą za śmierć Jezusa jest poważnym niedopowiedzeniem. Owszem - Piłat miał władzę odmówić. W ówczesnej sytuacji jednak oznaczałoby to dla niego "wysadzenie" z krzesła gubernatora - rada kapłanów natychmiast wysłałaby meldunek do cesarza, że mają u siebie kogoś, kto nazywa się "królem" - czyli pretenduje do władzy, podczas gdy faktycznym władcą jest sam cesarz przecież - a Poncjusz Piłat toleruje tę sytuację, a przyprowadzonego człowieka wręcz uwolnił. W jakiś sposób więc Jezus stał się ofiarą polityczną: ofiarą kapłanów - bo byli zazdrośni o kogoś, kto demaskuje ich świątynną tyranię, potężne źródła dochodów; ofiarą ówczesnego systemu politycznego - bo został przez lud obwołany królem w nadziei na to, że obejmie władzę nad Judeą, czyniąc ją niezależną od cesarza rzymskiego; ofiarą ludzkiej niezdolności rozumienia (że tak to delikatnie nazwę) - bo pomimo, że Jezus poświęcił tym ludziom mnóstwo czasu, tłumacząc im, o co Mu chodzi, ucząc ich o Bogu i o Królestwie Boga, o niebie - oni odebrali to jako przenośnię o królestwie, które Jezus chciałby wprowadzić zamiast panowania cesarza Tyberiusza. I dyplomatyczną ofiarą układów między Poncjuszem Piłatem a Kajfaszem - wygląda na to, że ci drudzy zobowiązali się samodzielnie pilnować ludności, żeby nie powstawały żadne rozruchy, a ten pierwszy pozwalał im w zamian na kontynuowanie tego swojego systemu świątynno-państwowego.

A co na to sam Jezus, że dał się wplątać tak w te wszystkie polityczne potyczki? Czy myślisz, że nie mógłbym prosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? (Mat. 26,53 BT). On po prostu wiedział, że to się musi zdarzyć. Wiedział, że musi wpierw umrzeć, by potem obudzić się ze śmierci, by zmartwychwstać, by przezwyciężyć śmierć. Bo śmierć została nadana jako kara za grzech, za postępowanie niezgodne z Prawem Boga: Bo zapłatą/opłatą za grzech jest śmierć (Rzym. 6,23 PD), On natomiast żył bez grzechu i Jego ta kara nie dotyczyła. Aby więc tego dokonać, aby pokonać swoje uśmiercenie, musiał dać się zabić. Dlatego na to pozwolił. I nie dlatego, by cieszyć się zwycięstwem nad śmiercią, nie dlatego, że udało mu się przezwyciężyć konsekwencję grzechu - śmierć - dla Niego samego, ale po to, być dać to zwycięstwo nam wszystkim. Żeby wpisać nas wszystkich jako zwycięzców, jako tych, którzy zrobili to razem z Nim, i którzy stoją na tym najwyższym miejscu na podium razem z Nim. On dał nam to, czego my sami nie moglibyśmy dokonać nigdy - możliwość zmiany naszej przyszłości na lepszą, żebyśmy mogli powrócić do raju i żyć tak, jak żyli nasi pierwsi rodzice, Adam i Ewa.

* - Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Poncjusz_Pi%C5%82at
** - Źródło: http://adonai.pl/modlitwy/?id=109





sobota, 7 listopada 2015

Łukasz wnikliwie, 2.3 - Jezus znowu w świątyni

Każdego roku na święto Paschy rodzice Jezusa szli do Jerozolimy. Kiedy miał lat dwanaście, poszli tam znowu, jak zwykle na czas świąt. Ale gdy dni świąteczne się skończyły i był czas wracać do domu, chłopiec Jezus został w Jerozolimie, bez wiedzy Józefa i matki. Wywnioskowali oni tylko, że podąża gdzieś w gromadzie razem z innymi podróżującymi i uszli cały dzień od Jerozolimy, zanim zaczęli go szukać wśród krewnych i znajomych. A gdy go nie znaleźli - wrócili do Jerozolimy, żeby tam go poszukać.

Po trzech dniach znaleźli go w świątyni, siedzącego w środku, pomiędzy nauczycielami, słuchającego ich i zadającego pytania. Wszyscy, którzy go słyszeli, byli zdumieni tym, jak bardzo rozumiejący jest ten chłopiec i jak dobrze on odpowiadał. Kiedy rodzice go zobaczyli, zdumieli się również. Matka zapytała:
- Dziecko moje, dlaczego zrobiłeś nam coś takiego? Twój ojciec i ja szukaliśmy cię, doznając uczucia bólu przez cały ten czas.
- Dlaczego mnie szukaliście? - odpowiedział Jezus. - Nie wiedzieliście, że w domu mojego Ojca powinienem być?
Ale oni nie zrozumieli, o co mu chodziło.

Potem poszedł z nimi, do Nazaretu, i słuchał się ich porządnie. Jego matka jednak w swoim sercu zapamiętała dobrze całe to wydarzenie. Jezus natomiast robił postępy w mądrości i dojrzałości i byciu radością dla Boga i dla ludzi.

na podstawie: Łuk. 2,41-52

[dalej - KTO JEST KIM]
[wcześniej - JEZUS PRZYNIESIONY DO ŚWIĄTYNI]
[do początku]






piątek, 6 listopada 2015

Józef nie-ojciec?

A gdy dni się skończyły i czas był wracać, chłopiec Jezus pozostał w Jerozolimie, i nie wiedział o tym ani Józef, ani jego (Jezusa) matka. 
Łuk. 2,43

O ile tłumaczenia Biblii, zarówno polskie (poza Biblią Gdańską i Nową Biblią Gdańską) jak i w norweskim czy angielskim (znowu poza King James Version oraz New King James Version, plus parę innych, dość "egzotycznych" tłumaczeń*), upraszczają to zdanie, pisząc, że Jezus pozostał w Jerozolimie bez wiedzy rodziców, o tyle grecki oryginał wyraża się dość dziwnie: "nie wiedział o tym Józef i matka jego (Jezusa)". Ciekawe, czy taka składnia wkradła się tutaj przypadkiem, czy też celowo, konsekwentnie ewangelista Łukasz nie nazwał Józefa ojcem Jezusa, nazywając tak za to samego Boga parę wersetów później.

Teoretycznie w jakiś sposób jest to logiczne. Skoro biologicznym ojcem Jezusa był Bóg i nawet zapłodnienie odbyło się bez udziału Józefa, to Józef został tylko opiekunem Jezusa na czas Jego niepełnoletności, na czas Jego wychowania. Z tym że Jezus prawdopodobnie i tak bardziej wychowywał się bazując na starych pismach żydowskich, na Starym Testamencie (Torze), niż biorąc przykład z rodziców. Jest to możliwe - sam wychowywałem się bardziej na książkach (kiedyś byłem molem książkowym, pożerałem ich niesamowite ilości), niż słuchając się rodziców. Dziś moje pryncypia są dość odmienne od tego, w czym wychowywali mnie rodzice. Podobnie musiało być z Jezusem.

Józef więc - mimo że najprawdopodobniej zaangażował się w jego wychowanie, jak większość dobrych ojców, mimo że nie-biologiczny, nie został tutaj nazwany nawet ojczymem. Raczej tylko opiekunem. Mimo to Jezus słuchał się go konkretnie, szanując go jako - no właśnie, jako ojczyma chyba?

* - Zobacz porównanie tłumaczeń: http://www.biblestudytools.com/luke/2-43-compare.html





czwartek, 5 listopada 2015

Apokalipsa, 46 - Laska żelazna

Zwyciężającemu i trzymającemu się aż do końca moich dzieł dam władzę nad narodami/poganami i będzie pasł ich laską żelazną, pokruszy ich jak naczynia gliniane, tak jak i ja otrzymałem to / dostałem taką możliwość od mojego Ojca, i dam mu też gwiazdę poranną. Kto ma ucho, niech słucha, co Duch mówi do zborów/zgromadzeń ludzi. 
Obj. 2,26-29 PD

Żelazna laska jeszcze się w Księdze Objawienia pojawi:

Obj. 12,4-5 NBG: A smok stanął przed kobietą, co miała urodzić, aby kiedy urodzi, pożreć jej dziecko. I urodziła dziecko, istotę płci męskiej, która ma prowadzić wszystkie narody za pomocą żelaznej laski.

Obj. 19,11-15 NBG: Ujrzałem także otwarte Niebo i oto biały koń; a Ten, co na nim siedział zwany jest Wiernym i Godnym Zaufania; sądzi oraz walczy w sprawiedliwości. A Jego oczy jak płomień ognia, a na Jego głowie liczne diademy. Ma także napisane Imię, którego nikt nie zna, tylko On sam. I jest odziany płaszczem zanurzonym we krwi, zaś Jego Imię nazwane jest Słowo Boga. (...) Zaś z jego ust wychodzi ostry miecz, żeby uderzył nim narody. I sam będzie je pasł za pomocą żelaznej laski.

Oba teksty "porozbieram" w odpowiednim czasie, ale już teraz z tego drugiego widać, że mowa o Jezusie, bo do Jego opisania użyte są takie same porównania, jak w którymś z listów do zborów. Te same porównania, te same skojarzenia (pamiętajmy, że Jan tylko spisywał to, co widział, więc robił to tak, jak rozumiał), plus parę szczegółów dotyczących postaci na koniu - wg mnie jest to Jezus. Nawet jeśli ktoś tak nie uważa, to musi przyjąć dużą dozę prawdopodobieństwa, że tak jest. Albo zaprzeczyć temu, co jest napisane.

Laskę w starych czasach miał Jehuda z Ks. Rodzaju rozdział 38. Laskę miał Mojżesz - tą laską wskazywał, tą laską dotykał wody Morza Czerwonego, żeby się rozstąpiła, tą laską dotykał skały, żeby wytrysnęła z niej woda. Z laską poszedł Aaron przed faraona, rzucił nią i zamieniła się w węża. To samo zrobili ze swoimi laskami magowie faraona - znaczy się: każdy taką laskę miał. O plagach egipskich mówił Bóg, że powstaną poprzez uderzenie jego własną laską (zob. Wyj. 7,17). Laskę miał każdy dostojnik (Liczb 21,18), anioł przychodzący od Boga (Sędz. 6,21), Jonatan (1 Sam. 14,27), sam Bóg (Ps. 23,4, Mich. 7,14), w zasadzie każdy mężczyzna (Ps. 125,3). Laska musiała być wtedy bardzo powszechna, nie tylko jako pomoc przy chodzeniu w wieku, gdy taka pomoc jest już potrzebna. Ponieważ wówczas chodziło się bardzo dużo, poza koniem, osłem czy wielbłądem nie było żadnych innych wynalazków do przemieszczania się, żadnych rowerów czy innych pojazdów, toteż laska mogła służyć każdemu mężczyźnie jako podpora w wędrówkach. Coś jak dzisiejsze kijki trekkingowe. Nawet w nawiązaniu do uczniów Jezus powiedział, że gdy będą szli w drogę, żeby nie brali nawet laski (Łuk. 9,3).

Dlaczego lasek nie używały kobiety - nie mam pojęcia.

W każdym razie laska musiała istnieć jako symbol mężczyzny. A to mężczyzna wówczas rządził. Czy to w domu, czy to w pracy pewnie, czy na posiedzeniu gdzieś - nigdzie nie było kobiet. Takie czasy, takie zwyczaje społeczne.

A dlaczego laska ta miała być żelazna? Otóż żelazo w Biblii, gdy użyte jest w opisach, symbolizuje coś trwałego. Coś prostego, a zarazem bardzo mocnego. Coś konkretnego. W Księdze Liczb napisane jest, że gdy ktoś kogoś ugodził żelaznym narzędziem, tak że umarł jest mordercą; morderca będzie wydany na śmierć (Liczb. 35,16 NBG). Logicznie rzecz biorąc - co za różnica, jakim narzędziem morderca kogoś zabił? Zabity jest zabity, obojętnie czy zginął od żelaznej dzidy, od ciosu kamieniem, czy od machnięcia drewnianą maczugą. Tymczasem tutaj Biblia mówi tylko o morderstwie żelaznym narzędziem. To znaczy że co, jeśli została drewniana maczuga, to morderstwa nie ma? Trochę niedorzeczne. Uważam więc raczej, że chodziło o spotęgowanie mocy - żelazne narzędzie: coś mocnego, konkretnego, zdolne przynieść śmierć w jednej chwili. Co nie zmienia faktu, że od kamienia również można zginąć w jednej chwili. Ale rozmawianie o kamieniach czy drewnie nie ma takiej mocy. To tak, jakby rozmawiać o rajdach samochodowych w kontekście Toyoty Yaris czy Fiata Punto. Można. Czemu nie. Ale brzmi śmiesznie. Inaczej niż w przypadku Subaru Impreza czy Mitsubishi Lancer.

Żelazne łóżko miał Og Baszański, olbrzym, który potrzebował łóżka o długości dziewięciu łokci, czyli w przybliżeniu około 4,5* m (Powt. 3,11). Brzmi niewiarygodnie, prawda? Jak wiele rzeczy w Biblii. Niewiarygodnie brzmi tylko dlatego, że my sami nigdy wcześniej się z tym nie spotkaliśmy. Ale jeśli czegoś nie widzieliśmy, to nie znaczy, że tego nie ma i nigdy nie było. To nie tak działa. Cztery i pół metra długości łóżka musiało utrzymać swoją wagę. Musiało utrzymać też wagę przynajmniej trzy i pół metrowego olbrzyma. Ile taki musiałby ważyć? Dwukrotność współczesnego dorosłego człowieka? 200 kg? Taki, jakby się rzucił na łóżko, to impetem wagi złamałby samo łóżko i jeszcze zarwałby pół podłogi... Musiało być więc mocne. Żelazne.

O żelaznym jarzmie była mowa, gdy Mojżesz pisał o przekleństwach, które spadną na Izraelitów, jeśli Boga słuchać nie będą (odnośnie przekleństw więcej jest tutaj: [BŁOGOSŁAWIEŃSTWA I PRZEKLEŃSTWA]). Żelazne jarzmo nastąpi, gdy dojdzie do tego, że Izraelici staną się niewolnikami narodu, którego języka nie zrozumiesz, narodu srogiego spojrzenia, które nie uwzględni starca, ani się nie użali nad młodzieńcem (Powt. 28,48-50 NBG). Narodu - jak wynika z opisu - bezwzględnego.

Znaleźć można opowieści o żelaznych wozach wojennych (Joz. 17,16; Sędz. 1,19; Sędz. 4,3.13), o żelaznym osprzęcie typu młockarnie nie wspomnę, niewola w Egipcie została nazwana "żelazną topielą" (1 Król. 8,51), o wypisaniu słów Hioba na kamieniu żelaznym rylcem, żeby zostały tam na zawsze (Job 19,24), o potężnym zwierzęciu, które w Księdze Hioba zostało nazwane behemotem (zob. też post [BEHEMOT Z KSIĘGI HIOBA]), a którego potężne gnaty zostały przyrównane do żelaznych rur (Job 40,18). O Bogu jest mowa, że zarządza wszystkim jak żelaznym berłem (Ps. 2,9), a o kimś wyjątkowo upartym - że ma kark jak żelazne ścięgno (Iz. 48,4). I tak dalej, i tak dalej.

Tak więc skoro określenie laska przynależała do mężczyzny, była symbolem bycia mężczyzną, symbolem podejmowania decyzji na naradach, symbolem działania - gdy Mojżesz za pomocą laski dokonywał cudów z wodą, symbolem berła - zarządzania podległymi zasobami, czy to majątkiem, czy to ludźmi, czy to w obrębie rodziny, czy miasta, czy całego kraju - tak ta laska musi być atrybutem męskiego charakteru, twardego, zdolnego przewidywać, by dobrze zarządzać, mądrego etc. etc. A określenie laski jako żelazną tylko podkreśla ten charakter jako twardy, ale nie nieustępliwy - raczej niezmienny, ugruntowany, mało podatny na różne wpływy, jeśli nie mają one logicznego uzasadnienia. Charakter ugruntowany na czymś trwałym, niezmiennym, czystym moralnie. Taki jak charakter ugruntowany na podobieństwo charakteru Boga, który można osiągnąć, idąc za wskazówkami Jezusa, ucząc się sposobów postępowania od Niego. To On pokazał nam, jaki Bóg jest dla nas, to On pokazał nam, jakim można być człowiekiem, i to On pokazał nam, jak można zachować niezłomny charakter bez względu na okoliczności.


* - Przelicznik: http://baptysci.ca/pkchb/index.php?option=com_content&view=article&id=335:tablica-miar-wag-i-monet-wzmiankowanych-w-biblii&catid=52:rozwaania-biblijne&Itemid=123






poniedziałek, 2 listopada 2015

Apokalipsa, 45 - Władza nad poganami?

Zwyciężającemu1 i trzymającemu się aż do końca moich dzieł dam władzę nad poganami/narodami2 i będzie pasł ich laską żelazną, pokruszy ich jak naczynia gliniane, tak jak i ja otrzymałem to od mojego Ojca, i dam mu też gwiazdę poranną. Kto ma ucho, niech słucha, co Duch mówi do zborów/zgromadzeń ludzi.
Obj. 2,26-29 PD

1 - Zwyciężającemu. Zdecydowanie "zwyciężającemu", nie "zwycięzy", jak to tłumaczy większość przekładów. Nawet Przekład Dosłowny. Opis* przy tym słowie wskazuje, że jest to imiesłów, strona czynna. Czyli ktoś JEST czytający, myjący, kierujący, zwyciężający. Ktoś JEST W TRAKCIE wykonywania tej czynności. I to jest zgodne z tym, co wiele razy pisał apostoł Paweł, gdy podkreślał, że zwyciężać możemy każdego dnia. Jedna przegrana bitwa, jeden przegrany dzień o niczym nie świadczy. Nawet, jeśli jest ich siedem, trzysta sześćdziesiąt pięć, czy całe życie za nami. Liczy się to, co jest przed nami, aby każdego dnia, który jest przed nami - wygrywać. Albo w większość tych dni, bo wiadomo, że jakieś upadki będą się zdarzać i będziemy czuć się przegrani. Łotr na krzyżu miał przegrane całe życie za sobą, i ani jednego dnia przed sobą - był to dzień jego śmierci. Tymczasem wygrał go. I tym samym wygrał cały ten "bieg życia".

2 - ... dam władzę nad poganami. Jacy to poganie? Poganie otwarcie mieli swoich innych bożków, nie znali Jezusa, nie mieli pojęcia o Jego misji. Tymczasem - o ile każdy z listów Jezus kończył obietnicą Jego osobistego wsparcia i obietnicą spotkania się "w niebie", o tyle tutaj wygląda na to, że jest to jakaś obietnica dotycząca współczesnego świata. Że ktoś, kto będzie owym zwyciężającym, dostanie władzę nad niewierzącymi - bo chyba tak można by to ująć. Musiałoby to dotyczyć współczesnego świata, bo przecież "w niebie" - tam niewierzących nie będzie, prawda? A z kolei też trudno, żeby każdy, kto zwycięża, mając Jezusa za swoje "plecy", jak to się czasem określa, żeby każda taka osoba zostawała jakimś kierownikiem nad niewierzącymi w świecie współczesnym. Bo też i nie każdy ma dar/talent do kierowania ludźmi, do zarządzania.

Tak więc logicznie rzecz biorąc musi tu chodzić o coś innego. Otóż Przekład Dosłowny dopuszcza również to, że to słowo może znaczyć "narody". Tak zwyczajnie, informacyjnie, bez żadnych subiektywnych dodatków o tym, czy ktoś jest wierzący czy nie. Tego słowa zresztą, nie "pogan", używa Nowa Biblia Gdańska.

Śledząc występowanie tego słowa wg Słownika Stronga** można zauważyć, że w zasadzie słowo to bardziej oznacza "narody", niż "poganie". Tyle że - tutaj wkroczymy w logiczną pętelkę - tyle że każdy inny naród dla Izraelitów, Jan, zapisujący te słowa Jezusa, Izraelitą przecież był. Dla nich Izraelici to był naród wybrany przez Boga, ten jedyny słuszny, poza nim wszyscy inni to poganie, którzy Tego Boga nie mają nawet szansy poznać. Trochę jak nacjonalizm wpadający w faszyzm. Każdy inny naród to więc poganie. Kiedy więc Jezus mówił o innych narodach, w uszach części ewangelistów brzmiało to jak mówienie o poganach. Bo skoro o innych narodach, to znaczy o tych niewierzących. A skoro niewierzących - to pogan.

To tak samo, jak my dzisiaj, wymawiając słowo "chińszczyzna", wcale nie mamy na myśli kogokolwiek z narodu chińskiego, ale słowem tym określamy zupełnie inne zjawisko, zupełnie inną jakoś wykonania pracy.

Tymczasem później, w świetle toku wydarzeń z Dziejów Apostolskich można zobaczyć, że Jezus naprostował to nieporozumienie. Wysłał Piotra do pogan i powiedział coś w stylu: jeśli Bóg stworzył ich tak samo jak ciebie, to dlaczego nazywasz ich czymś gorszym, nieczystym?

Tak więc musi tu chodzić o władzę nad narodami. I też nie sądzę, że chodzi o jakąś władzę typu władca, prezydent, kierownik, ale skoro Jezus wspomniał laskę żelazną, to kojarzy mi się to raczej z tym, że jeśli ktoś pracuje nad własnym charakterem, zgodnie z wytycznymi Jezusa i potem Ducha Świętego (mam tu na myśli: zgodnie ze wszystkimi listami Nowego Testamentu), to w jakiś sposób uzyskuje respekt, uznanie. A to pozwala mieć wpływ na innych ludzi, wpływ mimowolny. Wpływ poprzez dawanie przykładu, bo wielu ludzi potrzebuje przykładów, wzorców, kogoś do naśladowania, zwłaszcza jeśli widzi, że pewien typ zachowania dobrze się sprawdza. Tak więc owa "władza na narodami" musi tutaj oznaczać coś w rodzaju "wpływu na innych ludzi, o obojętnie jakiej narodowości, poprzez zyskanie respektu, szacunku, za niezłomną - podobną do Jezusa - postawę".

Jak ta teoria ma się faktycznie do tamtej żelaznej laski - sprawdzę w kolejnym poście.

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/27/chapter/2/verse/26
** - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/1484






niedziela, 1 listopada 2015

Dzień Wszystkich Świętych, Dzień Zmarłych, Halloween

[c.d. postu DZIEŃ ZMARŁYCH I HALLOWEEN]

Dzień Wszystkich Świętych, dla poprawności logicznej powinien nazywać się Dniem Wszystkich Pozostałych Świętych Męczenników, Którzy Nie Zostali Wymienieni z Imienia w Kalendarzu Rocznym - początkowo przypadał 13 maja. Tego dnia do Rzymu przybywali pielgrzymi, by obchodzić ten dzień, ale ponieważ była to wiosna, nie było dość pożywienia. Do dzisiaj święto to obchodzone jest w kościele prawosławnym w pierwszą niedzielę po Pięćdziesiątnicy / Święcie Zesłania Ducha Świętego. Stało się tak, bo o ile kościół rzymsko-katolicki miał swoją siedzibę w Rzymie, po oddzieleniu się od kościoła bizantyjskiego, o tyle kościół prawosławny swoją siedzibę utrzymał w Bizancjum właśnie. Czyli w mieście, które obecnie nazywa się Stambuł.

Święto Zmarłych - ci sami pielgrzymi przybywali znowu do Rzymu na obchody "dożynkowe" - jak byśmy to dzisiaj nazwali - połączone z obchodzeniem wigilii (przedednia) Święta Zmarłych, czy Święta Zombie - jak należałoby to nazwać z imienia. Czyli nocy, podczas której przychodziły duchy zmarłych, dobre i złe, które się karmiło albo odganiało. Tak więc biskupi rzymscy przenieśli Święto Wszystkich Pozostałych Świętych Męczenników na dzień Święta Zmarłych, bo to i tak byli ci sami pielgrzymi. Nie musieli oni więc iść do Rzymu dwa razy na rok, ale wystarczało raz na rok. Przy czym - z racji tego, że miało to miejsce zaraz po żniwach wszelkich zbóż, owoców, warzyw i wszystkiego innego, co w ciągu roku wyrosło - było w bród jedzenia. Nie tak, jak wiosną.

Jako Święto Zombie dzień ten znany jest w Azji, w tym szczególnie w Indonezji i na Filipinach. Tam kult zmarłych osób rozwinięty jest szczególnie, a dzień Święta Zombie bogaty jest w różnorakie rytuały. I to - paradoksalnie - niezależnie od tego, że Filipiny są krajem większościowo katolickim, a Indonezja to kraj z największym procentem wyznawców islamu (86% ludności to muzułmanie).

Halloween - jest po prostu celtycką wersją tego samego święta, które miało miejsce w Cesarstwie Rzymskim, w ten sam dzień. Czy to przypadek czy to inna przyczyna sprawiła, że to Halloween stał się popularny na cały świat, a nie np. Dziady, słowiańska wersja tego samego święta. Halloween znany jest obecnie jako święto amerykańskie, pochodzące z USA, ale tam zostało ono po prostu rozpropagowane, a pierwotnie obchodzone przez Irlandczyków. Zresztą - irlandzki Dzień Św. Patryka również jest w USA na tyle popularny, że wielu Amerykanów uważa go za święto stricte amerykańskie. To przykład na to, jak różne kultury wzajemnie się przenikają, a po przeminięciu paru pokoleń - jak łatwo zapomnieć o oryginalnym powodzie obchodzenia jakiegoś święta.

Wyjątkowo nie podaję żadnych źródeł do powyższych informacji, ponieważ wszystko to, co napisałem powyżej, pochodzi z podsumowania poprzedniego posta (link na początku) plus z rozmów z jedną Amerykanką oraz jedną Indonezyjką, która spędziła również kilka lat na Filipinach.






Apokalipsa, 44 - Szatańskie głębiny / głębia Szatana

Natomiast wam mówię, pozostałym w Tiatyrze, którzy nie macie tej nauki/nauczania, i którzy nie poznaliście głębi/głębokości szatańskich, jak to się mówi - nie składam na was innego ciężaru. Trzymajcie tylko to, co macie w tej chwili, dopóki nie przyjdę. 
Obj. 2,24-25 PD

Po pierwsze, to co tutaj widzę, to rada dla wszystkich innych, którzy dali radę się odseparować od tego wszystkiego, do czego namawiała Izabel, którzy się ostali, którzy jakimś wysiłkiem woli nie dali się zwariować, że można być "chrześcijaninem umiarkowanym" - czyli wierzyć w Boga, iść za Jezusem, postępować wg Jego rad, a jednocześnie żyć pełnią życia, jakie oferuje miasto w piątkowe i sobotnie wieczory, mieć układy w biznesie, iść za modą odnośnie tradycji i zwyczajów etc.

I rada dla tych, którzy nie poznali głębi/głębokości szatańskich. Co to oznacza? Z tego, co widać w Słowniku Stronga*, to greckie słowo "głębia/głębokość" jest używane mniej więcej w tych samych kontekstach, co polskie odpowiedniki. A więc zarówno stosownie do wymiarów, jak i do głębi - czyli czegoś, czego na pierwszy rzut oka nie widać, ponieważ nie jest na zewnątrz, jest przykryte czymś innym, trudno do tego dotrzeć. Jak na przykład głębia oceanu. Albo głęboki sens jakiejś myśli, tezy - trzeba się dobrze zastanowić, żeby dotrzeć do sedna.

Jak więc zrozumieć te głębię szatańską, głębię Szatana? Czy to chodzi o powody, dla których Szatan działa? O sedno jego istnienia? O sedno sposobu, w jaki próbuje on walczyć z Bogiem? I z każdym człowiekiem, który przy Bogu stoi? Jeśli mowa o tych, którzy "nie poznali głębi szatańskich/Szatana" - czy to mowa na przykład o tych, którzy widzą, że w sposobie postępowania Izabeli i jej podobnych coś jest nie tak, ale nie wiedzą dobrze co, i tylko ufają temu, co rozumieją, i trzymają się tego, co rozumieją? W tym dobrym znaczeniu - trzymają się rad Jezusa, sposobu postępowania Jezusa, odrzucając sposób postępowania Izabeli, nawet nie rozumiejąc, dlaczego jest on nieprawidłowy. Czyli to tak, jakby to było o ludziach, którzy - mimo że pewnych rzeczy nie potrafią zrozumieć, dlaczego tak się dzieje i dlaczego lepiej trzymać się od tego z daleka - trzymają się z daleka, tylko dlatego, że Jezus tak powiedział. Tylko dlatego, że są posłuszni, że chcą być posłuszni. I wobec niezdolności rozumienia pewnych rzeczy muszą wybrać: komu posłuszni chcą być. I wybrali Jezusa.

A może chodzi o ludzi, którzy się tak nie zatracili w tym sposobie postępowania, jaki lansowała Izabela. Którzy nie zaszli tak daleko w tej "integracji". Którzy nie zeszli całkowicie na psy - mówiąc subiektywnie. Ale ten sposób rozumowania nie zgadza mi się całkowicie z ogólnym postępowaniem Boga - Bóg daje przecież szansę każdemu, bez względu na to, co w swoim życiu naskrobał. Czy to złodziej ciasteczek, czy plotkara, czy morderca niewinnych ludzi, jak Saul/Szaweł przed spotkaniem Jezusa, czy prostytutka, jak Magdalena, wyuzdana lub nie - wszyscy dostają szansę od Jezusa, od Boga. Nikt nie jest potraktowany w sensie: "sorry, dla ciebie jest już za późno, odejdź stąd". Nikt, kto żałuje za swoje złe postępowanie, nie jest przez Boga odtrącany. Dopóki pracuje w człowieku sumienie, dopóki pracuje Duch Święty, którego zadaniem jest przecież przekonywać świat o tym, że postępuje źle, gdy postępuje źle, dopóty mamy szansę wrócić do Boga. Nawet trzy minuty przed śmiercią, jak ów łotr na krzyżu obok Jezusa.

Tak więc wydaje mi się, że chodzi raczej o to pierwsze wytłumaczenie, mimo że to drugie samo aż się wciska jako to poprawne, i też wygląda lepiej. Ale nie jest zgodne z resztą tego, o czym Biblia uczy.

