sobota, 26 maja 2018

Ten od dziury w dachu

[Jezus] wsiadłszy do łodzi przeprawił się [na drugi brzeg] i przyszedł do swojego miasta. I przynieśli Mu sparaliżowanego, który leżał na noszach. Jezus, widząc ich wiarę, powiedział sparaliżowanemu: Ufaj, synu, twoje grzechy są odpuszczone. Wtedy niektórzy nauczyciele Pisma pomyśleli sobie: On bluźni. A Jezus, przejrzawszy ich myśli, powiedział: Dlaczego wyciągacie złe wnioski? Cóż łatwiej powiedzieć: Twoje grzechy są odpuszczone, czy też: Wstań i chodź? Ale abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma władzę odpuszczania grzechów na ziemi - zwrócił się do sparaliżowanego: Wstań, weź swoje nosze i idź do domu. A on wstał i poszedł do swego domu. A tłumy, które to widziały, z bojaźnią wielbiły Boga dającego ludziom taką władzę.
Mat. 9,1-8 BP

Po pewnym czasie przyszedł znowu do Kafarnaum. I usłyszano, że jest w domu. I zebrało się tak wielu [ludzi], że już nie było miejsca nawet przed drzwiami. A On ich nauczał. I przychodzą do Niego, niosąc sparaliżowanego. Dźwigało go czterech. Nie mogąc dojść do Niego z powodu ciżby, rozebrali dach nad miejscem, gdzie znajdował się [Jezus]. I przez otwór który zrobili, spuścili nosze ze sparaliżowanym. A Jezus, widząc ich wiarę, mówi sparaliżowanemu: Synu, twoje grzechy są odpuszczone! A siedzieli tam niektórzy nauczyciele Pisma i zastanawiali się: Dlaczego On tak mówi? Bluźni! Któż oprócz Boga może odpuszczać grzechy? A Jezus zaraz poznał w swoim duchu, że oni tak myślą, i mówi im: Dlaczego tak myślicie? Co jest łatwiej: czy powiedzieć sparaliżowanemu: Twoje grzechy są odpuszczone, czy też: Wstań, weź twoje nosze i chodź? Ale abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma władzę odpuszczania grzechów na ziemi - powiada sparaliżowanemu - mówię ci: Wstań, weź nosze i idź do domu! I wstał, i zaraz, wziąwszy nosze, wyszedł na oczach wszystkich, tak że wszyscy się bardzo dziwili i wielbili Boga, mówiąc: Nigdyśmy czegoś takiego nie widzieli.
Mar. 2,1-12 BP

Któregoś dnia nauczał w obecności faryzeuszy i nauczycieli Pisma, którzy przybyli ze wszystkich miejscowości galilejskich i z Judei, i z Jeruzalem. A Pan miał moc uzdrawiania ich. W pewnej chwili mężczyźni, dźwigając na noszach sparaliżowanego, próbowali go wnieść i położyć przed Jezusem. A nie wiedząc, jak się z nim przedostać przez tłum, weszli na dach i przez dach spuścili go z noszami do środka przed Jezusa. On, widząc ich wiarę, rzekł: Człowieku, twoje grzechy są odpuszczone. Nauczyciele Pisma i faryzeusze zaczęli się zastanawiać: Kimże jest ten bluźnierca? Czyż oprócz Boga może ktoś odpuszczać grzechy? Jezus zaś, poznawszy ich myśli, rzekł do nich: Nad czym się zastanawiacie? Cóż jest łatwiej powiedzieć: Twoje grzechy są odpuszczone, czy: Wstań i chodź? Ale byście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma władzę odpuszczania grzechów na ziemi - powiedział do sparaliżowanego: - Mówię ci, wstań, weź nosze i idź do domu! I zaraz na ich oczach wstał, wziął nosze, na których leżał, i poszedł do domu, chwaląc Boga. A wszystkich ogarnęło zdumienie i chwalili Boga, i pełni bojaźni mówili: Widzieliśmy dziś rzeczy niewiarygodne!
Łuk. 5,17-26 BP

Tę historię opisałem już w poście [UZDROWIENIE SPARALIŻOWANEGO, KTÓRY NIE PYTAŁ]. Tam skupiłem się na tym, jak duże było przekonanie o tym, że jak bardzo ilość czy też "ciężkość" grzechów wpływały na stopień zaawansowania choroby w rozumieniu tamtejszej kultury. I choć dotyczy to właściwie religii żydowskiej tamtych czasów, to ślady takiego rozumowania możemy znaleźć także i w naszej kulturze: "dobrze mu tak", "ma na co zasłużył" - wypowiadane w kontekście "kary boskiej". Nadmieniłem tam też związek uzdrawiania z przebaczaniem i uzdrawiania wobec wiary wierzących przyjaciół.

Jest tutaj jednak jeszcze coś. Po przeczytaniu tej historii dzisiaj pomyślałem sobie, jaka to też choroba spowodowała, że ów człowiek był sparaliżowany. I czy był to faktyczny, fizyczny paraliż, czy paraliż psychiczny. Coś jak w sytuacji, gdy ktoś obaczony jest zbyt dużą ilością problemów - nagle przestaje sobie radzić, przestaje je przetwarzać, przestaje jakby walczyć z życie, a zaczyna być bierny. Czasem kładąc się do łóżka, zostając obłożnie chorym, choć właściwie symptomów żadnych odnośnie żadnej choroby nie ma, ale poddanie się, położenie się do łóżka powoduje, że człowiek chce tylko spać, nie ma siły ani chęci na uczynienie jakiegokolwiek wysiłku. Bo problemów nazbierało się tyle, że nie wiadomo od czego zacząć, a przedsięwzięte do tej pory kroki, mimo pochłoniętej sporej energii, nie rozwiązały absolutnie nic.

Wbrew pozorom, choć brzmi to nieco skomplikowanie i bardzo smutno, bardzo ponuro, bardzo bezsilnie - zdarza się to całkiem często, tyle że nie zawsze kończy się takim psychicznym paraliżem, ale często też i frustracją, bezsilnością, a ostatecznie - kompletnym zaprzestaniem zwracania uwagi na nasz stosunek do innych ludzi.

Tutaj - zastanawiam się, jak bardzo ów sparaliżowany musiał być bezsilny, skoro nie wykazał żadnej inicjatywy wobec Jezusa. Jak bardzo musiał być psychicznie czymś - może poczuciem winy - obciążony, skoro Jezus, zamiast uzdrowić go w normalny sposób, jak to sobie wielu wyobraża, poprzez "magiczne" dotknięcie ręki albo coś w tym rodzaju, z miejsca po prostu powiedział mu, że jego grzechy są mu odpuszczone. I co więcej - to podziałało! Jezus tylko powiedział mu, żeby zabrał swoje nosze czy też materac, na czymkolwiek on tam został przyniesiony, i żeby poszedł, a on zabrał to i poszedł!

I tak naprawdę to wygląda na to, że ów człowiek niqe wypowiedział żadnego słowa do Jezusa. Ani że chciał, ani że dziękuje. Podobnie jak z tamtą kobietą, która właśnie miała grzebać swojego syna. Jezus po prostu zrobił to, bo widział, że ktoś naprawdę potrzebuje pomocy. W tym przypadku także - bo byli przyjaciele, którzy chcieli, żeby Jezus pomógł.

[dalej - KOBIETA Z INICJATYWĄ WŁASNĄ]
[poprzednio - ZDETERMINOWANY OPĘTANY Z GERAZY]
[do początku tej serii]





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz