czwartek, 6 kwietnia 2017

Szósty zmysł - sen, hibernacja zamiast lewitacji

Jak to się ma do tego, co jest napisane w Biblii?:

Powiedziawszy to dodał za chwilę: Nasz przyjaciel Łazarz zasnął, lecz idę, żeby go obudzić. Rzekli tedy do Niego uczniowie: Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje. Jezus mówił jednak o śmierci, a oni sądzili, że ma na myśli zwykły sen. Wtedy Jezus powiedział im już wprost: Łazarz umarł. (Jan 11,11-14 BR)

Z jednej strony Jezus posługuje się terminologią, która określa stan faktyczny: Łazarz zasnął. Mimo że wszyscy doskonale z ewangelii wiemy, że umarł. Bo przecież został przez Jezusa wskrzeszony. A może po prostu obudzony, ocucony? Nie, Jezus finalnie określa to zdarzenie tym językiem, którym my się posługujemy: Łazarz umarł.

Żyjący bowiem wiedzą, że pomrą, podczas gdy umarli niczego już nie wiedzą: nie czeka ich też żadna zapłata, gdyż imię ich zostało zapomniane. Ich miłość, nienawiść i zazdrość dawno już przeminęły. I nigdy też nie będą mieli żadnego udziału w tym wszystkim, co się dzieje pod słońcem. (Koh./Kazn. 9,5-6 BP)

A skoro to, co my określamy śmiercią, jest snem, to pozostaje pytanie: czy jest możliwe, żeby podczas snu nasz duch (pneuma, ruach, tchnienie dane przez Boga) nas opuścił? Przecież to tchnienie, które daje nam Bóg, to ta nasza iskierka życia. To coś, co robi z nas ludzi. Inaczej bylibyśmy jak grzyby - bezwolna, nieruchawa masa, składająca się w 90% z wody. I ci, którzy umierają - według tego, co pisze Salomon - nie mają już żadnych funkcji poznawczych: niczego nie wiedzą. Niczego nie żałują, nie ma rzeczy, z którą mogliby się nie pogodzić, nie ma nic, co mogliby czuć. Po prostu są jak zahibernowani w czasie - zasypiają, są poza wszelką kalkulacją, ich ciała się rozkładają, i tak to wszystko trwa, aż do momentu, w którym na dany znak, na głos archanioła i dźwięk trąby Bożej, sam Pan zstąpi z nieba, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Następnie my, pozostawieni wśród żyjących, razem z nimi zostaniemy uniesieni w przestworza, na obłoki naprzeciwko Pana, i tak już na zawsze z Panem pozostaniemy (1 Tes. 4,16-17 BP). Ci ożyli i panowali z Chrystusem przez tysiąc lat. Inni umarli nie ożyli, aż się dopełniło tysiąc lat. To jest pierwsze zmartwychwstanie (Obj. 20,4-5 BW). A gdy się dopełni tysiąc lat (...) widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach (Obj. 20,7.12 BW). Czyli owszem, zmarli będą ożywieni, ale nie wcześniej, niż zostanie dany ów "znak", po którym Jezus przyjdzie z nieba, z owej wielkiej świątyni, gdzie się teraz znajduje, żeby nas zabrać. A pozostali, którzy nie chcą być zabrani z Jezusem, po swojej śmierci zmartwychwstają dopiero kolejnych tysiąc lat po przyjściu Jezusa.

Czyli faktycznie, po śmierci, nikt nie staje się żadnym błąkającym duchem szukającym przebaczenia czy coś w tym stylu. Skąd się więc biorą opowieści o białych zjawach, strachach, duchach etc.?

c.d.n.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz