niedziela, 6 września 2015

Apokalipsa, 34 - Biały kamyk z sekretnym imieniem

Opamiętaj się więc / zmień sposób myślenia, bo jeśli nie, to przyjdę do ciebie szybko/śpiesznie i będę walczył z nimi mieczem z moich ust. Kto ma uszy, niech wysłucha to, co Duch mówi zborom. Zwyciężającemu dam zjeść z ukrytej manny i dam mu kamyk biały, a na kamyku wypisane nowe imię, którego nie poznał nikt, tylko ten, który je przyjmuje
Obj. 2,16-17 PD

Biały kamyk. Co to takiego?

Posługując się Słownikiem Stronga znalazłem jeszcze tylko jeden tekst wspominający kamyk (mam na myśli: to samo słowo w języku greckim; nie wchodzi więc tutaj w rachubę mówienie o kamykach/kamieniach typu: kamień węgielny, kamyki-cegiełki składające się na budowlę etc.). Jest to fragment z Dziejów Apostolskich mówiący o kamykach służących do głosowania (Dzieje 26,10 PD: Co też uczyniłem w Jerozolimie, gdzie wielu ze świętych sam zamknąłem w więzieniach, mając upoważnienie od arcykapłanów, a podczas skazywania ich na śmierć - także i ja dorzucałem kamyk "za"). Jest to jakiś ślad. Posługując się informacjami z bloga "Księga Objawienia w 365 dni"* można dowiedzieć się więcej: kamyk mógł być głosem poparcia w głosowaniu (jak podniesienie ręki dzisiaj), biletem wstępu na widowisko (coś jak wejściówka do okazania), albo dyplomem zwycięzcy w zawodach. Kamyk z wyrytym imieniem bóstwa mógł być również pamiątka z Pergamonu. Biały kamyk wręczany przez sędziów był też jak wręczenie wyroku uniewinniającego. Biały kamyk z inskrypcją "SP", wręczany gladiatorowi po walce, zwalniał go z dalszych walk był zaświadczeniem jego bohaterstwa. Był więc - jak się domyślam - dowodem wręczenia wolności, zakończenia gladiatorskiego życia.

Inna wzmianka o kamyku znajduje się w Iz. 6,6-7 BP: Wówczas przyleciał (ku mnie) jeden z Serafinów; w ręku miał kamyk ognisty wzięty obcęgami z ołtarza. I dotknął [nim] ust moich, mówiąc: - Oto dotknął on warg twoich, zmazana jest twa nieprawość a grzech twój zgładzony. W innych tłumaczeniach oddane jest to za pomocą wyrażenia "rozżarzony węgielek".

Posługiwanie się więc kamykami w świecie starożytnym było popularne. Były one jak wejściówki, jak certyfikaty, jak amulety, a także forma przenośni. Dziś wyrażenie to, aby zostało dobrze zrozumiane, zostałoby oddane zapewne innymi słowami.

Dlaczego miałby być to biały kamyk z nowym imieniem?

Dlatego tak mówi Wszechmocny Pan: Oto moi słudzy będą jeść, lecz wy będziecie głodni, oto moi słudzy będą pić, lecz wy będziecie spragnieni, oto moi słudzy będą się weselić, lecz wy będziecie się wstydzić. Oto moi słudzy będą wykrzykiwać z głębi swojego szczęśliwego serca, lecz wy będziecie krzyczeć z głębi serca zbolałego i będziecie jęczeć z rozpaczy, i pozostawicie swoje imię moim wybranym na przysłowiowe przekleństwo: Niech Wszechmogący Pan cię zabije! Lecz moim sługom będzie nadane inne imię (Iz. 65,13-15 BW). Nowe imię jest jednym z walorów bycia "sługą" Boga. O sługach pisałem już w innym poście: [SŁUGA NIEWOLNIK CZY ULUBIENIEC PUPILEK?]. Czy bycie sługą Boga oznacza tutaj kompletnego niewolnika, czy ulubieńca, czy może po prostu człowieka-anioła, pomagającego ludziom ze swojego otoczenia - tego nie wiem.

Tutaj nowe imię jest jednoznaczne z błogosławieństwem Boga. Jak obietnica nie bycia głodnym, jak obietnica bycia szczęśliwym etc. Czy jest to ważne? Dla każdego inaczej. Jednemu jest obojętne, czy ma na imię Franek czy Janek, innemu nie. Bardzo dawno temu imiona nie były czymś jak dzisiaj - jedynie nadanymi "nazwami", bez jakiegokolwiek znaczenia, ale miały właśnie znaczenie. Jak w starej kulturze indiańskiej: Sokole Oko, Szybki Jeleń, Krwawa Squow... Z imienia można było wywnioskować, z kim ma się do czynienia. Imię było jak dwu- lub trójwyrazowy opis charakteru danego człowieka.

Podobnie było w kulturze świata starożytnego. Imiona takie jak Mariusz, Marek, Marcin - pochodziły od rzymskiego boga wojny, Marsa. Nazwanie człowieka takim imieniem było jak proszenie się o "błogosławieństwo", patronat od tego boga właśnie. Cóż mógł dać bóg wojny, Mars? Wybuchowy charakter? Zdolność strategicznego myślenia, sięgającego daleko do przodu? Zdolność do dużego poświęcenia? Może. Imię Jezusa - powiedzielibyśmy, że "w paszporcie" pisane Jehoszua lub Jeszua, oznacza "Bóg zbawia", "Bóg ratuje". I nie było to imię nadane przypadkowo, ale wybrane przez Boga osobiście, co też Gabriel przekazał Marii (zob. Łuk. 1,26-38 lub w jednym z postów [ŁUKASZ WNIKLIWIE]). Inne przykłady nadawania nowych imion przez Boga osobiście lub za pośrednictwem anioła-posłańca możemy pamiętać z historii o Abramie (nowe imię: Abraham - Ojciec Narodów), o Jakubie (nowe imię: Izrael - Walczący z Bogiem - zob. Rodz. 32,29), o Szymonie, którego Jezus nazwał Piotrem - Skałą, czy choćby wyżej cytowany fragment z Ks. Izajasza.

Dlaczego miałoby to jednak być imię znane tylko temu, kto ten kamyk miał przyjmować? Nie mam pewności, ani nawet nie wiem, jak to zagadnienie ugryźć, jak wyszukać podobne mu kontekstem wśród innych wydarzeń w Biblii. To, co przychodzi mi jednak do głowy, zapiszę:

Być może ma to związek z ideą Sądu, o którym Jezus często wspomina. Sąd, o którym mówię, powszechnie jest znany jako Sąd Wszechmocnego, Sąd Najwyższy, Sąd w Niebie. Chodzi o moment, w którym rozstrzygane będą losy każdego z nas. O ten moment, gdy na podstawie naszego dotychczasowego życia zostanie rozstrzygnięte, czy jesteśmy zdolni żyć / wytrzymać życie z Bogiem NA WIECZNOŚĆ, czy chcemy tego, czy jest to dla nas to, czego pragniemy; czy może lubujemy się w demolkach, podniszczaniu cudzego życia, czy otwarcie za pomocą metod siłowych, czy skrycie za pomocą podłych słów, zamiarów, psychologicznych podjazdów. A życie w jednym otoczeniu z Bogiem byłoby dla nas męczarnią. Gdzieś - pamiętam - jest napisane, że czyny są zapisane w naszych osobistych księgach, gdzieś tam archiwizowane. Włącznie ze wszystkimi błędami, włącznie ze wszystkimi momentami, w których przekroczyliśmy prawo Boga. Jak jakaś monumentalna kartoteka policyjna, dokumentująca wszystkie nasze wyskoki podczas całego życia. Wyskoki negatywne i wyskoki pozytywne. I z tych wyskoków negatywnych będziemy rozliczani. Bo konsekwencją wyskoku negatywnego jest śmierć. W sensie - aby zachować porządek we wszechświecie, trzeba posprzątać wszystko to, co jest zepsute. Sami tak robimy - wyrzucamy popsute jedzenie (czyli będące w stanie sprzecznym z zasadami zdrowia), popsute sprzęty (w stanie sprzecznym z zasadami mechaniki czy elektroniki), komputer, który już nie działa tak, jak powinien (czyli wbrew zasadom programowania). Bóg również chce mieć porządek w świecie, który stworzył. I wszystko, co zepsute, co nie działa tak, jak powinno, co działa wbrew zasadom działania świata - będzie posprzątane. Usunięte. Spalone. Żeby bakterie gnilne się nie rozprzestrzeniały dookoła. Żeby nie zrobić z Ziemi sterty zużytej elektroniki.

Każdy z nas ma coś na sumieniu. Każdy z nas przekroczył prawo Boga przynajmniej raz. Każdy z nas w którymś momencie swojego życia zadziałał niezgodnie z zasadami. Wiele razy. Jest to obciążenie nie do zmazania. Bo takie działanie pociągnęło za sobą kolejne - jeden wykolejony wagon potrafi pociągnąć za sobą inne. Nie dlatego, że chce, ale tak działa fizyka, takie są konsekwencje. Jeden wykolejony człowiek potrafi zdeprawować całą rodzinę, która po jego śmierci długo długo będzie się podnosić z psychicznego doła, w jakim się znalazła, a po dwudziestu latach i tak ciągle będą rzeczy pochodzące tylko od tego jednego wykolejeńca, który rozpoczął ten proces. I takich rodzin jest tysiące, miliony. Jeden człowiek może mieć wpływ na dziesięciu innych w swoim otoczeniu. To jest jak reakcja łańcuchowa. Nie ma nikogo, kto by nie został poddany wpływowi deprawacji choć w którejś części swojego życia.

Nikogo, poza Jezusem. On przyszedł, żeby tego dokonać. Żeby stać obok tego wszystkiego. Żeby nie ulec deprawacji, żeby nie ulec negatywnym emocjom, żeby zachować trzeźwe myślenie. Żeby kontrolować wszystko to, co się robi, mówi, myśli. Sposób, w jaki wpływa się na innych. Własne stosunki z Bogiem. I wygrał. A potem - jako zwycięzca - daje nam możliwość "posłużenia" się Jego księgą, Jego kartoteką jako naszą. Stąd - podczas sądu - gdy wyczytane zostanie nasze nazwisko do rozpatrzenia, może się nagle okazać, że kartoteka jest pusta. Jak to? Ano tak, że przyjąłem dar Jezusa, przyjąłem Jego życie, i zechciałem stać się taki jak On, postępować wg jego nauczania, przyjąć Jego styl życia. A nawet - powiedzieć sobie, że dosyć, jak jako maruch nie daję rady już dalej żyć w tym świecie, przerasta mnie to, wszelkie próby dokonania czegoś pozytywnego spełzły na niczym. W związku z czym odejdź precz, maruch, osobowość marucha, upartość marucha, a w to miejsce niech wejdzie Jezus ze swoim charakterem. Żeby kształtować nową osobę na Swój wzór, na Swoje podobieństwo. Zostałem ochrzczony, zostałem pogrzebany, przykryty wodą, a wynurzył się z niej nowy człowiek. Jak po potopie nowy świat. Dlatego może okazać się, że moja kartoteka jest pusta. Bo to będzie kartoteka nie moja, ale Jezusa. Dlatego może się zdarzyć, że nikt nigdy nie dowie się o moim życiu, ale dowie się dobrze, jakich cudów dokonał Jezus za pomocą mojej osoby. A moje nowe imię będzie nadane na podstawie tego, w jaki sposób dążyłem do bycia z Bogiem. Np. Uparty Rebeliant.

Zwyciężającemu dam zjeść z ukrytej manny i dam mu kamyk biały, a na kamyku wypisane nowe imię, którego nie poznał nikt, tylko ten, który je przyjmuje (Obj. 2,17 PD). Tak więc w kontekście całego listu do ludzi żyjących w Pergamie lub w warunkach takich samych, jak tamci w Pergamie, motywujące nas przesłanie Jezusa można by ująć tak: Temu, który się nie poddaje i zwycięża, dam korzystać z bardzo wyjątkowego daru, jakim jest manna do jedzenia, która się pojawiała na pustyni w nienaturalny sposób, schowana w miejscu, do którego ma dostęp tylko jedna, najważniejsza osoba, tylko podczas procesu przebaczania grzechów / momentów, w których postąpiło się niezgodnie z prawem Boga. I dam mu biały kamyk, dam mu werdykt uniewinniający, będzie niewinny, będzie mógł żyć ze mną, nie będzie musiał zostać zniszczony w ogniu jak śmieć gdzieś w zakładzie utylizacyjnym odpady. A na kamyku będzie miał wygrawerowane nowe imię, nadane bezpośrednio przez Boga, opisujące jego szczególny, unikatowy charakter, jego cechy, którymi wykazał się, dążąc drogą prowadzącą do bycia z Bogiem na wieczność. I nikt nie będzie znał źródła pochodzenia tego imienia, bo stara kartoteka zostanie skasowana, a w jej miejsce wstawiona kartoteka Jezusa.

*- Źródło: http://objawienie365.blogspot.no/2014/01/rozdzia-217.html

[dalej]
[wcześniej - UKRYTA MANNA]
[do początku]







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz