wtorek, 29 września 2015

Opowiadanie dobrych wieści o Lepszym Świecie

I powiedział im anioł: Nie bójcie się, bo oto głoszę-dobrą-nowinę wam...
Łuk. 2,10 PD

Zastanowiłem się nad tym słówkiem. Po grecku brzmi ono: euangelizomai*. Brzmi tak samo, jak słówko często używane w kościołach protestanckich: "ewangelizowanie". Dosłowne znaczenie tego pierwszego w powyższym tekście jest takie, jak napisałem: "głosić-dobrą-nowinę". W Nowym Testamencie użyte jest - wg Słownika Stronga - 52 razy. Sporo.

Niewidomi odzyskują wzrok, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli są wskrzeszani, a ubogim głoszona jest dobra nowina (Mat. 11,5 PD). W sensie - każdy dostaje to, czego potrzebuje: głusi słuch, kulawi możliwość normalnego chodzenia, niewidomi - możliwość zobaczenia świata, a biedni, bez nadziei - dostają nadzieję na lepszą przyszłość. Bo tym właśnie jest ta ewangelia - że Bóg trzyma gdzieś tam dla nas ideę lepszego świata, takiego samego jak raj, i że chce nas tam mieć ze sobą. Tyle że - żeby znowu nie było takiej sytuacji, jak z Ewą, która - mówiąc wprost - olała jedyne zalecenie Boga, jakie wówczas istniało, i żeby ten rozwój stopnia olewatorstwa nie doprowadził do jeszcze większych złych rzeczy, w sensie: jeszcze gorszych, jak morderstwo brata, to teraz mamy czas na to, żeby szlifować nasze charaktery. Bo to nie jest tak, że jak się "idzie do nieba", to nagle ulegamy jakiejś cudownej przemianie. Nie. Idziemy tam tacy, jacy jesteśmy w tej chwili, w chwili śmierci tutaj, w chwili odejścia z tego świata. Bo - Kain i Aben, obydwaj byli synami Ewy - czyli wcale tak dużo czasu nie upłynęło od olania jedynego polecenia Boga, aż do kompletnego zniszczenia zasad moralnych, prowadzącego do zabicia drugiego człowieka. Tylko w wyniku gniewu! W wyniku jednego odruchu! Co za stopień braku kontroli nad sobą... Tak więc teraz wyobraźmy sobie, że ktoś taki poszedłby "do nieba", bez pracy nad swoim charakterem, a tam - w ciągu kilkudziesięciu lat stałby się kompletnie zgorzkniały. Bo nie ma imprez, wódki do upicia się, bo musi pogodzić się z tym, co posiada, a nie może nikogo oszukać, żeby posiadać więcej. Po kilkudziesięciu latach. A gdzie tu mowa o latach kilkuset? O tysiącach lat? A gdzie tu mowa o całej wieczności, czyli milionach milionów milionów lat?

Tak więc esencją ewangelii jest to, że Bóg chce nas z powrotem w świecie takim samym, jak raj. Ale najpierw trzeba się nieco przygotować. I że będzie to świat o wiele lepszy. Dlaczego lepszy? Bo ludzie będą bardziej przygotowani na społeczne współżycie jedni z drugim. Bardziej pomocni, współpracujący, postępujący bardziej logicznie, postępujący w zgodzie z innymi ludźmi i w zgodzie z zasadami otrzymującymi spokój między wszystkimi. A nie tylko z myślą o sobie samym. I że taki lepszy świat czeka nas wszystkich, którzy tego chcemy. A Jezus jest naszym przewodnikiem do tamtego świata. Pokazał jak żyć, jak się przygotować, co jest najważniejsze w życiu, co sobie można odpuścić, jaki model myślenia obrać.

W odpowiedzi anioł zwrócił się do niego: Ja jestem Gabriel, stojący przy Bogu, i zostałem wysłany, aby do ciebie przemówić i opowiedzieć ci te dobre wieści (Łuk. 1,19 PD) - to powiedział anioł Gabriel, do Zachariasza, opowiedziawszy mu wcześniej o tym, jak jego żona urodzi mu syna, i kim on będzie. Czyli w tym przypadku nie było mowy o Jezusie, tylko o Janie Chrzcicielu. Choć z drugiej strony rolą Jana Chrzciciela było jakby przygotować grunt pod rozpoczęcie działalności Jezusa, więc to, co Gabriel powiedział Zachariaszowi, pośrednio dotyczyło także Jezusa. Tym bardziej, że powiedział mu też, że Jan pójdzie przodem (tzn. przed Jezusem), by nawrócić / nakłonić nieposłusznych do zrozumienia/sposobu myślenia takiego samego, jak ludzi sprawiedliwych/wierzących, by przygotować Panu lud gotowy (Łuk. 1,17 PD) - gotowy do bycia z Nim w Tamtym Lepszym Świecie. Czyli w jakimś sensie - dobra wiadomość o przygotowaniach do Lepszego Świata.

Innym miastom też muszę opowiedzieć-dobre-wiadomości o Państwie Boga, bo po to zostałem przysłany (Łuk. 4,43 PD). - Tutaj wprost Jezus mówi, że opowiada dobre nowiny/wiadomości o Królestwie/Państwie Boga.

A gdy Jan Chrzciciel, sam niepewny, czy to Jezus jest tym, na kogo ludzie czekali w Izraelu, tym Wybawicielem - bo przecież nic nie robił z Rzymianami, z okupantem, i trochę się nie zgadzało z powszechnym mniemaniem to, co Jezus robił - Jezus odpowiedział uczniom, których Jan do Niego wysłał: Idźcie i opowiedzcie Janowi, co zobaczyliście i usłyszeliście: że niewidomi odzyskują wzrok, że kulawi znów chodzą, że trędowaci są oczyszczani/uleczani, że głuchoniemi znowu mogą słyszeć, że martwi są wskrzeszani, a biednym opowiadane są dobre wiadomości (Łuk. 7,22 PD). Trochę mi się tutaj rzuca w oczy, że każdemu poszkodowanemu jest oferowane coś konkretnego, coś, co otrzymuje od razu - niewidomy może nagle znowu widzieć, głuchy słyszeć - a biedni dostają "tylko" nadzieję na lepszą przyszłość. I to nawet nie na lepsze jutro, ale lepsze kiedyś-tam.

W innym z kolei miejscu opowiadanie-dobrych-wieści dotyczyło nie bezpośrednio Państwa Boga, ale Jezusa: Każdego też dnia, zarówno w świątyni jak i po domach, nie przestawali nauczać i głosić-dobrych-wieści o Jezusie Chrystusie (Dzieje 5,42 PD). Później powiedziane jest też o Filipie, że opowiadał-dobre-rzeczy o Królestwie Bożym / Państwie Boga i o imieniu Jezusa Chrystusa (Dzieje 8,12 PD).

Czy można więc iść i ot tak, opowiadać to, co naszym zdaniem jest ewangelią, dobrą nowiną? Czyli to, co wielu rozumie pod pojęciem "ewangelizacji"? Iść można. Ale ten, który słucha, musi być ostrożny: Nadziwić się nie mogę, że tak szybko chcecie od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty! (Gal. 1,6-9 BT). Czyli generalnie trzeba być ostrożnym w tym, co się słucha, w tym, co się przyjmuje do siebie. Na co się człowiek zgadza. Jaką sobie nadzieję robi. Bo bywa, że ktoś coś poprzekręca, albo celowo chce zmanipulować kogoś do osiągnięcia własnych celów. Albo jakiejś organizacji.

Jaka więc jest ta ewangelia, ta dobra nowina, którą się głosi? Oświadczam więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus (Gal. 1,11-12 BT). ... raczej wam miały służyć sprawy obwieszczone wam przez tych, którzy wam głosili ewangelię mocą zesłanego z nieba Ducha Świętego (1 Pio 1,12 BT). Jednym słowem - nic na siłę. Jeśli ma się jakiekolwiek osobiste przeżycia z Bogiem, jak apostoł Paweł, który Jezusa osobiście nie znał, ale spotkał Go później, albo jeśli się jest pod wpływem Ducha - wtedy można opowiadać ewangelię o Jezusie, o Państwie Boga, o Tamtej Przyszłości. Inaczej - może się zdarzyć, że będziemy opowiadać bzdury.

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/3/chapter/2/verse/10.






piątek, 25 września 2015

Łukasz wnikliwie, 2.1. - Anioł u pasterzy

Zdarzyło się to w czasach, gdy cesarz August wydał rozporządzenie, żeby spisano ludność z całego zamieszkałego świata. Był to pierwszy taki spis ludności. W Syrii w tym czasie namiestnikiem był Kwiryniusz. Każdy więc ruszył do swojego miasta, aby zostać spisanym.

Tak więc i Józef wyruszył z Nazaretu w Galilei do Judei, do miasta Dawida - Betlejem, ponieważ z jego właśnie rodu pochodził. Tam miał zostać spisany razem z Marią, zaręczoną mu i oczekującą dziecka. A kiedy tam byli, nadszedł właśnie czas, gdy miała rodzić, i urodziła syna, swoje pierwsze dziecko. Owinęła go i położyła w żłobie, bo akurat nie było dla nich żadnego innego miejsca.

W okolicy było również kilku pasterzy, siedzieli na polach i trzymali nocną wartę nad swoimi stadami. Nagle stanął anioł Pana przed nimi i oświetliła ich Jego wspaniałość/blask. Pasterze zostali sparaliżowani strachem, anioł powiedział do nich:
- Nie bójcie się! Bo teraz ogłoszę wam dużą radość, radość dla całego ludu: dzisiaj, w mieście Dawida, urodził się Zbawiciel/Ratownik, on jest Mesjaszem/Pomazańcem, Panem. A to będzie znakiem dla was: znajdziecie owinięte w pieluchy dziecko, leżące w żłobie.
Powiedziawszy to anioł został otoczony zastępami z nieba, które wychwalały/wielbiły Boga śpiewając:
Chwała Bogu na wysokościach,
a na ziemi pokój
w ludziach Jemu upodobanych!
Kiedy aniołowie opuścili ich i powrócili do nieba, powiedzieli pasterze między sobą:
- Chodźmy do Betlejem zobaczyć co się dzieje, tak nam to Pan dał poznać.
I szli z pośpiechem, aż znaleźli Marię i Józefa, i małe dziecko leżące w żłobie. A kiedy je zobaczyli, opowiadali wszystko, co zostało powiedziane o tym dziecku. I wszyscy dziwili się tym opowieściom pasterzy. A Maria wszystko to, co zostało powiedziane, uważnie zachowała w swoim sercu.

Pasterze natomiast wrócili na pola, śpiewając dla Boga i chwaląc/wysławiając Go za to wszystko, co mogli usłyszeć i zobaczyć, bo wszystko było dokładnie tak, jak im to zostało wcześniej powiedziane.

na podstawie: Łuk. 2,1...20

[dalej - JEZUS PRZYNIESIONY DO ŚWIĄTYNI]
[wcześniej - ZACHARIASZ ZACZĄŁ MÓWIĆ]
[do początku]





czwartek, 24 września 2015

Podpowiedzi aniołów

W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: "Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel...
Łuk. 2,8-11 BT

Czasami można się obawiać, że Jezus przyjdzie, a my się o tym nie dowiemy. Bo jak? Ten świat jest duży. Jak Go zobaczyć? Albo że stanie się coś z innych rzeczy, istotnych dla naszego życia duchowego, cokolwiek. A my nie będziemy wiedzieć.

Tymczasem gdy Jezus miał się urodzić, mnóstwo osób się o tym dowiedziało - aniołowie z tą informacją zostali wysłani do pasterzy z okolicznych pól, dzięki czemu mieli okazję wesprzeć swoją wiarę faktem, że doczekali przyjścia Mesjasza, na którego czekał każdy w ich narodzie. O tym, kim będzie Jezus, opowiedział także dokładnie Marii inny anioł. Anioł przyszedł również do Józefa, żeby go uspokoić odnośnie małżeństwa z dziewczyną, która już była w ciąży. Potem anioł ostrzegł ich o zamiarach Heroda, dzięki czemu mogli uciec z ryzykownych okolic i wyemigrować do Egiptu, gdzie ręka Heroda nie sięgała.

Można więc przeczytać w Biblii, że aniołowie ostrzegali czy podpowiadali coś wiele razy. Bileam był zatrzymywany przez anioła, aby nie jechał do Balaka. Aniołowie przyszli też do Abrama zapowiedzieć poród syna przez Sarę. Aniołowie przyszli również do niego innego razu, by ostrzec o zamiarach Boga wobec Sodomy i Gomory, a potem wyciągnęli z tych miast Lota i jego rodzinę.

Cokolwiek by się nie działo - człowiek zawsze dostawał od Boga informację. Może nie "zawsze" w sensie "w każdym jednym przypadku", ale zawsze wtedy, gdy była taka potrzeba albo gdy służyło to zbudowaniu jego wiary. Albo innych.

Czy dzisiaj aniołowie nie przychodzą, żeby nas informować, albo ostrzegać? Cóż, myślę, że nie wydaje się to spektakularne, bo nie pisze się o tym w gazetach czy na portalach internetowych, nie mówi o tym telewizja, bo obecny świat żyje zgodnie z modą na nie-wierzenie w Boga. Wystarczy jednak spotkać odpowiednich ludzi i posłuchać ich opowieści. Sam miałem w moim życiu takich przygód kilka.

Gdzie spotkać takich ludzi? Gdziekolwiek oni są. Trzeba ich szukać. Albo modlić się, prosić Boga, żeby spotkał was na waszej drodze.

Tak, bo aniołowie przychodzą i dzisiaj. Nie wiem czy tak spektakularnie jak do Zachariasza czy do Marii - osobiście. Józef został ostrzeżony przez anioła we śnie, o ile dobrze pamiętam. Do Abrama aniołowie przyszli ubrani jak trzej normalni wędrowcy. Może się zdarzyć więc, że takim aniołem może być ktoś o wyglądzie nieznajomej osoby, kto nam podpowie coś, co na długo zostanie w naszej głowie i w jakiś sposób zmieni tok naszego myślenia. Albo ktoś inny - możliwości jest wiele, a Pan Bóg czasami lubi wykorzystywać te najbardziej dziwne. Bo kto by się na przykład spodziewał, że Bóg, Stworzyciel świata, pozwoliłby na to, żeby jego Syn urodził się w śmierdzącej końmi stajni? Albo że wśród babć-prababć Jezusa będzie też prostytutka, która w którymś momencie po prostu wykazała się wiarą w Boga? Albo że autorem większości listów z Nowego Testamentu będzie człowiek, który wcześniej wybijał chrześcijan za samo bycie chrześcijaninem?

Dobrze jest więc mieć oczy otwarte, nie trwać w ustalonych schematach, a nawet jeśli - to być otwartym na to, że nagle Bóg może zechcieć przemówić spoza schematów, używając zupełnie dziwnej metody. Albo - dla pełnej oryginalności, wbrew całemu temu postowi - zupełnie normalnie, wysyłając anioła.





środa, 23 września 2015

Aborcja

Myślałem o aborcji. Mówi o niej Kent Hovind w paru ostatnich wykładach, które opracowywałem lub wciąż opracowuję [PRAWO DO ABORCJI]. Generalnie upiera się, że każda aborcja jest morderstwem. Dziecko poczęte, nawet jeśli jeszcze nie jest urodzone, jest już istotą żywą. Wg niego więc jeśli więc ktoś dopuszcza możliwość aborcji dziecka w wieku przedporodowym, powinien również dopuścić możliwość zabicia dziecka w wieku lat pięciu, dziesięciu czy piętnastu.

Zastanawiam się nad sensem takiego postępowania. Podstawą - jak wiadomo - jest przykazanie: "Nie zabijaj". Tyle że sensem całego dekalogu jest wskazanie nam, w jaki sposób postępować, by żyć dobrze: z Bogiem - nawiązując do przykazań 1-4; oraz z innymi ludźmi - nawiązując do przykazań 5-10. Czyli przykazanie "nie zabijaj" jest częścią jakby kodeksu prawnego ustanowionego dla lepszego życia socjalnego, pomiędzy nami a innymi ludźmi. To znaczy: jeśli nienawidzę kogoś, to wg tego prawa nie powinienem iść do niego, żeby go z tego powodu zabić.

A co z dzieckiem pochodzącym z gwałtu, którego się nienawidzi? Wg sytuacji powyższej - nie powinniśmy go zabijać. Z drugiej jednak strony, skoro sensem całego Prawa jest dobre życie socjalne, to jakie skutki przyniesie wychowywanie dziecka pochodzącego z gwałtu? Zwłaszcza w życiu dziewczyny, która ma już męża i jedno dziecko, i może planowali ze dwoje kolejnych? Jak mąż się z tym pogodzi? Jak dzieci, gdy dowiedzą się, że owe kolejnej dziecko nie do końca jest ich rodzeństwem?

Gdyby ta dziewczyna i jej rodzina pogodzili się z taką sytuacją - wtedy nie ma problemu. Problem rozwiązał się sam, zniknął. Co jednak, gdy chodzi o płód w brzuchu dziewczyny, która go nienawidzi?

Patrząc z innej strony - Józef również miał mieszane uczucia do ciąży Marii. Tymczasem z tej ciąży urodził się Jezus.

I zastanawiając się dalej - jeśliby zdecydować się na usunięcie ciąży pochodzącej z gwałtu - bo jest to coś niechcianego, pochodzącego z wypadku, którego byśmy nikomu nie życzyli - to jak potraktować np. poniesienie jakichś ran, np. konieczność jeżdżenia na wózku inwalidzkim, albo konieczność posługiwania się jakąś protezą - a wszystko to z powodu jakiegoś wypadku drogowego, do którego bezpośrednio przyczyniłby się jakiś pijany kierowca? To też są efekty niechcianego wypadku, coś, czego byśmy sobie nie życzyli, ani nikomu innemu. I chcielibyśmy to zmienić do stanu pierwotnego. Ale nie można. I co, z powodu tej bezsilności powrotu do dawnego dobrego mielibyśmy się zabić? Popełnić samobójstwo?

Prawdę więc powiedziawszy - trudno wyrobić sobie konkretne zdanie. Bo generalnie i tak wszystko zależy od tej dziewczyny, jej męża, ich osobistej sytuacji. I czy się będą modlić o to dziecko, i czy Bóg będzie chciał odmienić ich serca, myśli o tym dziecku. Dużo zależy też raczej od otoczenia, od jego wsparcia. Bo - tutaj mógłbym podkreślić puentę - ważniejsze od zastanawiania się, czy aborcja powinna być dozwolona czy nie - jest zastanawianie się, jak pomóc ewentualnym ofiarom tego typu wypadków. Zatroszczyć się o pomoc psychologiczną, finansową - jeśli potrzeba, a przede wszystkim - dostarczyć osobistego wsparcia, przyjaźni - bo tego każdy człowiek potrzebuje najbardziej.






poniedziałek, 21 września 2015

KŁAMLIWE FAKTY, 29 - Prawo do aborcji

Kent Hovind
wykłady pt. KŁAMSTWA W PODRĘCZNIKACH
cz. 29

Mieszkam w Pensacoli. Zabito tam dwóch lekarzy, którzy przeprowadzali aborcje. Kilka klinik wysadzono lub spalono. Ja sam nie strzelałem do tych lekarzy, ani nie podpalałem tych klinik. Jezus tak nie postępował. On zastał swój kraj pod rzymskim panowaniem. Nie wysadzał czołgów i nie wysadzał mostów.

Tamci lekarze byli mordercami. To proste.

Gdy zginął pierwszy lekarz, następnego dnia wracałem samolotem z jednego z moich wykładów do domu. Przede mną siedział dwie kobiety, z "krajowej organizacji dzikich kobiet"*. Były zdenerwowane. Planowały protest przeciwko zastrzeleniu tego lekarza. Gdy wysiadały z samolotu to zauważyłem, że na koszulkach miały duży napis: WYBÓR PONAD WSZYSTKO. Będąc osobą łagodną w obejściu zapytałem:
- Przepraszam panie, co znaczy ten napis?
- Myślę, że kobieta powinna mieć prawo wyboru.
- Jakiego wyboru?
- Chodzi o aborcję. To jej ciało, no wiesz...
Pomyślałem: o tak, jeśli chce aborcji swojego ciała, to w porządku, ale wydaje mi się, że zazwyczaj przeprowadza się aborcję ciała kogoś innego - jej dziecka! Poza tym połowa genów pochodzi też od mężczyzny, nie jest to więc całkowicie JEJ ciało. Odpowiedziałem więc:
- Dlaczego prawo wyboru kobiety kończy się z chwilą jej urodzenia? I dlaczego nie pozwalamy matce zabić jej dziecka PO jego urodzeniu? To bezpieczniejsze i prostsze.

Tego właśnie chciałby Peter Singer. Domaga się prawa do aborcji aż do 28 dnia po urodzeniu dziecka. Mógłbyś wtedy sam zdecydować, czy chcesz je zachować, czy nie.

A co, gdyby rozszerzyć prawo do aborcji do czasu, gdy dziecko nie ukończy drugiego roku życia? Znam wiele matek, które też mają dwulatki i pomyślałem o tym raz albo dwa...

A co, gdyby rozszerzyć prawo do aborcji do czasu, gdy dziecko nie ukończy osiemnastego roku życia? Idę wówczas o zakład, że każdy nastolatek wtedy lepiej by się zachowywał: "Synu, jeszcze raz, a dokonam na tobie aborcji!"; "Panie profesorze, gdzie Janek? O, wczoraj nie odrobił zadania domowego, więc jego mama dokonała na nim aborcji". Oceny by się znacznie poprawiły**.

Cóż, tamte kobiety nie chciały już o tym rozmawiać, bo odeszły. Potem, podczas odbioru bagażu, spotkałem kamerzystę, który miał filmować tę demonstrację. Niewiarygodne! Gdziekolwiek zebrała by się demonstracja, nazwano by ją demonstracją obrońców wolnego wyboru, a demonstrację takich jak ja - demonstracją przeciwników aborcji. Zauważyłeś, w jaki sposób podawane są tego typu wiadomości? Słowo "obrońcy" - brzmi pozytywnie; "przeciwnicy" - wiadomo. To też sposób na "wypranie mózgu". To typowe dziennikarstwo tendencyjne, podążające za nastrojami społeczeństwa, piszące o tym, co akurat jest w modne, w taki sposób, w jaki to akurat jest modne.

Media najczęściej są w rękach prywatnych osób, stanowią formę biznesu, ich sensem jest więc zarabianie pieniędzy. Media doczepią się i rozdmuchają wszystko, co może zbulwersować ludzi, zwłaszcza jeśli podać to w odpowiedni sposób. Dlatego są tendencyjne. Gdy jednak strzelano do dzieci w Kolorado, media wyskoczyły zaraz do centrum obrony z kontrolą.

Skoro więc w szkołach dzieci bywają zabijane, to może warto pomyśleć o innych kwestiach, np. czy szkoły publiczne powinny w ogóle istnieć? Lub: czy należy uczyć o ewolucji, w której nie ma miejsca dla Boga i moralnych standardów?

Co wywołało strzelaninę w Columbine? Pewni chłopcy nagrali kasetę wideo przed strzelaniną. Jeden ze strzelających chłopców mówił: "Nie zasługuję na szczękę, jaką dała mi ewolucja". Strzelaninę urządzono w dzień urodzin Hitlera. Jako pierwszego zastrzelono czarnego ucznia. Więcej o tym - zobacz poniżej, po lewej.

Po tym zdarzeniu w debacie telewizyjnej Rosie O'Donell*** powiedziała: potrzebujemy większej kontroli nad dostępem do broni. Szczerze? Nie sądzę. Rosie, oni złamali osiemnaście przepisów o posiadaniu broni. Żadna dodatkowa ilość przepisów nie powstrzymałaby ich. Podoba mi się napis, który zobaczyłem na pewnym samochodzie: "Obwinianie BRONI za wydarzenia w Columbine jest jak obwinianie sztućców za to, że pani Rosie jest gruba".


Skoro w naszych szkołach kopie się i strzela do dzieci, to może należałoby porozmawiać o pewnych kryminalistach, których należałoby stracić? A może praworządni obywatele powinni mieć nakaz noszenia broni, by się bronić? [Tu będzie teraz trochę w amerykańskich klimatach, nie bardzo adekwatnych do naszych. Ale na tej podstawie możemy przynajmniej wyobrazić sobie pewien tok myślenia].

Ktoś z żartem wysłał mi logo: "Z dumą - nieuzbrojony!". Czy nosiłbyś to? Pomyśl! O czym to mówiłoby kryminalistom? To wręcz krzyczy: "Obrabuj mnie!"

Nasi ojcowie założyciele dali nam Drugą Poprawkę - prawo do posiadania broni. Celem Drugiej Poprawki jest to, byś mógł się obronić, jeśli rząd się zepsuje.

Czy wiesz, że jest bardzo dużo rogatych zwierząt, które żywią się trawą? Czy do jedzenia trawy potrzebne są rogi? Te rogi to raczej jak komunikat dla lwa: trzymaj się z dala ode mnie, żebym mógł spokojnie jeść trawę. Taki jest też cel Drugiej Poprawki. Ona komunikuje: zostaw mnie w spokoju, chcę tylko spokojnie zarabiać na swoje życie. Więcej o tym będzie w serii pt. ZAGROŻENIA EWOLUCJI.



01.21.31-01.28.16

* - NOW - National Organization for Women. 
** - Trzeba pamiętać, że Kent Hovind jest nauczycielem.
*** - Ktoś w rodzaju naszej Moniki Olejnik. 






Czyny wysłanników, 11.2. - Nawrócenia tłumów w Antiochii

Ci, którzy zostali rozproszeni ze względu na prześladowania/pościgi za nimi, które rozpoczęły się z powodu Szczepana, podocierali aż do Fenicji, Cypru i Antiochii. Ale nie głosili oni Słowa dla nikogo innego jak tylko dla Żydów. Tylko niektórzy z nich, pochodzący z Cypru i Cyrenii, gdy dotarli do Antiochii, głosili ewangelię / dobrą nowinę o Panu Jezusie również dla Greków. A ręka Pana była z nimi, tak że duża liczba ludzi uwierzyła i nawróciła się / zmieniła swój sposób myślenia ku Panu.

Wieść o nich dotarła również do zboru w Jerozolimie i wysłali oni do Antiochii Barnabę. Kiedy tam dotarł i zobaczył na własne oczy, co stało się tutaj dzięki łasce/dobroduszności Pana, ucieszył się i tylko prosił wszystkich, żeby z całym wcześniej przygotowanym sercem pozostawać w Panu. Bo był on człowiekiem dobrym, pełnym Ducha Świętego i wiary, a tutaj  dość liczny tłum został przyłączony do Pana.

Powędrował więc on dalej do Tarsu, żeby odnaleźć Saula. Zrobił to, po czym przyprowadził do Antiochii, a potem spędzili cały rok razem z tamtejszym zborem, dając licznemu tłumowi ludzi przeszkolenie w tym, jak wierzyć. To właśnie uczniowie w Antiochii zostali pierwszy raz nazwani "chrześcijanami".

W tym czasie przyszło również z Jerozolimy do Antiochii kilku proroków. Jeden z nich, Agabos, stał i ostrzegał, będąc pod wpływem Ducha, że ma przyjść na ówcześnie zamieszkały świat klęska głodu. Nastąpiło to potem podczas panowania cesarza Klaudiusza*. Wtedy uczniowie, tak jak każdemu możliwości finansowe pozwalały, zrzucili się na pomoc (diakonia) dla braci mieszkających w Judei. To, co zebrano, wysłano do tamtejszych starszych za pośrednictwem Barnaby i Saula.

na podstawie: Dz. Ap. 11,19...30

* - Cesarz Klaudiusz panował w latach 41-54, źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Klaudiusz_(cesarz)






niedziela, 20 września 2015

Apokalipsa, 38 - Kompromisy ideologiczne

Ale mam ci do zarzucenia trochę, że pozwalasz kobiecie Izabel, nazywającą siebie prorokinią, nauczać i wprowadzać w błąd moich pracowników, by popełniali nierząd, i jedli mięso ofiarowane jakimś bóstwom/wizerunkom...
Obj. 2,20 PD

Jezus miał do zarzucenia ludziom w zborze/społeczności wierzących ludzi w Tiatyrze poważną rzecz. Miał im do zarzucenia to, że pozwolili, by wśród nich prym wiodła kobieta promująca zwodnicze zwyczaje. Bo jeśli pozwala się komuś na nauczanie innych, to czyż nie oddaje się mu pewnej laski pierwszeństwa? Tak więc wygląda to tak, jakby pozwolili jej być przewodniczącą ich grupy. Osobie, która promowała kompromis z otoczeniem, kompromis z miejscowymi zwyczajami, pozwalając na popełnianie cudzołóstwa - jak to nazywa Biblia, a nazywając to po imieniu współczesnym językiem - pozwalając na uprawianie seksu z kapłankami w świątyni, sekszenie się, wyżywanie się seksualne. Nie z żoną, nie z jedną partnerką, bez pielęgnacji owego specyficznego związku między dwojgiem ludzi, ale ot tak, jak w dzisiejszym pierwszy lepszym pubie - ot przyjść, "wyrwać coś", wyżyć się seksualnie i do widzenia. Tak, wiem, że współczesnym ludziom to pasuje. Ale to Bóg jest konstruktorem naszych ciał, naszej psychiki, i to On wie najlepiej, czego potrzeba nam do prowadzenia poprawnego socjalnego życia, stąd ustanowił sześć dotyczących go zaleceń. Jak producent w instrukcji obsługi.

Tak więc kobieta ta namawiała pozostałych, żeby - może w ramach uzyskania błogosławieństwa w interesach - poddać się owym miejscowym zwyczajom. Bo przecież Bóg nie chciałby, żebyśmy byli biedni? Albo żeby ci, którym Bóg błogosławi, powinni być przecież bogaci? A jeśli nie będziemy współdziałać z cechami rzemiosł, to nasze obroty będą wciąż mizerne... Idźmy więc na jakiś kompromis - zapisujmy się do cechów, uczestniczmy w ich ucztach - dzisiaj powiedzielibyśmy: w imprezach integracyjnych, w spotkaniach biznesowych - róbmy wszystko to samo co oni. Bo przecież nie musimy okazywać naszej religijności w pracy, prawda? Bądźmy sobie religijni prywatnie, ale nie w pracy.

Kto wie, jakich argumentów użyła owa Izabela. Ale takie argumenty, jak te powyżej, może usłyszeć każdy z nas. "Bądź sobie religijny w domu, ale w pracy bądź jak wszyscy inni". Idź na kompromis. Osiągnij coś w życiu. Miej wyższe obroty w firmie.

Tymczasem trzeba pamiętać, że w życiu tak naprawdę tylko jedno jest najważniejsze: być z Jezusem. Teraz i potem. Szukać Królestwa Bożego. Znaczy się - mówiąc normalnym językiem, nie starodawnym językiem Biblii - poszukiwać, studiować, drążyć temat, być ciekawskim na temat wszystkiego, co dotyczy Państwa Boga, i jak to zrobić, żeby się tam znaleźć i móc żyć komfortowo. I gdy mówię "komfortowo", to mam tu na myśli nie długie limuzyny, bogato wyposażone wille etc., ale tak, żeby życie w tym samym świecie co Bóg, w tej samej rzeczywistości co On, w Jego pobliżu - nie obciążało naszej psychiki, nie było dla nas męczące. Bo jeśli jest coś, co lubimy robić, ale w życiu byśmy nie zrobili tego w Jego obecności - to jak wówczas wytrzymamy bardzo długi czas w obecności samego Boga bez robienia tego?

Jeśli więc esencją życia chrześcijanina jest trzymanie się sposobu życia, jaki pokazał nam Jezus, i tej ideologii, która ma na celu, abyśmy my sami stale szlifowali swój charakter, by być lepszymi ludźmi, ale nie tylko dla nas, ale i dla innych - by innym żyło się z nami łatwiej, by inni widzieli w nas kogoś jak "aniołów", by inni widzieli nasz spokój i opanowanie, że życie z Bogiem jest łatwiejsze - jeśli to wszystko jest esencją dla chrześcijanina, to jak to pogodzić z wyuzdanymi zwyczajami ludzi nie mających zbyt wiele zasad moralnych, albo jak to pogodzić z dążeniem do bycia bogatym za wszelką cenę? Skoro dla innych ludzi tak bardzo ważne jest, by postępować tak, by zdobyć jak najwięcej pieniędzy albo władzy albo czegokolwiek, co jest dla nich celem, i cały swój czas podporządkują temu właśnie - to dlaczego my, chrześcijanie, mielibyśmy współuczestniczyć w ich dążeniach, porzucając przy tym nasze własne, ukierunkowane na bycie z Bogiem?

[dalej - NIEDOBRA JEZEBEL?]
[wcześniej - POŚWIĘCIĆ PRACĘ DLA BOGA?]
[do początku]






sobota, 19 września 2015

Apokalipsa, 37 - Poświęcić pracę dla Boga?

Dostrzegam twoje dokonania, i miłość, i służbę, i wiarę, i twoją wytrwałość i twoje dokonania, a te ostatnie są większe niż te pierwsze.
Obj. 2,19 PD

Dostrzegam twoje dokonania... - pierwotnie użyte tutaj zostało słowo "znam", występujące w każdym polskim tłumaczeniu. Wygląda ono tutaj nieco dziwnie. Jak nie po polsku. Bardziej pasuje "wiem o...". Słowo w języku greckim, użyte w tym miejscu, przetłumaczone jest na angielskie "perceive", które oznacza bardziej "widzę, dostrzegam, zauważam". Taki też jest sens tego słowa (w grece) podczas używania go w innych miejscach NT.

Tak więc Jezus zauważa starania tych ludzi tutaj. Widzi, czego dokonują, i to, co robią dla Boga/ewangelii/ludzi, widzi ich wiarę i te wszystkie kolejne wymienione rzeczy. Widzi, znaczy się dostrzega to, zauważa, docenia. Nasz wysiłek nie idzie na marne. Cokolwiek zrobimy z myślą o Bogu, z poświęceniem dla Niego albo kogoś w potrzebie (wtedy to tak, jakbyśmy zatroszczyli się o niego z ramienia Boga) - Jezus to docenia. Zauważa i docenia. Nawet jeśli nikt inny tego nie robi.

Jezus wspomina tutaj też o miłości, że docenia naszą wiarę i miłość. Jaką miłość ma na myśli? Patetyczną miłość do Boga? Jak do idola z plakatu? Traktowanie Go jak przyjaciela? Wiemy już z innego studium, że w oryginalnym języku Nowego Testamentu istnieje kilka różnych słów określających każdy rodzaj miłości innym słowem. Jest miłość przyjacielska, małżeńska, rodzicielska, dzisiaj mamy nawet miłość patetyczną, taką do nieosiągalnego idola. Każdy z tych rodzajów miłości charakteryzuje się czymś innym. Tutaj Jezus użył słowa "agape", co inaczej oznacza bezwarunkową miłość, w której jesteśmy zdolni do największych ofiar (zob. cykl [NA BOCZNYM TORZE]). Wypowiedzenie tego zdania przez Jezusa musi oznaczać, że takim właśnie rodzajem miłości charakteryzowali się chrześcijanie w Tiatyrze. Wobec innych ludzi i wobec Boga. Zdolni uczynić cuda, by ocalić innych, oraz zdolni zrezygnować z największych profitów w swojej zawodowej działalności, byle tylko trzymać się Boga.

Mowa też tutaj o służbie. Nawiązując do pytania, które zadałem sobie jakiś czas temu: czy chodzi o służbę niewolniczą, służalczą, o bezrozumne wykonywanie poleceń, czy może coś w rodzaju dozowanej, pedagogicznej opieki nad tymi, którzy tego potrzebują? (Zob. post [SŁUGA NIEWOLNIK CZY ULUBIENIEC PUPILEK?]). To samo pytanie jest tutaj: jakiego rodzaju służbę pełnili ci ludzie, która została zauważona/dostrzeżona przez Jezusa? W greckim oryginale zostało użyte słowo "diakonia". Wg dociekań z tamtego posta tego określenia użył Jezus w stosunku uczniów, gdy mówił im, że jeśli ktoś chciałby być "przodownikiem" w grupie, powinien służyć/diakonia innym. Usługiwać. Tak jak Jezus. Tzn. - umyć, gdy tego potrzeba, dać jeść, gdy sami nie potrafią sobie poradzić, ochronić przed burzą, nauczyć czegoś nowego, objaśnić to, czego do tej pory nie rozumieli. Widzę tu więc, że jest to jak bycie rodzicem dla swojego dziecka - pomaganie mu i ochrona go, by lepiej wrosło w ten świat i by w przyszłości lepiej sobie poradziło.

Zastanawiam się teraz nad fragmentem te ostatnie są większe niż te pierwsze. Czy dotyczy to tych dokonań, że zwłaszcza te ostatnie były czymś godnym specjalnej uwagi, w porównaniu do tych początkowych - w sensie rozwoju doświadczenia, zaangażowania; czy może dotyczy to po prostu treści w zdaniu, że miara dokonań jest większa, godna większego docenienia, niż wytrwałość i... dokonania znowu? Dostrzegam twoje dokonania, i miłość, i służbę, i wiarę, i twoją wytrwałość i twoje dokonania, a te ostatnie są większe niż te pierwsze - sądzę, że wystąpienie tego słowa w obu częściach zdania, powtórzenie go, wyklucza opcję, jakoby sens tego zdania stwierdzał, że te ostatnie (wymienione w zdaniu) są większe niż te pierwsze. Musi więc chodzić o rozwój doświadczenia, zaangażowania, że te ostatnie dokonania w dziedzinie poświęcenia w miłości dla Boga czy też bliźniego, i w dziedzinie pomocy innym ludziom, i w dziedzinie wytrwałości w wierze - wobec problemów występujących z niemożnością przynależności do żadnego cechu handlowego, a więc gorszy rynek zbytu produkowanych przez siebie towarów lub usług - że wszystko to staje się coraz bardziej zaawansowane, niż było kiedykolwiek na początku. To jakby duży plus dla mieszkańców Tiatyry.

Tak więc ktokolwiek żyje w podobnych warunkach, albo ma coś w swoim życiu takiego, że z jakiegoś powodu ma w swojej pracy zawodowej pewne ograniczenia - ze względu na wiarę w Boga, ze względu na swoje zaangażowanie w religię - to mimo, że są to ograniczenia wynikłe z jego własnego wyboru dokonanego pomiędzy powodzeniem w pracy a myślą o czasie, gdy Jezus przyjdzie i rozpocznie się nowe życie, Tamto Życie, z Nim, nie powinny one stawiać jakoś szczególnie dużej przeszkody w tym, by żyć tutaj, na ziemi. Zgodnie z tym, co w Ew. Mateusza Jezus obiecał, żeby troszczyć się najpierw o to, żeby być w Państwa Boga, a o wszystko inne, co jest nam potrzebne do życia tutaj, na ziemi, zatroszczy się sam Bóg. Tak samo jak troszczy się o całą otaczającą nas przyrodę.

I tak na marginesie napiszę tutaj coś z gruntu prywatnego, potraktujmy to jako moją osobistą ewangelię. W mojej pracy zawodowej również mam pewne ograniczenia, które wynikają z mojej wiary w Boga, z chęci bycia posłusznym Jego słowu. Są to ograniczenia, które nie pozwalają mi być zawodowcem w każdej dziedzinie mojego zawodu. Ale dla odmiany - stałem się specjalistą w dziedzinie, która przez moich kolegów po fachu jest omijana szerokim łukiem ze względu na popularność w dosyć specyficznych kręgach.

Jednak Biblia to nie tylko ograniczenia, ale również mnóstwo pomysłów na życie i gotowych rozwiązań na temat tego, jak sobie radzić w różnych sytuacjach społecznych tak, aby uzyskać wdzięczność innych. Warto o tym wiedzieć i to wykorzystywać - naprawdę działa. To jest jak rozszerzenie przykazania Jezusa o miłowaniu bliźniego, i jak rozszerzenie ostatnich sześciu z Dziesięciu Przykazań, dotyczących naszego życia socjalnego. Konkrety.

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/27/chapter/2/verse/19

[dalej]
[wcześniej - SYN BOGA, OCZY JAK PŁOMIENIE...]
[do początku]






czwartek, 17 września 2015

Apokalipsa, 36 - Syn Boga, oczy jak płomienie, nogi jak mosiądz/miedź

A aniołowi/posłańcowi zboru/społeczności w Tiatyrze napisz: to mówi Syn Boga, mający oczy Jego jak płomień ognia i stopy Jego jak kadzidło z mosiądzu / roztopiony mosiądz.
Obj. 2,18 PD

O tym, dlaczego Jezus w liście do mieszkańców Tiatyry przedstawił się jako Syn Boga z płonącymi oczami, już pisałem ostatnio. Najbardziej przemówiła do mnie teoria o Apollo - w mieście były wybijane monety Apollo, stała świątynia Apollo, więc niewykluczone też, że część cechów rzemieślniczych była "pod wezwaniem" Apollo również. A to stwarzało problematyczną sytuację dla chrześcijan - jak być rzemieślnikiem i wciąż istnieć na rynku, a jednocześnie nie należeć do cechu, a więc zarazem - nie uczestniczyć w rozbuchanych ucztach z toastami czy innymi czynnościami wysławiającymi Apollo. Nie znalazłem żadnej informacji o Tiatyrze, żeby kult Apollo miał być aż tak silny, ale widocznie coś w tym musiało być, skoro taki sposób przedstawienia się, jako kontrę do istniejącej tam rzeczywistości, wybrał Jezus.

Ale w takim razie stopy jak roztopiony mosiądz również musiałyby mieć jakieś znaczenie, przyporządkowane do teorii o Apollo. Nie znalazłem nic takiego.

Czy są w Biblii jakieś inne ślady wskazujące na to, że ogień i mosiądz żył w świadomości Izraelitów jako nierozłączna część jakichś wydarzeń, którymi Jezus posłużył się tutaj na zasadzie metody skojarzenia?

... a wam, uciśnionym, da odpoczynek razem z nami w dniu objawienia, gdy Pan Jezus zstąpi z nieba w płomieniach ognia, z aniołami, zwiastunami swej mocy. Wymierzy On zapłatę tym, którzy nie chcą uznać Boga i nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa (2 Tes. 1,7-8 BP).

... ujrzałem (...) kogoś podobnego do Syna Człowieczego odzianego w szatę do stóp długą i przepasanego przez pierś złotym pasem; głowa zaś jego i włosy były lśniące jak śnieżnobiała wełna, a oczy jego jak płomień ognisty, a nogi jego podobne do mosiądzu w piecu rozżarzonego, głos zaś jego jakby szum wielu wód. W prawej dłoni swojej trzymał siedem gwiazd, a z ust jego wychodził obosieczny ostry miecz, a oblicze jego jaśniało jak słońce w pełnym swoim blasku (Obj. 1,12-16 BW)  - ten tekst pochodzi z tej części Księgi Objawienia, która jest już za mną, ale najwidoczniej wówczas nie skupiłem się na tym opisie. Widać tutaj, że przedstawienie się Jezusa w tym liście jako kogoś z ognistymi oczami i stopami jak mosiądz jest tylko częścią tego pierwotnego opisu, przedstawiającego Go w momencie, gdy zobaczył Go Jan. Czy był to jakiś moment szczególny? Czy opis ten ma zwrócić naszą uwagę na coś?

I jeszcze jeden fragment z Apokalipsy, z późniejszego tekstu: Potem ujrzałem niebo otwarte: a oto - biały koń, a Ten, co na nim siedzi, zwany Wiernym i Prawdziwym, oto sprawiedliwie sądzi i walczy. Oczy Jego jak płomień ognia, a na Jego głowie wiele diademów. Ma wypisane imię, którego nikt nie zna oprócz Niego. Odziany jest w szatę we krwi skąpaną, a imię Jego nazwano: Słowo Boże. (...) A z Jego ust wychodzi ostry miecz, aby nim uderzyć narody. On paść je będzie rózgą żelazną (...) A na szacie i na biodrze ma napisane imię: KRÓL KRÓLÓW I PAN NAD PANAMI (Obj. 19,11-16 BP). Jest to więc kolejny opis Jezusa, tyle że już z innego konkretnego momentu, w którym Jan Go zobaczył: z otwartego nieba. Opis jest prawie taki sam: oczy jak płomień ognia, brakuje wzmiance o stopach jak miedzi, w zamian za to jest wzmianka o diademach na głowie. Imię, które miał wypisane, którego nie zna nikt oprócz Niego - wg wniosków z postu [BIAŁY KAMYK Z SEKRETNYM IMIENIEM] musiałoby to być imię nadane na podstawie dotychczasowych doświadczeń, czyli jakby na podstawie głównego motta Jego życia. Tutaj jest dopisane: a imię Jego nazwano: Słowo Boże. Czyli mottem Jego życia było Słowo. Nic dziwnego, skoro z Ewangelii Jana dowiadujemy się, że to On był tym słowem, jakby zmaterializowanym, które przyszło na nasz świat. Brzmi to abstrakcyjnie i trudno to sobie wyobrazić, ale jeśli by otworzyć na chwilę umysł ponad znane nam granice - to logika tych połączonych tekstów właśnie na to wskazuje. Dodatkowo w w/w tekście znajduje się wzmianka o "żelaznej rózdze" - warto to zapamiętać, bo podobna wzmianka znajduje się również w dalszym tekście listu do Tiatyry.

Co więc oznacza ten moment, w którym Jan zobaczył Jezusa? Moment, w którym niebo było otwarte? Otwarte niebo zobaczył Piotr, gdy z góry opadał ku niemu obrus z różnego rodzaju zwierzętami. O otwartym niebie mówił Jezus, gdy mówił, że będzie można zobaczyć aniołów wspinających się i schodzących między niebem a ziemią. Niebo otworzyło się, gdy Jezus przyjmował chrzest od Jana Chrzciciela, i z niego przyszedł na Jezusa Duch Święty, i z niego rozległ się głos Boga. Wygląda więc na to, że termin "otwarte niebo" nie oznacza nic szczególnego, było to po prostu zjawisko, które czasami zachodziło, gdy Bóg chciał coś człowiekowi przekazać. Jedno z wielu zjawisk.

Co z mosiądzem? W Nowym Testamencie znalazłem tylko dwa momenty używające tego określenia. Oba użyte są w Apokalipsie, oba już tutaj wymieniłem. Trochę więcej jest miejsc, które używają słowa "miedź", głównie w historycznych księgach Starego Testamentu, w zestawieniu z żelazem. Dwa z nich mogą być jednak czymś więcej, niż zwykłym opisem historycznym:

Żelazo wydobywa się z ziemi, a miedź wytapia się z rudy/kamienia (Job 28,2 BW/BP). Jest to zwykły opis zwykłego procesu górniczego, a jednak na coś może wskazywać - skoro miedź się wytapia, to znaczy że do tego procesu potrzebny jest potężny ogień. Czy może mieć to związek z ogniem, który Jezus ma tutaj w opisie? Ów prześwietlający wzrok? Który stapiałby serca ludzi do tego stopnia, że chcieliby być lepsi? Dlatego Państwo Boga, więc i także Jezusa oparte jest na ludziach, którzy "przeżyli" ten proces i zrobili wszystko, by lepszymi być? W Księdze Daniela jest mowa o posągu, wielkim posągu ze snu Nebukadnezara, który w różnych warstwach zbudowany jest z różnych metali. Tam też jest miedź, tylko że tam oznacza to coś innego - jest to tam jasno wytłumaczone. Chodzi jednak o podobieństwo - skoro tamten posąg oznaczał różne okresy cywilizacji, to czy może postać Jezusa tutaj, widziana przez Jana, również oznaczać coś podobnego?

Ciekawy jest tekst z Księgi Daniela: Ciało jego było podobne do topazu, oblicze jego jaśniało jak błyskawica, a oczy jego jak pochodnie płonące, ramiona i nogi jego błyszczały jak miedź wypolerowana, a dźwięk jego głosu był potężny jak wrzawa mnóstwa ludu (Dan. 10,6 BW). Jest to opis pewnej postaci, którą Daniel spotkał. Posłaniec z nieba. Nie jest to Jezus, ponieważ z kontekstu całej rozmowy tej postaci z Danielem wynika, że Jezus w tym czasie był zupełnie gdzieś indziej. Mowa tam była o Michale, "pierwszym księciu wśród aniołów", pierwszym - czyli tym najważniejszym, pierwszym w hierarchii. Skąd wiadomo, że Jezus, zanim urodził się na ziemi jako człowiek, wcześniej był Michałem? Ano stąd, że w Dan. 12,1 jest napisane, że ten sam Michał jest "orędownikiem synów ludu Daniela", czyli Izraela. Rozumiem więc, że był to ów Mesjasz, który potem przyszedł na ziemię, by zbawić lud izraelski, a potem rozszerzył zbawienie na wszystkich ludzi - zgodnie z opisami ewangelii i Dziejów Apostolskich.

Musiał więc być to opis innej postaci, nie Jezusa. Stąd wynikałoby, że płomienne oczy, stopy jak miedź plus parę jeszcze innych tego typu dodatków - jest to opis wspólny dla wszystkich aniołów, czy też wszystkich istot żyjących w niebie.

Dlaczego w tym liście Jezus przedstawił się jako Syn Boga, podkreślając swój wygląd jako postaci pochodzącej z nieba? Może faktycznie ma to związek z Apollo, jego monumentem w Tiatyrze oraz całym kultem, który musiał być w tym mieście większy, niż obecne źródła historyczne na to wskazują. Być może więc Jezus użył tej formy przedstawienia jako przeciwwagę do postaci Apolla, że to On jest tym prawdziwym Synem Boga, tym prawdziwym pochodzącym z prawdziwego nieba.






wtorek, 15 września 2015

KŁAMLIWE FAKTY, 28 - Czy płód to człowiek?

Kent Hovind
wykłady pt. KŁAMSTWA W PODRĘCZNIKACH
cz. 28

Podręcznik z roku 2000 mówi: "Istnieje dowód na ewolucję od wspólnego przodka - to szczeliny skrzelowe u człowieka". To po prostu jakaś bzdura. Kolejny podręcznik, z roku 2001: "Podobieństwa stanowią dowód, że te trzy zwierzęta wyewoluowały ze wspólnego przodka". O jakie podobieństwa chodzi? "Nie widzisz? One mają malutkie szczeliny skrzelowe". Ludzie, to kłamstwo! Dlaczego wciąż się tego uczy?

Zapis z kolejnego podręcznika: "Ludzie i ryby mają podobne embriony, więc pochodzą od wspólnego przodka". Inny podręcznik do szkoły średniej mówi: "Człowiek ma kieszonki skrzelowe". Kolejny podręcznik do biologii, jeden z najnowszych, pokazuje na fotografii pięcio-sześcio-dniowy embrion, ale dalej w tekście mówi o siedmiomiesięcznym (poniżej, po prawej) i stwierdza: "Płód wygląda jak malutkie, normalne dziecko, ale nim nie jest".


Czy siedmiomiesięczny płód, wyglądający jak normalne dziecko, to nie jest SIEDMIOMIESIĘCZNE DZIECKO? Hej, każdy płód pochodzący od człowieka już w momencie poczęcia jest człowiekiem! Każdy lekarz to wie. 34% dzieci urodzonych w szóstym miesiącu ciąży ma szansę przeżyć!


Może słyszałeś o kobiecie, u której zrobiono operację na dziecku, jeszcze przed porodem? Otwarto matkę, rozcięto macicę, i oto pięciomiesięczne dziecko trzymało palec lekarza. Pięć miesięcy! Zobaczcie na zdjęciu!

Czy anioł powiedział do jednej z kobiet: "Nosisz w sobie płód"? Nie, powiedział: "Nosisz w sobie dziecko"*. Wiesz, czym jest dziecko, zanim się urodzi? Bóg to wie.


Więcej o tym kłamstwie o embrionach można znaleźć w książce "Ikony ewolucji"**.

Dlaczego więc jest to ciągle w podręcznikach? Ponieważ jest to jedyny sposób na usprawiedliwienie aborcji. Chcą, żebyś myślał, że ten płód to tylko ryba albo jakiś płaz. Nie zabijasz więc dziecka, zabijasz rybę. Ktoś tutaj chce zredukować ludzkość. Nazywa się: Szatan. Więcej o tym będzie w serii ZAGROŻENIA EWOLUCJI.

01.19.17-01.21.30

* - Ten argument akurat do nikogo nie trafi. Każdy z polskich bardziej znanych przekładów nie koncentruje się ani na dziecku, ani na płodzie, ale mówi po prostu: "jesteś brzemienna" lub "poczęłaś". Podobnie mówi angielska NRSV. NKJV i NIV mówią: "Jesteś teraz z dzieckiem". Co mówi oryginał hebrajski - nie mam pojęcia. 
** - Jestem w trakcie czytania tego, polecam. 






niedziela, 13 września 2015

Apokalipsa, 35 - Tiatyra

A aniołowi/posłańcowi zboru/społeczności w Tiatyrze napisz: to mówi Syn Boga, mający oczy Jego jak płomień ognia i stopy Jego jak roztopiony mosiądz.
Obj. 2,18 PD

Tiatyra. Miejsce, o którym - według innych komentatorów - wiadomo najmniej. Wiadomo, że było to miasto żyjące głównie z handlu. Leżało na przecięciu się dróg handlowych m.in. do Pergamu i Smyrny. Nie ma tam i nigdy nie było żadnej ważniejszej świątyni, nie koncentrował się tam żaden kult, nie znajdowało się tam nic szczególnego.

Dlaczego więc Jezus skierował swój list do osób, które uwierzyły w Niego, i które mieszkały w tym mieście? I do jakiego rodzaju sytuacji, w której żyją ludzie obecnie, to odnieść? Dlaczego, przedstawiając się, tak bardzo podkreślił to, że to On jest Synem Boga, i że ma oczy jak płomienie ognia i stopy jak roztopiony mosiądz? Na razie, na podstawie tego, co przeczytałem do tej pory, nie znalazłem żadnego przekonującego wyjaśnienia. Może do tego dojdę później, zobaczymy.

Być może - to jeden z pomysłów - Jezus użył określenia "Syn Boga", ponieważ nazwa miasta Tiatyra oznacza "Córka"*. Nazwa ta została nadana przez jednego z generałów greckich, mającego to miasto pod opieką, na cześć córki, która mu się urodziła. "Syn Boga" więc jako przeciwwaga do "Córki". Czy jednak miałoby to aż takie znaczenie?

Co jeszcze wiadomo o Tiatyrze? Znajdowało się tam mnóstwo stowarzyszeń zawodowych, coś jak nasze polskie cechy rzemiosł. Wg pierwszego źródła, które podałem, każdy taki cech miał swojego boga-patrona. Przynależenie więc do takiego cechu dla chrześcijan oznaczało jednocześnie wyznawanie wiary w danego boga-patrona, modlenie się do niego o powodzenie w handlu czy innej dziedzinie rzemiosła, a także - wg innego bloga** - uczestniczenie w ucztach-imprezach poświęconych danemu bożkowi, włącznie z ofiarami składanymi dla niego, również ofiarami ze zwierząt, a finalnie także sekseniem się z byle kim, albo z przypadkowymi kapłankami w świątyni Artemidy, co było zgodne z ówczesną religią, w ramach rytuału przynależącego do kultu płodności. Było to jednak nie do przyjęcia dla ludzi, którzy zdecydowali się iść za Jezusem, a więc w tym również - dbać o swoje najbliższe otoczenie, o rodzinę. A takie seksenie się z przypadkowo napatoczonymi osobami nie wpływa dobrze na rodzinną lojalność, zaufanie, wewnętrzną atmosferę małżeńską.

Z innych wzmianek biblijnych o Tiatyrze - z tego właśnie miasta pochodziła Lidia, sprzedawczyni barwnika o kolorze purpurowym, albo purpurowych materiałów, która żywiła respekt do Boga już wcześniej, a po spotkaniu i wysłuchaniu apostoła Pawła - zdecydowała się ochrzcić. Poza produkcją barwników miasto było również ośrodkiem ceramiki, garncarstwa, kowalstwa, garbarstwa i tkactwa***. W mieście znajdowała się również diaspora żydowska****. W latach 24 przed Ch. i 17 po Ch. Tiatyra uległa częściowemu zniszczeniu w wyniku trzęsień ziemi, finalnie jednak przyczyniło się to tylko do prężniejszego rozwoju miasta.

Z Tiatyry pochodzi wiele monet, wybijanych w połowie I w. po Chr. (a więc jeszcze przed powstaniem Księgi Objawienia), głównie z podobizną Apolla. Wg mitologii był on synem Zeusa, "głównego" boga całego panteonu. Imię "Apollo" znaczy po grecku "jaśniejący"*****. Może te informacje mają coś wspólnego ze sposobem, w jaki przedstawił się Jezus w tym liście: to mówi Syn Boga. W kontekście: ten prawdziwy, nie ten z monet, którymi obracacie w tym handlowym mieście.

Choć Tiatyra nie była szczególnym centrum kultowym, to jednak wybijanie monet z przewagą Apolla zastanawia. Dlaczego akurat Apollo? Wracając do informacji zawartych w Wikipedii - był on bogiem-ekspertem (czyli takim patronem) od gwałtownej śmierci. Oraz od oczyszczania, swoistego katharsis po przyczynieniu się do takiej śmierci. Wyłuskując informacje z innego bloga^, w mieście znajdowała się również świątynia Apolla, z jego wielkim posągiem, w którym - w miejscu oczu - znajdowały się drogie, błyszczące kamienie. Sprawiało to, że oczy lśniły cały czas, błyszczały własnym blaskiem, dzięki czemu wyglądały jak żywe, jak widzące, jak prześwietlające wzrokiem każdego, kto tam się znalazł. Może więc dlatego Jezus, dla przeciwwagi, przedstawił się jako Syn Boga, mający oczy jak płomień ognia.

Poza Apollem w mieście znajdował się również kult Artemidy, chyba umiarkowany, jeśli chodzi o intensywność, skoro to Efez znany jest jako jej stolica. Były tam więc również jej posągi-wyobrażenia, czyli nagie kobiety z wieloma piersiami, oraz kapłanki, rytualne prostytutki. Kolejnym, trzecim kultem popularnym w tym mieście był kult Sybilli. Do jej świątyni ludzie przybywali po przepowiednie dotyczące przyszłości.

To wszystko, co znalazłem na temat Tiatyry. Jak te informacje przysłużą się do oceny sytuacji wierzących ludzi mieszkających tam, oraz jak się to będzie miało do rodzaju sytuacji ludzi żyjących obecnie - mam nadzieję, że dojdę do tego na bieżąco.

* - Źródło: http://kpjch.pl/komentarze-biblijne/865-list-do-kocioa-w-tiatyrze-komentarz-do-ksigi-objawienia
** - Źródło: http://objawienie365.blogspot.no/2014/01/do-anioa-zboru-w-tiatyrze.html
*** - Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Tiatyra
**** - Źródło: http://www.podkop.com/2013/07/19/miasta-apokalipsy-tiatyra/
***** - Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Apollo_(mitologia)
^ - Źródło: http://jaro-prawdajedyna.blogspot.no/2012/07/4-listy-do-siedmiu-koscioow-tiatyra-nie.html.






piątek, 11 września 2015

Oczyszczeni przez Boga

Odpowiedział mi głos po raz drugi: Co Bóg oczyścił, ty nie uważaj za nieczyste/skalane.
Dzieje 11,9 PD

O co tu chodzi z tym nieczystym/skalanym? W historii, z której pochodzi ten fragment ([DZIEJE APOSTOŁÓW PROSTO]), wszystko zaczęło się od Piotra snu o różnego rodzaju zwierzętach znajdujących się na obrusie, znaczy się - przeznaczonych do zjedzenia. Tyle że wg biblijnych wytycznych, pochodzących jeszcze z czasów Mojżesza, pewnych zwierząt po prostu nie powinno się jeść. Bóg stworzył człowieka jako wegetarianina, ale potem przyzwolił mu na jedzenie mięsa. Z pewnymi zastrzeżeniami. Tutaj te zastrzeżenia nazywane są "pokarmem nieczystym", skalanym.

Na tym przykładzie w dalszym ciągu historii Piotr tłumaczy współkrajanom, że chodziło tutaj o pogan, których Żydzi również uważali za nieczystych. Mało tego - z początkowego tekstu wynika, że nawet według Boga pogani BYLI nieczyści, skoro potem ZOSTALI oczyszczeni. Dlaczego tak? Być może dlatego, że Izrael od zawsze miał powiedziane, że czeka na Mesjasza, na Zbawiciela, na Ratownika, który uratuje ich od Złego. I mieli w świątyni pewien system, który - jak się okazało o wiele później, już w czasach apostoła Pawła - był odzwierciedleniem całego planu, który Bóg zorganizował, aby ten proces zbawienia ludzkości zadziałał. Izraelici mogli więc się czuć "uświęceni", oczyszczeni dzięki temu właśnie, że postępowali zgodnie z tym planem.

