piątek, 17 października 2014

Chorzy, tłumy chorych

Kiedy wyszli z łodzi, ludzie Go zaraz poznali. I biegali po tej całej krainie, i zaczęli znosić chorych na noszach tam, gdzie słyszeli, że [On] jest. I gdziekolwiek wchodził do wsi czy do miast, czy do zagród, kładli na placach chorych i prosili Go, aby mogli dotknąć się kraju Jego okrycia. A ci, którzy Go dotknęli, wracali do zdrowia.
Mar. 6,54-56 BP

... i tak czytam już od paru rozdziałów Ewangelii Marka. Ludzie ciągle tylko biegają za Jezusem i ciągle od niego chcą, żeby ich uzdrawiać. Przybrało to takie rozmiary, że już parę razy zostało napisane, że nawet nie mieli czasu czegoś zjeść, a jedyny spokój, jaki mieli - to na łodzi, na wodzie.

Inna sprawa, że Jezus do tego dopuścił, pozwolił na to. Jeśli wiedział, ile czasu mu zostało, to nic dziwnego - chciał uzdrowić maksymalnie dużo ludzi, jak to tylko było możliwe.

Ale zastanawiam się nad reakcją ludzi. Jezus był oblegany przez tłumy praktycznie od świtu do zmierzchu, gdziekolwiek by się nie pojawił. Gdy czytałem Ewangelię Jana - była ona spokojna, wyważona. Tutaj - wszystko ciągle w pośpiechu, ciągle w tłumie, nie ma czasu na odpoczynek, rzeczy się dzieją akapit za akapitem, a akapity są o wiele krótsze, niż te rozwlekłe z Ewangelii Jana. Chorzy tutaj są znoszeni do Jezusa przez cały czas, a ci, którym udało przebić się przez tłum i tylko go dotknąć - zdrowieli.

Jakie w tym jest przesłanie? Na razie nie widzę żadnego. Z jakiegoś powodu Jezus pozwolił, by uzdrowienia stały się Jego "znakiem firmowym". Kilka razy można przeczytać, że utożsamiał ustąpienie choroby z odpuszczeniem/wybaczeniem grzechów. Dla nas dzisiaj to nic nie znaczy, ale wtedy mniemano, że choroby są wyrazem grzechów, taką "karą Boską". I może na tym właśnie powszechnym mniemaniu Jezus się oparł? Żeby - wykorzystując to, w co ludzie wierzą - pokazać im, że ma władzę nad grzechami?...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz