sobota, 28 lutego 2015

Piekło w Biblii, 9., Kraina umarłych, otchłań

Następne teksty:

Łuk. 10,13-15 PD: Biada ci Chorozain, biada ci Betsaido, gdyż jeśli w Tyrze i Sydonie działyby się takie dzieła mocy, które stały się między wami, to tamte - dawno już siedząc w workach i popiele - opamiętałyby się / zmieniłyby myślenie. Ponadto Tyrowi i Sydonowi lżej/znośniej będzie na sądzie niż wam. A i ty, Kapernaum, aż do nieba zostawszy wywyższonym, aż do Hadesu zostaniesz strącone.

Tradycyjne przekłady mówią w tym miejscu, że Kapernaum zostanie strącone aż do piekła, poza BT, która w tym miejscu, zupełnie ni stąd ni zowąd, twierdzi: A ty Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Pomijam tutaj zwrot o Kafarnaum/Kapernaum, zadany w formie pytania (w tekście greckim ten zwrot występuje jako imiesłów czasownikowy w czasie przeszłym DOKONANYM*, więc rozumiem, że nie ma tu miejsca na żadne pytanie), czy nawet wtrącenie z BW, która sama odpowiada na to pytanie: Nie! Aż do piekła zstąpisz, bo to absolutnie ma się nijak do oryginalnego tekstu, a już całkowicie tworzy zupełnie inną historię, jeśli chodzi o znaczenie tekstu. Bo skoro Jezus mówi o niebie - w Jego zrozumieniu, którego zawsze używał, niebo = mieszkanie Ojca = życie wieczne, czyli Kafarnaum było specjalnie uhonorowane; a jako przeciwwagę podaje Hades, krainę umarłych = coś, co czeka całkowite zniszczenie, unicestwienie, na wzór odpadków na śmietnisku w Gehennie; to jaki sens ma tutaj wtrącenie teologii o piekle, krainie potępienia dla dusz złych ludzi?

Łuk. 16,22-23 PD: Stało się, że umarł ubogi i został odprowadzony przez posłańców/aniołów na łono Abrahama, umarł też i bogaty i został pogrzebany, i w Hadesie, podniósłszy swoje oczy, będąc w męczarniach, zobaczył z daleka Abrahama w towarzystwie Łazarza... Jest to fragment historii, w której Jezus posłużył się historią w stylu mitologicznym - notabene, przypominam - ludowi wychowanemu na mitologii greckiej - aby pomóc mu lepiej zrozumieć pewne rzeczy za pomocą tego, co już "rozumiał".

Natomiast jak wyrażają się tłumaczenia w tym miejscu? "Kraina umarłych" w BW i NBG, "otchłań" w BT, BP i BR, "piekło" w BG i BB (Biblia Brzeska), NJKV (Nowa Biblia Króla Jakuba) - "Hades", podobnie w NRSV (New Revised Standard Version), KJV (stara Biblia Króla Jakuba) - "hell", "kraina śmierci" ("dødsriket") w przekładzie norweskim z roku 2011. Czyli generalnie w tym miejscu większość tłumaczeń (pominąwszy te najstarsze) jest najbliższa oryginalnemu sensowi z greckiej wersji tekstu. Ale znalazło się też parę tłumaczeń anglojęzycznych, które całkowicie pominęły ten fragment, pisząc tylko, że "bogaty był w mękach"... Można. Można i tak, można wyrzucić całkowicie to coś, czego się nie rozumie, ale czy to rozwiązuje sytuację? Na krótką metę zapewnie...

Dzieje Ap. 2,27.31 PD: ... gdyż nie opuścisz duszy mojej w Hadesie i nie dopuścisz, aby twój święty zobaczył zepsucie. Tutaj większość tłumaczeń zgodnie używa słowa "otchłań", BG - "piekło", NBG - "kraina umarłych", NKJV i NRSV używają słowa "Hades".

Dzieje Ap. 2,31 PD: ... powiedział o zmartwychwstaniu Jezusa/Pomazańca, które uprzednio przewidział, że ani jego dusza nie pozostanie w Hadesie, ani jego ciało nie zobaczy rozkładu. Ten poprzedni fragment to był cytat z któregoś z Psalmów Dawida, mówiący o Jezusie, a ten drugi tutaj - o wypełnieniu słów tego psalmu w rzeczywistości, o samym Jezusie. Wszystkie tłumaczenia używają tutaj tych samych wariacji: otchłań/piekło/kraina umarłych/Hades.

1 Kor. 15,55 PD: Gdzie jest, o śmierci, twoje żądło? Gdzie jest, piekło, twoje zwycięstwo? Tak. I tutaj, będąc konsekwentym, należałoby to raczej rozumieć jako: Gdzie jest, o śmierci twoje żądło? Gdzie jest, kraino umarłych, twoje zwycięstwo? Inne tłumaczenia oddają to mniej więcej w ten deseń: Gdzież jest, o śmierci, zwycięstwo twoje? Gdzież jest, o śmierci, żądło twoje? (BW, BP, BT). Podobnie próbuje wybrnąć z sytuacji NRSV, natomiast NKJV oddaje tutaj tekst najwierniej, przytaczając Hades z nazwy. NBG używa tutaj zwrotu "kraino umarłych".

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/3/chapter/10/verse/15#, słowo upsotheisa, koniugacja gramatyczna: vp Aor Pas Nom Sg f, po najechaniu kursorem myszy na ten napis pojawia się koniugacja gramatyczna po polsku: imiesłów, czas przeszły dokonany, strona bierna, mianownik, liczba pojedyncza, rodzaj żeński.

[dalej]
[wcześniej]
[do początku]





piątek, 27 lutego 2015

Dobra Nowina Marka, 11.3.

Kiedy wcześnie rano przeszli tuż obok tamtego drzewa figowego, zobaczyli, że było ono uschnięte/zwiędnięte aż do korzeni. Piotr, pamiętając słowa Jezusa, powiedział:
- Mistrzu, to drzewo figowe, które przekląłeś, uwiędło.
- Miejcie wiarę w Boga! - odpowiedział Jezus. - Naprawdę, mówię wam - jeśli ktoś powie do tej góry: Podnieś się i rzuć się w morze - a w swoim sercu on nie ma krzty zwątpienia, ale wierzy, że to, co on mówi, stanie się - tak właśnie będzie. Dlatego wam mówię, że wszystko, o cokolwiek poprosicie w waszych modlitwach - tylko wierzcie, że już to macie otrzymane, a otrzymacie to. Ale jeśli zaczynacie się modlić, ale macie coś do zarzucenia komuś innemu, to przebaczcie mu, żeby i wasz Ojciec w niebie mógł przebaczyć wam wasze potknięcia. A jeśli nie przebaczycie, to i wasz Ojciec w niebie nie przebaczy wam waszych niedociągnięć.

Potem wrócili znowu do Jerozolimy. A gdy poszedł w okolice placu świątynnego, przyszli do Niego arcykapłani, uczeni w Pismach i starsi ludu i powiedzieli:
- Z powodu posiadania jakiego rodzaju mocy ty robisz to wszystko? Kto dał ci moc do czynienia tego wszystkiego?
- Zapytam was o jedną rzecz - odpowiedział Jezus. - Odpowiedzcie mi na to, a ja wam odpowiem, w czyim imieniu to robię. Jan Chrzciciel był posłany od nieba czy od ludzi? Odpowiedzcie mi!
A oni przedyskutowali to między sobą i mówili:
- Jeśli odpowiemy, że od nieba, to nam odpowie, że dlaczego w takim razie mu nie wierzymy. To może odpowiemy, że od ludzi?
Ale z kolei ludzi się obawiali, ponieważ wierzyli oni, że Jan Chrzciciel był prawdziwym prorokiem. Więc odpowiedzieli Jezusowi:
- Nie wiemy.
- Więc ja też wam nie odpowiem, z czyjego ramienia to wszystko robię.

na podstawie: Mar. 11,20...33

[dalej]
[wcześniej]
[do początku]






poniedziałek, 23 lutego 2015

Czy są złe tłumaczenia Biblii?

Nie chcę tutaj stwierdzić, bo taki wniosek czasami można by tutaj wysnuć - że niektóre, albo i wszystkie tłumaczenia są całkowicie złe. Nie, absolutnie nie. Ale - tak jak Jezus wyraził się o Tyrze i Sydonie (Łuk. 10,13-15, oraz komentarz do tego tekstu TUTAJ) - ktoś, kto opiera się na dostępnych sobie tłumaczeniach, będzie "rozliczany" na ich podstawie, a sam Bóg wie, że gdyby ta osoba znała grecki, koniugacje, czy Jezusa osobiście - to zastosowałaby się do tego wszystkiego, co znałaby. W sensie - chodzi o posłuszeństwo Prawu Bożemu. Bóg zna serce człowieka. I zgodnie z tym, co w innej przypowieści Jezus powiedział: jeśli ktoś był wierny w małym, to i w dużym będzie. Ale jeśli ktoś zaniedbywał to małe (czyli informacje dostępne dla siebie), to i duże zaniedba.

Dlaczego więc kopię tak głęboko, skoro do "rozliczenia" wystarczyłaby sama znajomość i opieranie się na Biblii Warszawskiej, czy nawet błogie życie gdzieś na bezludnej wyspie, i opieranie się na prawie Boga tylko i wyłącznie sercem, nie mając pojęcia o niczym innym poza tą wyspą?... Nie wiem. Taką pasję mam, żeby kopać w tekście głęboko głęboko, porównywać, dociekać, wyjaśniać rzeczy, które w BW czy innych tłumaczeniach nie są jasne. Przy czym bardzo mało interesuje mnie posługiwanie się czyimiś poglądami, czytanie ich na forach - wolę kopać u źródła, bezpośrednio tam, gdzie mam dostęp. Języka greckiego nie znam, część literek umiem przeczytać, wszystko inne można znaleźć i "odfiltrować" w internecie. Opieram się na tym, co jest mi dostępne. Jest bardzo prawdopodobne, że rodowity Grek obaliłby moje teorie językowe, moje głębokie kopanie w tekście greckim. Ale opieram się na tym, co jest mi dostępne.

Tak więc każdy, kto opiera się na tym, co jest mu dostępne - czy to na BT, czy to na BW, czy na innej wersji Biblii, jeśli ma ochotę, by ją czytać, i stosuje się do tego, co tam znajdzie - coś takiego jest ok. Nie trzeba znać greckiego, żeby zastosować się do "miłuj bliźniego jak siebie samego", jakkolwiek to brzmi w różnych tłumaczeniach. Mnie pociąga głębokie kopanie, tym więc się zajmuję. I pomaga mi to zrozumieć, że nawet tłumacze Biblii, których było bardzo dużo, też popełniali różne błędy, czy byli pod wpływem różnych filozofii (jak ta o piekle). Zresztą - nie inaczej było z samymi pisarzami Nowego Testamentu i samym Jezusem - te ciągłe odnośniki do krainy umarłych, do Hadesu etc. - przecież to było nic innego, jak tylko wpływ kultury helleńskiej. I te nazwy-symbole, jak ta Gehenna, również były czymś szczególnym dla pisarzy-ewangelistów. Dzisiaj - znając historię świata - moglibyśmy raczej porównać to np. do ołtarzy Inków...

Tak więc - opieranie się na jednym, dostępnym sobie tłumaczeniu Biblii jest ok, nie jest złe, i nie chcę stwierdzić, że cokolwiek tutaj jest złe. Bo opieranie się na wersji greckiej, bez dogłębnej znajomości języka greckiego, również musiałoby być złe... Każdy opiera się na tym, co ma, nie każdy zadaje sobie takie pytania, jak ja, a zapewne są tacy, którzy dociekają nawet oryginalnych wersji języka hebrajskiego, jednocześnie ucząc się go. Jeden jeździ VW Polo, inny BMW, jeszcze inny ciężarówką - ale każdy jeździ tą samą drogą i generalnie stosuje się do tych samych zasad ruchu drogowego.






niedziela, 22 lutego 2015

KŁAMLIWE FAKTY, 25., Pytanie z wbudowanym założeniem

Kent Hovind
KŁAMLIWE FAKTY
cz. 25

A potem mówią dzieciom, żeby myślały krytycznie. I zaraz potem pada to tendencyjne, propagandowe pytanie: Czy uważacie, że ludzie WCIĄŻ ewoluują? Co to w ogóle za pytanie? Przecież to jedno z pytań z rodzaju: Czy już przestałeś bić swoją żonę? Wtedy:
- jeśli powiem "tak", to znaczy, że wcześniej biłem;
- jeśli powiem "nie", to znaczy, że wciąż to robię!

Czy widzisz tutaj, jak w pytaniu może być wbudowane pewne założenie?


Tak, tutaj właśnie znajduje się pytanie z wbudowanym założeniem (pytanie tendencyjne - przyp. wł.), bo zakłada ono, że niezależnie od odpowiedzi - ewolucja miała miejsce.

Można powiedzieć: Panie nauczycielu, to pytanie jest źle sformułowane! Zakłada ono, że ewolucja miała miejsce, podczas gdy ona w ogóle nigdy nie istniała! Bo na przykład: jak zapytać, dlaczego słonie są pomarańczowe? A jaka jest odpowiedź? Słonie NIE SĄ pomarańczowe!


To pytanie nie jest sformułowane tak, by nauczyć uczniów krytycznego myślenia. "Czy uważasz, że ludzie wciąż ewoluują?" Jest to pytanie w stylu sowieckim, w stylu indoktrynacji. Dziecko po takim programie nauczania będzie sądziło, że potrafi myśleć krytycznie, a tak naprawdę to w ogóle nie będzie wiedziało, jak myśleć. Przecież to inni mówią mu, jak ma wierzyć. To indoktrynacja.

01.10.59-01.12.27

[dalej]
[do początku]





Piekło w Biblii, 8., Kraina umarłych i puszka pandory

Kolejne teksty, w których została użyta nazwa "Hades" - sprawdzę tutaj gdzie to zostało użyte, jak zostało przetłumaczone na j. polski czy angielski (zapewnie "piekło/hell"), i jak to wpływa na wymowę danego fragmentu, zrozumienie, sens. Hades - pamiętamy - to nie było tylko piekło wg współczesnego rozumienia tego słowa, czyli miejsce dla złych ludzi, ale ogólnie kraina umarłych, KTÓRA SKŁADAŁA SIĘ z trzech różnych części, gdzie trafiali ludzie dobrzy, źli i nijacy. Czyli już z samej konfrontacji oryginalnego słowa "Hades" i jego tłumaczenia "piekło/hell" wynika, że znaczenia tych wyrażeń nie pokrywają się. A skoro się nie pokrywają, to jaki jest sens używać ich w tłumaczeniach? Nie lepiej napisać po prostu: "kraina umarłych"? Przecież o to właśnie chodzi w tłumaczeniach, by jak najwierniej oddały pierwotne znaczenie użytego słowa/wyrażenia, nieprawdaż?

Mat. 16,18 PD: Ja zaś mówię ci, że ty jesteś Piotr/Petros i na tej skale zbuduję moje zgromadzenie/społeczność/kościół i bramy Hadesu nie przemogą go.

Nie będę się tu skupiał nad powiązaniem imienia Piotr (orygin.: Petros) i jego znaczenia jako "kamyk", i faktu, że Jezus mógł użyć tutaj gry słów do porównania ze skałą, podwaliną, petrą, i całą tą teologią opartą na tej grze słów. Nie w tym momencie. Choć jest to również interesujący temat.

W każdym razie, tłumaczenia polskie fragment o Hadesie przekładają jako: ... bramy piekielne go nie przemogą (BW, BP: nie zwyciężą, BT, BG). Jakiś sens to jest, choć gdy mowa o czymkolwiek związanych z piekłem, nawet jeśli to tylko bramy piekielne, to na myśl przychodzi nam coś bardzo złego, bardzo złe miejsce. A tymczasem, gdy wziąć pod uwagę, że Hades to złe miejsce + dobre miejsce + miejsce nijakie, a generalnie jego domeną, charakterystyczną cechą jest to, że jest to po prostu mitologiczna kraina umarłych, bez jakiegokolwiek znaczenia pozytywnego czy negatywnego, to chodzi głównie o to, że ten kościół/zgromadzenie, które Jezus stworzy (już stworzył), nie zostanie zwyciężony przez... krainę umarłych? Tak. A w praktyce? Gdyby ten idiom przekuć na jakiś rzeczywisty zwrot? Bo przecież chyba nikt nie potraktuje tej mitologicznej krainy umarłych jako coś dosłownego... To taki sam zwrot jak w dzisiejszych czasach "syzyfowe prace" (tak, to nie znaczy, że przyjdzie Syzyf i będzie robił coś za nas), czy "otworzyć puszkę Pandory" (tak, tutaj też nie chodzi o żadną konserwę turystyczną, ale o konkretne znaczenie wyrażenia).

A więc: jak można by zrozumieć zwrot, że "kraina umarłych" nie przemoże/nie zwycięży kościoła Jezusa? Myślę, że bardzo prosto - o Jezusie jest napisane, że poprzez swoje zmartwychwstanie pokonał śmierć, że śmierć nie ma już nad nim mocy. A ponieważ Jezus umarł za nas, toteż i nas śmierć się nie będzie imać, i żaden Hades ("kraina umarłych") czy Gehenna ("ogień, który spala wszystko doszczętnie") nas nie dotknie. I oczywiste tutaj jest, że nie mówię o tej śmierci fizycznej, którą umieramy mając lat kilkadziesiąt, i z której Jezus z łatwością może nas wskrzesić, tak jak to zrobił z Łazarzem czy dzieckiem owego setnika rzymskiego, czy córką Jaira. Mam tu na myśli tą "drugą" śmierć, owo całkowite zniszczenie, unicestwienie, doszczętne spalenie wtedy, gdy przyjdzie na to czas; gdy - tak jak podczas potopu - Bóg oczyści Ziemię od wszystkiego, co złe, co zostało skażone samolubstwem, próżniactwem, bezmyślnością etc., właśnie poprzez doszczętne spalenie, a potem utworzy w to miejsce Nową Ziemię, nową przyrodę.

[dalej]
[do początku]





piątek, 20 lutego 2015

Dobra Nowina Marka, 11.2.

Następnego dnia, gdy szli z Betanii, Jezus zgłodniał. Gdzieś daleko zobaczył on drzewko figowe z liśćmi, i podszedł tam zobaczyć, czy może udałoby się coś tam znaleźć. Ale kiedy podszedł, nie znalazł nic innego, jak tylko same liście, bo to nie był czas na figi. Wtedy powiedział do tego drzewka:
- Nigdy więcej nikt nie będzie jadł twoich owoców.
I słyszeli to Jego uczniowie.

A kiedy weszli do Jerozolimy, wszedł Jezus na plac świątynny i pozwolił sobie na przepędzenie stamtąd hadlujących i kupujących. Poprzewracał stoły z wymienianą walutą tam i stoły handlarzy gołębi, i nie pozwolił nikomu wynieść czegokolwiek przez plac świątynny. I nauczał ich:
- Czy nie jest napisane, że mój dom będzie nazywany domem modlitwy dla wszystkich ludzi? Ale wy zrobiliście z niego jakąś melinę rozbójników!

Arcykapłani i uczeni w Piśmie usłyszeli to, i próbowali znaleźć jakiś sposób, jak by mu życie odebrać. Bo obawiali się Go, ponieważ ludzie zachwycali się nad Jego naukami.

A wieczorem Jezus ze swoimi uczniami wyszedł z miasta.

na podstawie: Mar. 11,12...19

[dalej]
[do początku]





czwartek, 19 lutego 2015

Piekło w Biblii, cz. 7 - Hades, kraina umarłych

Teraz zamierzam porównać, czy każde słowo "piekło" i pochodne, użyte w NT przykładowo w wersji BW, jest odpowiednikiem "Gehenny" w oryginalnym tekście. Za wzór wezmę tutaj polskie tłumaczenie NBG, w którym słowo to występuje w tych samych miejscach i w takim samych znaczeniu, jak w tekście pierwotnym, greckim (tę kwestię rozstrzygłem już w jednej z poprzednich części).

Jaki jest tego cel? Otóż jeśli KAŻDY przypadek występowania słowa "piekło" oparty jest na "Gehennie" z tekstu greckiego, wówczas mamy do czynienia z sytuacją, gdy nasze polskie słowo "piekło" jest po prostu złym odpowiednikiem słowa "gehenna", złym z powodu swoich konotacji, z powodu swojego negatywnego znaczenia i powiązania z jakimiś fantastycznymi teoriami rodem ze średniowiecza.

A jeśli okaże się, że słowo "piekło" zostało użyte jako odpowiednik różnych słów greckich, wówczas... Wówczas zobaczymy, co nam z tego wyjdzie.

Pierwsza niespodzianka: Mat. 11,23: A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba wywyższone będziesz? Aż do piekła zostaniesz strącone, bo gdyby się w Sodomie dokonały te cuda, które się stały u ciebie, stałaby jeszcze po dzień dzisiejszy (BW). Dlaczego niespodzianka? Bo w tekście oryginalnym, greckim, nie ma nic o ogniach piekielnych, nie ma nic o piekle, ale jest wymieniona kolejna nazwa. Nazwa własna. Krainy, miejsca - w każdym razie nazwa. Mowa o Hadesie: I ty, Kapernaum, które aż do nieba zostało wyniesione, aż do Hadesu zostaniesz strącone, bo gdyby w Sodomie stały się te dzieła mocy, które stały się u ciebie, to pozosałaby aż do dzisiaj (PD*).

