niedziela, 31 stycznia 2016

Umacniać serce łaską, cz. 2 - Bezwzględny świat

Moi drodzy - brak łaski powoduje ten sam efekt w kościele. To świadomość winy ujawnia w człowieku pragnienie otrzymania łaski. Posłuchajcie tego:

Pewna organizacja w Los Angeles wprowadziła pewną usługę telefoniczną. Właściwie trudno sobie nawet wyobrazić, że ktoś na coś takiego wpadł. Była to Linia Przeprosin. Dawała ona dzwoniącym anonimowość, a jednocześnie, gdy ktoś bał się odezwać do drugiego człowieka - dawała możliwość zrzucenia z serca winy, przeproszenia. Ludzie powierzali swoje grzechy automatowi. Było ich wielu. Codziennie korzystało z tej linii około dwustu anonimowych rozmówców, po prostu zostawiając przeprosiny.

Nie chcę tutaj powiedzieć, że jest to najlepszy sposób załatwiania sprawy. Pytaniem jednak jest to, co doprowadziło do czegoś takiego, że człowiek wolał swoją winę powierzyć automatowi. Poza przeprosinami często ludzie ci mówili też, że najchętniej cofnęliby czas, naprawili to. Ale kto chciałby ich wysłuchać? Kto miałby im wybaczyć? To są bardzo bolesne słowa.

Ten świat naprawdę kieruje się bezwzględnością, nie łaską. Tak, bo dzisiaj nadal bardziej znana jest średniowieczna zasada: "Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre nagradza a za złe karze!". Ale Dawid w jednym ze swoim Psalmów napisał: "On nie postępuje z nami według grzechów naszych". Choć właściwie ma takie prawo.

Co by to było, gdyby nasz Pan postąpił z nami według tego, na co zasługujemy? Bo postąpienie z kimś według tego, na co zasłużył, jest przecież tak normalne, tak oczywiste. Ale - czy ja sam wiem, na co ja sam zasłużyłem? Ktoś, kto często mówi do innych: "Zasłużyłeś na to, dobrze, że tak się stało" - zapomniał, na co on sam zasłużył. Widzicie, nadal żyjemy w przekonaniu, że za wszystko, co zrobiło się źle, musimy zapłacić, ponieść karę. A za wszystko, co się robi dobrze - odbiera się nagrodę. Bo czego właściwie miałyby nauczyć nas znane nam od dzieciństwa przysłowia typu: "Nawarzył piwa, niech je sam wypije". Czy właśnie tego uczy nas Bóg? Żeby samemu pić piwo, którego się nawarzyło? Nie, takiego Boga ja nie znam. Gdy nawarzyłem piwa - kto je tak naprawdę wypił?

Albo: "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Jeszcze tragiczniejsze. Przecież jeżeli Bóg miałby tak Kubie odpłacać, jak Kuba Bogu się przysługiwał... Albo: "Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz". Albo: "Gdyby kózka nie skakała..."

Drodzy. Ja rozumiem, że w pewnych obszarach te przysłowia są właściwe. Ale żeby kierować się nimi w sprawach duchowych? Jeżeli ja miałbym tak spać, jak bym sobie pościelił - mam na myśli te duchowe sprawy - to de facto nie jest mi potrzebna łaska. Zdrowie mam, to po co łaska? Po co mi w ogóle Bóg?

Gdy New York Times zamieścił artykuł nt. ostatniego niskiego wskaźnika przestępczości w Japonii, wiecie, co mnie zastanowiło? Zastanawiam się: dlaczego na każde 100.000 mieszkańców w Stanach Zjednoczonych przypada 519 więźniów, podczas gdy w Japonii na każde 100.000 mieszkańców przypada ich tylko 37!

Próbując znaleźć odpowiedź pewien dziennikarz przeprowadził wywiad z Japończykiem, który właśnie wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za morderstwo. I - uwaga - przez piętnaście lat, które tam spędził, nie odwiedził go nikt. Po wyjściu na wolność nie mógł spotkać się z żoną, synami, córkami. Nie wolno było. Takie jest prawo. Ktoś by powiedział: "No wreszcie, dobre prawo!". Ale posłuchajcie: ten człowiek po wyjściu powiedział, że wnuczęta nie chcą z nim rozmawiać, nie mogą, nie mogą go nawet widywać. Miał ich chyba czworo. Nigdy ich nie widział, nie widział ich zdjęć, nie mógł. Społeczeństwo japońskie - dodaje ów dziennikarz - znalazło sposób na wykorzystanie siły drzemiącej w bezwzględności. W kulturze, w której przywiązuje się wagę do zachowania twarzy, ci, którzy przynoszą hańbę, są w niełasce.

Jesteśmy głodni łaski i przebaczenia.

Dobrze znał to również Ernest Hemingway, który w jednej ze swoich powieści opisał ciekawe wydarzenie, rzecz dzieje się w Hiszpanii: ojciec postanowił pojednać się z synem, z którym się prawie pobili. Uciekł on do Madrytu i powiedział, że już nigdy nie wróci. W pewnym momencie jednak ów syn był nękany wyrzutami sumienia i chciał wrócić, ale bał się ojca. Ojciec jednak również miał wyrzuty sumienia i zamieścił w gazecie następujące ogłoszenie: "Paco, spotkaj się ze mną w hotelu Montana, we wtorek, w południe. Wszystko przebaczone. Tata".

Trzeba powiedzieć, że "Paco" to imię w Hiszpanii dość popularne. Kiedy więc ojciec zjawił się o tej porze w wyznaczonym miejscu - znalazł ośmiuset młodych mężczyzn o imieniu Paco, czekających na swoich ojców.

Hemingway dobrze zdawał sobie sprawę, że w rodzinach brakuje łaski.

Łaski może brakować również w kościele. Nie mówię tutaj, że jej zawsze brakuje, ale może jej brakować. Bo widzę, że więcej jest prawa niż łaski. Że więcej jest bezwzględności niż łaski. Tak nie może być.

Czy wiecie, że Hemingway bardzo dobrze to rozumiał, bo wychowywał się w rodzinie, która była bardzo pobożna. Nie mogli oni znieść luzackiego stylu życia Hemingwaya, człowieka, który żył po swojemu. W pewnym momencie matka zabroniła mu widywać się z nimi w domu. Któregoś roku wysłała mu na urodziny tort, wraz z pistoletem, którym zabił się wcześniej jego ojciec. Kiedy indziej napisała list, w którym napisała, że życie matki jest jak bank: każde dziecko, które się rodzi, przychodzi na świat z dużym, stale rosnącym kontem bankowym. Wydawałoby się - niewyczerpanym. Na początku dziecko tylko wypłaca z konta, nic nie wpłacając. Później, gdy dziecko dorośnie, jego obowiązkiem jest uzupełnianie zasobów, które zużyło. Tak pisała matka Hemingwaya. Wyliczała mu konkretne sposoby, przez które Ernest powinien dokonywać pewnych "wpłat", dzięki którym konto będzie w dobrym stanie: kwiaty, owoce, słodycze, potajemne płacenie rachunków matki, a "przede wszystkim powinien zaprzestać zaniedbywania swoich obowiązków wobec Boga i Zbawcy, Jezusa Chrystusa". Hemingway jednak do końca życia nie pozbył się nienawiści do matki i jej Zbawiciela. Został wychowany w bardzo pobożnej rodzinie, ale bezwzględnej, która stosowała prawo bez łaski.

9.42-20.10

[dalej - POWÓD PODRÓŻY JEZUSA]
[do początku]






sobota, 30 stycznia 2016

Jezus - syn Admina

Jest taki fragment w Ew. Łukasza: Sam zaś Jezus rozpoczynając swoją działalność miał lat około trzydziestu. Był, jak mniemano, synem Józefa, syna Helego (...), syna Aminadaba, syna Admina, syna Arniego, syna Esroma... (Łuk. 3,23.33 BT). To, na czym chcę się tutaj skupić, to owa sekwencja: Aminadab-Admin-Arni-Esrom. Jest ona taka sama w BT, BW oraz BP. W BG oraz NBG jest ona nieco inna: Aminadaba, Arama, Hesrona (Łuk. 3,33 NBG). Tutaj sekwencja ta składa się z trzech osób, nie z czterech, nie występują też imiona Admin i Arni, zamiast których znajduje się imię Aram. Podobna sekwencja: Esron-Aram-Aminadab występuje za to już we wszystkich tłumaczeniach, w Mat. 1,3-4. Podobnie sprawa z Łuk. 3,33 wygląda w tłumaczeniach anglojęzycznych: jedne używają sekwencji z Adminem i Arnim, inne - z Aramem.

O co tu chodzi?

Na zdrową logikę: z jednych tłumaczeń wynika, że Esrom był ojcem dla Arniego, dziadkiem dla Admina i pradziadkiem dla Aminadaba. Z innych, że Esrom był ojcem dla Arama i dziadkiem dla Aminadaba. Gdzieś ucieka nam jedno pokolenie.

W Wikipedii napotkałem wzmiankę na ten temat, która twierdzi, że Admin to skrócona forma imienia Aminadab*. Ale nie do końca jest to logiczne, bo napisane jest w tamtych wersjach tekstu, że Admin był synem Aminadaba, czyli musi chodzić o dwie całkowicie różne osoby.

Na temat samego Arniego - Wikipedia utożsamia go z Aramem (Ramem), nazywając to różną wersją imienia**, opierając się głównie na różnicy w drzewach genealogicznych w Ew. Mateusza i Łukasza. Ale co wtedy z Adminem, na którego temat trudno cokolwiek znaleźć? O Aramie - i owszem. Ten sam tekst z Wikipedii odsyła również do 1 Kron., gdzie wymieniona jest podobna genealogia: Synowie Chesrona, którzy mu się urodzili: Jerachmeel, Ram i Kelubaj. Ram był ojcem Amminadaba. Amminadab zaś - Nachszona, naczelnika potomków Judy. Nachszon był ojcem Salmy, a Salma - Booza (1 Kron. 2,9-11 BT). Imiona są w nieco zmienionej formie, ale ciągle wyraźnie jest napisane, że Esrom/Chesron był ojcem dla Arama/Rama i dziadkiem dla Amminadaba. Żadnego Admina. Dokładnie taka sama sytuacja jest w Ks. Rut: Chesron był ojcem Rama, Ram był ojcem Amminadaba (Rut 4,19 BT).

Ten sam tekst w Wikipedii, u dołu, podaje, że ojcem dla Arama, czy też domniemanego Arniego, był Chesron, a synem Aminadab:



Zastanawiające jest to, że ową sekwencją Aminadab-Admin-Arni posługują się głównie nowsze tłumaczenia, natomiast te starsze, te bardzo stare - czyli Biblia Gdańska, Biblia Norweska z roku 1930, Biblia Króla Jakuba (King James Version), Biblia Brzeska*** (tekst z roku 1563, czyli o 55 lat starszy nawet niż Biblia Gdańska), czy nawet Biblia Jakuba Wujka**** używają sekwencji Aminadab-Aram.

To jest to, co znalazłem na ten temat w internecie. Ale tak na zdrowy rozum, wyobraziłem sobie taką sytuację: publiczny internet istnieje od raptem dwudziestu lat. Intranet musiał istnieć już wiele, wiele lat wcześniej. Ktoś gdzieś kiedyś, na początku istnienia takiego intranetu, postanowił przenieść tekst biblijny do sieci. Ręcznie albo kopiując. Ktoś, kto kopiował, nawet pewnie tekstu nie czytał, chyba że hobbistycznie. Ktoś kto wklepywał go ręcznie, albo uważnie edytował wszystko, co wklejał - po wklejeniu i przeczytaniu/przeedytowaniu całego Starego Testamentu musiał już mieć jakieś własne wnioski, własną "łączność" z Biblią. Ktoś, kto był mocno związany z działem IT, z komputerami, może pracował na samodzielnie zmontowanym sprzęcie, ciągle ubogacając jego parametry, może był adminem na jakimś forum komputerowym... Raczej na pewno musiał być adminem w jakiejś firmie, korporacji. Adminem sieci komputerowej. A jak każdemu wiadomo o adminach - admin ma zawsze władzę absolutną. Tak więc nic dziwnego, że napotykając kogoś, kto nazywał się eS-ROM i był ojcem dla A-RAMa - ów admin szybko skojarzył imiona z symbolami osprzętu komputerowego.

Taki więc żart, jak tutaj: KIM JEST SYN ADMINA? - jest całkiem realny.

Idąc dalej - gdybym ja był na miejscu tego admina - nie byłoby mi daleko do wyskrobania jakiegoś żartu. Niewinnego, ale jednak dość sugestywnego. Jaki byłby problem, żeby w miejsce A-RAMa wpisać, że był to Admin? W dodatku syn Arnolda? Albo jeszcze lepiej, żeby brzmiało bardziej po hebrajsku - syn Arniego?

Taka sytuacja jest moim własnym czystym wymysłem. Jej wydarzenie się jednak nie jest aż takie niemożliwe. Może to bzdura. Ale dla mnie wyjaśnienie, że jest to czyjś błąd, jest bardziej klarowne i sensowne, niż wysilanie się teologów na jakieś górnolotne tłumaczenia, interpretacje etc.

Faktycznie jednak to, co mnie najbardziej przekonuje, pochodzi z dwóch źródeł. Pierwsze to pochodząca ze strony synopsa.pl***** informacja, że istnieją dwie prawidłowe wersje tekstu, oparte na dwóch różnych kodeksach, oryginałach. To się zdarza. W przeszłości wszelkie księgi były kopiowane ręcznie, i mimo że kopiści mieli surowy nakaz trzymać się każdej litery, to czasem coś z własnej inicjatywy przetłumaczyli (to coś jakby tłumacząc tekst angielski nie napisać "football", tylko normalnie: "piłka nożna"), albo dodali trzy słowa wyjaśnienia dla potomnych, albo po prostu - z powodu podobnego tekstu - zdarzyło im się opuścić jedną sekcję, linijkę, dwa słowa.

Tak właśnie stało się - wg synopsa.pl - z tymże tekstem. Jeden, kodeks aleksandryjski, mówi o Adminie jako o skróconej formie Aminadaba i Arnim jako o formie imienia Aram, a drugi, bizantyjski, mówi właśnie o Aminadabie i Aramie (albo Ramie). Karygodnym błędem natomiast było połączenie Aminadaba, Admina i Arniego w jedną sekwencję, pochodzącą z kompilacji dwóch wersji w jedną.

Również racjonalista.pl^, w długim artykule o słownych pomyłkach w Biblii, sugeruje, że jest to błąd wynikający z połączenia dwóch różnych wersji. Tutaj zresztą okazuje się, że problem Admin-Arni kontra Aram to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Okazuje się, że takich błędów jest wiele nawet w jednej z wersji domniemanego "oryginału" greckiego, stąd np. w greckim tekście na BibleHub^^ natknąć można się na tę błędną sekwencję, podczas gdy tekst grecki w Przekładzie Dosłownym^^^ podaje tę poprawną.

Zastanawiające jedynie byłoby pytanie: dlaczego w takim razie owa wersja grecka wg kodeksu aleksandryjskiego, która używa w Ew. Łukasza 3,33 sekwencji Admin-Arni zamiast Aminadab-Aram, w Ew. Mateusza już nie używa owej "skróconej" formy imienia Aminadab: Admin, ale używa tej samej formy, co kodeks bizantyjski w Ew. Łukasza? Innymi słowy: dlaczego kodeks bizantyjski zarówno w Ew. Mateusza oraz w Ew. Łukasza używa tych samych form imion, natomiast kodeks aleksandryjski używa form od siebie różnych?

Tak czy siak - przewodniego sensu Biblii o zbawieniu człowieka to nie zmienia, może tylko przysporzyć nieco do myślenia pod względem historycznym tym o wiele bardziej dociekliwym. Natomiast fakt, że Jezus jest synem, czy też jednym z wnuków ADMINA, może być dla nas nawet o wiele bardziej wymowny.

* - Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Aminadab.
** - Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Arni_(postać_biblijna); również źródło dla zdjęcia. 
*** - Źródło: http://biblia-online.pl/biblia-otworz.html
**** - Źródło: http://www.madel.jezuici.pl/biblia/Biblia-Wujka-C.pdf
***** - Źródło: http://synopsa.pl/rodowody-jezusa-nazorejczyka/, akapit "Aminadab, syn Admina". 
^ - Źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9575
^^ - Źródło: http://biblehub.com/interlinear/luke/3-33.htm.
^^^ - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/3/chapter/3/verse/33







piątek, 29 stycznia 2016

Przybrana genealogia Jezusa

I tak, śledząc drzewo genealogiczne Jezusa z Ew. Łukasza, można wywnioskować, m.in. że:
- może i Adam miał więcej synów, o czym wspomniałem w poście [ILU ŻYŁO LUDZI W CZASACH ADAMA I EWY], ale akurat Jezus pochodzi od Seta, wymienionego w Ks. Rodzaju 4,25, trzeciego syna Adama i Ewy;
- w zasadzie każdy jeden człowiek na Ziemi, gdyby móc rozpisać jego drzewo genealogiczne, miałby tych samych kilka pierwszych pozycji, aż do Noego włącznie; jest to logiczne, skoro potop przeżył tylko Noe i jego synowie;
- Abraham-Izaak-Jakub - to kombinacja wspólna dla wszystkich Izraelitów, którzy się bardzo tym faktem chlubią, że pochodzą od Abrahama, z którym rozmawiał Bóg osobiście; jakby na to nie patrzeć - Bóg rozmawiał osobiście również z Adamem, a także Henochem, więc w zasadzie każdy z nas ma wśród pradziadków kogoś, kto z Bogiem rozmawiał.

Wśród pradziadków Jezusa jest również i Dawid, ów sławny Dawid przyjaźniący się z Jonatanem, mianowany na króla na miejsce Saula. Jest tam też Boaz, znany z Księgi Rut, z czego wynika że kolejny w tablicy - Salmon - był synem Boaza i Rut, był synem kobiety przedstawionej w Biblii w bardzo dobrym świetle, z czego można by postawić tezę, że wychowała ona Salmona również na dobrego człowieka, a ten swojego syna etc.

Ale tak naprawdę to te wszystkie świetne imiona i rodowody, i bycie wnukiem Dawida, i Boaza i Rut - wszystko to na nic, bo tak naprawdę to był to rodowód Józefa, przybranego ojca Jezusa. Genetycznie Jezus nic z Józefem wspólnego nie miał, skoro został poczęty przez Ducha Świętego, a Józef w tamtym czasie jeszcze nie spał z Marią.

Jedyne co może ich łączyć, to w takim sam sposób, jak zwyczaje rodziny patologicznej w sposób nieświadomy, mimowolny są przekazywane z pokolenia na pokolenie (pisałem o tym w poście [RODZINA PATOLOGICZNA]), tak samo jest szansa, że i te dobre cechy w jakiś sposób pozostają w rodzinie. Bo dziecko, gdy rośnie, to uczy się z żywego przykładu rodziców, tzn. jeśli rodzice postępują w sposób godny uznania (czy też i nie, jakkolwiek), to dziecko uczy się właśnie poprzez naśladowanie ich postawy życiowej. Nie żeby dziecku się to podobało, ale po prostu dziecko w tym wyrasta, jest to dla niego jak najbardziej naturalne, jest to pierwsze środowisko i pierwszy styl życia / poglądów, z jakim się styka. Czas na krytykę, ocenę i samodzielną decyzję, czy chce się tą samą drogą podążać czy też nie - przychodzi później. Ale często nawet później trudno jest świadomie odejść od tego, w czym się wyrosło - bo dopóki człowiek świadomie podejmuje decyzje, to postępuje tak, jak chce. Ale w momencie, gdy zaczyna robić coś machinalnie - owa machinalność najczęściej oparta jest na tym, na czym się człowiek wychował, na atmosferze, jaką stworzyli rodzice. Dla jednych był to spokój i rozsądek, dla innych - wieczny nerw, krzyki, wręcz zwierzęca impulsywność, zero logiki, zero jakiejkolwiek świadomej kontroli nad sobą.

Tak więc w tym temacie tutaj - mimo, że genetycznie Jezus z Józefem i tymi wszystkimi świetnościami w jego drzewie genealogicznym nie miał, to faktycznie jest szansa, że mentalnie wychował się z tymi wszystkimi dobrymi cechami i Dawida, i Boaza, i Rut w tle.

Z drugiej strony - Adam i Ewa byli wychowani bezpośrednio przez Boga, a już ich syn, Kain, czyli raptem jedno pokolenie różnicy, wylądował ze swoimi poglądami daleko daleko od swoich rodziców...

Dlatego też tak ważne jest dla nas wszystkich - a każdy jeden z nas w jakiś sposób ogarnięty jest jakąś patologią z przeszłości, co religia nazywa "grzechem pierworodnym" - żeby jak najwięcej czasu poświęcać na przebywanie z Bogiem, z Jezusem: na modlitwę, czy też na czytanie czegokolwiek (prawdziwego) o Nich, na studiowanie Słowa Boga. Bo wydaje mi się, że tylko takie przebywanie w Ich towarzystwie może zakryć czy przykryć te ewentualne niedociągnięcia, które w naszym wnętrzu siedzą.






czwartek, 28 stycznia 2016

Łukasz wnikliwie 3.3 - Genealogia Jezusa

Stało się tak, że został ochrzczony/zanurzony cały lud, także i Jezus, gdy już został ochrzczony/zanurzony i modlił się, otworzyło się niebo, przyszedł na Niego Duch Święty w cielesnej postaci jakby gołębicy, i rozległ się z nieba głos mówiący:
- Ty jesteś moim Synem, tym umiłowanym, w Tobie mam upodobanie.

Jezus, gdy rozpoczął swoją działalność, miał około trzydziestu lat. Formalnie - syn Józefa, syna Helego, syna Mattata, syna Lewiego, syna Melchiego, syna Janny, syna Józefa, syna Mattatiu, syna Amosa, syna Nahuma, syna Hesliego, syna Nangaja, syna Maata, syna Mattatiu, syna Semei, syna Józefa, syna Judasza, syna Joanny, syna Resy, syna Zorobabela, syna Salatiela, syna Neriego, syna Melchiego, syna Addy, syna Kosama, syna Elmodama, syna Hery, syna Jozesa, syna Eliezera, syna Jorima, syna Mattata, syna Lewiego, syna Symeona, syna Judy, syna Józefa, syna Jonana, syna Eljakima, syna Melea, syna Menama, syna Mattaty, syna Natana, syna Dawida, syna Jessego, syna Obeda, syna Booza, syna Salmona, syna Naassona, syna Aminadaba, syna Arama, syna Hesroma, syna Faresa, syna Judy, syna Jakuba, syna Izaaka, syna Abrahama, syna Tarego, syna Nahora, syna Sarucha, syna Ragau, syna Feleka, syna Ebera, syna Saliego, syna Kainana, syna Arfaksada, syna Sema, syna Noego, syna Lameka, syna Matusalaha, syna Henocha, syna Jareda, syna Maleela, syna Kainana, syna Enosa, syna Seta, syna Adama, syna Boga.

na podstawie: Łuk. 3,21...38

[dalej - WYSTAWIANIE JEZUSA NA PRÓBĘ]
[wcześniej - HISTORIA JANA CHRZCICIELA]
[do początku]

[komentarz - PRZYBRANA GENEALOGIA JEZUSA]






wtorek, 26 stycznia 2016

Czyny Wysłanników, 13.1 - Prokonsul Sergiusz i czarownik Elymas

W zborze/parafii w Antiochii było kilku proroków i nauczycieli: Barnaba i Symeon Niger, Lucjusz Cyrenejczyk, Manaen, współwychowanek / przybrany brat tetrarchy Heroda, i Saul. Pewnego razu, gdy pełnili służbę dla Boga i pościli, powiedział Duch Święty:
- Oddzielcie Barnabę i Saula dla mnie, tak żeby mogli pójść do tego zadania, do którego ich zawezwałem.
Wtedy skończywszy post i pomodliwszy się położyli na nich ręce i pozwolili wyruszyć.

Ci dwaj więc, wysłani przez Ducha Świętego, poszli do Seleucji, a potem popłynęli łodzią na Cypr. Potem udali się do Salaminy, gdzie głosili słowa Boga w zborach żydowskich. A mieli ze sobą również i Jana, jako pomocnika. Przeszedłszy w poprzek wyspy aż do Pafos, natknęli się na pewnego Judejczyka, czarownika i fałszywego proroka, imieniem Bar-Jezus., który trzymał się prokonsula Sergiusza Paulusa, człowieka rozumnego/inteligentnego. Ten wezwał Barnabę i Saula, żeby wysłuchać słów Boga. Ale Elymas - ów czarownik, którego imię tak właśnie się tłumaczy - przeciwstawił się im i próbował odwieść gubernatora od tej wiary. Wtedy Saul, zwany również Pawłem, zostawszy napełnionym Duchem Świętym, spojrzał wprost na niego i powiedział:
- Ty, synu diabła, pełny wszelkiego rodzaju oszustwa i przewrotności, wrogu wszystkiego, co jest właściwe/sprawiedliwe, czy nigdy nie przestaniesz zwodzić od prostych dróg Pana? Teraz Bóg kładzie swoje ręce na tobie i będziesz ślepy przez pewien czas, i nie zobaczysz słońca.
I od razu zapadł mrok i ciemność wokół niego, i próbował znaleźć po omacku kogoś, kto mógłby go poprowadzić za rękę. A gdy prokonsul zobaczył to, co się wydarzyło, został oszołomiony takim nauczaniem i uwierzył.

na podstawie: Dz. Ap. 13,1...12

[dalej - PRZEMOWA APOSTOŁA PAWŁA W ANTIOCHII]
[wcześniej - HISTORIA HERODA ANTYPASA]
[do początku]






niedziela, 24 stycznia 2016

Umacniać serce łaską, cz. 1

Andrzej Sieja
kazanie pt. "Umacniać serce łaską"

Nie dajcie się uwieść różnym i obcym naukom, dobrze bowiem jest wzmacniać serce łaską, a nie pokarmami, które nie przynoszą korzyści tym, co się o nie ubiegają.
Hebr. 13,9 BT

Rozpoczęliśmy od tego fragmentu Biblii, który mówi: umacniajcie serca, umacniajcie serca łaską. Apostoł Paweł, gdy podał tę myśl, to wierzę, że bardzo głęboko rozumiał to, co chciałbym, żebyśmy dzisiaj rozważali.

Umacniać serce łaską. Dlaczego łaską? Dlaczego akurat to słowo? Bardzo długo nad tym myślałem. Wierzę, że bardzo tego potrzebujemy. Tak naprawdę w dzisiejszym świecie wszystko, co nas otacza, cały ten świat, może zrobić wszystko tak samo jak kościół: karmić głodnych, leczyć chorych, budować domy. Ale nie potrafi dać jednej rzeczy: łaski. Dlaczego? Nie może tego zrobic dlatego, że to, co nas otacza, jest daleko posuniętą bezwzględnością, daleko posuniętym prawem. Nasze otoczenie produkuje poczucie winy. Ciągle czujemy się winni, że czegoś nie zrobiliśmy, albo coś zrobiliśmy za mało. Albo coś za dużo. Sądzę, że jest coś, czego mamy niewystarczająco.

Pomyślmy teraz, czy mogę się czuć tak samo w kościele? Kiedy zrobię coś dobrze, to i tak inni powiedzą, że można było zrobić to lepiej. Nasza kultura precyzuje wszystko: precyzyjna jest w ważeniu, mierzeniu, ustalaniu - na wszystko ma dokładne normy. Pokazują one, że albo jestem dobry, albo zły. A wszystko to zaczyna się już od żłobka czy przedszkola.

Zobaczcie sami, czy tak nie jest: dzięki odpowiednim sprawdzianom czy ocenom - tutaj cytuję: "można zakwalifikować dziecko jako zaawansowane, w normie albo opóźnione". Dziecko wyrasta z takim piętnem od samego początku. Wielu z was zresztą wie to.

Ja osobiście jestem przeciwnikiem ocen. Ocen nie wymyślił Bóg. Od momentu, w którym dziecko zaczyna rosnąć, otrzymuje stopnie oceniające jego postępy w matematyce, fizyce, czytaniu i we wszystkim, czegokolwiek się tylko tknie. Nawet w adaptacji w grupie. Od razu takie dziecko jest ustalone - kim ono jest. Mało tego, że oceniane są w jakiś sposób nasze kwalifikacje, ale określają one również, kim jesteś. To znaczy: albo jesteś lepszy, albo gorszy. I tak się człowiek czuje od urodzenia. Klasówki wracają do nas z poprawionymi błędami, a nie z podkreślonymi dobrymi zdaniami. W takim właśnie świecie wyrastamy.

To wszystko mówi nam, że trzeba nam pomóc przygotować się do życia w prawdziwym świecie. W świecie, w którym wszelkie normy określiły to, kim jesteś, i to, jaki masz być. Na przykład w wojsku: każdy żołnierz otrzymuje mundur, żołd, regulamin. Ma dokładnie wiedzieć, jaki jest jego obszar działania, jak salutować, słuchać starszych rangą, wydawać rozkazy młodszym.

Przeczytałem też ciekawostkę o pracownika w fabryce Forda. Czy wiecie, że tam ocenia się pracowników w skali od 1 (wszelcy urzędnicy i sekretarki) aż do 27 (członkowie zarządu). I tak: aby nabyć prawo do miejsca na parkingu, należy nabyć na tej skali przynajmniej 9 punktów. 13 oznacza przywileje takie jak okno w biurze, rośliny doniczkowe, wewnętrzna centrala telefoniczna. Pracownicy stopnia 16 mają już osobiste łazienki. Widzisz? Jesteś ustawiony. Masz stopień = jesteś kimś. By czuć się dobrze - musisz zasłużyć.

Każda instytucja działa według prawa bezwzględności, w którym nieustannie się przypomina: na wszystko musisz zasłużyć. Również linie lotnicze oferują dodatkowe punkty - im częściej się podróżuje, tym więcej punktów, tym więcej przywilejów. Firmy kredytowe również nie mogą funkcjonować na zasadzie łaski. Wszystko jest określone. Rządy nie znają takiego słowa jak łaska.

Zobaczcie też, jak funkcjonują kluby sportowe: nagradzają tych, którzy najszybciej dobiegają do mety, wbiją najwięcej goli, najczęściej trafiają do kosza... Dla przegranych nie ma względów. Każdy wie, że jesteś lepszy, bo strzeliłeś gola.

Jeden z amerykańskich magazynów co roku zamieszcza listę pięciuset najbogatszych ludzi świata. Nikt jednak nie zna nazwisk pięciuset najbiedniejszych. Dlaczego znane są nazwiska ludzi najbogatszych?

Anoreksja. Jest ona rezultatem pewnego rodzaju bezwzględności życia wokół pewnych praw. Bo za ideał piękna świat uznaje wychudzone dziewczyny, modelki. Te dziewczyny potrafią się zagłodzić na śmierć, bo taki sobie znalazły ideał. Czy wiecie, że anoreksja prawie nie jest znana albo występuje rzadko w Afryce?

Aby czuć się dobrze, człowiek pragnie się zasłużyć, wypełnić normy. Bo jeśli one są - to by czuć się dobrze, i wszyscy wtedy wiedzą, że jeśli jesteś na jednym z tych wyższych poziomów, to jesteś ekstra, super dobry, wyjątkowy, że twoja wartość jest taka wysoka. Natomiast jeśli jesteś na niższym poziomie, to jesteś gorszy.

Jeden z amerykańskich filozofów, Beniamin Franklin, w wieku XVIII, wyznaczył sobie trzynaście cnót, gdzie między innymi było milczenie, oszczędność, pracowitość. Założył on dziennik i każdej stronie poświęcał on jedną stronę, na której rozrysowywał kolumnę przeznaczoną na zapisywanie swoich wad. On robił to dla siebie, choć łatwo znaleźć też takich, co są tacy precyzyjni, że i dla innych takie tabele tworzą. W każdym tygodniu wybierał jedną cnotę i codziennie nad nią pracował, codziennie zapisując swoje błędy. Co trzynaście tygodni zaczynał tę listę od początku, tak aby powtórzyć ją cztery razy w roku. Franklin nosił tę swoją książeczkę ze sobą dziesiątki lat i każdy znał go z tego, że on potrafił ją wyciągać w różnych momentach i studiować ją. Co trzynaście tygodni robił jakieś postępy, ale wtedy zauważał, że ma problem z innymi wadami.

Czy wszystkie tego typu energiczne wysiłki są w stanie tak oszukać człowieka, który tak tęskni za łaską? Człowiek ustawiony w takim świetle prawa, w takim świetle bezwzględności nie otrzymuje tej łaski, na którą tak rozpaczliwie czeka. Łaska zawsze przychodzi z zewnątrz, jako dar, a nie jako osiągnięcie. Świadomość łaski bardzo łatwo zanika w naszym świecie, gdzie jeden niemal dosłownie pożera drugiego.

00.01-09.41

[dalej - BEZWZGLĘDNY ŚWIAT]






piątek, 22 stycznia 2016

Apokalipsa 71 - Siedem duchów w Liście do Sardes

A aniołowi/posłańcowi zgromadzenia w Sardes napisz: To mówi ten, który ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd. Znam twoje poczynania, że masz imię, że (niby) żyjesz, ale jesteś martwy.
Obj. 3,1 PD

I odwróciłem się, aby widzieć głos, który rozmawiał ze mną, i odwróciwszy się zobaczyłem siedem złotych świeczników, a pośrodku tych siedmiu świeczników - kogoś podobnego do Syna Człowieczego odzianego w szatę sięgającą stóp, i przepasanego na piersiach pasem złotym. (...) W swojej prawej dłoni miał siedem gwiazd (...). Tajemnica siedmiu gwiazd, które ujrzałeś po mojej prawej stronie, i tych siedem złotych świeczników / stojaków lamp: siedem gwiazd to aniołowie / posłańcy siedmiu zborów / społeczności wierzących, a siedem świeczników, które widziałeś, to tych siedem zborów / społeczności wierzących.
Obj. 1,12-13.16.20 PD

Jezus powiedział tutaj apostołowi Janowi: do anioła/posłańca zboru w Sardes napisz, że to mówi Ten, który ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd. Z ostatniego zacytowanego tekstu, Obj. 1,20 wiemy, że za pomocą gwiazd Jezus przedstawił Janowi tychże właśnie aniołów/posłańców.

Piszę "aniołów" albo "posłańców", bo nadal nie mam pojęcia, o jakich to aniołach czy też posłańcach jest mowa. Na pewno jest to ktoś, kto jest przyporządkowany do każdego z tych siedmiu zborów, w sensie: każdy zbór, każdy rodzaj kościoła ma swojego anioła, czy też posłańca.

Tak więc ów anioł/posłaniec z Sardes jest jednym z tych siedmiu. I z jakiegoś powodu Jezus chciał zaakcentować tutaj, że ci z Sardes nie są sami, że nie są jedyni, że jest też pozostałych sześć zborów, a Jezus czuwa nad każdym z nich. I dodatkowo - że nie tylko nad każdym z tych aniołów/posłańców, ale także nad każdym z siedmiu duchów.

Czymże w końcu jest tych siedem duchów?

Obj. 1,4: Jan do siedmiu zgromadzeń/zborów/parafii w Azji: Łaska wam i pokój od Tego Będącego/Istniejącego i Który był, i Który jest nadchodzący, i od tych siedmiu duchów, które jest przed tym tronem Jego (PD). Tych siedem duchów znajduje się tuż przed tronem Boga.

Obj. 4,5: A z tego tronu wychodzą błyskawice i grzmoty, i głosy, i siedem lamp ognia, które są zapalone przed tym tronem, którymi są tych siedem duchów Boga (PD). Tych siedem duchów zostało przedstawione Janowi jako siedem lamp, stojących przed tym tronem.

Zach. 4,2.10: I mnie zapytał: Co ty widzisz? Więc odpowiedziałem: Widzę, że oto świecznik, cały ze złota, zaś na nim siedem lamp; a nad jego wierzchem – czasza oraz siedem wlewek do tych lamp, co są na jego wierzchu. (...) Owe siedem to są oczy WIEKUISTEGO przepatrujące całą ziemię (NBG). W Apokalipsie za pomocą świeczników zostały przedstawione same zbory (zob. Obj. 1,20), a tutaj widać, że nad każdym z tych świeczników są lampy. Jeden świecznik, siedem ramion świecznika, każde z nich to jeden zbór, a nad każdym z nich jest jedna lampa. Lampa to obraz ducha Boga (Obj. 4,5) i zarazem oczu Boga: I zobaczyłem: oto na środku tego tronu i tych czterech istot żywych i w środku / pomiędzy starszyzną był baranek, który stał jakby był zabity brutalnie, mający siedem rogów i siedem oczu, którymi są tych siedem duchów Boga, które są wysłane na całą Ziemię (Obj. 5,6 PD).

Wygląda więc na to, że każdy z tych zborów ma swojego ducha, danego od Boga. Tzn. skoro każdy z tych zborów reprezentuje jakby inny przekrój ludzi, inny przekrój społeczności, to każda z nich ma też swój specyficzny rodzaj uduchowienia. Stąd może czasami, gdy szukamy jakiegoś nowego zboru, musimy znaleźć taki, który odpowiada nam duchowo.

Dodatkowo każdy z tych duchów jest zarazem jakby oczami Boga - stąd Bóg może widzieć wszystko. Tak, jakby Bóg widział nie fizycznie, albo nie tylko fizycznie, nie tylko wizualnie, ale duchem. Dzięki temu może przeniknąć wszystko: A ty, synu mój, Salomonie, znaj Boga twego ojca i służ Mu sercem doskonałym i duszą chętną, bo Jahwe przenika wszystkie serca i zgłębia wszystkie tajniki myśli. Jeśli będziesz Go szukał, On pozwoli ci siebie znaleźć, ale jeśli Go opuścisz, odrzuci cię na zawsze (1 Kron. 28,9 BT); przez to może widzieć też i to, co siedzi w naszych sercach.

[dalej - SARDES, MIASTO BRAKU CZUJNOŚCI]
[wcześniej - ROZDZIELNIA PRĄDU]
[do początku]






niedziela, 17 stycznia 2016

Apokalipsa 70 - Rozdzielnia prądu

W jednym z poprzednich postów, [KWESTIE DUCHOWE W 1 KOR. 12], zastanawiałem się nad zjawiskiem rozdzielania Ducha Boga. Jak to jest, że się On rozdziela, i jak to jest, że rozdziela się On tak, jak sam chce: ... wszystkie te rzeczy sprawia jeden i ten sam duch, rozdzielający we własny sposób tak, jak chce (1 Kor. 12,11 PD). Sam podejmuje decyzję. Jest samodzielny w rozdzielaniu wszystkiego, co jakkolwiek związane jest z duchowością: tzw. darów duchowych, wspomagania duchowego, sam wybiera komu dać albo kogo wspomóc mądrością, działaniem, charyzmą czy innymi przejawami Ducha.

Czytając nieco ów blog antytrinitarian zainteresował mnie post: Czy Ducha Świętego można dzielić i rozdawać? Podążając za treścią tego posta, podążając za tekstami biblijnymi tam podanymi i wyciągniętymi tam wnioskami, pozwolę sobie zrobić tutaj małe podsumowanie tej lektury, dodając własne przemyślenia. Post ten mianowicie podaje kilka tekstów, które są w kwestii dzielenia bardzo interesujące. Są interesujące również, jeśli wziąć pod uwagę, że ktoś nadal uparcie utrzymywałby, że Duch Święty jest osobą, a nie duchem, ale tę kwestię mamy już rozważoną, więc ją po prostu pominę.

Lcb 11,16-17: I rzekł Pan do Mojżesza: Zbierz mi siedemdziesięciu mężów spośród starszych Izraela, których znasz jako starszych ludu i jego nadzorców, i przywiedź ich do Namiotu Zgromadzenia, i niech tam staną wraz z tobą, ja zaś zstąpię i będę tam mówił z tobą, i wezmę nieco z ducha, który jest w tobie, i włożę w nich, i nieść będą wraz z tobą ciężar ludu, abyś nie ty sam musiał go nosić (BW). Jest to tekst ze Starego Testamentu. Wg Jezusa duch, który miał pokrzepić apostołów po Jego odejściu do nieba, miał przyjść PO tym fakcie. Nie przed, nie w trakcie, ale PO. Tymczasem tutaj, w czasach starotestamentowych, również jest jakiś duch. Duch, którego miał w sobie Mojżesz. W sensie na pewno jego własny duch, tak jak każda osoba ma swojego nieodłącznego ducha, tak jak każdy samochód ma silnik. Ale myślę, że chodziło tu też o innego ducha - tego ducha działania, ducha mocy, ducha mądrości, którego Mojżesz musiał mieć, będąc liderem tak dużego tłumu ludzi, którzy dopiero co byli niewolnikami, nic im nie było wolno, i nagle wolno im wszystko - i sami muszą dojść do tego, co z tych rzeczy, które wolno, jest dobre, a co niekoniecznie. I gdy Bóg powiedział, że: wezmę nieco z ducha, który jest w tobie, i włożę w nich, i nieść będą wraz z tobą ciężar ludu, abyś nie ty sam musiał go nosić - jest widoczne tutaj tyle, że Bóg wziął jakąś część ducha Mojżesza, owego ducha działania - jak mniemam - i rozdzielił go na tamtych siedemdziesiąt osób.

I tutaj przyszło mi na myśl pewne porównanie. Otóż to, że Bóg wziął ducha z jednej osoby i rozdzielił go na siedemdziesiąt innych, nie oznacza, że Mojżesz miał tego ducha nagle mniej, a tamtych siedemdziesięciu miało tylko po jednej siedemdziesiątej części tej części ducha, którą Bóg wziął od Mojżesza. Nie. Tutaj ma miejsce specyficzna matematyka. Jeśli rozdzielnia prądu rozdziela prąd o wysokim napięciu na niskie napięcie, 230 V, stosowane w domach, to prąd ten wysyłany jest kablem/kablami na całe osiedle mieszkaniowe, czy też miasto. I nie jest to tak, że np. jeśli na osiedlu jest sto domów, to z rozdzielni wychodzi sto kabli. Nie - cały prąd o napięciu 230 V idzie jednym przewodem, jeśli mogę opisać to w bardzo prosty sposób, po czym rozdzielany jest po drodze. I wszędzie, gdzie jest rozdzielony, wciąż ma 230 V. Nigdzie go nie ubywa. W każdym domu jest wciąż 230 V, w każdym kablu jest wciąż 230 V, w każdym gniazdku, w każdej lampce - na całym osiedlu, we wszystkich domach, jest 230 V. A wszystko to z jednej rozdzielni.

Tak samo jest z duchem - on po prostu JEST. Jest wszędzie w takiej samej mierze - i w "głównej rozdzielni", i w "domach", które ów prąd-ducha używają.

Puentą więc powyższej historii, którą tutaj chcę podkreślić, jest to, że ów duch, którego Bóg wziął od Mojżesza, został podzielony, dzięki czemu odpowiedzialność i obowiązki Mojżesza zostały rozdzielone również na siedemdziesiąt innych osób.

Czy był to osobisty duch Mojżesza? Czy może część tego ducha, który dał mu Bóg nieco wcześniej, dzięki któremu wspomagał jego pracę, dodawał mu mądrości etc. - czyli tego ducha, którego znamy z Nowego Testamentu jako Ducha Świętego? Dosyć ciekawie pokazuje to dalszy ciąg tej historii: Zatem Mojżesz wyszedł i opowiedział ludowi słowa WIEKUISTEGO. Zaś koło Przybytku postawił zebranych siedemdziesięciu mężów ze starszyzny ludu. A w obłoku zszedł WIEKUISTY oraz z nim mówił; i oddzielił z Ducha, który na nim był oraz złożył na siedemdziesięciu starszych mężach. Zatem stało się, że z zejściem na nich Ducha prorokowali, i nie przestali. Ale w obozie pozostali dwaj mężowie; imię jednego to Eldat, a imię drugiego Medad. Więc Duch spoczął i na nich, bo należeli do zapisanych. Więc choć nie wyszli do Przybytku prorokowali w obozie. Po czym przybiegł chłopiec i opowiedział Mojżeszowi, mówiąc: Eldat i Medat prorokują w obozie. Zatem odezwał się Jezus/Jozue syn Nuna, od swej młodości sługa Mojżesza i powiedział: Panie mój, Mojżeszu, powstrzymaj ich. A Mojżesz mu odpowiedział: Czy jesteś o mnie zazdrosny? Bodajby cały lud WIEKUISTEGO zamienił się w proroków, jeżeli WIEKUISTY złoży na nich swojego Ducha (Lcb 11,24-29 NBG). Jednym słowem - rozdzielony został duch, który sprawia, że ludzie mogą prorokować. O czym to i w jakim kontekście mówi 1 List do Koryntian na ten temat?... Chciałbym, żebyście wszyscy mówili językami, jeszcze bardziej jednak pragnąłbym, żebyście prorokowali (1 Kor. 14,5 BT).

Inna historia o rozdzielaniu (się) Ducha Świętego: Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym (Dzieje 2,1-4 BT).

Wracając do tamtego artykułu - kończy się on stwierdzeniem, że Duch Święty przynależy do Boga, że tylko Bóg może go rozdzielać. Przytoczone tam wersety biblijne popierają tę tezę. To prawda. Z tym że myślę, że akurat tutaj ujawnia się owa "ANTYtrynitarność" - w lekko negatywnym odcieniu - czyli udowadnianie jednej teorii na przekór innej teorii. Tymczasem fakt, że Bóg rozdziela swojego ducha, i fakt, że ów Duch może sam sobie podjąć decyzję, co i komu chce rozdzielić (wg 1 Kor. 12,11) - nie są sprzeczne ze sobą. Bóg może wszystko, Bóg jest stwórcą każdego ducha każdego żywego stworzenia, więc dlaczego nie miałby dowolnie każdym duchem rozporządzać. Dodatkowo - jeśli mowa o Duchu Świętym - jest to sfera duchowa naszego Boga, która może mieć własną wolę, własne życzenia. Może się to wydawać dziwne. Ale jeśli uświadomimy sobie, że czasami i my miewamy takie momenty, w których chcielibyśmy zrobić coś jedno, ale "coś w środku" mówi nam, że wypadałoby zrobić coś innego - wydaje mi się, że wówczas to jest tak, jakby do nasz własny duch mówił nam, jaką on ma wolę. Czego on chciałby. Tak jakby pragnienia naszego ciała nie zawsze zgadzały się z pragnieniami naszego ducha, naszego wnętrza. I nie jest to w sumie żadne odkrycie - Paweł pisał o różnicach pomiędzy sferą duchową i fizyczną jednego człowieka niejednokrotnie. Sfera fizyczna chce jak najłatwiej, jak najprzyjemniej - dla siebie samego. Sfera duchowa jest bardziej społeczna, bardziej nastawiona na dobro innych ludzi, żyjących wokół nas. A każdy człowiek czasem ma tak, że w codziennym życiu, w codziennej pogoni nagle przystaje i właściwie miałby ochotę robić zupełnie coś innego - coś na spokojnie, żeby odpocząć, wyluzować się, jakby nabrać oddechu. Czasem prowadzi to do życiowych zmian o sto osiemdziesiąt stopni, czego efektem staje się często wewnętrzny spokój, inny sposób życia etc. Tak jakby ktoś nagle dał dojść do głosu jego duchowi, jego wnętrzu.

Tak więc nic dziwnego, że Duch Boga może sam podejmować decyzję, komu pomagać, kogo wspomagać, w jaki sposób etc. I dzieje się to w całkowitej jedności z Bogiem, bo tak samo Bóg postępował w Starym Testamencie, i tak samo postąpił podczas Dnia Pięćdziesiątnicy. I tak samo może zostać podzielony, bez żadnego ubytku na jakości czy ilości, czy może się sam rozdzielić, czy rozdzielić coś według własnego uznania, jak to jest napisane w 1 Kor. 12,11.

W tym świetle przestaje być dziwny tekst o siedmiu duchach w Księdze Apokalipsy.

[dalej - SIEDEM DUCHÓW W LIŚCIE DO SARDES]
[wcześniej - ANTYTRYNITARIANIE - TE SAME PYTANIA]
[do początku]






Apokalipsa 69 - Antytrynitarianie - te same pytania

A aniołowi/posłańcowi zgromadzenia w Sardes napisz: To mówi ten, który ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd. Znam twoje poczynania, że masz imię, że (niby) żyjesz, ale jesteś martwy.
Obj. 3,1 PD

Jak się okazuje, nie byłem jedynym człowiekiem, któremu - gdy dotarł do Księgi Objawienia - z powodu owych siedmiu duchów w Liście do Sardes teoria o trój-osobowym Bogu runęła w dół. Z ciekawości przejrzałem nieco internet pod kątem tego, co inni piszą na ten temat i znalazłem nieco ciekawych kwiatków:

Blog antytrynitarian, post "Osobowość Ducha Świętego": autor - podobnie jak ja - obiera za punkt wyjścia siedem duchów z Apokalipsy, po czym rozprawia się z mniemaniem Ducha Świętego za osobę. Rozprawka jest bardzo logiczna - muszę dodać. Powoływanie się na cechy osobowości Ducha Świętego, które ponoć sprawiają, że Duch jest osobą, pociąga za sobą konieczność uznania za osoby również takich przymiotów jak: mądrość, sama Biblia, krew etc. Bo mówią i nauczają, bo wołają, bo Biblia wyraża się w nich używając cech osobowych, nie przedmiotowych. Prowadzi to do dość absurdalnych stwierdzeń. Dlatego ten rodzaj argumentowania należałoby odrzucić, chcąc zachować logiczny i konsekwentny kształt swoich poglądów.

Autor tego posta, podobnie jak ja, doszedł do wniosku, że Duch Święty jest po prostu częścią samego Boga, tak samo jak duch człowieka jest częścią człowieka, a nie jego kolejnym wcieleniem. Bardzo interesujące tu dla mnie jest to, że opierając się tylko na samej Biblii i logicznym myśleniu doszedłem do takich samych wniosków, co inna osoba. I nie są to wnioski zgodne z powszechnym mniemaniem. Tamten post jest dość ciekawym postem, warto go przeczytać, polecam.

Nawiasem mówiąc - dotknęło mnie również coś innego. Nazwanie osób prowadzących ten blog "antytrynitarianami" przywodzi na myśl negatywne skojarzenia. Bo są anty-czemuś. To tak, jakby się przeciwko czemuś buntowali, byli rebeliantami, byli źli. A ci trynitarianie to że niby tacy dobrzy. Nie jest to prawdą, że tak to można odebrać? Tymczasem faktycznie, jeśliby manipulować konotacją skojarzeń, należałoby raczej stwierdzić, że jedni, którzy się nad tą kwestią dobrze zastanowili, są logiczni, natomiast drudzy, którzy podążają za powszechnymi mniemaniami, bez sprawdzania fundamentalnych podstaw tego, w co wierzą, i bojąc się być odmieńcem - pozostają antylogiczni. Albo świadomie nieświadomi, niechętni do uznania logicznych faktów, odmiennych od powszechnych stereotypów. Przy czym podkreślam - nie chcę tutaj kogokolwiek segregować na gorszego czy lepszego, chcę tylko, by znać i rozumieć sens używanych przez nas określeń. Mianowicie - "antytrynitarność" nie oznacza tutaj nic negatywnego. Jeśli miałbym do wyboru: być antytrynitarny albo antylogiczny - którą możliwość wybrałbym? Czy nie lepiej operować nazwą "nietrynitarny", nie kojarzącą się z niczym na "anty", "przeciwko"?

[dalej - ROZDZIELNIA PRĄDU]
[wcześniej - KWESTIE DUCHOWE Z 1 KOR. 12]
[do początku]




czwartek, 14 stycznia 2016

Apokalipsa 68 - Kwestie duchowe z 1 Kor. 12

... wszystkie te rzeczy sprawia jeden i ten sam duch, rozdzielający we własny sposób tak, jak chce (1 Kor. 12,11 PD). To, co jest tutaj, daje jeszcze więcej do myślenia. Rozdzielający we własny sposób? Tak jak chce? Tego nie robi żadne usposobienie, żadne bycie w duchu z kimś innym. To tak, jakby coś tutaj miało swoją własną wolę. Tak jakby ów duch żył swoim własnym życiem.

Z drugiej strony słowo "sprawia" jest tłumaczone w Przekładzie Dosłownym też jako "działa". O ile więc "sprawia" ściśle związane jest z przyczynowością, o tyle "działa" określa tylko bieżący stan. Greckie słowo, użyte tutaj, to energeo, czasownik, oznaczający: działać, pracować, robić, być działającym*. Jak więc jest faktycznie? Jak to znaczenie wygląda na tle kontekstu miejsc użytych w NT?

Mat. 14,1-2 PD: W tym czasie usłyszał Herod Tetrarcha wieść o Jezusie i powiedział swoim chłopcom tak: To jest Jan Zanurzający (Chrzciciel), został on podniesiony/wzbudzony z martwych i przez to dzieła mocy dokonują/dzieją się / dają znać o sobie w nim.

Rzym. 7,5: Gdy bowiem byliśmy w ciele, grzeszne namiętności (rozbudzane) przez Prawo działały w członkach naszych, by rodzić owoce na rzecz śmierci...

1 Kor. 12,6: Są też różnorodności działań, ale ten sam jest Bóg, który działa we wszystkich.

Gal. 2,8: Bo Ten, który działał w Piotrze w odniesieniu do apostolstwa między obrzezanymi, działał i we mnie, w odniesieniu do pogan / do innych narodów.

Gal. 5,6: Bo w Pomazańcu Jezusie ani obrzezanie, ani nieobrzezanie nic nie znaczy, ale wiara, działająca przez miłość.

I tak dalej, i tak dalej. Więcej można znależć pod tym linkiem: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/1754. W żadnym z pozostałych przypadków nie przetłumaczono tego słowa jako "sprawiać". W większości z nich pojawia się określenie "działać", równoznaczne z "pracować", "operować". Coś na zasadzie: "tak to działa", "taka jest zasada działania tego". Stąd wnioskuję, że bycie w jednym duchu z Bogiem, bycie z Nim zjednoczonym w duchu - "tak to działa". Coś jakby: wszystkie te rzeczy działa jeden i ten sam duch / dzieją się dzięki działaniu jednego i tego samego ducha.

Rozdzielający - znalazłem tylko jeszcze jeden tekst w NT, używający tego samego słowa i mowa w nim o rozdzieleniu/podzieleniu majątku ojca pomiędzy dwóch synów (zob. Łuk. 15,12). BW, BP i NBG używają w swoich przekładach tego właśnie słowa, BT i BG używają słowa "udzielać". Różnica jest dość spora. Rozdzielanie odbywa się z powodu jakiejś przyczyny - kogoś, czegoś, albo jakichś kryteriów, natomiast udzielać się może coś samo, bez żadnego "wydzielania". NKJV używa w tym miejscu słowa "dystrybuować", czyli coś jak "dostarczać, rozdzielać do poszczególnych jednostek", NRSV używa słowa "przydzielać". Oba te znaczenia bliżej są słowa "rozdzielać" niż "udzielać", trzeba więc uznać to drugie jako niezupełnie trafne tłumaczenie.

Chociaż z drugiej strony ojciec może udzielić czegoś swoim synom ze swojego majątku również...

Rozdziela we własny sposób? Inne tłumaczenia oddają ten zwrot jako: rozdzielając każdemu poszczególnie (BW), udzielając z osobna każdemu (BG), odrębnie każdemu rozdziela (NBG). BP i BT w ogóle pomijają to słowo. Słownik Stronga przy Przekładzie Dosłownym tłumaczy to słowo jako "własny" albo "na osobności". Czyli tak jakby ów duch dzielił te dary pomiędzy każdą jedną osobę, dając każdej osobie coś odrębnie, osobno, jakby na własność? To by znaczyło, że nie jesteśmy traktowani jako części czegoś, gdzie jedna część nie spełnia swojej funkcji bez innej, ale każdy z nas traktowany jest jako całkowita, indywidualna całość, a to, co dostajemy od Boga, jest całkowicie pełne, przeznaczone tylko dla nas.

Idźmy dalej. Słownik Stronga przy Bible Hub** określa to słowo jako: czyjeś własne, prywatne, personalne, przynależne do jednej osoby albo innej jednostki społecznej (jak np. rodziny czy domu, czy nawet kraju/narodu), coś typowego dla jednej osoby lub innej jednostki, przeciwieństwo przynależenia czegoś do kogoś innego. NRSV i NKJV używają w tym miejscu słowa "indywidualnie".

Tak jak tego chce? Wyrażenie to można oddać też słowami: według tego, co chce, co ma w intencji, według swojej intencji. Tak czy siak - oznaczałoby to, że ów duch tutaj ma swoją własną wolę, ma swoje własne intencje, własne życzenia i stosownie do nich - rozdziela dary od Boga każdej osobie personalnie, indywidualnie.

Musi więc w tym rozdziale (albo tylko w tym wierszu akurat?) być mowa nie o duchowym nastroju, ale o faktycznym wpływie Ducha Boga na nas, bo sądzę, że tylko Duch Boga - jako duch - może jakgdyby żyć swoim własnym życiem, mieć swoją własną wolę. Aczkolwiek w kwestii kierunku działania nadal stanowi jedność z Bogiem - tak jak my, gdy duchowo chcemy po pracy być już w domu, więc kierujemy nasz organizm, nasze ciało na przystanek autobusowy i jedziemy autobusem, żeby dotrzeć do domu. Przynajmniej pod tym względem duch i ciało mogą być zgodnie...

W Jan 4,24 jest też napisane, że "Bóg jest duchem", i wszystkie sprawy związane z wychwalaniem Boga powinno się robić w duchu - jak można przeczytać w tymże wersecie - i bardziej w duchu niż w jakimś szczególnym miejscu na ziemi - jak można przeczytać w historii o spotkaniu Jezusa z Samarytanką przy studni.

Niemniej jednak wciąż nie widzę tutaj żadnego powodu, by Bożego ducha - z Jego własną wolą wyboru - nazywać "osobą", jakąś trzecią, odrębną osobą, która egzystuje całkowicie oddzielnie od Boga. Nie. Sądzę, że Bóg i Jego duch są całkowicie ze sobą związani, nierozerwalni, tak jak nierozerwalny jest duch (czy też dusza) człowieka z jego organizmem, ciałem.

Podsumowując więc mogę stwierdzić, że 1 Kor. 12,1-11 mówi o duchowych kwestiach (może można nazwać to darami, może nie), że Paweł nie chce, abyśmy byli nieświadomi odnośnie tych sprawach; że nikt, kto nie jest pod wpływem Ducha Boga, nie może uznać Jezusa za swojego Mastera, Przewodnika; że różnie rozdzielane są dary łaski Boga - czyli cokolwiek, co od Niego otrzymujemy - ale duch tego wszystkiego jest ciągle ten sam; że różnie są rozdzielane posługi/służby / sposoby działania, ale wciąż ten sam Bóg, który jest przyczyną każdego działania u każdej osoby; że każdy ma w sobie tego ducha, ale u każdego inaczej się on przejawia, jednak zawsze - dla korzyści wspólnej, nie osobistej; że te przejawy ducha wyglądają rozmaicie: mądrość, wiedza, uzdrawianie etc. - czyli to, co na ogół nazywa się darami Ducha Świętego - są one "tylko" przejawami obecności Jego Ducha w nas samych, wszystko to działa przez Tego Ducha, który sam rozdziela każdemu osobiście, według własnego uznania.

* - Więcej nt. znaczenia tego słowa, w wersji anglojęzycznej, tutaj: http://biblehub.com/greek/1754.htm
** - Źródło: http://biblehub.com/greek/2398.htm

[dalej - ANTYTRYNITARIANIE - TE SAME PYTANIA]
[wcześniej - ZJEDNOCZENIE]
[do początku]







niedziela, 10 stycznia 2016

Apokalipsa 67 - Zjednoczenie

Wracając więc do Listu do Koryntian, rozdz. 12 - doszedłem parę postów temu do wniosku, że można mieć różne "dary łaski" czy też "charyzmy", różne objawy działania, ale duch tego wszystkiego jest ten sam: ten sam kierunek działania, to samo nastawienie, wszystko z myślą o Bogu i o Jego celach. Po dalszym przestudiowaniu tego, co właściwie oznacza określenie "dar łaski" - wniosek ten rozszerzam o stwierdzenie, że ten sam duch, to samo nastawienie, ten sam kierunek działania jest nie tylko przy objawach naszego działania, ale właściwie w całym naszym życiu - czy się modlimy za kogoś, czy wierzymy, czy o coś boimy, czy mamy jakieś ugruntowane poglądy życiowe - wszystko to robione jest w tym samym duchu. Piotr napisał nawet to w ten sposób, że można stwierdzić, że w duchu przynoszenia chwały Bogu. Kontynuując więc:

Natomiast o duchowych, bracia, nie chcę, abyście nie rozumieli / nie byli świadomi. Wiecie, że byliście poganami, do fałszywych bożków, niemych i bez głosu jakkolwiek byliście prowadzeni/wiedzeni. Dlatego oznajmiam wam, że nikt, kto mówi w duchu Boga, nie przeklnie Jezusa, i nikt też nie może powiedzieć, że Jezus jest Panem/Władcą/Mistrzem, jeśli nie w Duchu Świętym (1 Kor. 12,1-3 PD) - będąc w duchu Boga, w jedności z Nim w działaniu - wszystko to opisałem w poście [DUCHOWE.]. Czytając określenie będąc w Duchu Świętym raczej na pewno nie chodzi o to, by być w jakiejś osobie. Nie mam pojęcia nawet, w jaki sposób. Natomiast będąc w tym samym usposobieniu co do kierunku działania, co do sposobu życia - wszystko to jest tak, jakby żyć według Ducha Boga, według Ducha Świętego, według Jego Ducha. I my, będąc jedno z Nim takim duchem, tak jak Jezus był, jesteśmy w Świętym Duchu. Jesteśmy w takim samym usposobieniu, jakiego jest Bóg, dlatego jest on święty - bo jak najbardziej zaakceptowany przez Boga.

Każdemu dawany jest jakiś przejaw/uwidocznienie/manifestacja Tego Ducha w korzystnym celu. Prawdziwie bowiem przez Tego Ducha jest dawane... (1 Kor. 12,7-8 PD). Przekład dosłowny mówi tutaj: "przez Ducha" albo "za pośrednictwem Ducha". To "przez" jest tutaj niejasne. W jaki sposób to jest więc dawane? Duch rozdaje, dlatego PRZEZ Niego jest dane? DZIĘKI Duchowi jest to dane? Z kontekstu użycia tego słowa w innych przypadkach widzę, że znaczy ono tyle, co "na wskroś", albo "za pomocą". Czyli faktycznie ten Duch DAJE. Tyle że - będąc tutaj konsekwentnym - nie daje tego żadna osoba, nie rozdaje tego nikt personalnie, ale bycie w tym usposobieniu Boga, w tym samym kierunku działania co On - to wszystko daje konkretne intelektualne korzyści. Nie tylko intelektualne zresztą.

Prawdziwie bowiem przez Tego Ducha jest dawane słowo mądrości, innemu natomiast - według tego samego ducha - słowo wiedzy, innemu natomiast wiara w tym samym duchu, jeszcze innemu - dary łaski / charyzmat uzdrowień/uleczeń, w tym samym duchu / dzięki temu samemu duchowi... (1 Kor. 12,8-9 PD). Czyli generalnie - nie żadne "czary mary", "hokus pokus" czy "abrakadabra" potrafi uleczać ludzi, tylko bycie we wspólnym duchu z Bogiem, owa duchowa wspólność, wspólnota, zjednoczenie duchowe. To jest jak zjednoczenie duchowe w małżeństwie - niby dwie osoby, niby dwa charaktery, ale ten sam sposób działania, ten sam kierunek działania, wzajemne wsparcie, wzajemna pomoc. A to z kolei daje człowiekowi konkretny spokój ducha, sumienia, spokój w domu, konkretne wsparcie w życiu. I tu znowu mógłbym porównać - niech jakiś duch tego małżeństwa, jakaś zjawa daje to wsparcie, ale sama wewnętrzna atmosfera, sposób myślenia ich obojga, ich zgodność, zjednoczenie i zgoda w każdym możliwym działaniu, oraz podobny sposób podejmowania decyzji - za pomocą podobnych kryteriów, podążając za podobnymi priorytetami. I tak też widzę duchowe zjednoczenie z Bogiem.

... komuś innemu dzieła mocy, innemu prorokowanie, innemu rozróżnianie duchów, innemu rodzaje języków, a komuś innemu - tłumaczenie tych języków... (12,10 PD). Tak. Nie jest napisane, że jakiś duch udziela dar prorokowania, dar rozróżniania duchów czy dar języków. To bycie w duchu daje prorokowanie, możliwość rozróżniania duchów albo różne rodzaje języków. I nie jest to żadna ponadnaturalna zdolność, którą jakiś tajemniczy duch-osoba musiałby nam dać, jak jakieś tajemnicze moce jakimś wróżkom, ale wygląda na to, że są to naturalne konsekwencje rozpoczęcia życia duchowego. Bo o ile czasami racjonalnie nie do końca pewne rzeczy można zrozumieć, to można je jakby wyczuć - jak jakimś szóstym zmysłem - to tyle na przykład odnośnie możliwości rozróżniania duchów. Albo posługiwanie się rodzajami języków - im więcej się ich zna, tym więcej rzeczy można ze sobą połączyć, skojarzyć, niekoniecznie w logiczny sposób, ale za pomocą jakiegoś zmysłu. Zresztą myślę, że nie tylko o rodzaje języków obcych tu chodzi, ale również o te rodzaje, które występują naturalnie w obrębie języka jednego narodu - język kobiety, język mężczyzny, język nastolatków, język uliczny etc.

[dalej - KWESTIE DUCHOWE Z 1 KOR. 12]
[wcześniej - DAR ŁASKI CZYLI COKOLWIEK]
[do początku]






środa, 6 stycznia 2016

Apokalipsa 66 - Dar łaski czyli cokolwiek

1 Kor. 1,5-7: W Nim zostaliście bowiem wzbogaceni pod każdym względem we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, ponieważ zostało wśród was utwierdzone świadectwo o Jezusie Chrystusie. Z tych względów nie brakuje żadnego daru Bożego wam, oczekującym objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa (BP). Daru Bożego = daru łaski - tak to jest tłumaczone w Biblii Poznańskiej. Cokolwiek tutaj zostało nam dane od Boga: nie tylko sam Jezus, nie tylko owe wspomaganie naszych działań, ale także i Biblia, czy cokolwiek, co czytamy czy czegokolwiek słuchamy, co przybliża nas do Boga - wszystko to jest darem łaski, darem dobroci Boga. Tak to rozumiem.

Nieco dalej Paweł pisze o sprawach personalnych, o związkach małżeńskich, o seksie, o pragnieniu uprawiania seksu. Żeby nie separować partnera, nie głodzić go seksualnie, chyba że tylko na czas modlitwy. Że lepiej jest seks uprawiać, niż głodnym chodzić i mieć ochotę na wszystko, co chodzi wokół. I potem: A wolałbym, aby wszyscy ludzie byli tacy, jak ja, lecz każdy ma własny dar łaski od Boga, jeden taki, a drugi inny (1 Kor. 7,7 BW). I dalej kontynuuje odnośnie tego stanu cywilnego, że według niego lepiej jest być samemu, ale jeśli komuś niedobrze być samemu i nie może wytrzymać, to lepiej, żeby znalazł sobie żonę, niż żeby ciągle napalony miał chodzić. Tak czy siak Paweł nazywa tutaj darem łaski, darem dobroci od Boga nawet stan partnerski, w którym się człowiek znajduje - czy to z partnerem/partnerką, czy to samotnie - grunt że człowiek znajduje w tym przyjemność, a Bóg nawet tę przyjemność pomnaża, jakby wspomagając naszą sytuację.

Potem o darach łaski Paweł wspomina w 1 Kor. 12, który stał się punktem wyjściowych do dowiedzenia się, co właściwie oznacza pojęcie "dar łaski" w rozumieniu biblijnym. Tak więc do tego rozdziału finalnie jeszcze powrócę.

2 Kor. 1,3-5.8-11: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy. Ten, który nas pociesza w każdym utrapieniu naszym, abyśmy wzmocnieni pociechą doznaną od Boga, mogli pocieszać tych, którzy znaleźli się w jakimkolwiek utrapieniu. Podobnie jak przeogromny jest nasz udział w męce Chrystusa, tak samo przeogromna jest nasza pociecha dzięki Chrystusowi. (...) Otóż nie chciałbym, bracia, abyście nie wiedzieli o naszym utrapieniu, jakiego doznaliśmy w Azji. Byliśmy przygnębieni ponad wszelką miarę i ponad siły, tak że zwątpiliśmy już w ocalenie życia. Wprost przeciwnie, osobiście byliśmy przekonani nawet o wyroku śmierci. Nie należy bowiem polegać na sobie samym, lecz na Bogu, który wskrzesza umarłych. On wybawił nas z tak wielkich niebezpieczeństw śmierci i znowu wybawi. Mocno ufamy Jemu, że jeszcze wybawi, przy współudziale waszej usilnej modlitwy za nas. W ten sposób z wielu ust popłynie dziękczynienie za nas, za dar udzielony nam dzięki modlitwom wielu (BP). Tutaj Paweł wspomina o ich perypetiach w Achai, które mogły kosztować ich życie. Jednak dzięki Bogu, również dzięki modlitwie zboru w Koryncie - przeżyli. A to, że przeżyli, Paweł nazywa znowu darem łaski - mimo że Biblia Poznańska nazywa to zwyczajnie "darem", to w generalnie w grece użyte jest tutaj to samo słowo, co w pozostałych przypadkach: "dar łaski", "dar dobroci".


1 Tym. 4,14: Nie zaniedbywaj daru Bożego, który w tobie jest, któryć dany jest przez prorokowanie z włożeniem rąk starszych (BG). "Daru Bożego" = "daru łaski, dobroci", to samo słowo. Jaki to dar został dany Tymoteuszowi? Kilka wersetów wcześniej Paweł wspomniał: (...) będziesz dobrym sługą Chrystusa Jezusa, karmionym słowami wiary i dobrej nauki, za którą poszedłeś (1 Tym. 4,6 BT). Wygląda więc na to, że Tymoteusz nic szczególnego nie miał. Nic takiego spektakularnego. Po prostu uwierzył w Boga, poszedł za Jezusem i trzymał się tego - pomimo swojego młodego wieku. I nawet to Paweł nazwał "darem łaski" od Boga. Pilnuj samego siebie i nauczania, trwaj w tych rzeczach; bo to czyniąc, i samego siebie zbawisz, i tych, którzy cię słuchają (1 Tym. 4,16 BG).

Coś się jednak musiało stać z Tymoteuszem, w sytuacji bowiem, gdy Paweł został uwięziony i część jego przyjaciół odwróciła się od niego (nie chcieli mieć skazańca za znajomego?), również i Tymoteusz musiał wpaść w swego rodzaju panikę, może lęk o los Pawła w więzieniu. Apostoł pisał wówczas: Pamiętając o twoich łzach, chciałbym ciebie zobaczyć i nacieszyć się tobą. Dobrze pamiętam twoją szczerą wiarę (...) Dlatego właśnie przypominam ci, żebyś na nowo rozpalił dar Boży, który otrzymałeś przez włożenie moich rąk. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Więc nie wstydź się świadectwa o Panu naszym ani mnie - Jego więźnia... (1 Tym. 1,4-8 BP/BT). Tutaj darem Bożym, darem łaski, czy też charyzmatem - jak to nazywa Biblia Tysiąclecia - Paweł znowu nazywa samą wiarę Tymoteusza.