Tak więc dla ludzi, którzy nie są w stanie pojąć, o co chodzi Szatanowi, albo tym, którzy toczą ciężką wewnętrzną walkę z tym, w jaki sposób pozostać wiernym Jezusowi i nie dać się zwariować z kompromisami ze światem w imię lepszego życia - dla tych ludzi Jezus ma jedną radę, wskazówkę, pocieszenie: Nie nakładam na was innego ciężaru. Trzymaj się tego, co wiesz, co znasz, w co wierzysz w tej chwili i będzie dobrze. Dopóki nie przyjdę.

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/899.







Chodzenie pod prąd

Można by stwierdzić, że sporo myśli przedstawionych przeze mnie na tym blogu, w tym Apokalipsa, czy kurczowe trzymanie się wiadomości podawanych przez Hovinda, to chodzenie pod prąd. Zarówno to, do czego dochodzę podczas studiów Księgi Objawienia, nie pokrywa się z powszechnie spotykanymi teoriami, jak i informacje, które skrupulatnie spisuję z wykładów Hovinda - i one nie pokrywają się z linią/kierunkiem współczesnej nauki. Podczas gdy naukowcy próbują znaleźć logiczne, racjonalne wyjaśnienie dla wszystkiego, co odkryją, Hovind wynajduje rzeczy, które racjonalnego wyjaśnienia nie znajdują, poza takim, że wskazywałyby one na prawdomówność Biblii. A tego naukowcy nie chcą.

Czy więc warto iść pod prąd? Nie lepiej być zgodnym ze wszystkimi? Byłoby łatwiej. Nie tak kontrowersyjnie. Nikt by się nie czepiał byle detalu, by zinterpretować go w taki sposób, by wsadzić kogoś do więzienia, bez możliwości kontynuowania jego działalności. Jak Hovinda.

Czy ktoś kiedyś próbował iść z nurtem rzeki? Albo w dół stromego zbocza? Jest trudno. Prąd rzeki pcha w plecy, trzeba się ciągle hamować, ciągle kontrolować kolejny krok, gdy się schodzi w dół. Gdy się człowiek poślizgnie - spada. Bez kontroli kierunku spadania. Tylko w dół. Gdy człowiek straci grunt pod nogami w nurcie rzeki - płynie. W kierunku zgodnym z rzeką. Nie ma możliwości manewrowania. Tak właśnie wygląda chodzenie zgodnie z kierunkiem prądu, siły grawitacyjnej, zgodnie z kierunkiem tłumu - trzeba iść zgodnie z kierunkiem, tylko kontrolując prędkość, z niewielką możliwością lekkiego odejścia w bok.

Tymczasem marsz w odwrotnym kierunku, mimo że na pierwszy rzut oka trudniejszy, faktycznie jest o wiele łatwiejszy. Daje o wiele więcej możliwości. W rzece - stawia się opór prądowi, ale można kontrolować kierunek. Zamiast hamowania - przeciwstawia się siłę odpychania się nogami od podłoża przeciwko sile pchania prądu. Pod strome zbocze - można iść w jakim kierunku się chce. Nie grozi ześlizgnięcie, a nawet jeśli jakiś noga na jakimś pojedynczym kroku się obsunie - co najwyżej zahamuje to nas, ale nie spowoduje jazdy w dół na tyłku. Możemy kontrolować każdy nas następny krok, łatwiej jest wypatrzeć pewne miejsce, gdzie może postawić stopę na kolejny krok. Mimo, że potrzeba na to więcej wysiłku i przebiega to wolniej - zmęczone są mięśnie, które możemy wytrenować, a nie stawy, na które nie mamy zbyt wielkiego wpływu. Tak to widzę. Podobnie jest z chodzeniem pod prąd w tłumie - jest ciężko, ale bezpieczniej. Ma się kontrolę nad swoim marszem, nie "płynie" się z kierunkiem tłumu, dokądkolwiek on zaniesie.

Dlatego, mimo że chodzenie pod prąd wydaje się trudne, faktycznie daje więcej osobistej wolności. Może być męczące, ale da się to wytrenować, nabrać wprawy. I ma się większą kontrolę nad tym, co się dzieje tuż przed naszym nosem.

Jezus ciągle chodził pod prąd. Łamał stereotypy, postępował niezgodnie z żydowską tradycją, jeśli tradycja w tym punkcie nie miała żadnego logicznego sensu. Nie dbał o PR, o dobre opinie - po prostu robił swoje, do czego był przekonany. To jest mój wzór.