Hades! Kolejny starożytna historia, idiom, miejsce-symbol, które przetłumaczone jako "piekło", z potocznym zrozumieniem tego słowa, absolutnie mija się z pierwotnym znaczeniem? Czy to tak, jakbym powiedział, że na Fordonie jest fajnie - i totalnie nikomu nic to nie mówi, bo mało kto wie, co to jest Fordon? I stąd powstałaby teoria, że skoro na Fordonie jest fajnie, to tak jakby tam jakiś raj był... A to przecież zwykłe, normalne miejsce, dzielnica w Bydgoszczy, otoczona lasem, z rzeką w pobliżu. I to tak, jak z tą Gehenną - gdy Jezus mówił, że lepiej wyrzucić samą rękę do Gehenny, jeśli nas gorszy, niż całemu tam się znaleźć - co zostało przetłumaczone jako "wyrzucić rękę w ogień piekielny"... A przecież chodziło tam o "wieczne" ognie palące się na wysypisku śmieci, owianym w dodatku złą sławą śmierci wielu dzieci gdzieś w dalekiej przeszłości.

Hades. Co to jest właściwie? Słownik Stronga** tłumaczy to jako: niewidzialna kraina, miejsce, do którego zostały odprawione dusze umarłych, grób. Czyli kraina umarłych generalnie. Wg wikipedii*** Hades był to mitologiczny grecki bóg krainy umarłych, z czasem tę nazwę nosiła również cała jego kraina. (Pamiętajmy, że wówczas kultura świata starożytnego była mocno shellenizowana). Znajdowała się ona po drugiej stronie rzeki Styks, gdzie dusze przewoził Charon, pobierając opłatę jednego obola. A tam, niespodzianka, znajdowały się trzy miejsca docelowe:
- Pola Elizejskie / Elizjum - miejsce dla dusz ludzi dobrych;
- Ereb - gdzie szli ludzie "niczym niewyróżniający się";
- Tartar - najmroczniejsza część Hadesu, gdzie przebywały dusze skazanych na wieczne cierpienia.

Hm. Jak to brzmi? Osobne miejsca w krainie umarłych, dla ludzi dobrych, dla tych "neutralnych", i dla złych, skazanych na wieczne cierpienia? W mitologii greckiej? Brzmi jak najpopularniejsza w Polsce teologia "życia pośmiertnego": niebo, czyściec, piekło... Czyli nic nowego, zaadaptowana teoria z greckiej mitologii.

Tak więc nie dosyć, że idąc za słowem "piekło" w polskiej Biblii (lub "hell" w Biblii anglojęzycznej), trafiłem na tekst źródłowy, mówiący nie o piekle, a o Hadesie, krainie umarłych, to jeszcze "odkryłem" fakt, że cała ta teoria o piekle, miejscu wiecznych cierpień jako kara dla złych ludzi, pochodzi w istocie z mitologii greckiej.

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/1/chapter/11/verse/23
** - Źródło: http://biblia-online.pl/slownik,grecki-james-strong,hasla-na-litere,alfa,1.html, tam po prawej, w rubryce "idź do hasła", należy wpisać symbol "g86". Printscreen wyniku znajduje się obok powyższego tekstu. 
*** - Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Hades.

[dalej]
[do początku]





środa, 18 lutego 2015

Czyny wysłanników, 5.1.

Pewien mężczyzna, imieniem Ananiasz, wraz ze swoją żoną, Safirą, sprzedali swoją posiadłość. Ale zostawił on gdzieś na boku pewną część pieniędzy, a jego żona wiedziała o tym. A potem przyszli i położyli resztę u stóp apostołów. Wtedy Piotr powiedział:
- Ananiasz, dlaczego Szatan zawładnął twoim sercem, że kłamiesz przeciwko Duchowi Świętemu, zatrzymując część tego, co dostałeś za swoją działkę? Czy nie mogłeś sobie tego zatrzymać? Przecież to było twoje. Czy nie mogłeś decydować o swoich pieniądzach, które uzyskałeś ze sprzedaży? Dlaczego ze swojego serca zdecydowałeś się postąpić właśnie w taki sposób? To nie ludziom, ale Bogu próbowałeś skłamać.

A kiedy Ananiasz to usłyszał, padł na ziemię martwy, a wszystkich innych, którzy to słyszeli, ogarnął strach. Kilkoro młodych przyszło i zawinęło tego umarłego, wynieśli go i pogrzebali.

Około trzech godzin później przyszła jego żona, nie wiedząc nic o tym, co się stało. Piotr zapytał jej:
- Czy to było wszystko, co otrzymaliście za waszą działkę?
- Tak, to było wszystko.
- Dlaczego zmówiliście się, by wystawić Ducha Świętego na taką próbę? Posłuchaj tych kroków za drzwiami - to wracają ci, co pogrzebali twojego męża, ciebie też oni wyniosą.

I upadła ona nagle u jego stóp, już nieżywa. A ci młodzi, którzy właśnie weszli, i zobaczyli ją martwą, wynieśli ją, by ją pogrzebać tuż obok jej męża. A cały zbór, i wszyscy, którzy o tym usłyszeli, zostawali ogarnięci przez strach.

Poprzez ręce apostołów wydarzyło się mnóstwo znaków i cudów, dokonanych wśród ludzi. Wszyscy gromadzili się w Sali Kolumnowej Salomona. Nikt obcy nie odważył się donich przyłączyć, a ludzie traktowali ich wyjątkowo. Wciąż też coraz więcej ludzi zaczynało wierzyć w Pana, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, w dużej liczbie. Ludzie wynosili też chorych na ulice, kładąc ich na łóżkach i materacach, żeby chociaż cień Piotra mógł przemknąć po ktorymś z nich, gdy przychodził obok. Przychodziło również mnóstwo ludzi z miast wokół Jerozolimy, przynosząc ze sobą kolejnych chorych, i takich, którzy byli opanowani przez złe duchy, a wszyscy zostawali uzdrowieni.

na podstawie: Dz. Ap. 5,1...16






wtorek, 17 lutego 2015

Wiara w czary-mary

Wynoszono nawet na ulice chorych i kładziono na łożach i lektykach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na którego z nich. 
Dzieje 5,15 BP

Jednym słowem - działo się to samo, co za czasów Jezusa: mnóstwo ludzi wierzących w czary-mary, że "jakoś to działa", i że może chociaż "jego cień spadnie na mnie" - jak to było w przypadu Piotra, albo "żeby chociaż koncówkę jego ubrania dotknąć" - w przypadku Jezusa. Prawdziwe czekanie na hokus-pokus.

Dzisiaj, w czasach cywilizacji, mówi się, że nikt już nie wierzy w takie rzeczy. Czyżby? A te wszystkie diety-cud, przy których nic nie trzeba robić, nie trzeba nic trenować, nie trzeba wykazywać żadnego wysiłku, a wszystko sprowadzić do spożywania odpowiednich medykamentów? A te wszystkie "jakoś-to-będzie", czyli czyste zaniedbania, do których dopuszcza się z wiarą, że przecież "jakoś-to-będzie", a potem - ból, problemy i pretensje, bo "dlaczego Bóg nie pomógł"? Uważam, że dzisiaj, tak samo jak kiedyś, ludzie wierzą w bajki. Tylko są one inaczej skonstruowane, na miarę XXI wieku. Wróżki, horoskopy, "niesamowite okazje" etc.

Tymczasem owe cuda wykonywane przez Piotra i Jezusa nie były żadnymi cudami. Owszem, w jakimś sensie na pewno - w końcu działy się w nadzwyczajny sposób. Ale - Jezus nazywał je "znakami", i tak samo były wciąż nazywane w przypadku apostołów (tutaj mój post o cudach i znakach). Wszystko to były znaki wskazujące na działalność Boga, na to, że Bóg jest zdolny czynić takie rzeczy, a więc, idąc dalej - również i inne, które wydawać by się mogły za nieprawdopodobne.

Tak więc wynoszenie chorych na ulice, i czekanie "choćby na cień Piotra", było czystym czekaniem na czary-mary. Nie, to nie tak działało. To działało wtedy, gdy człowiek zdawał sobie sprawę, że to Bóg jest sprawcą tych uzdrowień, nie cień Piotra, nie dieta-cud etc. Choć - gdy czytamy historie z Biblii - były również i wyjątki od tej zasady. Nic dziwnego - Bóg chwyta się wszelkich sposobów, by dać się poznać człowiekowi z tej najlepszej strony, i czasem, gdy inne drogi zawodzą, używa drogi rozpoczynającej się również od takiego hokus-pokus. Jak choćby w przypadku tej kobiety, która krwawiła od iluś tam lat, a wierzyła gorąco, że gdyby tylko dotknąć końcówki ubrania Jezusa...

Ale wielu innych tak samo wierzyło, a uzdrowieni nie zostali. Nie, to nie ubranie pomaga, to nie "cudowny włos", czy inna jakaś relikwia. Coś musi być wyjątkowego w relacji człowiek-Bóg, czy choćby tylko w samym sercu człowieka, który już praktycznie gotowy jest na otwarcie się na Boga, żeby takie uzdrowienie się wydarzyło, dzięki któremu taki człowiek uwierzy w Boga i zaufa Mu.

Tak samo więc i dzisiaj. Lepiej nie stawiać powyższego fragmentu jako wzór, że o, kiedyś to działy się taaaaakie uzdrowienia (tak, byłem świadkiem takich rzeczy) - nie, to nie były uzdrowienia, to byli ludzie wynoszący chorych na ulicę, liczący na abrakadabra.

Co prawda później, w kolejnym wersecie jest napisane, że "oni wszyscy zostali uzdrowieni", ale... Z powodu braku interpunkcji właściwie nie wiadomo, kto. Ponieważ... Zobaczmy:

Schodziło się mnóstwo ludzi z miast z okolic Jerozolimy, niosąc słabych/bezsilnych, którzy byli trapieni przez duchy nieczyste, którzy byli uleczani wszyscy (Dzieje 5,16 PD).

Przychodziło też wielu ludzi z miast położonych wokół Jerozolimy, przynosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy zostali uzdrowieni (BP).

Ale schodziło się też wielu z okolicznych miast Jerozolimy, niosąc chorych oraz nękanych na skutek nieczystych duchów, i wszyscy zostawali uzdrawiani (NBG).

Hm, i tutaj widzę, że we wszystkich przekładach, zamiast wyrażenia "słabych/bezsilnych", używane jest słowo "chorych"... Czy to faktycznie znaczy to samo? Spróbuję dociec tego w innym poście.

Tutaj tylko dopowiem - z powyższego wersetu rozumiem, że na pewno byli uzdrawiani wszyscy, którzy byli byli "trapieni przez duchy nieczyste", czyli każdy, kto miał w sobie jakiegoś demona, został od niego uwolniony. Czy określenie "wszyscy" dotyczy też tych "chorych" znoszonych z całej okolicy Jerozolimy, i tych wszystkich, którzy - jako chorzy - byli wystawiani na ulice? Czy wszyscy chorzy byli uzdrawiani? Mimo swojej wiary w czary-mary, a nie w cuda/znaki?

Teraz już sam nie wiem, jaka jest odpowiedź na to pytanie...

Będę szukał.




niedziela, 15 lutego 2015

Piekło w Biblii, cz. 6 - Konsekwencje wyborów

Ostatnio sprawdzałem, czy każde miejsce, w którym występuje słowo "gehenna", przetłumaczone zostało jako piekło. Generalnie - tak, zamiennie z "piekielnym ogniem" etc., czyli wyrażeniem wziętym praktycznie z księżyca. Bo w oryginalnym tekście nie ma mowy o żadnym piekielnym ogniu, ale o miejscu-symbolu, a więc w jakimś stopni - o przenośni, metaforze. I o ile samo wyrażenie "piekielny ogień" można zrozumieć jako metaforę, to już - nie znając źródła tego wyrażenia i traktując je bardzo dosłownie - można popaść w skrajną paranoję. Dlaczego? Dlatego, że używanie jakiegoś obrazu "wieczny ogień", "ogień piekielny" - ze świadomością obrazu ognia wiecznie palącego się, pochłaniającego wszystko, co do niego wpadnie, obracającego wszystko w popiół - zgodnie z przeznaczeniem miejsca Gehenna - nijak ma się do tego, jak Jezus opowiada o Ojcu, jak kochającym tych, których Stworzył. Bo - nawet jeśli ktoś uparcie nie będzie wierzył w Niego, i uprze się przeżyć tych 70-80 lat tutaj, konsekwentnie odrzucając każdą wiadomość na temat Państwa Boga, to zamierzeniem Boga nie jest potem karanie go przez całą wieczność za tę decyzję. A wieczność to jest 70 lat razy wiele wiele wiele razy. Jaki to miałoby sens, żeby ktoś płonął w ogniu trwającym o wiele dłużej, niż całe to życie tutaj, na Ziemi? Nie. Pragnieniem Boga jest, aby WSZYSCY znaleźli się w Państwie Boga, a jeśl ktoś zdecyduje się podjąć inną decyzję - Bóg to uszanuje. Zaakceptuje. I zgodnie z planem - o którym jest mowa wzdłuż i wszerz w całej Biblii - finalnie zniszczy On wszystko, co jest w najmniejszym stopniu zarażone czymkolwiek złym, by na tych gruzach odbudować coś zupełnie nowego. Coś jak w raju. Wszyscy mają szansę się o tym dowiedzieć i samodzielnie zadecydować o swojej przyszłości. To zniszczenie przyjdzie tylko jeden raz, będzie trwało moment, i - jak ognie w Gehennie - spali wszystko do cna, nic potem nie zostanie. Taka jest historia owego "piekła".

Tworzenie więc teorii wiecznie palących się ogni, palących człowieka "za karę" przez nieskończenie długi czas, jest wymysłem ani nie znajdującym najmniejszego potwierdzenia w Biblii, ani nawet nie brzmi sensownie. Jaki byłby sens palić kogoś "za karę"? I to przez nieskończenie długi czas? Kto mógłby na to patrzeć? Czy mógłby na to patrzeć Bóg, który nas stworzył, który jest naszym Ojcem?... Kochającym Rodzicem?...

Tak więc nie ma kary. Nie ma piekła. Są tylko i wyłącznie konsekwencje naszych własnych wyborów.

[dalej]
[do początku]





środa, 11 lutego 2015

KŁAMLIWE FAKTY, 24., Przetrwanie najlepszego

Kent Hovind
KŁAMLIWE FAKTY
cz. 24

Mówi się o przetrwaniu najlepszego. Ale przetrwanie najlepszego nie wyjaśnia jego pochodzenia! Myślę, że "przetrwanie najlepszego" to tautologia - zdanie, które nic nie znaczy. Spytasz nauczyciela: "Profesorze, ale dlaczego to przetrwało?", na co on ci odpowie: "Bo to jest najlepsze, przetrwało najlepsze". "A skąd wiadomo, że jest najlepsze?" "BO PRZETRWAŁO"!

Tylko pomyśl: jeśli wieloryb przepłynie przez ławicę ryb i zje 80% z nich, to nie przetrwają najlepsze ryby z ławicy, tylko SZCZĘŚCIARZE! Niektórzy jednak czynią takie właśnie obserwacje, i dochodzą do takich właśnie wniosków.


Nie wiem, czy słyszałeś z kolei tę historię: pewna grupa naukowców chciała zobaczyć, jak daleko skoczy żaba. Postawili dużą, starą żabę i powiedzieli: Skacz żabo, skacz! Żaba skoczyła na odległość 200 cm. Potem ucięto jej jedną nogę i powiedzieli jej: Skacz, żabo! Żaba skoczyła tylko 175 cm! Po odcięciu drugiej nogi - skoczyła 150 cm. Odcięli trzecią nogę - skoczyła 125 cm. Odcięli więc ostatnią nogę i powiedzieli: Skacz, żabo. I tutaj uwaga - w oparciu o dane, jakie mieli, myśleli, że może skoczy te 100 cm. Ale ona się nie ruszyła z miejsca... I ten wynik był taki sam, za każdym razem, z każdą inną żabą.


Ci wybitni naukowcy zebrali więc wnioski:
Wniosek nr 1 - żaba skakała gorzej w miarę, jak obcinaliśmy nogi.
Wniosek nr 2 - żaba bez nóg straciła słuch!

Świetna obserwacja, ale drugi wyciągnięty wniosek wszystko niszczy.

Tak samo postąpili z muchami owocówkami - wzięli je do labolatorium, podgrzewali w mikrofali i prześwietlali. Robili im różne, paskudne rzeczy. Uzyskali różne zmutowane muszki - muszki z zawiniętymi skrzydełkami, które latały, ale nigdzie nie wylatywały (pierwsze czerwone zakreślenie na rysunku poniżej); uzyskali muszki bez skrzydełek - jak to nazwać? pełzak? Wyhodowano je i powiedziano: wszystkie te wyhodowane mutacje były gorsze, niż dziadek muszka. Tak! To dobra obserwacja! Ale oni kontynuowali: Musimy tutaj więc zauważyć, że muszki wyewoluowały już na tyle, ile mogły.

Badania były dobre. Ale dobrze byłoby z obserwacji wyciągnąć też inny wniosek: to Bóg ją stworzył w najlepszej możliwej kompozycji, a jedyne, co robią ci naukowcy, to mieszanie ich w ich laboratoriach.


Ten człowiek (powyżej, po prawej) mówi: "Muszki na północy mają o 4% większe skrzydełka, niż muszki na południu!"

I to ma dowodzić ewolucji???

01.07.20-01.10.58

[dalej]
[do początku]




Trzy lata pracy i jaki tego efekt?

A ci, którzy go poprzedzali i mu towarzyszyli wołali, mówiąc:
Hosanna; błogosławiony Ten, co przychodzi w Imieniu Pana!
Błogosławione nadchodzące królestwo naszego ojca Dawida!
Hosanna, na wysokościach!

Mar. 11,9-10 NBG
[cała historia]

Błogosławione jest królestwo naszego ojca Dawida.... które nadchodzi... Trzy lata Jezus mówił o nadchodzącym Królestwie Bożym, o mieszkaniu Jego Ojca, o Bogu czekającym gdzieś tam, u Góry, o nowym świecie, opartym na wzajemnej miłości, akceptacji i tolerancji. Trzy lata Jezus dokonywał rozmaitych cudów, uzdrowień, wskrzeszeń, a wszystko po to, by pokazać ludziom, że to, co mówi, to szczera prawda. Bo mówił nie tylko o przyszłości, ale i o teraźniejszości, o stosunku do drugiego człowieka. I uzdrawiał, by pokazać, że ma moc uczynić to wszystko, o czym opowiada.

Tymczasem po tych trzech latach ludzie Go uhonorowali, śpiewając: błogosławiony jest ten, który przychodzi w imieniu Pana, i błogosławione jest królestwo naszego ojca Dawida, które nadchodzi... Tak bardzo w świadomości społecznej zakorzenione było, że Mesjasz = uwolnienie od Rzymian, że Mesjasz = dowódca, który poprowadzi naród do powstania przeciwko Rzymianom, że Mesjasz = założyciel nowego, niezależnego państwa izraelskiego, że z tego wszystkiego, co Jezus nauczał, ludzie usłyszeli tylko to, co pasowało do ich wyobrażeń, a reszty, której nie rozumieli, nawet nie próbowali zrozumieć, nie próbowali wnikać, co to tak naprawdę oznacza.

Coś takiego mogłoby każdego normalnego człowieka załamać...

Pytanie, ile razy zdarza się to dzisiaj? Ile razy zdarza się dzisiaj, że czytamy Biblię, ale widzimy tylko tę część, która pasuje do naszych JUŻ POSIADANYCH wyobrażeń, a reszty, której nie rozumiemy, po prostu nie rozgryzamy, uważając to za mało istotną, zdobną otoczkę?






Dobra Nowina Marka, 11.1.

Gdy byli już coraz bliżej Jerozolimy i przyszli do Betfage i Betanii, przy Górze Oliwnej, wysłał Jezus dwóch uczniów i powiedział do nich:
- Idźcie do wioski, która leży przed wami. Od razu, gdy tylko wejdziecie, znajdziecie źrebaka oślęcego, przywiązanego, na którym jeszcze żaden człowiek nie siedział. Odwiążcie go i przyprowadźcie tutaj. A jeśli ktoś zapyta, dlaczego to robicie, odpowiedzcie, że Pan użyje go, a potem odeśle z powrotem.
A ci poszli, i znaleźli tego źrebaka, przywiązanego u drzwi wychodzących na ulicę, i odwiązali go. Stał tam ktoś i zapytał:
- Co wy robicie? Odwiązujecie osła?
A oni odpowiedzieli tak, jak im Jezus powiedział, i mogli już odejść. A potem zaprowadzili go do Jezusa, kładąc swoje płaszcze na ośle, a On usiadł na nich. Wielu kładło swoje płaszcze na drodze, inni pokrywali drogę zielonymi gałązkami, które ucięli w okolicznych zagajnikach. Zarówno ci, którzy szli przed, i ci, którzy podążali za, wołali:
- Hosanna! 
Błogosławiony jest On, który przychodzi w imieniu Pana!
Błogosławione jest jest królestwo naszego ojca Dawida, które nadchodzi,
hosanna na wysokości!

I wjechał do Jerozolimy, i wszedł na plac świątynny. Po tym, jak rozejrzał się dookoła, odjechał do Betanii, razem z dwunastoma, ponieważ było już późno.

na podstawie: Mar. 11,1...11






środa, 4 lutego 2015

Sprzedać wszystko i stworzyć komunę?

Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze [uzyskane] ze sprzedaży, i składali je u stóp Apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby. 
Dzieje 4,34-35 BT

Tak wygląda niby wzór komuny - społeczności, gdzie wszystko jest wspólne. Fragment ten podaje się jako doskonały przykład na taką komunę.

Ale z drugiej strony, tak sobie myślę, fragment ten ma też drugie dno:

Czy konieczne było sprzedawanie tych ziem/działek, czy posiadanych domów? Pieniężenie ich? Czy nie można było - albo, jeśli iść dzisiaj za tym przykładem - czy nie można wykorzystać już istniejących dóbr/środków, żeby móc ewentualnie lepiej pomagać? Np. w domu - zamiast go sprzedawać - ulokować bezdomnych. Urządzić lecznicę. Podpada to pod lepsze zarządzanie posiadanymi środkami.

Albo - czy to, że ludzie przynosili te pieniądze "do stóp apostołów" - czy to oznacza, że tak właśnie wygląda idealna sytuacja? Przynoszenie czegoś do czyichś stóp kojarzy mi się raczej z oddawaniem hołdu temu komuś. To tak, jakby ludzie przynosili to wszystko do stóp apostołów - co trochę brzmi, jak przynoszenie jakiejś ofiary - bo widzieli cuda/uzdrowienia/znaki, jakich dokonywali, i  - może podświadomie jakoś - traktowali ich jak półbogów? Bo trzeba pamiętać, że mowa tutaj o społeczeństwie żyjącym wciąż w kulturze greckiej, z bogactwem mitów o ludziach-bogach czy jakichś półbogach. To - gdyby porównać - tak samo, jak my dzisiaj żyjemy praktycznie w cieniu kultury amerykańskiej, razem z tymi ich super-bohaterami: Supermanem etc. Oczywiście, nikt tego dzisiaj nie bierze na poważnie, ale gdyby nagle w jakiejś okolicy okazało się, że jakiś człowiek uzdrawia ludzi, to media raczej na pewno narobiłyby wokół tego odpowiedniego szumu, poprzez nagłówki o szarlatanie w "Fakcie", aż do analiz społecznych w "Newsweeku".

Tak więc tak sobie myślę: w Biblii jest opisanych wiele rzeczy. Jest opisane również, jak król Dawid uwiódł mężatkę. I jak dwie córki uprawiały seks ze swoim ojcem, akurat spitym. Czy koniecznie trzeba uważać wszystkie przykłady z Biblii za idealny przykład do naśladowania? Nie sądzę. Raczej jako spisane historie, głównie po to, by wyciągać z nich poprawne, logiczne, racjonalne wnioski. Zresztą tak też Piotr gdzieś napisał, że "dla naszego pouczenia zostało to napisane".

A więc niekoniecznie istnienie takiej komuny, i sprzedawanie wszystkiego, co się ma, musi być idealną sytuacją. Raczej - jak najrozsądniejsze zarządzanie tym, co się ma, tym, co się od Boga otrzymało. I w razie potrzeby - gotowość pomocy komuś innemu. (Pomijam tutaj m.in. przypadki naciągaczy).






wtorek, 3 lutego 2015

Czyny wysłanników, 4.2.

Tuż po tym, jak zostali oni zwolnieni, poszli do swoich i opowiedzieli, co powiedzieli im arcykapłani i starsi. Gdy tamci inni o tym usłyszeli, modlili się do Boga jednomyślnie i mówili tak:
- Panie, ty, co stworzyłeś niebo i ziemię i morze i wszystko, co w nich jest, ty pozwoliłeś Duchowi Świętemu powiedzieć przez twojego sługę, Dawida, naszego ojca:
Dlaczego ten rodzaj ludzi się opiera?
Dlaczego opierają się oni / bazują na czymś, co jest próżne, daremne?
Władcy ziemi powstają, 
książęta uderzają razem
przeciwko Panu, naszemu Zbawcy.
Tak, w tym mieście rzeczywiście zebrali się oni razem, by uderzyć przeciwko twojemu świętemu słudze, Jezusowi, którego uratowałeś. Zarówno Herod, jak i Poncjusz Piłat, razem z poganami i narodem izraelskim - wszyscy zrobili to, co ty - poprzez twoje ręce i twoją wolę zadecydowałeś, że tak się ma stać. A teraz, Panie, spójrz na ich groźby i pozwól swoim sługom mówić twoje słowa z odwagą. Wyciągnij swoją rękę tak, żeby dokonywać uleczeń i znaki i cuda w imieniu Jezusa, twojego świętego sługi.

Kiedy już zakończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, w którym się zebrali. Zostali wszyscy napełnieni Duchem Świętym i mówili słowa Boga z prawdziwą śmiałością.

A wszyscy ci wierzący byli jednym w sercu i jednej myśli, i nikt nie uważał tego, co posiadał, za tylko i wyłącznie jego; wszystko mieli wspólne. Apostołowie z dużą mocą głosili ewangelię o zmartwychwstałym Jezusie Chrystusie, a łaska/sprzyjanie była nad nimi wszystkimi. Nikt z nich nie pozostawał w sytuacji, że brakowało mu jakichś niezbędnych artykułów, ponieważ ci, co posiadali kawałek ziemi albo dom, sprzedawali to i przynosili otrzymane pieniądze, i kładli je u stóp apostołów. A potem każda osoba otrzymywała tyle, ile potrzebowała.

Tak samo i Józef, pewien Lewita z Cypru, przez apostołów zwany także Barnabaszem, co znaczy "syn pocieszenia", sprzedał działkę, którą posiadał, przyszedł do apostołów i złożył pieniądze u ich stóp.

na podstawie: Dz. Ap. 4,23...37

[dalej]
[do początku]





Potrzeba nam 100% przekonania

A gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i głosili z odwagą Słowo Boże. 
Dzieje 4,31 BW

Ciekawa sytuacja. Wszyscy uczniowie zostali napełnieni Duchem, i zaczęli mówić. Z powodu tego, co mówili, zdołano zaaresztować Piotra i Jana. Ci, postawieni przed sądem złożonym ze starszyzny ludowej, nadal przemawiali pewnie, wiedząc dokładnie, czego chcą, i co mają do zrobienia. Bez cienia wahania. Gdy zostali wypuszczeni i wrócili do swojej grupy - i tu następuje sytuacja, na którą chcę zwrócić uwagę - opowiedzieli o trudnościach, jakie mieli, o areszcie i o próbie znalezienia czegoś na nich, żeby ich w tym areszcie zatrzymać. Tak czy siak - cała ta grupa usiadła i zaczęła się zgodnie modlić, całkowicie przekonani co do tego, co mają robić, prosząc Boga o wsparcie.

I tutaj przypomniało mi się wiele sytuacji, podobnych zebrań kościelnych, gdzie ludzie... nawet nie wiedzieli, co mają robić. Podchodzący dyplomatycznie do każdego problemu, zaprzestali jakichkolwiek działań, byle tylko nikogo nie urazić. A modlitwy stały się monotonne: "pomóż nam, Panie, lepiej służyć"...

Jaki kontrast! Pierwsza grupa dobrze wiedziała, co ma robić, i problemy sprawiły tylko, że poprosili o wsparcie i cudowne działanie Boga, aby widziano Jego cuda, Jego moc; prosili o konkrety; natomiast druga grupa prosiła o coś niepewnie, niepewna co do tego, czym się właściwie zająć, i jak to ugryźć, niepewna o co właściwie mogą prosić, dyplomatycznie, żeby potem nie okazało się, że Bóg ich nie wysłuchał.

Potrzeba nam dużej wiary, dużej pewności, maksymalnego, stuprocentowego przekonania słuszności w tym, co robimy.





niedziela, 1 lutego 2015

Apokalipsa, 13. - Kim jest ta postać?

I odwróciłem się, aby widzieć głos, który rozmawiał ze mną, i odwróciwszy się zobaczyłem siedem złotych świeczników, a pośrodku tych siedmiu świeczników - kogoś podobnego do Syna Człowieczego odzianego w szatę sięgającą stóp, i przepasanego na piersiach pasem złotym. Jego głowa i włosy były jak biała wełna, albo jak śnieg, a oczy jak płomień ognia. Jego stopy - jak roztopiony mosiądz, rozżarzony w piecu, a Jego głos - jak szum wielu wód. W swojej prawej dłoni miał siedem gwiazd, a z Jego ust wychodził ostry miecz obosieczny, a Jego twarz jaśniała jak słońce w pełnej mocy.
Obj. 1,12-16 PD

Ktoś podobny do Syna Człowieczego (czyli Jezusa - tak jest nazywany w ewangeliach), w jakimś płaszczu czy czymś takim, ze złotym pasem na piersiach (nie, nie łańcuch, ale pas, hm...), śnieżnobiałe włosy, oczy jak płomienie, stopy jak roztopiony mosiądz - rozlewające się?... Głos jak szum wielu wód? Siedem gwiazd? Same tajemnice...

Co do twarzy jaśniejącej jak słońce w pełnej mocy - przypomina mi się fragment którejś ewangelii, gdzie Jezus spotkał się na szczycie góry z Eliaszem i Mojżeszem. Wtedy też zostało napisane, że Jego twarz jaśniała jak słońce. Zresztą - o ile się nie mylę - Jan chyba nawet tam wtedy był, jako jeden z tych trzech uczniów.

Skoro jest to więc ktoś podobny do Jezusa, to przyjmuję, że był to opis Jezusa. Tym bardziej, że dalej jest napisane: I gdy Go zobaczyłem, padłem Mu do stóp niczym martwy, a On położył swoją prawą rękę na mnie, mówiąc: Nie bój się, ja jestem (ten) pierwszy i (ten) ostatni, i żyjący. Stałem się martwy, a oto znowu jestem żywy na wieki wieków, naprawdę (...) (Obj. 1,17-18 PD). Wg tych słów, osoba mówiąca była kimś, kto umarł i zmartwychwstał. Takich osób było w Biblii kilka. Ale: (...) I mam klucze do Hadesu i śmierci (Obj. 1,18 PD). Posiadać do czegoś klucze, to tak jakby mieć nad czymś władzę, zdolność zamknięcia i otwarcia, zdolność decydowania, czy coś mam być zamknięte/niedostępne czy otwarte/dostępne. Posiadać klucze do Hadesu, czyli wg ówczesnej, bardzo powszechnej greckiej kultury - krainy umarłych, i do śmierci, z tytułu swojego dokonania na krzyżu, może tylko Jezus.







Tęsknota Adama i Ewy

Obudziłem się dziś rano, gdy do głowy przyszło mi wyobrażenie dwojga ludzi. Oni razem, ubrani w białe t-shirty, w niedzielny, leniwy poranek. Na pewno byłoby im bardzo przyjemnie.

Potem te piękne, śnieżnobiałe t-shirty zostały zabrudzone. Brudny biały t-shirt zawsze wygląda brzydko. Człowiek wtedy zawsze tęskni z powrotem za tą śnieżną bielą, która była poprzednio, wcześniej.

Potem wyobraziłem sobie Adama i Ewę, leżących razem, w niedzielny poranek, cieszących się sobą nawzajem, słońcem, zielenią. I nagle coś się zmieniło, zepsuło. Stało się coś nieodwracalnego. Zrobili coś, co sprawiło, że byli nie w porządku wobec Boga. A potem rośliny zaczęły umierać, a zwierzęta pożerać się nawzajem. I potem zobaczyli śmierć jednego ze zwierząt, a potem zostali ubrani w jego skórę. Ta skóra przypominała im ciągle o tym, co było wcześniej - wcześniej żadna skóra, żadne ubranie nie było im potrzebne.

Nawiasem - do czego zaczęła być im potrzebna ta skóra? Czyżby nie tylko rośliny umierały, nie tylko zwierzęta się zaczęły pożerać nawzajem, ale i cała natura "weszła" w stan jesieni? Zaczęło być chłodniej? Jak nigdy dotąd?...

A potem wyobraziłem sobie tę tęsknotę. Tę, którą znamy, tęskniąc za śnieżnobiałym, nowiutkim t-shirtem. I tęsknotę, którą musieli odczuwać Adam i Ewa, tęskniąc za tą naturą, która była wcześniej - tęskniąc za wiecznym latem. Za tamtą nieskalaną przyrodą, wiecznie kwitnącymi kwiatami, wiecznie świeżą zielenią, ciepłem...

Adam i Ewa tęsknili za czymś, co znali. My dzisiaj nawet nie mamy pojęcia, za czym właściwie tęsknić. Choć w zasadzie każdy z nas właściwie tęskni za światem, gdzie wszystko jest tak, jak powinno być, gdzie każdy myśli logicznie i racjonalnie, a jednocześnie umie wyrażać swoje pozytywne uczucia i kontrolować te złe. Gdzie każdy robi wszystko to, co leży w jego gestii, nie pozwalając sobie na żadne świadome niedociągnięcia, na byle-jakość. Gdzie jeden jest wyrozumiały wobec drugiego, i w każdej chwili gotowy, by go wesprzeć.

T-shirta można wyprać. Adam i Ewa otrzymali ubrania sporządzone ze zwierzęcych skór, żeby nie pomarzli. A my? A my mamy zapewnienie Jezusa, że w domu Jego ojca jest wiele mieszkań dla nas, i że jesteśmy tam mile widziani, a zanim tam dojdziemy, czeka nas jeszcze dłuuuga praca nad naszymi charakterami...

Tak więc czytajmy ewangelie, bierzmy przykład z Jezusa, czytajmy Nowy Testament, aby poznać zalecenia apostołów odnośnie codziennego naszego życia, walki z naszym własnym charakterem i słabościami, i czytajmy Stary Testament, aby poznać Boga i zobaczyć Jego miłość tamże właśnie. Bo gdy będziemy zdolni zobaczyć miłość Boga w Starym Testamencie, pośród tych wszystkich "krwawych" historii, wtedy nauczymy się być wyrozumiali, i nikt nigdy nie wmówi nam, że Bóg jest jakiś zły, brutalny, albo że to On zrobił nam coś złego.