czwartek, 31 grudnia 2015

Apokalipsa 63 - Duchowe.

A co do darów duchowych, bracia, nie chcę, abyście byli nieświadomi rzeczy - pisał apostoł Paweł (1 Kor. 12,1 BW). W takim razie zobaczmy, co to jest za temat, którego nie powinniśmy być nieświadomi.

Rozdział wcześniej Paweł pisał o różnych zwyczajach, które dobrze byłoby wprowadzić, albo je zakończyć, o stosunkach pomiędzy ludźmi w zborze korynckim, o spożywaniu jedzenia na spotkaniach etc. Jednym słowem - sprawy nie-duchowe, doczesne, dotyczące fizycznych rzeczy: nakrywanie głowy, jedzenie, picie. Po czym kolejny rozdział rozpoczyna słowami: A co do darów duchowych... (BW). Albo, wg NBG: Bracia, ale nie chcę, abyście nie wiedzieli odnośnie duchowych rzeczy. Albo, wg PD: Natomiast o duchowych, bracia, nie chcę, abyście nie rozumieli / nie byli świadomi...

I tu jest ciekawie. Bo każde znane mi tłumaczenie mówi o "duchowych darach", włącznie z wersjami anglojęzycznymi, NBG o "duchowych rzeczach", natomiast okazuje się, że grecki oryginał mówi o "duchowych"* tak po prostu. Nie ma rzeczownika. O "tych duchowych". Można to zobaczyć również w anglojęzycznym przekładzie interlinearnym**, gdzie słowo "dary" dodane jest w nawiasie, jako... Jako co? Jako czyjaś prywatna interpretacja? A skąd wiadomo, że mowa o darach, a nie np. o cechach, albo o talentach, albo o czymkolwiek, co mogłoby być duchowe?

Natomiast o duchowych, bracia, nie chcę, abyście nie rozumieli / nie byli świadomi. Wiecie, że byliście poganami, do fałszywych bożków, niemych i bez głosu jakkolwiek byliście prowadzeni/wiedzeni. Dlatego oznajmiam wam, że nikt, kto mówi w duchu Boga, nie przeklnie Jezusa, i nikt też nie może powiedzieć, że Jezus jest Panem/Władcą/Mistrzem, jeśli nie w Duchu Świętym (1 Kor. 12,1-3 PD).

To, że nikt nie przeklnie Jezusa, będąc w duchu Boga - biorąc pod uwagę, że jeśli się jest w owym "świętym nastroju", w sensie: w jakby wspólnocie duchowej z Bogiem, w Jego klimacie, myśląc o Nim, działając zgodnie z Nim - nikt wówczas Jezusa nie przeklnie. Wydaje się to nawet oczywiste: jeśli ktoś głęboko przeżywa atmosferę świąt, to złego słowa o nich nie powie. Jeśli ktoś głęboko jest zakochany, złego słowa nie powie i nie da powiedzieć o swoim partnerze / swojej partnerce. Tak to działa. Słowa wychodzą z serca, co więc siedzi w sercu, to wychodzi przez usta.

Są więc różnorodności darów łaski / charismaton, ale ten sam duch, i różnorodności rodzajów służenia, ale ten sam Pan/Władca/Mistrz. Są też różnorodności działań, ale ten sam jest Bóg, który działa we wszystkich. I każdemu dawany jest jakiś przejaw/uwidocznienie/manifestacja Tego Ducha w korzystnym celu... (1 Kor. 12,4-7 PD).

Po pierwsze - można mieć różne "dary łaski" czy też "charyzmy", różne objawy działania, ale duch tego wszystkiego jest ten sam: ten sam kierunek działania, to samo nastawienie, wszystko z myślą o Bogu i o Jego celach.

Po drugie - co oznacza owo abstrakcyjne określenie "dary łaski"?

Po trzecie - owo określenie, które często w Biblii tłumaczone jest jako Pan, greckie słowo Kyrios, oznacza faktycznego Pana - takiego władcę, po angielsku oddaje się to słowami "master" albo "Lord". Po polsku można by powiedzieć - pan na włościach, wyższa sfera.

* - Źródło: Przekład Dosłowny: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/7/chapter/12/verse/1
** - Źródło: http://biblehub.com/interlinear/1_corinthians/12.htm








niedziela, 27 grudnia 2015

Apokalipsa 62 - Ojciec wszystkich duchów

A aniołowi/posłańcowi zgromadzenia w Sardes napisz: To mówi ten, który ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd. Znam twoje poczynania, że masz imię, że (niby) żyjesz, ale jesteś martwy.
Obj. 3,1 PD

Na tym nie koniec dociekań związanych z Duchem Boga. Dlaczego? Ponieważ w Apokalipsie w tym miejscu mowa jest o SIEDMIU DUCHACH Boga, że Jezus ma owych siedem duchów. Aby więc zrozumieć dobrze, o czym mówi ta część Apokalipsy, o czym Jezus mówi w liście do zboru w Sardes, trzeba brnąć dalej, głębiej w ten temat. Nie chce się jeszcze posiłkować czytaniem komentarzy innych ludzi, ułatwianiem sobie sprawy czytaniem ich interpretacji tego zagadnienia - chcę zobaczyć, do czego może człowiek dojść studiując to samodzielnie.

Mowa o "duchach" w liczbie mnogiej jest w Nowym Testamencie kilka razy. Pominąłem przypadki, w których mowa np. o złych duchach - chodzi mi o słowo w liczbie mnogiej - wyganianych przez Jezusa z większej liczby osób, ponieważ tutaj liczba mnoga spowodowana jest mnogością osób.

Mat. 12,43-45: Kiedy duch nieczysty wyjdzie z człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając odpoczynku, lecz nie znajduje. Wtedy mówi: Powrócę do mego domu, z którego wyszedłem. I powróciwszy zastaje dom nie zajęty, zamieciony i przyozdobiony. Wtedy idzie i bierze ze sobą siedem innych duchów gorszych od siebie, i wchodzi tam, i mieszka. I koniec tego człowieka staje się gorszy od początku (BP). Jest to jedna z opowieści Jezusa obrazująca to, jak działa duchowość człowieka. Nawet jeśli Jezus wygoni z jego wnętrza jakiegoś złego ducha, który tam jest - a idąc za poprzednimi postami, to tak samo jakby człowiek wpadł w jakiś "tryb", np. tryb myślenia tylko i wyłącznie o kradzieży czegoś, o oszukiwaniu, o braniu wszystkiego dla siebie bez względu na cenę, jaką muszą za to zapłacić inni ludzie z jego otoczenia - i to jest tak, jakby miał w sobie jakiegoś złego ducha kradzieży (czasem czuć coś takiego od niektórych ludzi, może nie konkretnie o kradzieży w tym momencie mówię, ale tego typu rzeczy, np. widząc kogoś można poczuć, że ten ktoś to jakiś taki cwaniaczek, albo gbur i cham, albo maniak seksualny, albo coś w tym rodzaju - to tak, jakby ten ktoś miał jakiegoś takiego ducha w sobie: ducha cwaniakowania etc.) - więc nawet gdy Jezus wygoni takiego ducha precz, a człowiek nic z tym nie zrobi, nie zapełni tego miejsca innym duchem, nie zaprosi do siebie Ducha Boga - to to miejsce stoi puste. Puste, wymiecione, uporządkowane, przyozdobione - jak w trakcie postanowień noworocznych, gdzie obiecujemy sobie dużo: zrywanie z nałogami, zrywanie z lenistwem, branie się za treningi, więcej aktywności, może nauka języka, cokolwiek innego - albo po dwóch tygodniach okazuje się, że plan postanowień noworocznych nie wypalił, a obecnie jest jeszcze gorzej, niż było wcześniej. I ciężko się zatrzymać. Tak to często działa. I to właśnie wyjaśnił Jezus - dlaczego tak to działa.

Nawiasem - czy nowonarodzenie więc, o którym Jezus mówił w Jan. 3, w rozmowie z Nikodemem, związane jest też z tym, że nie tylko człowiek jakby naradza się duchowo, ale także jakby odradza się na nowo - czyli jakby dostaje innego ducha w sobie, ducha pochodzącego od Boga, ducha motywującego do 180-stopniowych zmian w swoim życiu?

Jednak gwoździem tego, co Jezus opowiedział, jest dla nas w tym momencie to, że okazuje się, że w jednym człowieku może być więcej duchów, niż jeden. Tutaj - nawet osiem. Zakładając więc, że to nie jest dokładnie tak, że człowiek może mieć tylko jednego, własnego ducha, związanego ze swoją duszą, ale duch może być dany, wymieniony, zmieniony, wzięty etc. - stwarza to podstawy do wyjaśnienia mnogości duchów: jeden człowiek, poza swoim własnym duchem, stanowiącym jakby jego własną duszę, może mieć w sobie również kilka innych duchów. Ducha opętania. Ducha szaleństwa. Ducha złośliwości. Ducha bezsensownego uporu. Wszystkie te duchy, uznane za złe, które Jezus z ludzi wyganiał. Piękna praca.

Drugim, i chyba ostatnim tekstem, jaki udało mi się znaleźć, z użyciem słowa "duch" w liczbie mnogiej bez powiązania z mnogością osób, jest Hebr. 12,9: Ponadto, szanowaliśmy naszych ojców według ciała, chociaż nas karali; czy nie daleko więcej winniśmy poddać się Ojcu duchów, aby żyć? (BW); Ponadto ojców naszego ciała mieliśmy jako karcących wychowawców i szanowaliśmy ich, czyż nie o wiele bardziej będziemy poddani/podporządkowani Ojcu duchów i będziemy żyć? (PD). "Ojciec duchów"? O co tu chodzi? Patrząc na pierwszy rzut oka - jeśli mowa o ojcach naszego ciała, naszego organizmu, to przeciwstawną rzeczą musi być nasz duch. Stąd mowa o Ojcu duchów, jako o Ojcu wszystkich duchów wszystkich ludzi na Ziemi. Sięgnąwszy do odnośników ze Starego Testamentu, które w tym miejscu znalazłem, można to sobie wyobrazić jeszcze lepiej:

Liczb (IV Mojż.) 16,22: Lecz oni upadli na swoje oblicza i rzekli: Boże, Boże duchów wszelkiego ciała! ... (BW). Nawiasem mówiąc - różne tłumaczenia mają tutaj diametralne różne określenia: Oni jednak upadli na twarz i rzekli: Boże, Władco tchnienia [ożywiającego] wszelkie ciało! (BP); Wtedy oni padli na twarz i błagali: O Boże, Boże, od którego zależy życie wszystkich istot... (BT). Skąd taka diametralność? Otóż stąd, że słowo "duch" właściwie oznacza "tchnienie" i wywodzi się od tchnienia, którym Bóg ożywił człowieka ulepionego z gliny podczas procesu tworzenia świata. Jest to Boga własne tchnienie, Jego jakby oddech, który został dany nam. Stąd wszystko, co jest żywe, posiada życie dane przez Boga, zawdzięcza życie posiadaniu Jego tchnienia w środku, we wnętrzu. Bez tchnienia nie ma życia, bez tchnienia jest się tylko martwym, uciętym warzywem. Stąd inne tłumaczenia oddały tekst w taki właśnie sposób, każde na swój własny, ale wszystkie one właściwie mówią o tym samym: o tym, że to Bóg jest przyczyną powstawania tchnienia/ducha/życia w każdym żywym organiźmie.

Liczb 27,16: Niechaj Pan, Bóg duchów wszelkiego ciała, wyznaczy męża, który by przewodził zborowi (BW).

Job 12,9-10: Któż nie wie z tych wszystkich rzeczy, że to ręka Pańska sprawiła? W którego ręku jest dusza wszelkiej rzeczy żywej, i duch wszelkiego ciała ludzkiego (BG).

Kaznodziei (Koheleta) 12,7: A proch wróci do ziemi, skąd powstał, zaś duch wróci do Boga, który go dał (NBG). Tutaj, co ciekawe, żadne z tłumaczeń nie robi rozróżnień na "tchnienie ożywiające", "od którego zależy życie" i tym podobne opisowe wynalazki. Każde z nich mówi wprost o duchu mającym wrócić do Boga.

Iz. 42,5: Tak powiedział Bóg, Pan, który stworzył niebo i je rozpostarł, rozciągnął ziemię wraz z jej płodami, daje na niej ludziom tchnienie, a dech życiowy tym, którzy po niej chodzą (BW); (...) a ludziom na niej wlał tchnienie i ducha tym, którzy po niej chodzą (BP); (...) dał ludziom na niej dech ożywczy i tchnienie tym, co po niej chodzą (BT); Tak mówi Bóg, WIEKUISTY, który stworzył niebiosa i je rozpostarł; który rozprzestrzenił ziemię wraz z jej płodami; On, który użycza tchnienia tym, co się na niej zaludniają; a Ducha tym, co po niej pielgrzymują (NBG).

Iz. 57,16: Nie będę bowiem wiecznie pozywał na sąd i nie na wieki będę zagniewany, gdyż inaczej [wszelki] duch zamarłby przede mną i tchnienie życia, które Ja stworzyłem (BP). Tutaj, poza faktem, że przeczytać możemy o tym, że duch i tchnienie (jest jakaś różnica między nimi?; jakie słowa zostały użyte w oryginale?...) zostały stworzone przez Boga, to można również dowiedzieć się, że Bóg nie będzie gniewał się na kogoś wiecznie, przez tysiąc ileś tam lat, a potem jeszcze dłużej - bo inaczej tchnienie/duch/dusza tego człowieka wyginęłaby. To powinno dać do myślenia tym, którzy wierzą w wieczne piekło, wieczne potępienie przez Boga. Bo Bóg powiedział, że nie będzie gniewał się wiecznie. To tak na marginesie.

Tak więc widać, że to Bóg stwarza w człowieku ducha, dzięki duchowi stworzonemu przez Niego człowiek może w ogóle żyć. Czyli każdy z nas, niezależnie od charakteru, osobowości, wyboru drogi życiowej - ducha od Boga ma. Pytanie, jak o niego dba. I w tym przypadku - nawiązując to kwestii nowonarodzenia - nowonarodzenie byłoby w takim razie jak remont generalny samochodu - rozebranie na części, znalezienie paru nowych detali, zeszlifowanie wszystkich starych brudów, zdarcie starej farby, a potem od nowa gruntowanie, lakierowanie, składanie w całość. To zabiera czas, trud i wymaga sporo pracy. Nie jest to żadne hokus-pokus, żadne abrakadabra - hop - i staje się nowy człowiek. To proces.

I nawiązując do poprzedniego tekstu, gdzie Jezus wyrzucał złe duchy z ludzi, ale było możliwe, że do jednego człowieka może wrócić więcej złych duchów, niż to było na początku - na podstawie drugiego tekstu i tych wszystkich ze Starego Testamentu wynika, że wszystkie z nich stworzył Bóg. A to, co stworzył Bóg, było doskonałe. Coś się musiało stać podczas biegu historii, że te duchy stały się złe. Ale to już jest zupełnie inny temat.

To wszystko jednak, czyli świadomość że to Bóg jest stworzycielem wszystkich duchów, i że w jednym człowieku może być więcej niż jeden duch - nie wyjaśnia, czym jest owych siedem duchów z Listu do Sardes. Ciąg dalszy nastąpi.







sobota, 26 grudnia 2015

Apokalipsa 61 - Anioł Stróż

Kolejnym tekstem o Duchu Świętym, który chcę "przekopać" jak grządki wiosną na ogródku, powywracać do góry nogami i zobaczyć nową, świeżą jego stronę, jest Jan 14,16-17: [Jezus mówi:] A ja poproszę Ojca i innego Opiekuna/Pocieszyciela da wam, aby pozostał z wami na ten czas; Tego Ducha tej prawdy, którego świat nie może przyjąć, bo Go nie widzi ani Go nie zna. Wy natomiast znacie Go, bo przebywa On przy/u was i w was też pozostanie (PD).

Miejsce, w którym nazwano Ducha Boga pocieszycielem albo opiekunem (w Przekładzie Dosłownym podano dwa różne znaczenia tego samego słowa), w Biblii Poznańskiej oddane jest słowem "obrońca". Słownik Stronga dostępny przy Przekładzie Dosłownym oddaje to słowo za pomocą opisu "beside-caller"*, czyli ktoś, kto jakby wstawia się za nami zza naszych własnych pleców. Ktoś taki jak adwokat. W definicji Słownika Stronga dostępnego na Bible Hub** zostało oddane to jako adwokat, pomocnik, ktoś robiący coś dla nas łatwiejszym, asystent prezesa - powiedzielibyśmy dzisiaj. Ktoś, kto podsuwa notatki albo terminy albo pamięta wszystko za nas, gdy my tego nie zapamiętujemy. NKJV tłumaczy to jako "pomocnik", NRSV - jako "adwokat".

Generalnie więc chodzi o to, że Jezus obiecał nam nie tyle opiekuna, ile bardziej osobistego asystenta, adwokata, który będzie nas wspomagał w różnych rzeczach, co do których nie mamy mocy. Nazywając przy okazji Ducha Bożego Duchem Prawdy. To warto zapamiętać, bo możliwe, że będzie to miało związek z owymi siedmioma duchami z Apokalipsy, od których zaczęło się całe to rozgryzanie tego tematu.

Co jeszcze można wywnioskować z tego tekstu - gdy Jezus wyraźnie, konkretnie mówi o Duchu Boga, to mówi też, że to duch, którego znamy, którego mamy przy nas / u nas - czyli niejako mamy z Nim bezpośredni kontakt, jest On blisko nas, jak jakiś anioł stróż; a także to, że W nas pozostanie. Tutaj wyraźnie użyto słowa, które oznacza "w". Czyli nie tylko mamy z Nim bezpośredni kontakt, i stoi On przy nas jak ten anioł stróż, ale także jest w nas samych. Tak jak to zresztą apostoł Paweł napisał w Liście do Koryntian, że Duch Boga mieszka w nas samych, z tego tytułu jesteśmy jakby świątynią Boga. Każdy jeden z nas.

Wracając do określenia, którego apostoł Jan używa wobec Ducha Boga: obrońca, adwokat - okazuje się, że tylko on tego określenia używa, żaden inny z pisarzy nowotestamentowych, i zawsze odnosi to do Ducha Boga:

Jan 14,25-26 PD: [Jezus mówi:] Tamte (słowa) mówiłem u/przy was, natomiast Opiekun/Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec wyśle w moim imieniu - On nauczy was wszystkiego i przypomni wszystko, co wam powiedziałem. I tutaj znowu - Duch, którego Przekład Dosłowny nazywa Opiekunem albo Pocieszycielem, Biblia Poznańska nazywa Obrońcą, Bible Hub i NKJV: Pomocnikiem, a NRSV: Adwokatem. Czyli znowu można stwierdzić, że wg Jana Duch Święty ma być dla nas jako nasz adwokat albo asystent, który przypomina o wszystkim, co zdarzyło się kiedyś tam, o czym my zapomnieliśmy, a co jest potrzebne wiedzieć akurat teraz. Jak na filmach, jak np. w "Diabeł ubiera się u Prady". Nie chcę sprowadzać Ducha Świętego do takiej roli, do roli służalczej, bo to jest Duch Boga przecież, ale pamiętajmy o tym, że Jezus uczył nas służyć jedni drugim, pomagać sobie nawzajem, a On sam dał najlepszy tego przykład: im ktoś "wyżej" jest w hierarchii, albo im ktoś bardziej jest uhonorowany inteligencją, sprytem etc., to tym bardziej powinien "służyć" swoimi przywilejami innym ludziom - żeby uczynić ich życie łatwiejsze, pomóc im przemóc różne niezrozumiałe sprawy, problemy, żeby oni cieszyli się tą pomocą, tymi rozwiązaniami. Żebyśmy byli jak aniołowie dla nich. Żeby oni widzieli w nas aniołów, żeby zamarzyli o tym, by przebywać w towarzystwie innych takich "aniołów", żeby zapragnęli przebywać w towarzystwie Największego Anioła, czyli Tego, który nas tego wszystkiego uczy.

Jan 15,26 PD (+ określenia z innych przekładów): Natomiast gdy przyjdzie Opiekun/Pocieszyciel (Obrońca, Pomocnik, Adwokat), którego przyślę wam od Ojca, Duch Prawdy, który od wychodzi Ojca - ten poświadczy o mnie. Duch Prawdy wychodzi więc od Ojca Jezusa, od Stworzyciela. Co to znaczy, że "wychodzi"? Nie znaczy to to samo co "pochodzi". Oznacza to dosłownie, że wychodzi cały czas, jakby był cały czas "wychodzący". Czyli to tak - wybaczcie mi tu nadmierną fantazję, której się oddam, żeby to porównać - to jest jak Boga duch, Boga dusza, jak jakaś aura rozchodząca się wciąż wokół Niego, mająca swoje ciągłe źródło w Bogu. Wyobrażam to sobie jak to czasem w bajkach rysunkowych jest pokazane, że wokół kogoś rozchodzi się jakaś energia, moc - tak bym to przyrównał. Przy czym wciąż nie twierdzę, że Duch Boga to Jego moc - nie. Zdecydowanie podtrzymuję to, że Duch Boga to Jego dusza, Jego wewnętrzny duch, Jego spokój, Jego sumienie - czyli wszystko to, co i my mamy. Nie powinno to dziwić, jeśli będziemy pamiętali o tym, że wg Księgi Rodzaju Bóg stworzył człowieka na swoje własne podobieństwo. Czyli jeśli chodzi o życie duchowe - mamy dokładnie ten sam mechanizm działania, co Bóg; nasza dusza - w sensie: sumienie, wewnętrzna osobowość, charakter, sposób dokonywania wyborów - działa dokładnie w ten sam sposób, co dusza Boga.

Jan 16,7: [Jezus:] Ale mówię wam prawdę: jest to korzystne dla was, żebym odszedł (w kontekście śmierci na krzyżu), bo jeśli nie odszedłbym, to Opiekun/Pocieszyciel (Obrońca, Pomocnik, Adwokat) nie przyjdzie do was. Natomiast jeśli bym odszedł, to przysłałbym Go. Nie potrafię zrozumieć dlaczego niemożliwe było, żeby na Ziemi jednocześnie był Jezus i Duch Boga? Czy to możliwe, że skoro w którymś innym miejscu - pisałem o tym w jednym z poprzednich postów - Duch Boga był nazwany również Duchem Jezusa - czy to możliwe więc, że będąc tutaj, na Ziemi, Jezus był ograniczony swoim ciałem, tym samym ciałem, które posiadamy my wszyscy, natomiast po zmartwychwstaniu wszystkie te ograniczenia wynikające z posiadania normalnego organizmu zniknęły, zwłaszcza po wzbiciu się w niebo, a stąd - wysnuwając kolejny logiczny wniosek - skoro Bóg i Jezus są jednego ducha, i Duch Boga jest zarazem tym samym Duchem Jezusa, to czy to możliwe, że właściwie to sam Jezus jest obecny przy nas - swoją duszą, swoim sercem, swoim duchem, całą swoją wewnętrzną osobowością? I że - jakkolwiek by tego Ducha nazwać: Pocieszyciel, Opiekun, Obrońca, Pomocnik, Adwokat, Anioł Stróż - jest to po prostu sam Jezus, który całą swoją duszą stoi za naszymi plecami, dając nam jeszcze większe "plecy"?

Jak dotąd to każdy przypadek użycia tego słowa (Opiekun, Pocieszyciel, Obrońca, Pomocnik, Adwokat), spisany przez Jana, to słowa samego Jezusa. A jak to widział sam apostoł Jan, gdy to słowo użył poza kontekstem wypowiedzi Jezusa? 1 Jana 2,1: Dzieciaczki moje, piszę wam to, abyście nie grzeszyli, a jeśliby ktoś zgrzeszył, to mamy u Ojca Opiekuna/Pocieszyciela (Orędownika - BW, BG; Wspomożyciela - NBG; Obrońcę - BP; Rzecznika - BT; Adwokata - Bible Hub, NKJV, NRSV) - Jezusa Chrystusa/Namaszczonego sprawiedliwego.

Eureka! Apostoł Jan używa wobec Jezusa dokładnie tego samego słowa, co Jezus wobec Ducha Boga! Choć słowo to tłumaczone jest w bogatszy sposób w różnych tłumaczeniach, niż w poprzednich przypadkach, to w greckim tekście znajduje się tutaj wciąż to samo słowo - parakletos.

Jak dla mnie jest to wielka osobista eureka. Oznacza to, że sam Jezus obecny jest przy nas cały czas, całą swoją duszą, całym swoim duchem, całym swoim sercem, a i nie tylko przy nas, ale cokolwiek przeskrobiemy niedobrego - według zasad życia, które określił Bóg w Dekalogu - Jezus jest naszym osobistym adwokatem przed Bogiem, i nawet jeśli ktoś inny oskarża nas, że zrobiliśmy to czy tamto, co nie było zgodne z Bożymi ideałami, z Jego duszą, Jego duchem - tak Jezus mówi: "Tak, ale on przyjął Mojego ducha, zdecydował się na to, i zdecydował się iść za Bogiem, podążać za Jego ideałami, za Jego standardem życia. A ja zapłaciłem już tę karę, która za zrobienie czegoś niezgodnie z owymi zasadami została wyznaczona: umarłem. Przyjąłem na siebie śmierć. Żeby on nie musiał tego przyjmować na siebie. Ja go wziąłem pod Moje skrzydła, pod Moją opiekę, pod Moją obronę, a on cokolwiek robi - robi to w Moim imieniu. Tak więc cokolwiek zrobił złego - Ja za to zapłaciłem, Ja wziąłem za to odpowiedzialność, Ja poniosłem za to konsekwencje, za co on ma nadal czyste konto. Tak jakby nadal niczego nie zrobił".

Tak, widzę teraz Jezusa jako mojego osobistego Anioła Stróża.

* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/3875
** - Źródło: http://biblehub.com/greek/3875.htm

[dalej - OJCIEC WSZYSTKICH DUCHÓW]
[wcześniej - ŚMIETANA I MIXOL]
[do początku]






czwartek, 24 grudnia 2015

Apokalipsa 60 - Śmietana i Mixol

Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi (Rzym. 8,16 BT); Tenże duch poświadcza duchowi naszemu, iż jesteśmy dziećmi Bożymi (BG). Duch duchowi duchem... Zagmatwane to. A jeszcze gdy nagle się okazuje, że jeden duch jest z wielkiej litery, a inny z małej - o co chodzi? Te całe używanie wielkich i małych liter to próba zastąpienia rodzajników/przedimków, jakie są używane w języku greckim. Próba fajna, szkoda tylko, że nie było to robione konsekwentnie, a bardzo wybiórczo. Dzięki takiemu wybiórczemu traktowaniu tekstu Biblii przez którychś z tłumaczy (zazwyczaj tłumaczy jest wielu i każdy zajmuje się jakąś częścią) - o niektórych sprawach biblijnych wiemy niewiele, bo nie sposób ich zrozumieć, tak są zagmatwane.

On sam, Ten Duch, świadczy razem z naszym duchem, że jesteśmy dziećmi Boga - mówi Przekład Dosłowny. Przy czym polskie tłumaczenie interlinearne tego przekładu nie mówi dosłownie "On sam", ale mówi to ów grecki zaimek osobowy "auto", który znaczy "on". Tak też jest to przetłumaczone w angielskiej wersji interlinearnej: http://biblehub.com/interlinear/romans/8.htm - "himself".

On sam, Ten Duch... - co to za duch? Ostatnie, o czym tutaj Paweł pisał, to "duch bycia wychowankiem Boga" - mówi o tym wcześniejszy werset. Wspomniałem o tym w ostatnim poście. Duch, w którym nazywamy Boga Ojcem. Duch Boga, jakby Jego dusza, jakby cząstka Jego duszy była w nas. ...świadczy razem z naszym duchem, że jesteśmy dziećmi Boga - jakkolwiek odbywa się to "świadczenie", "poświadczanie" - można tu widzieć współpracę naszego własnego ducha z Duchem Boga.

Czyli - tak nawiasem wspominając - jeśli mówimy, że Duch Boga jest tego samego rodzaju osobą, jak Jezus czy sam Bóg Ojciec, to konsekwentnie rzecz biorąc to samo musielibyśmy powiedzieć o naszym duchu. Że jest to inna osoba w nas. Brzmi jak objaw schizofrenii paranoidalnej. Będąc więc konsekwentnym i mówiąc, że duch człowieka to jego duchowa sfera, jego dusza jakby - to to samo trzeba powiedzieć o Bogu. I skoro Bóg ma duszę - to jaką postać ma ten faktyczny Bóg? Mam tu na myśli - jaką postać ma to, co byłoby odpowiednikiem naszego ciała, naszego organizmu? To jest ciekawe pytanie, ale może powrócę do niego innym razem.

... ale i my sami, mając pierwociny / pierwsze zaczątki (tego) ducha, my sami w sobie wzdychamy wyczekując usynowienia, odkupienia ciała naszego (Rzym. 9,23). Tutaj Paweł ciągnie swoją myśl z poprzednich wersetów - że posiadamy w sobie ducha bycia wychowankami Boga, dziećmi Boga. I teraz pytanie - mamy w sobie zaczątki ducha bycia wychowankami Boga, czy zaczątki Ducha Boga jakoś cząstkowo obecnego w nas, o czym mowa była tuż przed chwilą? Logicznie rzecz biorąc - w poprzedzających wersetach Paweł pisze ciągle o tym usynowieniu, o tym jak wszystko, co stworzone, czeka, by znowu stać się Jego dziećmi, za wyjątkiem tego wszystkiego, co zostało zniewolone, zepsute, w jakiś sposób zniszczone. Ale i tutaj Jezus ma nadzieję, że to wszystko zostanie uwolnione, by cieszyć się Bogiem. I w tym kontekście właśnie Paweł pisze: Wiemy bowiem, że całe stworzenie wspólnie wzdycha i wspólnie boleje aż do teraz, ale nie tylko ono, bo i my sami, mając pierwsze zaczątki tego ducha (ducha bycia wychowankami Boga) wzdychamy w sobie, oczekując usynowienia (Rzym. 8,22-23 PD).

Tak więc reasumując ósmy rozdział Listu do Rzymian widzę, że apostoł Paweł w większości mówi nie o Duchu jako Duchu Boga, Duchu Świętym, ale po prostu o życiu duchowym, o duchowym sposobie myślenia (tego co w Górze szukajcie, nie tego co w dole), w odróżnieniu od myślenia bardzo mocno przywiązanego do ziemskiego życia, do ziemskich wartości ("mieć więcej, szybciej, lepiej"). Począwszy od wersetu dziewiątego włącza do kontekstu Ducha Boga, Tego Ducha Boga, tego specyficznego, unikalnego, mówiąc, że jesteśmy "duchowi", jeśli mieszka w nas Duch Boga. Natomiast jeśli ktoś Ducha Chrystusa nie ma - ten nie może mówić, że należy do Boga. I tutaj Paweł na równi stawia Ducha Boga i Ducha Chrystusa - w sensie: pisze o tym samym, różnie to nazywając. Czyli zgodnie z tym, co Jezus o sobie mówił: ja i mój Ojciec jedno jesteśmy. Jeden duch (jedna dusza, jeden i ten sam charakter wnętrza - coś takiego?), jedno działanie. Jeśli natomiast Chrystus jest w nas - wiadomo, że nie ciałem, ale duchem - to nasz duch żyje. I dalej - w wersecie jedenastym - mówi znowu, że jeśli mieszka w nas duch Tego, który ożywił Jezusa - czyli Boga Ojca - wtedy w taki sam sposób ożywi On i nas samych, dzięki Jego Duchowi.

Czyli aby zmartwychwstać do życia wiecznego z Bogiem - musimy mieć w sobie Ducha Boga. Aby mieć w sobie Ducha Boga - musimy wpierw w ogóle rozpocząć jakiekolwiek życie duchowe. Jeśli ktoś nie ma pojęcia, co to takiego - to czas o tym zacząć pomyśleć. To jest jak inwestycja w emeryturę na długo, długo długo po emeryturze płaconej przez ZUS.

Począwszy od wersetu dwunastego Paweł właściwie w kółko, na różne rozmaite sposoby, powtarza ciągle to samo: trzeba żyć życiem duchowym, nie życiem ziemskim, życie duchowe z Duchem Boga wewnątrz nas daje wolność, w przeciwieństwie do kurczowego trzymania się jakichś religijnych zakazów i nakazów. I że dzięki Temu Duchowi, który mieszka w nas, jesteśmy Jego dziećmi, a dzięki temu także i dziedzicami/spadkobiercami tego wszystkiego, co Bóg stworzył, co - choć teraz wygląda na nieco podniszczone - później zostanie odnowione. I nawet my sami właściwie mamy dopiero zaczątki Tego Ducha w sobie - to znaczy, że im dalej w czas, tym głębiej Duch będzie mieszkał w nas, albo też w większej części - jakkolwiek to wytłumaczyć. Bo o to też i chodzi - cały czas "referuję", jak to widzę o czym jest ósmy rozdział Listu do Rzymian - że czekamy, aby żyć duchowym życiem, czekamy, aby nadszedł ten nowy świat, gdzie duchowo będziemy doskonali, a ciała będą po prostu ożywione przez Boga. I właśnie Ten Duch, czyli ten nasz własny duch plus te zaczątki, które w sobie mamy, wspiera nas, gdy nie jesteśmy doskonali podczas modlitwy - nawet gdy czegoś nie umiemy wyrazić za pomocą naszych słów, naszego pojmowania, naszego rozumu - to Duch Boga wie, co mamy w sercu, i dzięki temu właśnie Bóg doskonale wie, o co się modlimy: jakie są nasze pragnienia za inne osoby, czego dla nich pragniemy etc.: Tak samo więc i ten duch wspiera nasze słabości/bezsiłę, bo jak modlić się według tego, co trzeba - tego nie wiemy - ale sam ten duch wstawia się za nami w westchnieniach/wzdychaniach/porywach serca (no bo jak to nazwać inaczej?...), natomiast Ten Zgłębiający Serca wie, jaki jest zamysł tego ducha, że według Boga / zgodnie z Jego ideami wstawia się za świętymi (Rzym. 8,26 PD).

Widzę więc, że w tym ostatnim wersecie jest mowa o naszym duchu złączonym z Duchem Boga, z Jego zaczątkami. Obrazowo mówiąc: to jest jak zupą zabielaną śmietaną - zupa ma swój własny płyn (wodę, bulion), i śmietana ma swój własny płyn. Obie ciecze mają swój własny płyn, a jednak dodanie odrobiny śmietany do całego garnka zupy nie rozwadnia śmietany, a powoduje, że cała zupa staje się biała, kremista. Jeśli potraktować ową odrobinę śmietany jako zaczątki Ducha Boga dodane do naszego ducha, do naszej duszy - możemy sobie wyobrazić, jak w takim razie wygląda nasze życie duchowe z Bogiem. Jest zabielone, jak odrobiną śmietany. A im więcej śmietany, tym bielsza zupa i tym bardziej kremowy smak.

Albo inne porównanie: wyobraźmy sobie silnik dwusuwowy, który jest napędzany benzyną z dodatkiem Mixolu. Benzyna jest płynem sama w sobie, tak samo Mixol jest płynem. Silnik bez Mixolu szybko się zatrze, natomiast na samym Mixolu silnik nie będzie pracował. Dodanie odrobiny Mixolu do benzyny powoduje, że silnik pracuje doskonale, może pracować długo, bo ma zapewnione odpowiednie smarowanie. Tutaj moje porównanie się kończy, bo dodanie większej ilości Mixolu wcale nie polepsza pracy silnika, a taki miał być mój przekaz w przypadku zupy zabielanej śmietaną. Ale możemy sobie wyobrazić, że jeśli dodać więcej i więcej Mixolu, to silnik ma lepsze i lepsze smarowanie. Dymi przy tym, fakt, ale zostawmy to na boku, bo nie to jest sensem tego porównania. Wyobrażając sobie jednak teraz, że nasz duch/dusza są jak benzyna, która potrzebuje odrobiny Mixolu / zaczątków Ducha Boga do lepszej pracy, do pracy cichszej, spokojniejszej, bardziej zrównoważone, dłuższej, bardziej wytrwałej - możemy sobie wyobrazić, jak Duch Boga pracuje w nas. Jest jak Mixol, bez którego silnik długo nie popracuje. A im więcej Mixolu, tym więcej smarowania - a więc więcej aksamitnego sposobu pracy, spokoju, wytrwałości, więcej chłodzenia.

To jest też informacja dobra dla choleryków.

[dalej - ANIOŁ STRÓŻ]
[wcześniej - WYCHOWANKOWIE BOGA]
[do początku]






poniedziałek, 21 grudnia 2015

Apokalipsa 59 - Wychowankowie Boga

I dalej: Ci będący według ciała - według ciała myślą. Natomiast ci według ducha - według tego ducha (Rzym. 8,5 PD). Jednym słowem - ci, których życie toczy się wokół spraw materialnych, "cielesnych" - ci tak właśnie prowadzą swoje życie. Zbierają więcej oszczędności głównie po to, by posiadać; pracują na dom większy, niż tego potrzebują etc. Ci, którzy żyją według wartości duchowych - tak właśnie planują swoje życie. Zamiast pracy na dwa etaty ważniejsza jest dla nich gwarancja, że każdego dnia będą mieli dość czasu i siły, by porozmawiać w modlitwie z Bogiem, dociekać jakichś Jego spraw, poznawać Go wciąż lepiej i lepiej. Chociażby to.

Dlatego też Jezus mówił, żeby troszczyć się o sprawy Boże i szukać Państwa Boga, a o inne sprawy, te egzystencjalne, Bóg sam się dla nas zatroszczy, jak dla tych wszystkich wróbli, które beztrosko sobie w powietrzu latają i jakieś robale do jedzenia zawsze znajdą.

Przy czym gramatycznie rzecz biorąc, gdy mowa o tym, że żyją "wg tego ducha" - nie sądzę, aby chodziło tutaj o Tego Ducha - bo nie to leży w kontekście, ale chodzi o tego ducha, o którym Paweł tutaj cały czas mówi, czyli o życie w takim samym duchu, jak Jezus żył.

I gdy w Rzym. 8,8 mowa, że ci w ciele będący nie mogą podobać się Bogu, to znaczy że nikt, kto bardziej ceni wartości materialne od duchowych, nie będzie zainteresowany Bogiem wystarczająco mocno, aby iść za Nim. Jak tamten młody człowiek, który przyszedł do Jezusa mówiąc, że przestrzega wszystkich przykazań, co więc jeszcze może zrobić, żeby być zbawionym - na co w odpowiedzi usłyszał od Niego, żeby sprzedał wszystko, co ma, i rozdał ubogim. Czy sensem było sprzedawanie wszystkiego, co miał? Czy sensem było, żeby stał się tak samo biedny, jak reszta? Nie, sensem było, żeby pomyślał tymi duchowymi priorytetami, nie materialnymi. Na przykład dołożył komuś jakichś pieniędzy na węgiel na zimę, zamiast kupować sobie nowy, lepszy laptop z wypasionymi parametrami, który zamierzałby używać tylko do przeglądania internetowej prasy. Bo tamten potrzebuje, żeby nie marznąć w domu, a nie ma, a do przeglądania newsów wystarcza najtańsza maszyna z klawiaturą i wifi.

A potem jest odezwa do chrześcijan: Natomiast wy nie jesteście w ciele, ale w duchu, jeśli tylko Duch Boga mieszka w was. Jeśli natomiast ktoś nie ma Ducha Namaszczonego/Pomazańca/Chrystusa, ten nie jest Jego (Rzym. 8,9). Czyli my, chrześcijanie, nie żyjemy według tego sposobu myślenia, który jest charakterystyczny dla materialistów, zbierających wszystko co możliwe tylko dla siebie. Przynajmniej taki jest punkt widzenia apostoła Pawła. Raczej jesteśmy duchowi - patrzący na sprawy duchowe, poza-egzystencjalne, pomagający sobie nawzajem, nie przykładający zbytniej wagi do tego, że to moje: jak potrzebujesz, to bierz. Jak się jakoś tym podzielimy, to jakoś sobie obaj poradzimy.

I dalej: Jeśli więc Namaszczony w was, to co prawda ciało martwe z powodu grzechu, ale duch będzie miał życie z powodu sprawiedliwości (Rzym. 8,10). Duch - ten bez rodzajnika, przedimka. Duch - czyli coś, jakaś sfera, którą duchem nazywamy. Nic konkretnego. Jakiś duch. Coś w odróżnieniu od tego ciała, które mamy. Czyli nasza sfera duchowa - ona to będzie wciąż żywa, z powodu owej wewnętrznej sprawiedliwości, poczucia pokoju. Czyli można przyjąć - z powodu braku wewnętrznych powikłań. Bez żadnych ciężarów na sumieniu, bez żadnych wyrzutów, bez żalów. Wszystko to dzięki podążaniu za Duchem Jezusa - czyli życiu zgodnie z ideałami, którymi żył Jezus. Tak to jakoś staram się wytłumaczyć.

Jeśli zaś Duch Tego, który wzbudził/podniósł Jezusa z martwych / z bycia martwym mieszka w was, to Ten, który wzbudził/podniósł Namaszczonego z martwych ożywi również i wasze śmiertelne / podatne na śmiertelność ciała przez/dzięki Jego Duchowi zamieszkującemu w was (Rzym. 8,11). Tutaj literalnie, wyraźnie jest nazwane: Ten Duch Tego, który wzbudził Jezusa ze stanu martwości, czyli z imienia: Duch Boga. I też Jego Duch mieszka w nas. W jakiś sposób. Bo to On nas stworzył, na swoje podobieństwo, tak jak dziecko jest w jakiś sposób podobne trochę do ojca, a trochę do matki - stąd też Jego cząstka jest w nas. Jego Duch. Jeśli tylko na to pozwolimy, nie oszpecimy się, nie wytniemy resztek sumienia ze swojej duszy, nie staniemy się chodzącymi zombie szukającymi krwi za wszelką cenę, nie zabijającymi się nawzajem o pieniądze czy o paliwo na pieniądze.

I dalej, gdzie jest napisane, że gdy przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała - będziecie żyli (Rzym. 8,13 BT) - można by się zastanawiać, jakby tu użyć owego Ducha - czyli jak możemy zrozumieć: Ducha Świętego - jak "użyć" Ducha, by zwalczać własne popędy? Czy to nie brzmi egoistycznie? Czy to nie brzmi tak, jakbyśmy mieli używać Ducha Boga jako narzędzia? Czy w ten sposób okażemy szacunek naszemu Stwórcy, UŻYWAJĄC Jego Ducha?

Sęk w tym, że grecka wersja - znowu - nie mówi tutaj nic o czymś, co po polsku moglibyśmy wyrazić określeniem "Duch". Żaden konkretny duch, żaden Pan Duch. Mowa po prostu o duchu, o duchu z małej litery, o duchu bez żadnego przypisanego rodzajnika/przedimka, o sferze duchowej, o czymś przeciwnym do bycia materialistą. Czyli: "jeśli myśląc duchowo będziecie uśmiercać popędy wynikające z myślenia typu materialistycznego, zachłannego - cokolwiek miałoby być przedmiotem owej zachłanności - będziecie żyli".

O Duchu Boga za to powiedziane jest konkretnie tutaj: Ilu bowiem jest Duchem Boga prowadzonych - ci są synowie Boga (Rzym. 8,14 PD). Czyli - każdy kto podąża za wskazaniami Boga, za tym wszystkim, o czym On zaleca nam myśleć, obierać jako priorytety - a więc przede wszystkim miłować bliźniego - każdy taki człowiek jest synem Boga, Jego dzieckiem, Jego wychowankiem. Każdy, kto żyje jakby duszą Boga.

Bo nie otrzymaliście ducha niewoli, by znowu być strachliwym, ale otrzymaliście ducha bycia wychowankiem Boga, w którym wołamy/krzyczymy: Abba/Tato, Ojcze (Rzym. 8,15 PD). I znowu - czy duch niewoli to jakiś specjalny duch? Jakaś zjawa charakterystyczna dla niewoli? Jakaś osoba zarządzająca niewolą? Jakaś moc zarządzająca niewolą? Nie widzę nic z tych rzeczy. Ale duch niewoli - czyli cała ta otoczka charakterystyczna klimatowi bycia uwięzionym, bycia zniewolonym - to widzę, to potrafię zrozumieć, to uważam za logiczne. W ten sam sposób żyjemy w duchu bycia dziećmi Boga - Bóg jest naszym Ojcem, Bóg się nami opiekuje, Bóg - jako ojciec, jako nasz rodzic - daje nam wszystko, co niezbędne do życia, a więc: chleb na śniadanie, jajka sadzone na obiad, jakieś ciacho czy czekoladę czasem na deser, nowy rower do pojeżdżenia, jakieś kieszonkowe, żeby nim dysponować według naszego własnego uznania (ale też niekoniecznie tylko i wyłącznie na nasze własne potrzeby), a czasem weźmie na jakąś wycieczkę za miasto. O wszystko zadba. A naszym zadaniem jest tylko wzrastać, uczyć się, poznawać świat, wychowywać się na dobrego człowieka, duchowo dobrego człowieka.

[dalej - ŚMIETANA I MIXOL]
[wcześniej - PARTNERZY, NIE NIEWOLNICY]
[do początku]






sobota, 19 grudnia 2015

Apokalipsa 58 - Partnerzy, nie niewolnicy

Bo prawo (tego) ducha (tego) życia w Pomazańcu Jezusie wyzwoliło mnie od (tego) prawa (tego) grzechu i (tej) śmierci (Rzym. 8,2 PD).

Po pierwsze: o co chodzi z "pomazańcem"? Po polsku nazywamy Jezusa "Chrystusem" i nikt się nie zastanawia nad tym, dlaczego ani co to właściwie oznacza. Takie nazwisko po prostu sobie ma? Nie. "Chrystus" to spolszczenie greckiego słowa "christos", a to z kolei oznacza żydowskie słowo, które znamy pod polską postacią "mesjasz". Słowo "mesjasz" natomiast oznacz kogoś wybranego, namaszczonego przez Boga, a namaszczenie = pomazanie. Stąd właściwe określenie Jezusa to "Jezus Pomazaniec" albo wręcz "Jezus Namaszczony".

Po drugie: największe polskie przekłady biblijne mówią: Bo zakon Ducha, który DAJE życie w Chrystusie Jezusie... (BW), Prawo Ducha, który DAJE życie w Chrystusie Jezusie... (BP), Albowiem prawo Ducha, które DAJE życie w Chrystusie Jezusie... (BT). Nie. Tekst grecki nie mówi nic, co sugerowałoby jakiekolwiek dawanie. Mówi: ducha ŻYCIA, przy czym słowo "życie" jest w dopełniaczu. Określenie przynależności. Owszem, można to oddać słowami "daje życie", ale gdy ktoś nie zna oryginalnej intencji tego tekstu - jak 99,9 % ludzi, bo poza teologami i fascynatami - kto wgłębia się w tekst aż tak głęboko? - wtedy możliwe jest nawet budowanie wielkich kazań mówiących o tym, że jest osoba zwana Duchem, która daje specjalne prawa, i która DAJE życie. Idea bardzo piękna, tylko że żaden z jej elementów nie jest napisany w tym tekście.

Gramatycznie rzecz biorąc - jeśli Paweł pisze o (tym) duchu - czy ma na myśli Ducha Boga? Tak to przecież wytłumaczyłem w poprzednich postach. Podtrzymuję to, tyle że nie do końca jest to jednoznaczne. Drugą okolicznością na określenia jakiegoś ducha "tym" duchem jest założenie, że odbiorca naszego komunikatu - rozmówca, czytelnik, słuchacz - już wie, o jakim duchu rozmawiamy. Ci, którzy znają angielskie "the" albo rodzajniki określone z innych języków obcych, z łatwością pojmą, o co chodzi. U nas odbywa się to na zasadzie domyślno-dopytywawczym - w sensie: gdy rozmawiamy o samochodach, to ja mówię: "idę zobaczyć samochód", a ty albo wiesz, że mam na myśli mój własny samochód (np. czy wciąż stoi na parkingu), albo idę obejrzeć samochód, o którym wcześniej rozmawialiśmy (np. ten z ogłoszenia na otomoto), albo chodzi o coś całkowicie innego, o czym jeszcze nic nie wiesz i dopytujesz: "jaki samochód?". W językach, w które w swojej gramatyce mają rodzajniki określone z góry, pozwalają od razu na wyrażenie się: "idę zobaczyć (ten) samochód" i wtedy ty od razu wiesz, że trzecia możliwość nie wchodzi w rachubę, a jedynie któraś z tych pierwszych dwóch.

Tutaj więc Paweł rozmawia z nami o (tym) duchu - więc zakłada, że wiemy, o jaki chodzi. Są więc różne możliwości:
1. albo mówi o Tym Duchu - jako o Duchu Boga,
2. albo mówi o tym duchu, o którym mówił już wcześniej - czyli w rozdziale siódmym (patrz poprzedni post),
3. albo mówi o tym duchu tego życia, tego sposobu życia, który obieramy, trzymając się idei przedstawionych przez Jezusa. Czyli mówi o tym duchu, o którym właśnie czytamy w trakcie, czyli właściwie również wiemy, o co chodzi.

Myślę, że akurat pierwsza możliwość nie wchodzi tutaj w grę, ponieważ wówczas możemy wyczytać to z kontekstu, gdy mowa o czymś tam o czymś o czymś o czymś, nagle bach: o Tym Duchu, jak o Prezydencie Polski, że On coś może zrobić (w sensie: jest w stanie, jest wystarczająco władny), a potem znowu o czymś tam w nawiązaniu do tego pierwszego "o czymś". Nie tak wygląda tekst tutaj. W tym miejscu widzę raczej przypadki z punktu drugiego i trzeciego, przy czym - punkt drugi (czyli rozdział 7) opisuje ten rodzaj życia, które w punkcie trzecim Paweł konkretnie nazywa i określa jego przynależność.

Jednym słowem Rzym. 8,2 mówi: Bo prawo ducha życia w Jezusie Namaszczonym uwolniło mnie od (tego) prawa grzechu i śmierci. - I patrząc na ten tekst w osadzeniu w kontekście widać doskonale, że chodzi o prawo ducha życia - nie żadnego jakiegoś wielkiego Pana Ducha, nie w tym przypadku - o prawo ducha życia wg sumienia Jezusa, które uwalnia nas od przekleństwa trzymania się wytycznych bez możliwości zrozumienia ich, przekleństwa bycia zmuszonym do robienia czegoś, jak niewolnicy, podczas gdy zrozumienie ich sprawia, że stajemy się partnerami i mamy możliwość dokonywania wyborów.

[dalej - WYCHOWANKOWIE BOGA]
[wcześniej - WYTYCZNE ALBO SUMIENIE]
[do początku]






Apokalipsa 57 - Wytyczne albo sumienie

Kolejnym tekstem z części 8, który zostaje przytoczony na poparcie tamtej, niezrozumiałej dla mnie idei, jest Jan 16,8, gdzie ponoć mowa o tym, że Duch Święty, gdzy przyjdzie na ziemię, przekona świat o tym, że robi coś źle. O grzechu. I o sądzie (zob. też Jan 16,11). Wszystkie przekłady mówią o tym przekonywaniu. Słownik Stronga podaje, że w tym miejscu zostało użyte słowo, które oznacza również uwidocznienie czegoś, wyeksponowanie na widok, także powodowanie do zawstydzenia, przekonywanie - na bazie solidnych dowodów - że ktoś jest czegoś winny*. Tak czy siak - ma to być dowodem na to, że tylko OSOBA potrafi przekonywać. Może. Tyle że tutaj chodzi nie tyle o ustne przekonywanie za pomocą argumentów, ale o uwidocznienie naszych złych cech, żebyśmy wyraźnie widzieli, że upadli jesteśmy, jak tamte upadłe anioły, i potrzebujemy Boga, Jego spokoju, Jego ideałów, Jego mocy - potrzebujemy żyć w Jego Duchu, jeśli chcemy być lepszymi ludźmi.

Dalej jest Rzym. 8,26-27: Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą (BT). O którym, czy też: jakim duchu jest tutaj mowa? O Duchu Boga, czy o duchu jakimkolwiek, czy o odrodzonym duchu człowieka? Przejrzę parę fragmentów wcześniejszych fragmentów z tego samego rozdziału, żeby mieć na ten tekst widok osadzony w kontekście. W rozdziale 7 Paweł pisze o prawie Boga, o tym, czy ono obowiązuje, i o skłonnościach ciała: Wiemy, że Prawo jest duchowe, ja natomiast jestem cielesny i podlegam grzechowi. (...) Bo nie czynię dobra, którego chcę, lecz popełniam zło, którego nie chcę. Jeśli zaś czynię to, czego nie chcę, to nie ja to wykonuję, lecz grzech, który we mnie przebywa (Rzym. 7,14.19-20 BP). Reasumując: Paweł zgadza się z Prawem, ale generalnie nie jest ono dla niego już jakieś nadrzędne, nie jest ono dla niego już celem samym w sobie. Pisze, że teraz bardziej według ducha / duchowo żyjemy, w sensie - według sumienia, według własnych wyborów, idąc bardziej za naukami Jezusa, za Jego przykładem, niż za wytycznymi Prawa. I że generalnie Prawo go potępia, zamiast mu w czymkolwiek pomóc.

Co racja to racja - bo zamiast wskazywać na nadzieję, wskazuje na wymagania. To tak jak w pracy. Jeśli kierownik powie: "dawaj, dokończmy te dwa projekty, a potem ogarniemy tutaj nieco i wracamy do domu, zaczynamy weekend", albo powie: "dawaj pracuj pracuj pracuj, w umowie masz napisane, że masz pracować, a nie siedzieć i o weekendzie marzyć" - co bardziej motywuje? Przecież to oczywiste. Tak samo jest z Prawem Boga - wykazuje nam te wszystkie złe rzeczy, które zdarza się nam zrobić, pokazując, jakie są wymagania "umowy". Tymczasem żyjąc duchowo, z włączonym duchowym zmysłem, podążając za Jezusem jako kolejny z Jego uczniów - człowiek dokonuje wyborów wg sumienia, które się w nim obudziło. Wg sumienia, wg "ducha Chrystusa" - czyli w duchu Jego nauk, Jego idei, Jego sposobu życia. I nawet nie myśli o tym, czy coś, co zrobił, jest zgodne z Prawem czy nie bardzo, albo jak ma w tym momencie postąpić, żeby to było zgodne z Prawem. Będzie myślał, jak postąpiłby w takim momencie Jezus, i jak Jezus rozwiązałby taką sytuację.

To jak z kierowcami na drodze. Jeden, przejeżdżając podczas dnia przez małą wioskę na trasie, np. 92, zwolni i pojedzie ostrożniej, bo tam i szkoła jest, i wiejski sklepik - znaczy się: dużo dzieci. Trzeba zwolnić, bo nigdy nie wiadomo, zza którego rogu jakieś dziecko wypadnie za piłką. Tak mówi nasze sumienie. A prawo, nasza wytyczna, mówi: zwolnij do 50 km/h. Bo tak. Bez podawania powodu, bez wnikania w przyczyny. I człowiek zwalnia, choć niechętnie, bo chciałby tego gazu przycisnąć, ale jeśli sam nie zrozumie, że chodzi o bardziej efektywną możliwość gwałtownego zahamowania tuż przed jakimś dzieckiem, to to ograniczenie prędkości będzie mu ciążyło. Zrozumienie pozwala dokonywać lepsze wybory, bazując na naszym własnym rozsądku i sumieniu.

Podsumowując - Paweł pisze o sprawach duchowych, o życiu wg ducha Jezusa - w sensie: w myśl Jego idei, w myśl Jego celów. A potem pisze: Nie ma zatem teraz żadnego potępienia w Jezusie Chrystusie dla tych, którzy nie według ciała chodzą, ale według ducha (Rzym. 8,1 PD).

Do tego tekstu mam parę uwag:

1. W większości tłumaczeń tekst kończy się na tym, że dla chodzących w Jezusie nie ma już potępienia. Drugiej części zdania brak. Prawdopodobnie wynika to z różnicy oryginałów - gdzieś jeden kopista - przepisywacz tekstu - przeskoczył kawałek zdania, przepisując tekst do kolejnej kopii, i tak jedno tłumaczenie opiera się na jednej kopii, gdzie ten kawałek zdania jest, a inne - na innej, gdzie ten kawałek został już przeskoczony. Stąd właśnie o tym kawałku można przeczytać np. w Biblii Gdańskiej (albo Nowej Biblii Gdańskiej: http://biblest.com.pl/wyszukiwarka.php) albo w anglojęcznej Nowej Biblii Króla Jakuba (New King James Version: http://www.biblestudytools.com/nkjv/romans/8.html). Sensu Biblii to nie zmienia, ale z tym kawałkiem łatwiej zrozumieć.

2. Całość tego tekstu zgodna jest z innymi tekstami, gdzie mowa o tym, człowiek żyjący wg zmysłów ("chodzący w ciele") nie może pojąć spraw duchowych, potrzebne jest więc duchowe ożywienie, żeby żyć tak, jak Jezus żył. Żeby być lepszym człowiekiem.

3. Wg greckiej wersji tego tekstu nie chodzi tam o Tego Ducha. Chodzi o coś, o jakąś "rzecz" - jeśli tak to mogę nazwać w tej kwestii - która nosi nazwę "duch". O jakiegokolwiek ducha. Po prostu - o ducha. Czyli: Nie ma zatem teraz żadnego potępienia w Jezusie Chrystusie dla tych, którzy nie według ciała chodzą, ale według ducha - żyją nie według tych pięciu zmysłów organizmu, polegając wyłącznie na nich, a jeśli coś nie może zostać "ogarnięte" przez któryś z nich - znaczy się: nie istnieje. Nie, żyją z włączonym szóstym zmysłem, zmysłem duchowym, u których pracuje to coś w środku, dzięki czemu mogą "wyczuć" duchowe sprawy, którzy mają głos sumienia etc. Po prostu - którzy żyją stosownie do duchowych spraw, które w sobie noszą. Nie: stosownie do Tego Ducha. Nie jest to tak napisane w tym konkretnym zdaniu.

* - Źródło: http://biblehub.com/greek/1651.htm

[dalej - PARTNERZY, NIE NIEWOLNICY]
[wcześniej - ŚWIĘTY NASTRÓJ, ŚWIĘTE IDEE]
[do początku]






poniedziałek, 14 grudnia 2015

Apokalipsa 56 - Święty nastrój, święte idee

Wracając do ostatniego tekstu z Listu do Rzymian: Natomiast Bóg nadziei niech wypełni was całych radością i pokojem, podczas gdy wy będziecie wierzyli, żebyście obfitowali w nadzieję w mocy Ducha Świętego (Rzym. 15,13 PD), to wygląda na to, że tam nawet nie ma mowy o Duchu Świętym jako o Duchu Boga, tylko zwyczajnie jest mowa o świętym duchu. Różnica jest taka, że w greckim zazwyczaj, gdy mowa o Tym Duchu Świętym, użyty jest ów rodzajnik, pełniący podobną funkcję jak angielskie "the". Ale - uwaga - nie zawsze, gdy rodzajnik jest użyty, chodzi o Tego Ducha Świętego! Czasem może to po prostu oznaczać "tamten duch, o którym była mowa dwa zdania wcześniej". Trzeba być ostrożnym. Natomiast gdy rodzajnika nie ma - to zazwyczaj chodzi o ducha ogólnie. Akurat tutaj chodzi o ducha świętego ogólnie.

Jak to możliwe? Przecież Duch Święty jest jeden. Tak. Rozpatrując to wyrażenie w kategorii "Duch Święty" = "Duch Boga" - tak. Jednak co, jeśli apostoł Paweł akurat w tym przypadku nie miał na myśli konkretnie Ducha Boga, Jego osobistego, lecz owego ducha działania, tę jedność wśród tych, którzy działają? Ten jeden kierunek myślenia, jakimiś zasadami nakreślony sposób postępowania - ów duch chrześcijański. Duch, którego Jezus pozostawił po sobie. Gdzieś indziej, w którymś z ostatnich postów, nazwałem to "nastrojem". Czy to ma sens? Natomiast Bóg nadziei niech wypełni was całych radością i pokojem, podczas gdy wy będziecie wierzyli, żebyście obfitowali w nadzieję w mocy świętego nastroju, nastroju miłości do bliźniego, nastroju przebaczania złego, nastroju budowania/wspierania bliźnich? Czy to logiczne? Czy nie robimy gorączkowych zakupów, kupując prezenty jeden po drugim, dla każdego członka rodziny osobno, w owym przed-Bożo-Narodzeniowym okresie? W duchu nadchodzących świąt? Będąc w nastroju nadchodzących świąt?

Jeśli rozumieć "ducha" również w sensie nastroju wiszącego w powietrzu, w sensie atmosfery, owego wewnętrznie wyczuwalnego "klimatu" - czemu nie. A gdy ów nastrój jest taki typowo chrześcijański - kochająco-innych-przebaczająco-wyrozumiały - to czyż nie jest to nastrój taki sam, jaki ma Bóg? Czy więc nie może być nazwany świętym, skoro taki - na przykład wskutek wcześniejszego kontaktu z Jezusem - pochodzi od nauk Jezusa? A Jezus uczył wszystkiego w sposób, w jaki Bóg Ojciec chciałby? A więc wszystko, czego nauczał Jezus, jest dokładnie takie, jakie Bóg chciałby, żeby było? I jaki On sam jest? A On jest święty. Tak mówi Biblia. Tak więc wszystko, co jest Jemu podobne, również jest święte. Nawet my sami - tak mówi Biblia - gdy postępujemy w duchu Boga - w sensie: zgodnie z Jego kierunkiem działań, Jego poglądami, Jego ideami.

[dalej - WYTYCZNE ALBO SUMIENIE]
[wcześniej - NARODZENIE Z DUCHA - NA NOWO, Z GÓRY]
[do początku]






niedziela, 13 grudnia 2015

Apokalipsa 55 - Narodzenie z ducha - na nowo, z góry

Co ciekawe - gdy Jezus mówi o tym narodzeniu z "Ducha" (wszystkie polskie przekłady używają wielkiej litery w tym miejscu, podobnie mnóstwo anglojęzycznych) - czy ma na myśli Ducha Boga? Czy może naszego własnego ducha, jakiegokolwiek ducha, w sensie - żeby nam w ogóle zmysł duchowy się narodził?

Był pewien człowiek, z tamtych faryzeuszy, o imieniu Nikodem, przełożony judejski. Przyszedł on do Jezusa w nocy i powiedział Mu:
- Rabbi, Nauczycielu, wiemy że przychodzisz od Boga jako nauczyciel, bo nikt takich znaków nie mógłby czynić, jakie ty robisz, jeśliby Bóg z nim nie był. 
- Naprawdę, mówię ci - odpowiedział Jezus - jeśli by ktoś nie został narodzony na nowo, nie może zobaczyć Państwa Boga. 
- A jak może zostać narodzony starzec - powiedział Nikodem - przecież nie może wrócić do łona swojej matki, wejść tam i się znowu urodzić?
- Naprawdę, mówię ci: jeśli ktoś nie zostałby narodzony z wody i ducha, ten nie może wejść do Państwa Boga. Co jest narodzone z ciała, to jest ciałem. A co jest narodzone z ducha, jest duchem. Nie dziw się, że ci powiedziałem, że trzeba się narodzić na nowo. Wiatr wieje dokąd chce i jego dźwięk słyszysz, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd odchodzi. Tak samo jest z każdym, który jest zrodzony z ducha. 
Jan 3,1-8 PD

Teraz po kolei:

Nikodem był jednym z faryzeuszy. Człowiekiem, który znał Pisma, czyli Torę i wszelkie możliwe komentarze do niej. Znał je bardzo dobrze, potrafił czytać i pisać, był jednym z przełożonych - czyli musiał być człowiekiem myślącym, zdolnym wziąć na siebie sporą odpowiedzialność. I taki człowiek przychodzi do Jezusa i mówi: "Słuchaj, wiemy, że jesteś od Boga, bo widzimy te wszystkie znaki/cuda*, których dokonujesz". Faryzeusz, który mówi, że wiedzą, że Jezus przyszedł od Boga? Więc po co te całe szopki z wciąganiem Go w religijno-logiczną pułapkę, żeby Go zaaresztować, unieruchomić, usunąć z życia społecznego? Czyż nie czekali na takiego Mesjasza właśnie? I nagle, gdy już przyszedł, stał się dla nich tak niewygodny?

Otóż to. Bo ludzie szli za Jezusem. A to groziło powstaniem powstania, rebelii przeciwko okupantowi, przeciwko wojskom Cesarstwa Rzymskiego. A tego faryzeusze - ludzie uczeni, inteligentni - nie chcieli. Więc wybrali usunięcie Jezusa. W imię komfortu, wygody, układów politycznych. Jak widać - ten typ polityki istniał od zawsze, nie tylko teraz.

To była wtrątka do materiału o Duchu, zupełnie nie na temat, off-topic.

Naprawdę, mówię ci - odpowiedział Jezus - jeśli by ktoś nie został narodzony na nowo, nie może zobaczyć Państwa Boga. Tutaj są dwie rzeczy. Po pierwsze: narodzenie na nowo. To, co tłumaczone jest jako "narodzenie na nowo", ma również inne znaczenie. Jezus posługiwał się językiem aramejskim, a Ewangelia Jana została spisana po grecku, więc nawet słowa Ewangelii nie są tutaj oryginałem, dosłownie słowem w słowo tym, co powiedział Jezus, ale odbiorem i tłumaczeniem na język grecki dokonanym przez apostoła Jana. Tak czy siak Jan użył greckiego słowa anothen, które w Nowym Testamencie używane jest w różnych kontekstach:

Mat. 27,51 PD: I oto zasłona przybytku/świątyni została rozdarta na dwoje, od góry (anothen) do dołu... Tutaj można zobaczyć, że słowo to użyte zostało w sensie dwojakim - z kierunku "od góry", jak i kierunku "od początku" owej zasłony.

Łuk. 1,3: Zwidziało się i mnie, przechodzącemu/towarzyszącemu/podążającemu za wszystkim od początku (anothen) dokładnie/uważnie ci po kolei napisać... Tutaj raczej ewidentnie chodzi o początek, nie o kierunek od góry. Chyba że może to być taki grecki idiom, gdzie wyrażenie "od góry" znaczy również od początku. Tak samo jak by się wyrażamy, że np. "trzeba przeczytać wszystko, od lewej do prawej, od deski do deski". Znaczy się - od początku do końca.

Jan 3,31-32: Ten, który przychodzi z góry (anothen), jest ponad wszystkimi z ziemi. Kto z ziemi jest, ten po ziemsku mówi. Ten, który przychodzi z nieba, jest ponad wszystkimi, a co widział i o czym słyszał - o tym mówi. Ale jego świadectwa/świadczenia/wypowiedzi jako świadka nikt nie przyjmuje. Tutaj można potraktować to różnie. Jezus mówi o tym, który przychodzi "z góry", czyli o Nim samym. Później powtarza to samo, ale określając, że przychodzi z nieba. Niebo jest u góry - logicznie rzecz biorąc wszystko się zgadza. Ale gdyby potraktować to tym greckim sposobem myślenia, gdzie "od góry" znaczy "od początku" - czy Jezus nie istniał od początku świata? Czy świat nie został stworzony słowem Boga? Czy Ewangelia Jana nie pisze potem, że to Jezus stał się tym słowem? Wyobrażam to sobie tak, że tak samo, jak materializowały się słowa Boga podczas stwarzania świata, to dokładnie w taki sam sposób zmaterializowało się słowo Boga podczas poczęcia Jezusa. Bóg powiedział - i się stało. Jak w tym pierwszym tygodniu istnienia świata. A to znaczyłoby, że Jezus - jako zmaterializowane Słowo Boga, jako Syn Boga - istniał również od początku świata. Na tej podstawie można by stwierdzić, że "od góry" = "od początku", co w przypadku Jezusa jest logiczne i jest prawdą.

Jan 19,11: Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci to nie zostało dane z góry (anothen). Te słowa tutaj Jezus powiedział podczas "rozprawy" sądowej, tej skierowanej przeciwko Niemu. Powiedział to do Piłata, który miał moc decyzyjną rozstrzygnąć Jezusa dalszy los. I znowu: "z góry" w tym przypadku może oznaczać, że "z góry - z nieba - od Boga", albo zgodnie z ideą Biblii, która mówi, że Bóg przewidział wszystko już na samym początku, przewidział wszystkie możliwe możliwości i ustanowił odpowiednich ludzi na odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie na przestrzeni całej historii - może to oznaczać, że moc władzy została dana Piłatowi już od początku, od momentu stworzenia świata. Tutaj "od góry" równałoby się "od początku" w takim samym sensie, jak w Łuk. 1,3.

Jan 19,23: Tunika była bez szwu, tkana cała, od góry (anothen). Tak samo i tutaj "od góry" może oznaczać "od początku tuniki".

Dzieje 26,4-5: Wprawdzie więc mój sposób/droga życia od młodości, od początku (arche), która miała miejsce w moim narodzie i w Jerozolimie, o czym wiedzą wszyscy Żydzi, którzy znają mnie z góry (anothen)... Tutaj coś się nie trzyma kupy. Przekład Dosłowny tłumaczy w tym miejscu "anothen" jako "z góry" - konsekwentnie, w dodatku dla odróżnienia od słowa "arche", które faktycznie znaczy "początek" (tak, nazwa "archeologia" została wzięta z greckiego i po polsku można by ją wyrazić jako "początkologia", "nauka o początkach"). Czyli określenie "anothen" nie jest takim typowym "początkiem". Chyba że stanowi tylko synonim dla "arche". Tak czy siak - podążając za kontekstem z poprzednich wierszy, wygląda na to, że gdy Ap. Paweł mówi o Judejczykach, którzy znali go "od góry" - to może mieć na myśli ów grecki idiom (?), który znaczy również "od początku". Bo tutaj faktycznie wyrażenie, że się zna kogoś "od początku" ma więcej sensu, niż "od góry". Można znać kogoś od góry do dołu - to z kolei taki nasz współczesny idiom, ale w tym tekście tutaj Paweł konkretnie mówi o sobie, o dawnych czasach, w których żył, i odnosi się do ludzi, którzy go w tych dawnych czasach, być może początkach jego faryzeuszowej aktywności, znali.

Gal. 4,9: Teraz natomiast, poznawszy Boga, albo raczej: gdy zostaliście przez Boga poznani - dlaczego odwracacie się znowu do tamtych słabych/bezsilnych i biednych zasad, którym znowu na nowo/od początku (anothen) chcecie być niewolnikami? Ewidentnie wybija się tutaj znaczenie: "na nowo", "od początku". Używając owego greckiego idiomu (?): "od góry". Jak opowieść Łukasza, spisana od góry i jak Jezusa płaszcz, owa szata, cały tkany, począwszy od góry.

Jak. 1,17: Każdy dobry podarunek i każdy doskonały dar z góry (anothen) jest dany, od Ojca świateł... Tutaj ewidentnie chodzi o kierunek z góry, z nieba, od Boga. W sensie, że od Boga pochodzi, Bóg jest sprawcą, prowodyrem dawania takich darów.

Jak. 3,14-17: Jeśli natomiast zazdrość gorzką macie i podjudzanie w sercu waszym, to nie chełpcie się i nie kłamcie przeciwko tej prawdzie. Nie jest to ta mądrość, z góry (anothen) schodząca, ale ziemska, zmysłowa (w sensie: podążająca za naszymi zmysłami i ziemskimi pragnieniami), demoniczna. Bo gdzie zazdrość i podjudzanie, tam nieporządek/niepokój i cała ta zła sprawa, natomiast mądrość z góry (anothen) przede wszystkim jest prawdziwie czysta, pokojowa, życzliwa, dająca się przekonać, pełna miłosierdzia/litości/wyrozumiałości (?)... O ile wcześniej zwrot "z góry" można było potraktować jako idiom zwrotu "od początku", o tyle tutaj wyraźnie widać, że chodzi o ten sens pierwotny, określenie kierunku. Raczej.

Tak więc gdy Jezus mówił, że jeśli by ktoś nie został narodzony anothen, nie może zobaczyć Państwa Boga - w zasadzie można by to odebrać dwojako. Można by to odebrać jako narodzenie "z góry", od Boga, w jakiś sposób przez Niego spowodowane, tak jak w tych ostatnich paru przypadkach powyżej. Albo można by to potraktować idiomowo, jako odpowiednik "od początku", "na nowo" właśnie. To również miałoby sens - taki człowiek, po jakimś tam przeżytym życiu, nabytych doświadczeniach - musi się odrodzić na nowo, jak przysłowiowy Feliks z popiołów, a raczej jak biblijny świat po potopie, który odrodził się na nowo, powstając z wody. Taki też jest sens chrztu/zanurzenia w wodzie - jako symbol tego ponownego narodzenia. Z tym że woda to jest tylko woda, symbol to tylko symbol - faktyczne narodzenie się ma miejsce w samym człowieku, w jego duchu, w jego duszy, sumieniu - jakkolwiek by to nazwać. To narodzenie, które powoduje, że człowiek poza swoimi zmysłami fizycznymi: dotyku, wzroku, słuchu, węchu i smaku zaczyna używać również swojego zmysłu duchowego, swojego sumienia, swojej duszy. I po tych wszystkich swoich doświadczeniach - jakby rodzi się od nowa. Ma dość poprzedniego życia, chce czegoś innego - porządku i spokoju w duszy. W gruncie rzeczy chyba każdy za tym tęskni. Jak to osiągnąć? najczęściej coś takiego rodzi się w bólach - jak typowe narodziny dziecka. Mnóstwo przeżyć, negatywnych pomieszanych z pozytywnymi, mnóstwo przemyśleń, mnóstwo refleksji. I nagle jakaś siła, wewnętrzny motor, napędzający naszą wolę do podejmowania decyzji. O tym, jakiego rodzaju decyzje podejmiemy - decydujemy my sami. Ale to właśnie wtedy ma szansę narodzić się nasz duch, nasze sumienie, nasza dusza. I to wtedy jesteśmy zdolni "zobaczyć", docenić możliwość bycia w Państwie Boga, bycia z Bogiem. I zrozumieć, co to daje dla naszej duszy.

I tak też właśnie Jezus to mówi: Naprawdę, mówię ci: jeśli ktoś nie zostałby narodzony z wody i ducha, ten nie może wejść do Państwa Boga. Co jest narodzone z ciała, to jest ciałem. A co jest narodzone z ducha, jest duchem. Nie mówi tutaj o narodzeniu z Ducha, jak to sugerują chyba wszelkie możliwe wersje. W greckiej wersji tego tekstu nie ma tutaj nic, co sugerowałoby, że chodzi o Ducha Boga, o Ducha Świętego. Żadnego rodzajnika, żadnego wskazania. Stąd wnioskuję - chodzi o naszego ducha. Chodzi o to, żeby - po latach posługiwania się tylko naszymi pięcioma zmysłami - żeby narodził się w nas nasz własny duch. Żebyśmy dali dojść do głosu naszej własnej duszy, naszemu własnemu sumieniu. O narodzeniu się właśnie takiego ducha mówił Jezus: Jeśli ktoś nie zostałby narodzony z wody (chrzest, zanurzenie - symbol) i z ducha (nowe sumienie, duchowy zwrot w życiu, nowa dusza, nowe postanowienia, nowa droga życia).

* - Zobacz post [CUDA CZY ZNAKI JEZUSA], albo całą serię, której ten post dał początek: [NOWA ZIEMIA]






Apokalipsa 54 - Duch w powietrzu

Rzym. 15,13: Natomiast Bóg nadziei niech wypełni was całych radością i pokojem, podczas gdy wy będziecie wierzyli, żebyście obfitowali w nadzieję w mocy Ducha Świętego. Co to znaczy "w mocy Ducha"? Czy to znaczy, że Duch JEST mocą? W Liście do Rzymian w tym miejscu jest napisane dokładnie: w mocy Ducha Świętego. Nawet Przekład Dosłowny formułuje to nieco inaczej: przez moc Ducha Świętego. Podobnie z tłumaczeniami anglojęzycznymi i wszelkimi polskimi. Coś w tym więc musi być? Dlaczego wszyscy teolodzy piszą "przez moc", a ja widzę "w mocy"? Tak, przyimek "w" w pozostałych przypadkach tłumaczony jest jako polskie "w", albo angielskie "in", a nie "przez", jak w tym jednym. Słowo "mocy" użyte zostało w celowniku, a więc polska forma tego słowa to "mocy", i dalej: "Ducha Świętego" - zapisane zostało w dopełniaczu.

A to, że we zwrocie mocy Ducha Świętego Duch Święty występuje w dopełniaczu, dyskwalifikuje tutaj teorię o Duchu, który rzekomo jest mocą. Nie. NIE JEST. Duch Święty JEST DUCHEM. I to świętym, bo jest Duchem Boga.

Tak więc czy "przez moc" czy "w mocy", czy może "dzięki mocy" - jak to tłumaczy Biblia Poznańska - tak wielkiej różnicy może to nie ma. "Dzięki mocy" czy "za pomocą mocy"... Tyle że brzmi nieco niezrozumiale. To tak, jakby zamiast napisać, żeby posiekać cebulę nożem, użyć zwrotu: "posiekać cebulę przez użycie noża". Ale idąc dalej - w Starym Testamencie jest również historia o Eliaszu, który biegł wiele kilometrów "w mocy Ducha". Czy "dzięki mocy"? W sumie wielkiej różnicy nie ma, jak biegł to biegł. Wyobrażam to sobie jednak w sytuacji podobnej, ale z innymi "mocami", w duchu innej sytuacji. Na przykład - o ile na co dzień nie podjęlibyśmy jakiejś decyzji, na przykład o zaciągnięciu kredytu, o tyle w duchu przedświątecznej gorączki zakupów prezentów każdemu, kto tylko pozostaje w bliższym kręgu przyjaciół na facebooku - w takiej sytuacji bardzo łatwo o ponadplanowe wykorzystanie karty kredytowej. Że niby w duchu bożonarodzeniowym, że niby z powodu prezentów. Ale co to za szał? Czy nie lepiej dawać wtedy, gdy trzeba, niż wtedy, gdy wypada?

Albo inna sytuacja: rodzina w komplecie, wypoczynek, dzień bez trosk, dzień bliskości i radości. Normalnie w tej sytuacji ojciec rodziny nie podjąłby decyzji bez głębszego namysłu, bez kalkulacji, bez rozważania "za" i "przeciw". Tymczasem w duchu takiej radości, można by nawet powiedzieć - w jej mocy - bardzo łatwo o spontaniczny wyjazd nad morze. "Jedziemy?" "Jedziemy!".

Tak samo wygląda robienie czegokolwiek. Sport - w duchu współzawodnictwa. I to się czuje, gdy się przebywa między sportowcami i zaczyna się samemu współzawodniczyć trochę. W pracy - jak to w pracy, jest różnie. Czasem jest duch perfekcyjności, żeby wykonać jakiś projekt najlepiej, jak się tylko da, a czasem - lekko leniwie, byle projekt zdać, byle go już zakończyć. Duch znużenia.

Duch jako jakaś atmosfera w powietrzu, jakiś nastrój. Taki "duch w powietrzu". Jeśli ktoś ma ten zmysł, to może to odczuć. Jeśli ktoś nie ma - "musi się narodzić na nowo, z wody i z ducha".

[dalej - NARODZENIE Z DUCHA - NA NOWO, Z GÓRY]
[wcześniej - DUCH ŚWIĘTY MÓWI]
[do początku]






piątek, 11 grudnia 2015

Apokalipsa, 53 - Duch Święty mówi

Jan 16,12-13: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale nie zniesiecie tego teraz. Natomiast gdy przyjdzie Tamten Duch Prawdy, on wprowadzi was w całą Prawdę, bo nie będzie mówić z siebie samego, ale cokolwiek usłyszy - to powie, i to, co ma przyjść, to wam ogłosi/oznajmi. Co usłyszy ów Duch? Mógłbym scharakteryzować to tak: co Bóg pomyśli, co rozum Boga pomyśli, to duch Boga usłyszy. A ponieważ Duch Boga miał być wysłany do nas, miał również w naszych ciałach mieszkać (świątynią Ducha Bożego jesteście...), toteż w ten sposób mielibyśmy wiedzieć i o tym, co Bóg chciałby nam przekazać. Duchowo. Patrząc w duchowy sposób, poza zmysłami.

Nic dziwnego więc, że w rozmowie z Nikodemem Jezus powiedział mu, że trzeba się narodzić na nowo, z Ducha. Bo będąc zdolni obserwować wszystkimi zmysłami, nie byliśmy zdolni dostrzec niczego w duchowy sposób. I o tym właśnie Jezus mówił: duch musi się narodzić w człowieku, żeby - jak później pisał apostoł Paweł - człowiek mógł dostrzec duchowe sprawy i rozstrzyc je w duchowy sposób.

Dzieje 15,28: Bo wyglądało to Duchowi Świętemu i nam na słuszne nie nakładać na was ciężaru, oprócz tego co konieczne. Biblia Poznańska mówi: Natchnieni Duchem Świętym postanowiliśmy..., BG i NBG: Bo zdało się Duchowi Świętemu i nam.... Podobnie tłumaczą to dwa najwierniejsze anglojęzyczne tłumaczenia: NKJV i NRSV: For it seemed good to the Holy Spirit.... Tymczasem nasze najbardziej popularne tłumaczenia, BW i BT, ujmują to w ten sposób: Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my..., a potem między innymi opierając się o ten tekst powiedziano: Duch Święty musi być odrębną osobą, skoro zdolny jest postanawiać. Ok, niech będzie, że "postanawiać" jest równe "wydawało się nam być słuszne". Tak czy siak nie tłumaczy to w żaden sposób tego, że Duch musiałby być odrębną osobą od Boga. Nie. Był czas, kiedy Bóg mówił do proroków. Był czas, gdy do ludzi mówił Jezus. A potem przyszedł czas, gdy zamiast Jezusa przyszedł na Ziemię Duch Boga. Jezus powiedział, że musi odejść, inaczej ów Opiekun nie przyjdzie. To znaczy, że wcześniej Go nie było. A to znaczy, że Duch Boga przemawia do nas tutaj, osobiście, w dokładnie taki sam sposób jak w czasach starotestamentowych Bóg do ludzi, a potem Jezus do ludzi. Począwszy od epoki, w której zaczęli działać apostołowie - przemawia do nas Duch Święty. I to On - będąc Duchem Boga, Jego duszą, tak jakby Bóg był tam u Siebie, w górze, ale całą duszą był z nami, jest zdolny widzieć coś za słuszne albo i nie. Tak samo jak człowiek - niby nie ma jakichś racjonalnych przesłanek, niby nie ma żadnej podstawy, na bazie której można by o czymś zadecydować, ale gdzieś w środku czujemy, że coś tam, jedno albo drugie, jest bardziej słuszne lub nie. Czujemy to w naszej duszy. Można by powiedzieć: czuje to nasz duch. I nie czyni to z naszego ducha odrębnej osoby. Duch to duch - integralna część każdej osoby. Tak jak ręka, oko czy ucho.

Podobnie ma się sprawa z innymi atutami Ducha Świętego, które rzekomo pokazują, że jest On odrębną osobą: Powiedział więc Duch do Filipa... (Dzieje 8,29 PD); A gdy pełnili służbę / coś na rzecz społeczeństwa dla Pana i pościli, powiedział Duch Święty... (Dzieje 13,2). Duch Święty mówi, potrafi przemawiać. Czy to czyni z Niego kolejną osobę? A co, gdy w Psalmach Dawid wiele razy pisał: chwali dusza moja Pana? Czy ta jego dusza była w takim razie jego odrębną osobą? Dawid i jego dusza?...

[dalej - DUCH W POWIETRZU]
[wcześniej - DUCH BOGA, JEZUSA, CZŁOWIEKA I ŚWIATA]
[do początku]






środa, 9 grudnia 2015

Apokalipsa, 52 - Duch Boga, Jezusa, człowieka i świata

A aniołowi/posłańcowi zgromadzenia w Sardes napisz: To mówi ten, który ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd. Znam twoje poczynania, że masz imię, że (niby) żyjesz, ale jesteś martwy. 
Obj. 3,1 PD

Ciąg dalszy rozmyślań nad Duchem Boga, żeby zrozumieć owych "siedem duchów" z powyższego tekstu.

1 Pio. 1,10-12: Tego zbawienia/wyzwolenia poszukiwali i pilnie badali/dociekali prorocy, którzy prorokowali/mówili z Bożego natchnienia o tej łasce względem was, badając/dociekając na jaką lub jakiego rodzaju porę wskazywał w nich Duch Pomazańca/Chrystusa, zapowiadający Pomazańca/Chrystusa cierpienia, a potem chwałę. Im zostało objawione/pokazane, że to nie im samym, ale nam służyło to, co zostało oznajmione wam przez tych, którzy w Duchu Świętym, przysłanym z nieba, głosili dobrą nowinę/ewangelię. Pragną zobaczyć to też i aniołowie. Tutaj Piotr nazywa Ducha również Duchem Chrystusa. W czasie, gdy to pisał, Jezus był już w niebie, więc to, czy to był "Duch przysłany z nieba", czy "Duch Chrystusa" - nie wyklucza się wzajemnie. Faktem jest, że w czasach, gdy prorocy przepowiadali przyjście Chrystusa i Jego śmierć jako złoczyńcy (Izajasz, Dawid) - imienia Jezusa nawet nie było na ziemi. Aczkolwiek znany był Mesjasz, na którego czekano, i to Jezus był tym Mesjaszem. Tak więc można tutaj zobaczyć ciągłość czasową, istnienie Chrystusa, Ducha Syna Boga jeszcze zanim pojawił się On na Ziemi.

Czy Duch Chrystusa i Duch Boga to ten sam duch? Prorocy zawsze, gdy zaczynali mówić jakieś przesłanie do ludzi, zaczynali mówić słowami: "Tak mówi Pan", albo "Wyrocznia Pana mówi". Dla nich to był Bóg Stworzyciel. Piotr pisze, że to był Duch Chrystusa. Chrystus był Synem Boga, działający JEDNO i to samo ze swoim Ojcem. Można więc powiedzieć, że obaj - jako dwie różne osoby, jeśli ktoś chce tak widzieć - mają takiego samego ducha. Czy też tego samego. Czasem można zauważyć, że cała rodzina, czy cała inna grupa ludzi, współpracująca razem, ma tego samego ducha pracy / ducha podejścia do życia. Tak więc i tutaj można stwierdzić, że i Ojciec, i Syn, mają tego samego ducha, tę samą duszę. Ich działania stanowią JEDNO, idą w jednym kierunku - co Jezus zresztą często podkreślał, będąc na Ziemi.

1 Kor. 2,10-11: Natomiast nam Bóg objawił to za pomocą Jego Ducha, bo duch (tutaj, dla odróżnienia, nie jest mowa o Tym Duchu, o jakimś specjalnym Duchu, który ma swoją nazwę własną, ale ogólnie o duchu, o podmiocie, o rzeczowniku, który jest określony słowem "duch") bada wszystkie głębokości Boga. Bo kto zna ludzi, człowieka, jeśli nie ten duch ludzki, który w nim jest? To samo dotyczy Boga - nikt nie zna Go lepiej, niż Duch Boży. Tutaj można by się chwilę zastanowić nad związkiem, który apostoł Paweł wykazał - tak samo, jak Bóg ma swojego ducha, tak i człowiek ma swojego ducha. Nic dziwnego - zostaliśmy stworzeni jako podobni do Boga. Ale w takim razie nasuwa mi się tutaj pewna niezgodność - jeśli nazwać Ducha Boga kolejną osobą, odrębną od Boga Ojca, to konsekwentnie rzecz biorąc - wg powyższego tekstu - każdy człowiek również powinien występować w dwóch osobach: człowiek i jego duch. Plus jego dziecko = trójca. A im więcej dzieci, tym więcej człowieka.

Nie, to zakrawa nieco na bzdurę. Trzeba zostawić to tak, jak jest - Bóg ma swojego Ducha, który jest Jego jakby wnętrzem, duszą, "sumieniem", i tak samo człowiek ma swojego ducha, swoje sumienie, swoją duszę. I nie tworzyłbym tutaj z tego żadnych kolejnych osób.

Ciąg dalszy tego tekstu mówi: Natomiast my otrzymaliśmy nie ducha świata, ale Ducha Boga, abyśmy poznali to wszystko / dowiedzieli się o tym wszystkim, co przez Boga zostało nam podarowane i o czym też wam mówimy - nie w uczonych słowach ludzkiej mądrości, ale w słowach, których nauczył nas Duch Święty, zestawiając duchowe rzeczy duchową miarą / w duchowy sposób. Jednak człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy Ducha Bożego, bo dla niego to głupota/głupstwo, i nie może poznać/rozpoznać/nauczyć się, że to powinno być duchowo rozsądzane (1 Kor. 2,12-14). Przede wszystkim - co znaczy "człowiek zmysłowy"? Patrząc po pozostałych tekstach, gdzie to określenie zostało użyte (1 Kor. 15,44-46; Jak. 3,15; Judy 1,19*), można się domyślić, że chodzi o kogoś, kto nie potrafi myśleć w kategoriach duchowych, kto opiera się tylko i wyłącznie na tym, co są w stanie dostrzec jego zmysły: oczy, uszy, dotyk, smak, powonienie. Nic więcej, co nie jest rozpoznawalne przez któryś z tych zmysłów, dla człowieka "zmysłowego" nie istnieje. Czyli generalnie mamy tutaj do czynienia z całym współczesnym światem, poza bardzo nielicznymi wyjątkami.

Patrząc też na ten tekst z innej strony - gdy Paweł pisał o "duchu świata", w przeciwieństwie do "Ducha Boga" - nie może być tak, że jedną z tych rzeczy będziemy rozumieć jako odrębną osobę, a drugą jako rzecz abstrakcyjną, ulotną, nierzeczywistą. Konsekwencja każe widzieć to w taki sam sposób. Skoro więc mowa o duchu świata - czyli właściwie modelu myślenia większości świata, opartym tylko i wyłącznie na zmysłach, bez żadnego duchowego "zaplecza" - to każdy wie, o czym mowa, i każdy potrafi to sobie wyobrazić, co Paweł miał tutaj na myśli, używając określenia "duch świata". W taki sam sposób można postrzegać Ducha Boga - jako przeciwieństwo ducha świata - zupełnie inny model myślenia, zupełnie inny fundament wartości, zasad, inne priorytety życiowe, inne podejście do otoczenia. To wszystko możemy otrzymać, gdy Bóg da nam Swojego Ducha, i pod wpływem Jego Ducha pozostaniemy.

* - Zestawienie: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/5591

[dalej - DUCH ŚWIĘTY MÓWI]
[wcześniej - DUSZA BOGA]
[do początku]





niedziela, 6 grudnia 2015

Apokalipsa, 51 - Dusza Boga

Teksty biblijne z części ósmej: ... natomiast Opiekun, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On nauczy was wszystkiego i przypomni wam o wszystkim, co wam kiedykolwiek powiedziałem (Jan 14,26). Podobnie jest w Jan 15,26, gdzie jest mowa o Duchu wychodzącym od Ojca. Jak dotąd sprawa jest jasna - mowa o Tym Duchu, który po polsku pisany jest z wielkiej litery, nadając Mu nazwę własną. Nie o jakimś tam duchu, jakimkolwiek. Wg Jan 15,26 jest to więc Duch, których wychodzi od Ojca. Logicznie rzecz biorąc - nie pochodzi, nie wziął się (raz), ale wychodzi w każdym przypadku od Ojca. Czyli tak, jakby był Jego integralną częścią. To tak, jakbyśmy spotkali jakiegoś człowieka i poczuli, że ma on w sobie dużo radości - czasem mówi się również, że ma w sobie ducha radości. Można to też nazwać nastrojem - nastrój świąt, czyli coś takiego wisi w powietrzu, że "czuć" święta.

Tak samo musi być z Bogiem - Jego Duch może ogarnąć każdego z nas. Przeżyłem to wiele razy. Za pierwszym razem odebrałem to jako nastrój niby-świąteczny właśnie, ale to było w środku listopada, więc trochę za wcześnie na święta. Inny razem już wiedziałem, że to Duch Boga. Jest w tym coś charakterystycznego, to się czuje. Przy czym do każdego Bóg podchodzi inaczej, zależnie od indywidualnych potrzeb, wię każdy z nas musi znaleźć własne określenie na to "zjawisko".

W Księdze Rodzaju 1,2 zazwyczaj czytamy, że tuż po stworzeniu świata ziemia była niewidoczna, bezładna i ciemność nad otchłanią; a Duch Boga unosił się nad wodami (NBG). Tłumaczenie Biblii Poznańskiej mówi o tchnieniu Boga, a angielska New Revised Standard Version (NRSV) mówi o wind albo o mighty wind, czyli o wietrze lub mocnym wietrze, w sensie słowa mocny nie jako stopień intensywności, ale jako wiatr/powiew mocy/możności. To dawałoby wniosek, że Duch Boga daje moc.

Czy to oznacza, że Duch Boga JEST MOCĄ, jak sądzą niektórzy? Albo czy to oznacza, że Duch Boga jest odrębną osobą, jak sądzi większość? Na razie wydaje mi się, że Duch Boga jest po prostu duchem Boga, tak samo jak człowiek ma swojego ducha, w sensie - coś, co podtrzymuje go przy życiu. Każe oddychać, każe żyć, każe mieć wolę poradzenia sobie w każdej złej sytuacji, każe przetrwać. Coś jak dusza - niewidoczna część człowieka, może być wyłącznie odczuwalna. Niby jej nie widać, nie można dotknąć, wielu zaprzecza jej istnieniu, ale człowiek bez duszy staje się jak zombie, jak maszyna - nie czuje, nie myśli, nie rozmyśla, nie przeciwstawia się złu, po prostu płynie z prądem, z tłumem, idąc rano do pracy i idąc z pracy do domu, żeby spać. A po śnie - z powrotem do pracy. I tak w kółko.

Idąc więc tym tokiem rozumowania - Duch Boga jest pełen mocy, zdolny stworzyć świat, zdolny trzymać go w ryzach, zdolny utrzymywać wszystkie te mechanizmy przyrody na swoim miejscu. Gdy Bóg wspiera człowieka Swoim Duchem, swoim nastrojem tak jakby - człowiek jest silny. Ale to nie oznacza, że w człowieku siedzi kolejna osoba Boga. Nie rozgraniczałbym Boga na jakieś odrębne osoby. Po prostu jest Ojciec, Stworzyciel, który Izraelitom przedstawiał się jako JHWH, jest Jezus - który w jakiś sposób egzystował od samego początku świata, który nazwany jest Słowem Ojca, i który zdecydował się urodzić się jako człowiek i pozostać w takim samym ciele, jakie ma człowiek - tym samym został Synem JHWH, a Jego imię oznacza "JHWH jest zbawieniem/ratunkiem". I jest Duch Święty, Duch Boga, Jego nastrój, Jego siła, Jego dusza. Człowiek ogarnięty Duchem Boga jest mocniejszy. To nie oznacza, że Duch Boga jest mocą, bo nie jest On WYŁĄCZNIE mocą. To błąd w rozumowaniu. On DAJE moc. Tak samo jak daje radość, cierpliwość, pokój etc.: Zaś owocem Ducha jest miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobrotliwość, ufność, łagodność, panowanie nad sobą (Gal. 5,22 NBG).

Czy Duch Boga może być więc osobą, taką całkowicie odrębną? Tą trzecią osobą w Trójcy, którą rozumiemy jako swego rodzaju trio, z trzema całkowicie odrębnymi osobami? Czy może powinniśmy rozumieć Boga jako osobę bogatą duchowo, z bogatą duszą, którego słowo znaczy wiele, a pewnego dnia Bóg zrobił coś tak samo magicznego jak przy stwarzaniu świata, gdy wypowiadał słowa, które stawały się materią, stawały się planetą, wodą, światłem, wieloma zwierzętami - i tak samo w magiczny sposób Bóg wypowiedział słowo, które stało się materią: materialnym człowiekiem, Synem Boga. A wtedy owo pojęcie "trójca" powinno być raczej rozumiane jako "trójzgodność", "jedność", "byciem jedno". Nie "jednym". "Jedno".







piątek, 4 grudnia 2015

Apokalipsa, 50 - Być lewą ręką

Gdyż wszystko, co jest zrodzone z Boga, zwycięża świat, a to zwycięstwo, który świat zwyciężyło, to wiara nasza. Kim jest zwyciężający świat, jeśli nie wierzący, że Jezus jest Synem Boga? To on przyszedł przez wodę i krew, Jezus Pomazaniec/Chrystus. Nie przez samą wodę, ale przez wodę i krew, a (Ten) Duch o tym poświadcza, gdyż Duch jest prawdą. Gdyż trzech jest poświadczających w niebie: (Ten) Ojciec, (To) Słowo i (Ten) Święty Duch, a ci trzej są jedno.
1 Jana 5,4-7 PD

I tutaj zaczyna się gwóźdź programu. Jeden z wielu. Jest Ich trzech, ale są Jednym. Jak to?

Przekład Dosłowny pokazuje, że słowo "trzech" jest tutaj przymiotnikiem, nie liczebnikiem. Znalazłem jednak informację na witrynie poświęconej językowi nowogreckiemu*, że słowo to jest liczebnikiem, występującym w mianowniku. PD dodaje tutaj: rodzaj męski. To jak polskie "trzej". Nie "troje", nie "trzy", ale "trzej". Czyli było ich trzech i nie ma tutaj żadnej innej tajemnicy, wszystko jest jasne. I tak samo drugi raz powtórzone słowo "trzej" użyte jest dokładnie w tej samej formie, czyli oznacza dokładnie to samo, co pierwsze. Natomiast tam, gdzie mowa o "jedno", to dokładnie taka forma jest użyta: rodzaj nijaki. Nie męski. Czyli nie jest napisane, że "Ci trzej są jednym", jakby byli w jednej grupie, czy jakby Ci trzej byli jednym oddziałem, tylko że są JEDNO.

Brzmi to tak, jakby stanowili jedno i to samo w działaniu, stanowili jedność. I nawet - tak mi się skojarzyło - dość wiele razy w Biblii napotykamy określenie, że mąż i żona są jak jedno ciało, albo że Bóg i ludzie, którzy idą za Nim - najpierw w Starym Testamencie, w odniesieniu do narodu izraelskiego, a potem w Nowym - że będą jak pan młody i panna młoda, którzy stanowią jedno. Apostoł Paweł, ten który Jezusa spotkał na własne oczy już po Jego zmartwychwstaniu i pójściu do nieba, i który całym sercem poszedł za Nim - również pisał o byciu jednym, jednością, zarówno w małżeństwie, jak i w kościele, w zborze, w danej grupie ludzi, którzy również zdecydowali się podążać śladami Jezusa: żeby być jednością. Jak jedno ciało, jak jeden organizm. I nie miało to nic wspólnego z tym, że ci ludzie mieliby się stać jednym człowiekiem.

Musi więc być tak, że Bóg działa jak jedno ciało, jak jeden organizm. Inna jest rola ręki, inna nogi, inna ust. Jedna część myśli, inna trzyma, inna przemieszcza wszystko do przodu, jeszcze inna wydaje dźwięki, komunikując się z innymi, podobnymi "mechanizmami". Analogicznie - inna jest rola Boga Ojca, Umysłu całej tej operacji, całego tego wszechświata, inna Jezusa, który jakby będąc prawą ręką pomógł lewej coś udźwignąć, i inna Ducha, który mówi do nas jako "głos sumienia", który przekonuje o tym, że coś, co właśnie zrobiliśmy, było złe, nie tyle w oczach Boga, ale dla kogoś z naszego otoczenia. I że dobrze byłoby to jakoś naprawić.

A my? My w tym całym obrazie też należymy do tego ciała, do tego organizmu. Jesteśmy stworzeni na obraz Boga, jesteśmy czymś więcej niż aniołowie, Duch Boży mieszka w nas - to wszystko to są treści z Biblii, opisy na nasz temat. Wygląda więc na to, że i my należymy do tego ciała, jesteśmy nim jak lewa ręka, potrzebująca pomocy prawej. I że przez chwilę staliśmy się czymś "gorszącym", poprzez nieposłuszeństwo Ewy i Adama, a potem poprzez postępujące patologie rodzinne - to tak, jakby lewa ręka nagle zaczęła żyć własnym życiem. To choroba. Psychiczna. I zgodnie z tym, co Jezus mówił w ewangeliach, że jeśli jakaś część naszego ciała nas gorszy, to lepiej ją odciąć i wrzucić tylko ją do ognia, niż z jej powodu całemu tam trafić - tak i my, jako ta lewa ręka, zostaliśmy odcięci od tego ciała. Tyle że z wrzuceniem nas do ognia Bóg-Umysł jeszcze zwleka. Jeszcze chciałby nas odzyskać. Dlatego wysłał prawą rękę, żeby pomóc lewej. I lewa musi dać się tylko prawej poprowadzić, robić to samo, co prawa.

I to, co mówił Jezus o odcięciu tej ręki, wcale nie jest takie gołosłowne. Lucyfer również należał do tego ciała, również był jego częścią. Ale się zbuntował. Tak samo jak my. Czy raczej to my się zbuntowaliśmy tak, jak Lucyfer - w tej kolejności. Tyle że dla niego przestała już istnieć jakakolwiek nadzieja - on jest już przeznaczony na usunięcie, zniszczenie, spalenie w ogniu. Tyle że ogień będzie rozpalony później. Tak czy siak - wyobrażam sobie, że musiał to być straszliwy ból dla Boga, dla całego tego organizmu, odcięcie jednej z jego kończyn, usunięcie jednej z części ciała.

* - Źródło: http://ellinika.gnu.org.ua/pl/arithmi_01.html







czwartek, 3 grudnia 2015

Apokalipsa, 49 - Duch Prezydent

A aniołowi/posłańcowi zgromadzenia w Sardes napisz: To mówi ten, który ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd. Znam twoje poczynania, że masz imię, że (niby) żyjesz, ale jesteś martwy. 
Obj. 3,1 PD

A co z ową serią postów pt. [BÓSTWO, TRÓJCA], które serwują rozważania typu "ciężka teologia" n.t. Ojca, Syna i Ducha? Poza faktem, że kwintesencją tego artykułu jest, że słowo "trójca" właściwie nic nie znaczy, a w zasadzie powinno być używane słowo "trój-zgodność", czyli zgodność wszystkich trzech stron w jednej kwestii, to pozostaje jeszcze cały wywód teologiczny nt. tego, że Duch Święty jest taką samą osobą jak Bóg Ojciec i Jezus. Jak to w takim razie połączyć z faktem, że nagle w Apokalipsie mowa jest o siedmiu duchach, a w greckiej wersji listu apostoła Pawła o darach duchowych jest mowa... nie o darach duchowych, ale o kolejnych duchach? I tak w miejsce duchowego daru mądrości występuje tam duch mądrości? I jak to się stało, że nastąpiła taka duża różnica w tłumaczeniu, że nasze polskie tłumaczenia jakby tworzą odrębną teologię? I czy inne tłumaczenia też zawierają taką różnicę?...

Tak więc postanowiłem prześledzić jeszcze raz biblijne teksty z tamtego cyklu artykułów, część po części, żeby zobaczyć, jak one się mają w oryginale, w grece. I czy angielska wersja bardziej podąża za tą oryginalną, czy może jest tak samo nowo-teologiczno-twórcza.

Część pierwsza, Mat. 28,18-20 PD: I zbliżywszy się Jezus powiedział im: została dana mi wszelka władza/moc na niebie i na ziemi, idźcie więc i uczyńcie uczniami wszystkie wszystkie narody, zanurzając je w imię Ojca i Syna i świętego Ducha, nauczając ich zachowywać/trzymać się wszystkiego, co wam przekazałem. I oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do końca / aż do spełnienia się tego czasu / tej epoki, amen. Tak stoi napisane: zanurzając je w imię Ojca i Syna i świętego Ducha, w każdym języku Biblii, w każdym tłumaczeniu, słowo w słowo, i nic tego nie zmieni. Czyli dla samego Jezusa zanurzanie/chrzczenie ludzi w imię Ducha Świętego było tak samo ważne jak w imieniu Jego samego, który miał prawo to zrobić, bo został naszym Wybawicielem, jak i Boga Ojca, Stworzyciela wszystkiego. Coś w tym musi być. I nie ma tam żadnych liczb mnogich czy innych gramatycznych dywagacji, poza użyciem rodzajnika określonego, takiego jak angielskiego "the", świadczącego o tym, że jest to Ten Święty Duch, czyli taki, o którym każdy wie, albo który jest jeden jedyny. Jak to słońce ("the sun") czy Ten Polski Prezydent ("the polish president"). Taka sama forma zresztą została tutaj użyta i wobec Boga Ojca ("Tego Ojca", "the Father"), i wobec samego Jezusa ("Tego Syna", "the Son"*).

Rozdziałowi 12 w 1 Liście do Koryntian, tym o darach duchowych, poświęcę odrębnego posta.

1 Jana 5,4-6 PD (część czwarta): Gdyż wszystko, co jest zrodzone z Boga, zwycięża świat, a to zwycięstwo, który świat zwyciężyło, to wiara nasza. Kim jest zwyciężający świat, jeśli nie wierzący, że Jezus jest Synem Boga? To on przyszedł przez wodę i krew, Jezus Pomazaniec/Chrystus. Nie przez samą wodę, ale przez wodę i krew, a (Ten) Duch o tym poświadcza, gdyż Duch jest prawdą. Jak dotąd wszystko jest logiczne - nasza wiara potrafi zwyciężać świat, pojęcie "wiara" jest sprecyzowana uwierzeniem w to, że Jezus jest Synem Boga (dla nas nie ma to właściwie aż takiego znaczenia, ale dla Żydów było to trudne do przełknięcia, że przyszedł jakiś cieśla, syn właściwie nie wiadomo jakiego ojca i gada o sobie, że Synem Boga jest), po czym następuje wyjaśnienie, Jezus przyszedł nie przez samą wodę, czyli tak jakby: Jezus, Jego charakter, idee etc. - powstały nie tylko poprzez zanurzenie/chrzest w wodzie, ale i dzięki krwi - czyli Jezusa fizycznemu poświęceniu. Krwi, którą poświęcił, pozwalając się powiesić na krzyżu, jak najgorszy łotr. I że Duch, Ten Duch (jak Ten Prezydent, czyli ten jeden, jedyny prezydent w "tym" państwie), poświadcza o tym, że jest to prawda. W jaki sposób? Myślę, że do tego dojdziemy.

* - Przykładowe źródło: NKJV (Nowa Biblia Króla Jakuba): http://www.biblestudytools.com/nkjv/matthew/28-19.html

[dalej - BYĆ LEWĄ RĘKĄ]
[wcześniej - SIEDEM DUCHÓW, WIELE PYTAŃ]
[do początku]






niedziela, 29 listopada 2015

Apokalipsa, 48 - Siedem duchów, wiele pytań

A aniołowi/posłańcowi zgromadzenia w Sardes napisz: To mówi ten, który ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd. Znam twoje poczynania, że masz imię, że (niby) żyjesz, ale jesteś martwy.
Obj. 3,1 PD

Zazwyczaj zaczynałem czytanie nowego listu od studiowania historii danego miejsca. Tym razem owych siedem duchów Boga zainspirowało mnie na tyle, że zacznę od tego.

Zazwyczaj określenie "duch Boga" jest tożsame z potocznie zwanym Duchem Świętym, Duchem Bożym. Generalnie uznaje się Ducha Świętego jako taką samą osobę jak Boga Ojca i jak Jezusa, nie za jakieś paranormalne zjawisko. Ciężko to rozsądzić w racjonalny sposób. To jest jak z kalkulatorem: na ogół używamy tylko dodawania, mnożenie i paru innych działań, ale wiemy, że są tam również inne działania, jakie sinusy, cotangensy, jakieś funkcje - nie zrozumiałe dla nas, ale gdy próbujemy - jakoś to działa. I tylko ci, którzy studiowali ten temat głębiej, rozumieją, o co chodzi z tymi liczbami tam. Tak samo tutaj - coś tam wiemy, coś tam słyszeliśmy, ale jak to racjonalnie zrozumieć, jak to logicznie rozgraniczyć - nie ma możliwości. Trzeba by się w ten temat zagłębić bardzo głęboko, czegoś nowego nauczyć, dowiedzieć się, jak pewne działania/zasady działają, żeby móc zrozumieć to dokładnie.

Tymczasem tutaj napotykamy określenie "siedem duchów Boga". Dla tych, którzy nie uznają Ducha Świętego za osobę taką samą jak Bóg Ojciec czy Jezus - jest to jeden z argumentów przemawiających przeciw. Bo jeśli Duch Boga jest osobą, to jak to jest możliwe, że nagle tych osób jest siedem? Idąc konsekwentnie tym tokiem myślenia - owa Trójca, w którą się wierzy, logicznie rzecz biorąc powinna być Dziewiętnicą. Bo: Bóg Ojciec + Jezus + siedem owych duchów. Co razem daje dziewięć osób. Trochę tłum.

Poza tym - Jezus, będąc tutaj na Ziemi, często wyrzucał złe duchy z ludzi. Czasem zwane demonami. Czasem wiele złych duchów czy demonów z jednego człowieka. Jaka więc jest różnica między złymi duchami, które Jezus wyrzucał, a innymi duchami, które nie są złe, albo duchem Boga czy Jezusa, o których również można w Biblii przeczytać?

W toku poszukiwań trafiłem między innymi na mojego własnego bloga, z podobnymi zadawanymi już pytaniami: [SIEDEM DUCHÓW]. Pójdę więc śladem tamtych pytań i może uda się tutaj rozwikłać coś więcej. Najpierw podsumowanie tego, do czego doszedłem ostatnim razem:

1. Zarówno w tamtym poście, jak i tutaj, w bieżącym tekście, mowa o Tych Duchach (oryginalnie został użyty rodzajnik, czyli forma gramatyczna nie istniejąca w języku polskim), co oznacza, że każdy czytający Objawienie Jana będzie wiedział, o jakie duchy chodzi. Albo wspomniał już o nich wcześniej. Albo ogólnie było przyjęte wówczas w społeczeństwie, że Te Duchy to były... coś tam. Albo była to jedna jedyna możliwość, tak samo jak To Słońce (forma z rodzajnikiem używana jest w językach posiadających rodzajniki, przy czym generalnie przyjmuje się, że słońce jest jedno, więc każdy wie o jakie słońce chodzi, dlatego używa się formy określonej, czyli tej z rodzajnikiem), czy Ten Prezydent RP - też jest jeden.

2. Ponadto, szanowaliśmy naszych ojców według ciała, chociaż nas karali; czy nie daleko więcej winniśmy poddać się Ojcu duchów, aby żyć? (Hebr. 12,9 BW). Tutaj należałoby się wgłębić w tekst, co właściwie Jan rozumiał pod pojęciem duchy, duch. Nie sądzę, żeby chodziło o białe, latające zjawy. Zrobię to później.

3. Tam, gdzie w większości tłumaczeń w 1 Kor 14,12 mowa o darach Ducha / darach duchowych, tam faktycznie wygląda to nieco inaczej: Tak też wy, skoro jesteście zwolennikami istot duchowych... (NBG) / Tak i wy, jako że gorliwcy/zapaleńcy jesteście duchów... (PD). To by dawało pewne światło na to, że w najbardziej sztandarowych tekstach, którymi człowiek podpiera się mówiąc o DARACH DUCHOWYCH, de facto nie ma ani słowa o... darach! Kolejny temat do zajęcia się nim nieco później.

4. W którymś momencie tamtego postu padła koncepcja, że Duch Boży jest jeden, ale jest jak wielka rodzina - mówi się o Nim w liczbie mnogiej. Z jednej strony hipoteza możliwa. Z drugiej - gdy Jezus mówił o Pocieszycielu (w domyśle - o Duchu Świętym), który przyjdzie, to miał na myśli, że PRZYJDZIE, a nie PRZYJDĄ. Czyli ewidentnie jeden.

Chyba że Duch Pocieszyciel jest jednym z tych siedmiu.

Na razie wiem tyle: wiem coraz mniej.

[dalej - DUCH PREZYDENT]
[wcześniej - GWIAZDA PORANNA]
[do początku]