Każdy, tak jak otrzymał dar łaski, jedni drugim sobie służcie/pomagajcie, jako dobrzy zarządcy różnorodnej łaski Bożej. Jeśli ktoś mówi - niech to będzie jak słowa Boga. Jeśli ktoś służy/pomaga - niech to robi w mocy/sile danej przez Boga - aby we wszystkim Bóg był otoczony, przez Jezusa Pomazańca, którego jest chwała i moc/siła na wieki wieków, amen (1 Pio 4,10-11 PD). Tutaj Piotr nazywa darem łaski to samo, co Paweł wcześniej odnośnie naszych działań - cokolwiek robimy, Bóg wspomaga nasze działanie. Na zasadzie wspomagania.

Tak więc właściwie darem łaski, darem Bożym czy też nawet charyzmatem - logicznie rzecz biorąc - można nazwać cokolwiek, co tylko od Boga dostajemy. Nawet ów "charyzmat", ponieważ pierwotnie to słowo oznacza właśnie dar, prezent dany z dobroci. Czy jest to więc coś specjalnego, co robimy, czy "drugie życie", czy po prostu wiara w Boga, czy cokolwiek cokolwiek - wszystko to jest darem łaski Boga.







niedziela, 3 stycznia 2016

Apokalipsa 65 - Wspomaganie

Ale nie tylko Jezus jest "darem łaski", czyli prezentem danym nam z dobrej woli Boga, bez żadnego oczekiwania prezentu zwrotnego. Bo chyba jedyne, czego Bóg po nas oczekuje, to to, żebyśmy używali prezentów zgodnie z przeznaczeniem. Nie sądzę tutaj, żeby np. wołanie przy byle okazji "OMG!" czy "Jezu Chryste!" było tym, czego Bóg by pragnął. Bo wyobraźmy sobie: ktoś zobaczyłby wybuchającą petardę, zaskoczony zawołał: "Jezu Chryste!"...

- Tak, Kowalski?
- Słucham?
- Wołałeś mnie.
- Słucham?? To musi być jakaś pomyłka.
- Nie sądzę. Jezus Chrystus jestem.
- ...
- A więc słucham cię, mości Kowalski.
- A w sumie nic specjalnego, tylko petarda tak wybuchła, tak sobie zawołałem...
- ...

To tyle odnośnie off-topicu.

Idąc dalej, Rzym. 12,6-8: Mając więc różne charyzmaty / dary łaski, według tej łaski / dobroci, które zostały nam dane: prorokowanie proporcjonalnie do wiary, czy to pomaganie podczas pomagania innym, czy to - jeśli ktoś naucza - podczas nauczania, czy to zachęcając, gdy ktoś zachęca, czy to rozdając w szczerości, czy to przewodząc z zapałem, czy to będąc miłosiernym - ochoczo (PD + nieco parafrazy własnej). To, co można wywnioskować z tego tekstu, to to, że "dar łaski" to nie tylko Jezus. Że właściwie cokolwiek Bóg nam da, jest "darem łaski", prezentem z Jego dobrej woli. Jezus jest tym najważniejszym i największym, kiedykolwiek został nam dany.

Z innych rzeczy, które Bóg nam dał, to jakby wspomaganie naturalnych skłonności człowieka, naturalnych jego działań, zainteresowań. To znaczy: jeśli ktoś prorokuje (przy czym przypominam tutaj, że prorokowanie to nie jest przepowiadanie przyszłości, jak to się powszechnie odbiera - było to zaledwie jednym z zakresów działań starotestamentowych proroków; prorokowanie to przede wszystkim budowanie, wspieranie, bycie duchową podporą pewnej grupy ludzi, pewnej społeczności) - Bóg wspiera jego naturalne skłonności do budowania innych ludzi. Jeśli ktoś ma na tyle dobre serce, że lubi pomagać innym i czerpie z tego radość - Bóg wspiera go w tym działaniu. Jeśli ktoś jest nauczycielem - Bóg wspiera go w tym działaniu, by robił to lepiej, by lepiej tłumaczył, by lepiej docierało do odbiorców etc. Cokolwiek człowiek robi, to - jeśli przyjmie ów dar dany przez Boga - będzie to robił jeszcze lepiej.

To tak jak ze wspomaganiem układu kierowania w samochodzie. Można kręcić kierownicą bez wspomagania - i też działa. Ale o ileż lżejsze i przyjemniejsze, a czasem nawet bardziej skuteczne (np. w autobusach) jest kręcenie kierownicą ze wspomaganiem? Albo o ileż lepiej i - przede wszystkim - skuteczniej hamuje się hamulcami zaopatrzonymi w serwo albo ABS? I o ileż lepiej, pewnie, lżej kieruje się samochodem na śliskiej nawierzchni, posiadając system ESP? Albo inny przykład - o ileż przyjemniej używa się w kuchni jakiegokolwiek narzędzia do szybkiego krojenia/siekania rzeczy, jak maszynka do krojenia chleba, czy blender, czy mikser - niż tych samych ręcznych narzędzi? Sam pamiętam, jak bitą śmietanę ubijało się na sztywną pianę ręczną trzepaczką do jajek, albo jak się kręciło majonez tylko za pomocą rózgi. Dzisiaj każdy na coś takiego wybałuszyłby oczy: "dlaczego nie użyjesz miksera?"

Podobnie jest z tymi darami, które Bóg daje: są one, by wspomagać. One nie wyręczają nas w pracy, one wspomagają naszą pracę. Czynią ją łatwiejszą, lżejszą, przyjemniejszą.

[dalej - DAR ŁASKI CZYLI COKOLWIEK]
[wcześniej - BEZ ZOBOWIĄZAŃ]
[do początku]






piątek, 1 stycznia 2016

Apokalipsa 64 - Bez zobowiązań

Są więc różnorodności darów łaski / charismaton, ale ten sam duch, i różnorodności rodzajów służenia, ale ten sam Pan/Władca/Mistrz. Są też różnorodności działań, ale ten sam jest Bóg, który działa we wszystkich. I każdemu dawany jest jakiś przejaw/uwidocznienie/manifestacja Tego Ducha w korzystnym celu...
1 Kor. 12,4-7 PD

Czym natomiast konkretnie są te "dary łaski"/"charismaton"? Owa "charisma" (albo inna forma gramatyczna tego samego słowa) dosłownie oznacza - wg słownika Stronga na Bible Hub - "obdarowanie z łaski"*. To znaczy, po pierwsze: otrzymanie daru, jakiegoś gratisu, za który nie musimy płacić, zostanie obdarowanym, otrzymanie prezentu. Po drugie: "z łaski" czyli z czyjejś własnej woli, dobroci, bez żadnego zobowiązania, tylko dlatego, że chciał. Chciał i dał. I nie oczekuje niczego w zamian.

Czym więc jest ten dar łaski, ten prezent, który dostaliśmy od Boga z Jego własnej woli, dobroci, bez żadnych zobowiązań?

Rzym. 1,11: Pragnę bowiem ujrzeć was, abym mógł wam udzielić nieco z duchowego daru łaski dla umocnienia was (BW) - dar łaski jest duchowy, może nas umacniać.

Rzym. 5,15: Ale nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem jak z darem łaski. Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa Chrystusa (BT). Mowa tu o przestępstwie Adama, czyli o pierwszym przekroczeniu zasad danych przez Boga, czego konsekwencją stała się umieralność fizyczna i śmierć duchowa. I o ratunku danym przez Boga - cokolwiek to było - danym z Jego łaski, w Jego dobroci, bez żadnych zobowiązań. A ratunek ten został dany nam przez Jezusa. I znowu - łaskawie, czyli z Jego własnej dobroci, z Jego własnego dobrego serca. Bez przymusu, bez zobowiązań. I dar ten, dany przez Boga i przez Jezusa, jest o wiele większy, bardziej znaczący, niż to, co zrobił Adam: I nie jest z tym darem tak, jak z powodu jednego, który zgrzeszył - bo co prawda wyrok za jedno potępia, ale dar łaski za wiele upadków/przestępstw usprawiedliwia (Rzym. 5,16 PD) - bo o ile jedno przestępstwo może obciążać całą naszą kartotekę i jest wystarczające, żeby np. na zaświadczeniu o niekaralności uzyskać wpis "notowany", co przekreśla mnóstwo możliwości w naszym życiu, o tyle ów dar łaski, który Bóg nam daje, przekreśla wszystkie nasze przestępstwa, cokolwiek zrobiliśmy, za jednym zamachem, nie robiąc różnicy, wyczyszczając naszą kartotekę całkowicie. Tak więc o ile aby uzyskać ten sam wyrok, co Adam - śmierć - wystarczy jedno niedociągnięcie w kwestii trzymania się zasad życia, które ustanowił Bóg, myśląc o miłości jednego stworzenia do drugiego, o tyle gdy przyjmujemy ów dar łaski dany przez Boga - wyczyszcza to nasze konto ze wszystkich niedociągnięć, celowych czy przypadkowych, dokonanych świadomych czy przez nieuwagę - jednym pociągnięciem, jednym machnięciem.

Rzym. 6,23: Gdyż zapłatą za grzech jest śmierć, natomiast darem łaski Boga jest życie wieczne w Jezusie Pomazańcu, naszym Masterze (PD). Sam Jezus jest tym darem łaski od Boga. Przyjął na siebie nasze niedociągnięcia, żeby wyczyścić nasze konta, żeby uczynić nas nienotowanymi. Jest darem danym nam bez żadnych zobowiązań. To się stało - czy chcemy to zaakceptować czy nie - to już zostało dane. I każdy, który zdecyduje się ten dar przyjąć, będzie miał czyste konto. Ale nie jesteśmy do niczego zobowiązani. A skutki przyjęcia lub nieprzyjęcia tego daru są takie same, jak skutki przyjmowania lub nieprzyjmowania innych darów, prezentów - ktoś może chcieć nam rzucić linę, kiedy wisimy na przepaścią - i my tę linę możemy przyjąć. Albo i nie. Wszystko zależy od naszego wyboru.

Tak, wiem, porównanie jest drastyczne, ale też skutek nieprzyjęcia Tego Daru również jest drastyczny.

Rzym. 11,29: Albowiem darów swoich i wezwania Bóg nie żałuje (BG). To znaczy, że Dar jest dany i koniec, kropka. Bóg tego nie żałuje. Jezus też nie. A do czego to prowadzi - to tak, jak tłumaczą ten tekst inne przekłady: Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne (BT) - skoro Bóg nie żałuje, to też niczego nie zmieni. Skoro raz dał, to już nigdy nie zabierze. Jest to dar dany raz na zawsze.

* - Źródło: http://biblehub.com/greek/5486.htm