A co z resztą żyjących wówczas ludzi? Nie mieli o niczym pojęcia. Żyli wg religii, które zostały im przekazywane z dziada pradziada. Nigdy nie uczestniczyli w Dniu Oczyszczenia, nie mieli nawet pojęcia, że coś takiego istnieje.

Choć też i nie do końca, bo można spotkać w Starym Testamencie garść osób, które - mimo że nie były Izraelitami - wierzyły w Boga. Chociażby Melchisedek czy Bileam.

Skoro więc tamci ludzie nie uczestniczyli nigdy w Dniu Oczyszczenia, to chcąc nie chcąc - oczyszczeni nigdy nie byli. A więc byli nieczyści. Skalani. Skalani grzechem, postępowaniem niezgodnie z wytycznymi postawionymi przez Boga. Przy czym o tych wytycznych nie mieli pojęcia, więc póki co - nie nasza sprawa stwierdzać, jak wobec nich zadecyduje Bóg.

Jakby nie patrzeć - nasi pradziadowie również nie wywodzą się od Izraelitów. Kiedyś tam, dawno temu, byli poganami. Tymi, którzy nie byli obrzezani.

I to właśnie o tych wszystkich ludziach - tamtych narodach, i naszych pradziadach - Bóg zadecydował, że je "oczyści": Co Bóg oczyścił, ty nie uważaj za nieczyste/skalane. W jaki sposób? Gdy człowiek dowiaduje się o Jezusie i decyduje się przyjąć dar Jezusa, przyjąć Jego "kartotekę", postępować zgodnie z Jego wytycznymi, i ochrzcić się na "przypieczętowanie" swojej decyzji, tzn. zanurzyć się w wodzie - to tak, jakby zostawał oczyszczony. Oczyszczony ze starego życia, starej nieświadomości, bycia skalanym. To tak, jakby z wody wynurzał się nowy, czysty człowiek. Oczyszczony.

A potem jeszcze tylko takiego "oczyszczonego" człowieka czekał czas ochrzczenia/zanurzenia w Duchu Świętym - i proszę bardzo, serce samo śpiewało dla Boga.






Czyny wysłanników, 11.1., Oczyszczenie skalanego

Apostołowie i bracia wokół Judei również usłyszeli o poganach, którzy przyjęli Boga, Jego słowo. Kiedy Piotr wrócił do Jerozolimy, zeszli się obrzezani, żeby go naprostować, i wyrzucali mu:
- Byłeś u nieobrzezanych i jadłeś razem z nimi.
Wtedy Piotr zaczął tłumaczyć im wszystko, od początku do końca:

- Byłem w mieście Jaffa. Kiedy modliłem się, wpadłem w stan ekstazy i miałem wizję. Coś opadało w dół, coś jak duży obrus, który został opuszczony w dół z nieba i ktoś trzymał go za cztery rogi, aż dotarł całkowicie do mnie. Przyjrzałem mu się bliżej i zbadałem, a wtedy ujrzałem czworonożne zwierzęta, takie jak na ziemi, tylko że dzikie, i pełzające gady i różne ptaki spod nieba. I słyszałem też głos mówiący do mnie: "Bierz, Piotr, zabijaj i jedz". Ale ja odpowiedziałem: "Nawet o tym nie mów, Panie! Bo nic, co jest bezczeszczące i nieczyste, nie weszło nigdy do moich ust". A potem usłyszałem ten głos drugi raz: "Tego, co Bóg oczyścił, ty nie możesz nazywać nieczystym/skalanym". Wszystko to powtórzyło się trzy razy, a potem zostało zabrane z powrotem do nieba. W tym samym momencie u progu domu, gdzie mieszkaliśmy, stanęło trzech mężczyzn, wysłanych z Cezarei. Duch powiedział do mnie, że powinienem iść z nimi bez jakiegokolwiek wahania. Ze mną poszło sześciu tych oto tutaj braci. Gdy dotarliśmy tam, do jego domu, on opowiedział nam, jak w swoim własnym domu spotkał anioła, który powiedział do niego: "Wyślij posłańców do Jaffy i proś Szymona Piotra, żeby przyszedł tutaj. On będzie przemawiał do ciebie słowami, które staną się ku zbawieniu twoim i twojego domu". A kiedy zacząłem przemawiać, przyszedł na nich Duch Święty, tak samo jak na nas na samym początku. Wtedy przypomniałem sobie słowa Pana, który powiedział: "Jan chrzcił/zanurzał w wodzie, ale wy będziecie ochrzczeni/zanurzeni w Duchu Świętym. Gdy więc Bóg dał im te same dary, co nam, gdy uwierzyliśmy w Jezusa Chrystusa Pana, to kimże ja jestem, żebym odmawiał Bogu?

A tamci, gdy to usłyszeli, uspokoili się, i chwalili Boga i powiedzieli:
- Więc Bóg dał im również nawrócić się do Tego Życia!

na podstawie: Dz. Ap. 11,1...18







czwartek, 10 września 2015

Róg zbawienia

I wystawił nam róg zbawienia w domu Dawida, sługi swego
Łuk. 1,69 BG

Tylko dwa tłumaczenia w języku polskim mówią w tym miejscu o rogu, rogu zbawienia: Biblia Gdańska i Nowa Biblia Gdańska. Pozostałe z tych najpopularniejszych przekładów w jakiś sposób przemilczają tę nazwę. Mówią o wzbudzeniu mocarnego Zbawiciela, o zesłaniu Zbawiciela, o mocy zbawczej... Czy jest możliwe, że ludzie, którzy tłumaczyli Biblię Gdańską, bardziej ufali Słowo Boga, temu co jest w Biblii napisane, mimo że nie wszystko rozumieli, natomiast ludzie współcześni, redagujący tekst Biblii w języku współczesnym, pomijali lub przemilczali rzeczy, których nie mogli zrozumieć? Czy brak wiedzy, brak znajomości rozwiązania jakiejś zagadki uprawnia nas do zamiecenia jej pod dywan, tak, żeby nie było jej w ogóle widać?

Co oznacza ten zwrot - nie mam pojęcia. Ale to nie oznacza, że można go w tekście pominąć jako coś nieistotnego. Może to będzie miało jakieś znaczenie przy innej okazji. W Słowniku Stronga widzę, że słowo "róg" w całym Nowym Testamencie zostało użyte dziesięć razy. Niezbyt wiele. Z czego dziewięć - w Apokalipsie. Być może więc ten tekst będzie miał jakiś związek z wyjaśnieniem symboliki w tamtej księdze.

Ale nawet - posługując się tekstem z Obj. 17,12: A dziesięć rogów, które zobaczyłeś, to jest dziesięciu królów, którzy królestwa jeszcze nie wzięli, lecz władza, jaką obejmą jako królowie... (PD) - być może posługując się tym tekstem można by stwierdzić, że "róg zbawienia" to po prostu określenie Pioniera w zbawieniu, Tego Pierwszego, Najdzielniejszego w tym działaniu. Taki pionier, najdzielniejszy wojownik w plemieniu, czy ktoś w tym rodzaju, zazwyczaj zostaje potem dowódcą. Dowódcą, królem, władcą. Tak więc możliwe, że chodzi o taką właśnie osobę - Pioniera Zbawienia, któremu uda się przeprowadzić przez tę "operację" wielu ludzi, i który potem finalnie pozostanie liderem tej grupy, czyli wg starodawnych języków - królem.

Tak więc można zobaczyć określenie "Róg Zbawienia" jako kolejnego określenie Jezusa: Pionier Zbawienia, Lider Zbawienia, ktoś, kto to robi jako pierwszy, a potem przeprowadzi przez to pozostałych. Zostanie koordynatorem tej "akcji".

Sięgając jeszcze dalej - czy w Biblii wystąpiły już wcześniej takie określenia? Owszem, choć znowu - jak tutaj - nie zostało to uwzględnione w każdym jednym tłumaczeniu:

O Boże mój, moja opoko schronienia, moja tarczo i rogu mojego zbawienia, miejsce obronne i moja ucieczko, od przemocy mnie wybawisz (2 Sam. 22,3 BP).

Pan skałą i twierdzą moją, i wybawieniem moim, Bóg mój opoką moją, na której polegam. Tarczą moją i rogiem zbawienia mego, warownią moją (Ps. 18,3 BW).

Jednym słowem - określenie to występowało w Biblii już wcześniej i Zachariasz - jako kapłan - musiał je znać. Wskazuje ono na obrońcę, na "ratownika", na Boga, który daje konkretne wsparcie w wyzwalaniu. I wygląda na to, że pieśń, którą on wówczas zaimprowizował - nie była o jego dziecku, o Janie Chrzcicielu, ale - widząc cuda, jakie działy się przy Elżbiecie w tym czasie, plus widząc Marię w ciąży, również opowiadającą jakieś kolejne cuda - uwierzył, że Bóg w końcu przychodzi na ziemię, by ich wyzwolić, tak jak obiecał w przeszłości, i tak jak w całym Starym Testamencie wiele razy ta obietnica została powtórzona.

A dzisiaj - mamy obietnicę przyjścia Jezusa. Ponownego przyjścia. Wiemy, że Jezus ma przyjść, aby zakończyć dzieje tego świata. Aby zlikwidować całe to zło, które się nagromadziło, utylizować je w ogniu, tak aby nic z niego już nie zostało. Aby spod tych popiołów można było od nowa wydobyć żyzną ziemię i rozpocząć wszystko od nowa. Już bez przestępowania zasad współżycia nadanych przez Boga, z dużą wewnętrzną samodyscypliną, a także z Nim w bezpośrednim kontakcie. Będzie można o wszystko zapytać, na wszystko usłyszeć odpowiedź, albo podpowiedź. Będzie można przeżyć przyjemność odkrywania świata z nowym umysłem, z o wiele większymi możliwościami w nim. I będzie można cieszyć się kontaktem z Jezusem. Jaki On jest? Wyobraź sobie kogoś, kto za każdym razem na Twój widok się cieszy. Kto pomaga, kto zdolny jest do poświęcenia się dla Ciebie, kto rozmawia, kto słucha, kto zna Twoje potrzeby.

Świat będzie piękny.






środa, 9 września 2015

Wnikliwa ewangelia Łukasza, 1.4., Zachariasz przemówił

Nadszedł czas, kiedy Elżbieta miała już urodzić - urodziła syna. Jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, jaką dużą dobroć wykazał jej Pan, i cieszyli się razem z nią.

Ósmego dnia przyszli, żeby chłopca obrzezać. Chcieli nadać mu imię Zachariasz, po ojcu, ale matka powiedziała:
- Nie, będzie nazywał się Jan.
- Ale w twojej rodzinie nie ma nikogo, kto nosiłby takie imię.
Wtedy na migi zapytano ojca, jakie on chciałby, żeby dziecko miało imię. On poprosił o jakąś tabliczkę i napisał: "Jego imieniem będzie Jan". Zdziwili się wtedy wszyscy, ale w tym samym momencie jego usta otworzyły się i zaczął wielbić Boga. Wszystkich, którzy mieszkali tam w okolicy, opanował głęboki szacunek. We wszystkich górskich wioskach w Judei ludzie mówili o tym, co się wydarzyło. Wszyscy, którzy o tym słyszeli, wzięli to sobie głęboko do serca i pytali:
- Co to będzie za dziecko?
I ręka Pana była z nim.

A jego ojciec, Zachariasz, został napełniony Duchem Świętym i wypowiedział prorockie słowa:

Błogosławiony jest Pan, Bóg Izraela, bo spojrzał na swój lud i zbawił go.
On sprawił, że powstał w domu Jego sługi, Dawida, Róg ku zbawieniu,
tak jak obiecywał od dawnych czasów ustami swoich proroków:
że wybawi nas od naszych wrogów i z rąk każdego, który nas nienawidzi.
On okazał łaskę naszym pradziadom i pamiętał o swoim świętym pakcie:
o przysiędze, którą złożył Abrahamowi, naszemu pradziadkowi.
Tak więc my, uwolnieni od rąk wrogów i żyjący bez strachu,
możemy służyć Mu przed Jego obliczem,
w czystości i sprawiedliwości, po wszystkie nasze dni.
A ty, synu, będziesz nazwany prorokiem Najwyższego,
bo pójdziesz prosto przed Panem, żeby przygotować Mu drogę,
i dać poznać zbawienie Jego ludowi, że ich grzechy zostaną przebaczone,
bo nasz Bóg jest bogaty w łaskę.
Tak właśnie ma przyjść światłość z wysokości,
odwiedzić nas jak poranny świt, poranna zorza, poranny blask słońca,
i przyświecić tym, którzy żyją w ciemności i cieniu śmierci,
i wprowadzić nasze stopy na drogę zbawienia.

A chłopiec rósł, i stawał się silny w duchu / na duszy. Dużo przebywał na pustyni, aż do dnia, gdy miał stanąć tuż przed ludem izraelskim.

na podstawie: Łuk. 1,57...80

[dalej - ANIOŁ U PASTERZY]
[wcześniej]
[do początku]





poniedziałek, 7 września 2015

Uchodźcy wojenni z Syrii

Generalnie nie zajmuję się polityką. Ale w świetle ostatnich wydarzeń - chodzi o naszą przyszłość w Europie.

Chodzi o wydarzenia z Syryjczykami, których media nazywają biednymi uciekinierami wojennymi. Chcę tutaj zwracam uwagę, że na wszelkich zdjęciach i filmikach jest masa młodych mężczyzn pomiędzy 25 a 40 rokiem życia, mało co kobiet i kilkoro dzieci. Gdzie reszta kobiet? Gdzie reszta dzieci? Nie są uciekinierami z rejonu wojennego? Dlaczego owi uciekinierzy-mężczyźni uciekają do krajów, które słyną z bogatych socjalów, a nie uciekają do Arabii Saudyjskiej, Emiratów Arabskich czy Kataru, gdzie czuliby się jak u siebie w domu? Dlaczego uciekają teraz tak nagle, przez ostatnie 4 lata wojny nic, a teraz nagle kilkaset tysięcy ludzi szturmem?

Polecam dowiedzenie się na czym polega polityka ISIS-u, jaki jest ich cel, a potem powiązać wszystkie fakty razem.

Polecam również obejrzenie/posłuchanie rozmowy między byłym muzułmaninem oraz innym człowiekiem, wciąż muzułmaninem, mieszkającym w Szwecji, korzystającym z europejskiej tolerancji i tzw. humanitarności, korzystającym również z tolerancji chyba najbardziej tolerancyjnego narodu na świecie: http://joemonster.org/filmy/71403/Muzulmanin_mieszkajacy_w_Szwecji_dzwoni_do_telewizji.








Swoja własna ewangelia

Wtedy Piotr przemówił w dłuższym wywodzie: (...) Wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei, po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła. A my jesteśmy świadkami wszystkiego, co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jerozolimie. (...) On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo
Dzieje 10,34.37-39.42 BT

Czasem się zastanawiam - jak opowiedzieć komuś, kto o Jezusie tylko słyszał z lekcji religii, z kościoła, z kultury - czasem prawdę, czasem nie - jak opowiedzieć tej osobie o Jezusie, który żyje? Bo Jezus to nie jest tylko historia sprzed dwóch tysięcy lat, to nie jest tylko jakiś tam obiekt religijny dla fanatyków. Jezus to ktoś, kto żyje (skoro zmartwychwstał, a potem nie umarł "ponownie", to wciąż żyje - logiczny wniosek). Jak przedstawić to, co Jezus oferuje jako przyjaciel, jako ktoś wspierający? Jak przedstawić to, że Jezus jest najlepszym terapeutą od wszelkich naszych skrzywień, które nabyliśmy, a których nie potrafimy się pozbyć? Jak przedstawić to, że życie tutaj to tylko namiastka, preludium do czegoś większego, że to nie jest abstrakcja, choć brzmi jak jakaś niewyobrażalna bzdura?

Każdy, kto wierzy, ma jakieś przeżycia z Bogiem. Bóg czegoś dla niego dokonał. Jak dwa tysiące lat temu - każdy, kogo Jezus uzdrowił, miał swoją własną historię. Każdy, komu Jezus przebaczył, miał swoją własną historię. Tak samo jest i dzisiaj - każdy z nas, który doświadczył przemiany w bycie lepszym człowiekiem, ma swoją własną historię o Nim. O niepokojach, o lękach, o modlitwach, o przerażeniu, a na końcu - o całkowitym spokoju duszy, o osiągniętym rozwiązaniu.

Tak więc myślę, że to, co jest naszą ewangelią do opowiadania, do przekazywania innym, to nasze własne przeżycia, nasza własna droga, nasze własne spotkanie z Nim. Nasza własna Dobra Nowina.





niedziela, 6 września 2015

Apokalipsa, 34 - Biały kamyk z sekretnym imieniem

Opamiętaj się więc / zmień sposób myślenia, bo jeśli nie, to przyjdę do ciebie szybko/śpiesznie i będę walczył z nimi mieczem z moich ust. Kto ma uszy, niech wysłucha to, co Duch mówi zborom. Zwyciężającemu dam zjeść z ukrytej manny i dam mu kamyk biały, a na kamyku wypisane nowe imię, którego nie poznał nikt, tylko ten, który je przyjmuje
Obj. 2,16-17 PD

Biały kamyk. Co to takiego?

Posługując się Słownikiem Stronga znalazłem jeszcze tylko jeden tekst wspominający kamyk (mam na myśli: to samo słowo w języku greckim; nie wchodzi więc tutaj w rachubę mówienie o kamykach/kamieniach typu: kamień węgielny, kamyki-cegiełki składające się na budowlę etc.). Jest to fragment z Dziejów Apostolskich mówiący o kamykach służących do głosowania (Dzieje 26,10 PD: Co też uczyniłem w Jerozolimie, gdzie wielu ze świętych sam zamknąłem w więzieniach, mając upoważnienie od arcykapłanów, a podczas skazywania ich na śmierć - także i ja dorzucałem kamyk "za"). Jest to jakiś ślad. Posługując się informacjami z bloga "Księga Objawienia w 365 dni"* można dowiedzieć się więcej: kamyk mógł być głosem poparcia w głosowaniu (jak podniesienie ręki dzisiaj), biletem wstępu na widowisko (coś jak wejściówka do okazania), albo dyplomem zwycięzcy w zawodach. Kamyk z wyrytym imieniem bóstwa mógł być również pamiątka z Pergamonu. Biały kamyk wręczany przez sędziów był też jak wręczenie wyroku uniewinniającego. Biały kamyk z inskrypcją "SP", wręczany gladiatorowi po walce, zwalniał go z dalszych walk był zaświadczeniem jego bohaterstwa. Był więc - jak się domyślam - dowodem wręczenia wolności, zakończenia gladiatorskiego życia.

Inna wzmianka o kamyku znajduje się w Iz. 6,6-7 BP: Wówczas przyleciał (ku mnie) jeden z Serafinów; w ręku miał kamyk ognisty wzięty obcęgami z ołtarza. I dotknął [nim] ust moich, mówiąc: - Oto dotknął on warg twoich, zmazana jest twa nieprawość a grzech twój zgładzony. W innych tłumaczeniach oddane jest to za pomocą wyrażenia "rozżarzony węgielek".

Posługiwanie się więc kamykami w świecie starożytnym było popularne. Były one jak wejściówki, jak certyfikaty, jak amulety, a także forma przenośni. Dziś wyrażenie to, aby zostało dobrze zrozumiane, zostałoby oddane zapewne innymi słowami.

Dlaczego miałby być to biały kamyk z nowym imieniem?

Dlatego tak mówi Wszechmocny Pan: Oto moi słudzy będą jeść, lecz wy będziecie głodni, oto moi słudzy będą pić, lecz wy będziecie spragnieni, oto moi słudzy będą się weselić, lecz wy będziecie się wstydzić. Oto moi słudzy będą wykrzykiwać z głębi swojego szczęśliwego serca, lecz wy będziecie krzyczeć z głębi serca zbolałego i będziecie jęczeć z rozpaczy, i pozostawicie swoje imię moim wybranym na przysłowiowe przekleństwo: Niech Wszechmogący Pan cię zabije! Lecz moim sługom będzie nadane inne imię (Iz. 65,13-15 BW). Nowe imię jest jednym z walorów bycia "sługą" Boga. O sługach pisałem już w innym poście: [SŁUGA NIEWOLNIK CZY ULUBIENIEC PUPILEK?]. Czy bycie sługą Boga oznacza tutaj kompletnego niewolnika, czy ulubieńca, czy może po prostu człowieka-anioła, pomagającego ludziom ze swojego otoczenia - tego nie wiem.

Tutaj nowe imię jest jednoznaczne z błogosławieństwem Boga. Jak obietnica nie bycia głodnym, jak obietnica bycia szczęśliwym etc. Czy jest to ważne? Dla każdego inaczej. Jednemu jest obojętne, czy ma na imię Franek czy Janek, innemu nie. Bardzo dawno temu imiona nie były czymś jak dzisiaj - jedynie nadanymi "nazwami", bez jakiegokolwiek znaczenia, ale miały właśnie znaczenie. Jak w starej kulturze indiańskiej: Sokole Oko, Szybki Jeleń, Krwawa Squow... Z imienia można było wywnioskować, z kim ma się do czynienia. Imię było jak dwu- lub trójwyrazowy opis charakteru danego człowieka.

Podobnie było w kulturze świata starożytnego. Imiona takie jak Mariusz, Marek, Marcin - pochodziły od rzymskiego boga wojny, Marsa. Nazwanie człowieka takim imieniem było jak proszenie się o "błogosławieństwo", patronat od tego boga właśnie. Cóż mógł dać bóg wojny, Mars? Wybuchowy charakter? Zdolność strategicznego myślenia, sięgającego daleko do przodu? Zdolność do dużego poświęcenia? Może. Imię Jezusa - powiedzielibyśmy, że "w paszporcie" pisane Jehoszua lub Jeszua, oznacza "Bóg zbawia", "Bóg ratuje". I nie było to imię nadane przypadkowo, ale wybrane przez Boga osobiście, co też Gabriel przekazał Marii (zob. Łuk. 1,26-38 lub w jednym z postów [ŁUKASZ WNIKLIWIE]). Inne przykłady nadawania nowych imion przez Boga osobiście lub za pośrednictwem anioła-posłańca możemy pamiętać z historii o Abramie (nowe imię: Abraham - Ojciec Narodów), o Jakubie (nowe imię: Izrael - Walczący z Bogiem - zob. Rodz. 32,29), o Szymonie, którego Jezus nazwał Piotrem - Skałą, czy choćby wyżej cytowany fragment z Ks. Izajasza.

Dlaczego miałoby to jednak być imię znane tylko temu, kto ten kamyk miał przyjmować? Nie mam pewności, ani nawet nie wiem, jak to zagadnienie ugryźć, jak wyszukać podobne mu kontekstem wśród innych wydarzeń w Biblii. To, co przychodzi mi jednak do głowy, zapiszę:

Być może ma to związek z ideą Sądu, o którym Jezus często wspomina. Sąd, o którym mówię, powszechnie jest znany jako Sąd Wszechmocnego, Sąd Najwyższy, Sąd w Niebie. Chodzi o moment, w którym rozstrzygane będą losy każdego z nas. O ten moment, gdy na podstawie naszego dotychczasowego życia zostanie rozstrzygnięte, czy jesteśmy zdolni żyć / wytrzymać życie z Bogiem NA WIECZNOŚĆ, czy chcemy tego, czy jest to dla nas to, czego pragniemy; czy może lubujemy się w demolkach, podniszczaniu cudzego życia, czy otwarcie za pomocą metod siłowych, czy skrycie za pomocą podłych słów, zamiarów, psychologicznych podjazdów. A życie w jednym otoczeniu z Bogiem byłoby dla nas męczarnią. Gdzieś - pamiętam - jest napisane, że czyny są zapisane w naszych osobistych księgach, gdzieś tam archiwizowane. Włącznie ze wszystkimi błędami, włącznie ze wszystkimi momentami, w których przekroczyliśmy prawo Boga. Jak jakaś monumentalna kartoteka policyjna, dokumentująca wszystkie nasze wyskoki podczas całego życia. Wyskoki negatywne i wyskoki pozytywne. I z tych wyskoków negatywnych będziemy rozliczani. Bo konsekwencją wyskoku negatywnego jest śmierć. W sensie - aby zachować porządek we wszechświecie, trzeba posprzątać wszystko to, co jest zepsute. Sami tak robimy - wyrzucamy popsute jedzenie (czyli będące w stanie sprzecznym z zasadami zdrowia), popsute sprzęty (w stanie sprzecznym z zasadami mechaniki czy elektroniki), komputer, który już nie działa tak, jak powinien (czyli wbrew zasadom programowania). Bóg również chce mieć porządek w świecie, który stworzył. I wszystko, co zepsute, co nie działa tak, jak powinno, co działa wbrew zasadom działania świata - będzie posprzątane. Usunięte. Spalone. Żeby bakterie gnilne się nie rozprzestrzeniały dookoła. Żeby nie zrobić z Ziemi sterty zużytej elektroniki.

Każdy z nas ma coś na sumieniu. Każdy z nas przekroczył prawo Boga przynajmniej raz. Każdy z nas w którymś momencie swojego życia zadziałał niezgodnie z zasadami. Wiele razy. Jest to obciążenie nie do zmazania. Bo takie działanie pociągnęło za sobą kolejne - jeden wykolejony wagon potrafi pociągnąć za sobą inne. Nie dlatego, że chce, ale tak działa fizyka, takie są konsekwencje. Jeden wykolejony człowiek potrafi zdeprawować całą rodzinę, która po jego śmierci długo długo będzie się podnosić z psychicznego doła, w jakim się znalazła, a po dwudziestu latach i tak ciągle będą rzeczy pochodzące tylko od tego jednego wykolejeńca, który rozpoczął ten proces. I takich rodzin jest tysiące, miliony. Jeden człowiek może mieć wpływ na dziesięciu innych w swoim otoczeniu. To jest jak reakcja łańcuchowa. Nie ma nikogo, kto by nie został poddany wpływowi deprawacji choć w którejś części swojego życia.

Nikogo, poza Jezusem. On przyszedł, żeby tego dokonać. Żeby stać obok tego wszystkiego. Żeby nie ulec deprawacji, żeby nie ulec negatywnym emocjom, żeby zachować trzeźwe myślenie. Żeby kontrolować wszystko to, co się robi, mówi, myśli. Sposób, w jaki wpływa się na innych. Własne stosunki z Bogiem. I wygrał. A potem - jako zwycięzca - daje nam możliwość "posłużenia" się Jego księgą, Jego kartoteką jako naszą. Stąd - podczas sądu - gdy wyczytane zostanie nasze nazwisko do rozpatrzenia, może się nagle okazać, że kartoteka jest pusta. Jak to? Ano tak, że przyjąłem dar Jezusa, przyjąłem Jego życie, i zechciałem stać się taki jak On, postępować wg jego nauczania, przyjąć Jego styl życia. A nawet - powiedzieć sobie, że dosyć, jak jako maruch nie daję rady już dalej żyć w tym świecie, przerasta mnie to, wszelkie próby dokonania czegoś pozytywnego spełzły na niczym. W związku z czym odejdź precz, maruch, osobowość marucha, upartość marucha, a w to miejsce niech wejdzie Jezus ze swoim charakterem. Żeby kształtować nową osobę na Swój wzór, na Swoje podobieństwo. Zostałem ochrzczony, zostałem pogrzebany, przykryty wodą, a wynurzył się z niej nowy człowiek. Jak po potopie nowy świat. Dlatego może okazać się, że moja kartoteka jest pusta. Bo to będzie kartoteka nie moja, ale Jezusa. Dlatego może się zdarzyć, że nikt nigdy nie dowie się o moim życiu, ale dowie się dobrze, jakich cudów dokonał Jezus za pomocą mojej osoby. A moje nowe imię będzie nadane na podstawie tego, w jaki sposób dążyłem do bycia z Bogiem. Np. Uparty Rebeliant.

Zwyciężającemu dam zjeść z ukrytej manny i dam mu kamyk biały, a na kamyku wypisane nowe imię, którego nie poznał nikt, tylko ten, który je przyjmuje (Obj. 2,17 PD). Tak więc w kontekście całego listu do ludzi żyjących w Pergamie lub w warunkach takich samych, jak tamci w Pergamie, motywujące nas przesłanie Jezusa można by ująć tak: Temu, który się nie poddaje i zwycięża, dam korzystać z bardzo wyjątkowego daru, jakim jest manna do jedzenia, która się pojawiała na pustyni w nienaturalny sposób, schowana w miejscu, do którego ma dostęp tylko jedna, najważniejsza osoba, tylko podczas procesu przebaczania grzechów / momentów, w których postąpiło się niezgodnie z prawem Boga. I dam mu biały kamyk, dam mu werdykt uniewinniający, będzie niewinny, będzie mógł żyć ze mną, nie będzie musiał zostać zniszczony w ogniu jak śmieć gdzieś w zakładzie utylizacyjnym odpady. A na kamyku będzie miał wygrawerowane nowe imię, nadane bezpośrednio przez Boga, opisujące jego szczególny, unikatowy charakter, jego cechy, którymi wykazał się, dążąc drogą prowadzącą do bycia z Bogiem na wieczność. I nikt nie będzie znał źródła pochodzenia tego imienia, bo stara kartoteka zostanie skasowana, a w jej miejsce wstawiona kartoteka Jezusa.

*- Źródło: http://objawienie365.blogspot.no/2014/01/rozdzia-217.html

[dalej]
[wcześniej - UKRYTA MANNA]
[do początku]







sobota, 5 września 2015

Czyny wysłanników, 10.2., Piotr wśród pogan

Następnego dnia wyruszył w drogę razem z nimi, a niektórzy z braci z Jaffy podążyli również. Dzień później dotarli do Cezarei. Korneliusz czekał na nich zaprosiwszy swoich krewnych i najbliższych przyjaciół. Kiedy Piotr miał już wejść, wyszedł Korneliusz i napotkali się, i rzucił się do jego stóp i zaofiarował mu się. Piotr jednak podniósł go i powiedział:
- Podnieś się, ja też jestem tylko człowiekiem.
Piotr rozmawiał z nim, podczas gdy wchodzili, i widział, że przyszło tam wiele osób. Powiedział do nich:
- Wiecie, że nie jest dozwolone dla Żyda być w towarzystwie albo odwiedzić kogokolwiek z innego narodu. Bóg jednak pokazał mi, że nie powinienem nazywać nikogo skalanym albo nieczystym. Dlatego przyszedłem zaraz, jak tylko dotarli do mnie wasi posłańcy, bez żadnego sprzeciwu. Teraz jednak pytam: dlaczego przysłaliście ich do mnie?
- Trzy dni temu - odpowiedział Korneliusz - koło godziny dziewiątej [piętnastej - przyp. wł.] byłem w domu i modliłem się. Nagle stanął przede mną mężczyzna w jaśniejącym ubraniu i powiedział: Korneliusz, Bóg usłyszał twoją modlitwę i ma w pamięci również twoje dary dawane biednym. Wyślij posłańca do Jaffy i proś Szymona Piotra, żeby przyszedł tutaj. Jest on akurat gościem u Szymona garbarza, co mieszka tuż przy morzu. Wysłałem więc do ciebie posłańca od razu, i teraz jest dobrze, że przyszedłeś. Teraz wszyscy jesteśmy zebrani przed obliczem Boga i chcemy wysłuchać wszystkiego, co Bóg polecił ci powiedzieć.

Wtedy Piotr zabrał głos i powiedział:
- Teraz rozumiem naprawdę, że Bóg nie robi różnicy między ludźmi, ale że z każdego rodzaju ludzi przyjmuje On każdego, który darzy Go respektem i robi to, co jest właściwe. Znacie te słowa, które On przekazał ludowi izraelskiemu: poselstwo o pokoju przez Jezusa Chrystusa, Pana nad wszystkim. Wiecie o tym, co zaczęło się w Galilei, po tym, jak Jan ogłaszał swoje chrzty i co potem rozprzestrzeniło się na całą Judeę: Jezus z Nazaretu został przez Boga namaszczony Duchem Świętym i mocą, i chodził on wokoło i robił dobro, i uzdrawiał wszystkich, którzy byli zdławieni przez diabła. Bo był z Nim Bóg. A my możemy zaświadczyć o tym wszystkim, co On robił dookoła w judejskim kraju i Jerozolimie, i jak Go potem zawieszono na drzewie i zabito. Ale Bóg Go wskrzesił trzeciego dnia i pozwolił Mu się stać widocznym dla nas. Nie dla całego ludu, ale tylko dla tych, którzy byli zdolni to zaświadczyć, z Boga wyboru, też nam, którzy jedliśmy i piliśmy razem z Nim już po tym, gdy On powstał z martwych. I polecił nam głosić rozgłaszać i zaświadczać, że On jest tym, którego Bóg ustanowił jako sędziego nad żyjącymi i nad martwymi. Wszyscy prorocy zaświadczają o Nim, że wszyscy, którzy wierzą w Niego, otrzymają przebaczenie grzechów / przekraczania prawa ustanowionego przez Boga, w Jego imieniu.

Podczas gdy Piotr przemawiał, na wszystkich, którzy słuchali Słowa, przyszedł Duch Święty. Ci wierzący, którzy byli żydowskiego pochodzenia i przyszli tam razem z Piotrem, byli przerażeni, że dar Ducha Świętego został rozdany również pomiędzy pogan, bo usłyszeli ich mówiących językami i wielbiących Boga w pieśniach. Wtedy Piotr powiedział:
- Ci dostali dary Ducha Świętego tak samo, jak wy. Czy więc ktoś z was może odmówić im wody i przeszkodzić w ochrzczeniu?
I polecił ochrzcić ich w imieniu Jezusa Chrystusa. A potem poproszono go, by został u nich jeszcze kilka dni.

na podstawie: Dz. Ap. 10,23...48







Przeciwko nowym rzeczom, przeciwko odmiennościom

A gdy Piotr jeszcze mówił te słowa, zstąpił Duch Święty na wszystkich słuchających tej mowy. I zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego, którzy z Piotrem przyszli, że i na pogan został wylany dar Ducha Świętego
Dzieje 10,44-45 BW

Czasami w coś wierzymy. Wiarę opieramy na Biblii, na tym, co uważamy na słuszne i żyjemy w naszym własnym światku. Nie znamy ludzi żyjących na drugiej półkuli, w innym klimacie, do głowy nie przychodzą nam różnice, które mogą wystąpić nawet w codziennym życiu. Nie mam tutaj na myśli takich różnic, z powodu których ludzie się zabijają, prowadzą wojny, czy choćby tryskają nienawiścią gdzieś w internecie, ale takie, które powodują, że uświadomienie ich jest nawet zabawne. Niby oczywiste, ale jakoś nikt na nie nigdy nie wpadł, że tak mogłoby być.

Tutaj jest przykład ludzi, którzy żyli w swoim żydowskim światku i zgodnie z modelem myślenia tego narodu - nikt spoza nich nie mógł korzystać z dobrodziejstw bycia z Bogiem, ICH Bogiem. Włącznie z Piotrem. Piotr został przekonany o tym osobiście, a inni, którzy byli z nim - naocznie, dzięki temu co zobaczyli i dzięki logicznemu wnioskowi.

Ile jest w naszym życiu rzeczy, mniemań, które wynikają z przekonań żyjących w danym społeczeństwie, z którym mamy kontakt, a o których nawet nie mamy pojęcia, że z punktu widzenia Boga wyglądają one nieco inaczej? Gdyby się teraz nad tym zastanowić, to nic takiego nawet nie przyjdzie nam do głowy. Bo to jest naturalne. Ale mogą wystąpić okoliczności, w których zostaniemy naocznymi świadkami tego, że Bóg działa również w zupełnie inny sposób, niż nam się to wydawało, w sposób, który dla nas do tej pory był niezgodny z naszym przekonaniem. Czy to oznacza, że coś tu jest nie tak? Czasem - może tak. Ale w sytuacjach podobnych to tej powyżej warto pamiętać, że nasz rozum jest mocno ograniczony, nas sposób myślenia oparty jest tylko o to, co poznaliśmy do tej pory, natomiast w wielu miejscach wokół występują rzeczy, z którymi nigdy się nie zetknęliśmy, które mogą wydawać się nam dziwne - ale o których Bóg dobrze wie, zna i posługuje się nimi jako narzędziami, by opiekować się nami, by bawić się z nami, jak dobry przyjaciel. Jak dobry rodzic, który pokazuje dziecku różne dziwne sztuczki, których dziecko jeszcze nie zna, a z których powstaje mnóstwo niesamowitych radości.

Nie odrzucajmy więc nieznanych rzeczy. Przyswajajmy, wnikajmy, przyjmujmy to, co Bóg stawia nam na naszej drodze. Bo może być zabawnie. I może to sprawić, że będziemy kochać Go jeszcze bardziej.