środa, 7 maja 2014

Dziesięcina, cz. 5 - Świątynia w niebie

Sedno zaś wywodów stanowi prawda (Główną zaś rzeczą w tym, co mówimy, jest to): takiego mamy arcykapłana, który zasiadł po prawicy tronu Majestatu w niebiosach, jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku, który zbudował Pan, a nie człowiek. Każdy bowiem arcykapłan jest ustanawiany, aby składać dary i ofiary; zachodzi zatem potrzeba, aby i Ten miał coś, co mógłby ofiarować. Gdyby więc był na ziemi, to nie byłby kapłanem, gdyż są tu inni, którzy składają ofiary według postanowień Prawa. Oni spełniają swą służbę w świątyni, która jest tylko obrazem i cieniem świątyni niebieskiej, o czym został pouczony Mojżesz, gdy miał zbudować namiot. "Patrz - zatem powiada [Bóg] - masz zrobić wszystko według wzoru, jaki był ci pokazany na górze". Teraz zaś (nasz Arcykapłan) przyjął o tyle wznioślejszą służbę, o ile lepszego przymierza jest pośrednikiem - takiego, które zostało oparte na lepszych obietnicach. Gdyby bowiem to pierwsze było bez wad, nie szukano by miejsca na drugie. Gani ich bowiem w słowach: "Oto idą dni, mówi Pan, gdy ustanowię z domem Izraela i z domem Judy nowe przymierze. Nie takie jednak przymierze, jakie zawarłem z ich ojcami, w dniu, gdym ich wziął za rękę, by wyprowadzić ich z ziemi egipskiej. Ponieważ oni nie wytrwali w moim przymierzu, przeto i Ja przestałem dbać o nich", mówi Pan. "Takie jest przymierze, które zawrę z domem Izraela w owych dniach", mówi Pan: "Prawa moje włożę w ich umysły i na sercach ich wypiszę je, i będę im Bogiem, a oni będą mi ludem. I nikt nie będzie uczył swojego rodaka ani nikt swego brata, mówiąc: Poznaj Pana! Albowiem wszyscy będą mnie znali, od najmłodszego do najstarszego. Będę wyrozumiały dla ich wykroczeń i nie będę pamiętał ich grzechów". Skoro mówi "nowe", to uważa, że poprzednie się zestarzało; a to, co jest przedawnione i przestarzałe, nadaje się do usunięcia. Wprawdzie i pierwsze przymierze miało przepisy o służbie Bożej i ziemską świątynię, gdyż został zbudowany pierwszy przybytek (pierwsza zasłona), w którym jest miejsce nazywane Święte, (...) za drugą zaś zasłoną miejsce nazywane Święte Świętych (...). Tak zaś te rzeczy były urządzone, iż do pierwszej części przybytku zawsze wchodzą kapłani sprawujący służbę Bożą, do drugiej zaś części jedynie arcykapłan, i to tylko raz w roku, i nie bez krwi, którą składa w ofierze za grzechy swoje i swojego ludu. Przez to Duch Święty daje do zrozumienia, że jeszcze nie została ukazana/uwidoczniona droga świętych, dopóki istnieje pierwszy przybytek. Ma to znaczenie obrazowe, odnoszące się do teraźniejszego czasu, kiedy to składane bywają dary i ofiary, które nie mogą doprowadzić do wewnętrznej doskonałości tego, kto pełni służbę Bożą; są to tylko przepisy zewnętrzne, dotyczące pokarmów i napojów, i różnych obmywań, nałożone do czasu zaprowadzenia nowego porządku. Lecz Chrystus, który się zjawił jako arcykapłan dóbr przyszłych, wszedł przez większy i doskonalszy przybytek, nie ręką zbudowany, to jest nie z tego stworzonego świata pochodzący, wszedł raz na zawsze do tych Świętych, nie z krwią kozłów i cielców, ale z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia. Bo jeśli krew kozłów i wołów oraz popiół z jałowicy przez pokropienie uświęcają skalanych i sprawiają oczyszczenie ciała, to o ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu. (...) Chrystus bowiem wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej [świątyni], ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, i nie po to, żeby wielekroć ofiarować samego siebie jak arcykapłan, który co roku wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Gdyż w takim razie musiałby cierpieć wiele razy od początku świata; lecz On pojawił się tylko jeden raz, kiedy wypełniły się czasy, aby pozbawić grzech mocy przez swoją ofiarę. Podobnie jak ludzie muszą raz umrzeć, a potem następuje sąd, tak i Chrystus jeden raz ofiarował się, aby wziąć na siebie grzechy wielu. Drugi raz ukaże się nie z powodu grzechu, lecz ku zbawieniu tym, którzy go oczekują. (List do Hebrajczyków/Żydów, rozdziały 8 i 9, miks tłumaczeń: BW, BT, BP, PD, NBG).

Tak napisał apostoł Paweł do Hebrajczyków, którzy ciągle mieli zwyczaj chodzić do świątyni, po staremu składać ofiary. Napisał: "Nie, stop! To nie ta świątynia jest celem samym w sobie! To był tylko symbol! Symbol wskazujący na tę prawdziwą świątynię znajdującą się w niebie. A tam, w niebie, mamy innego arcykapłana, który już wszedł do tej drugiej części (a to bardzo ważny moment w życiu Izraelity - chyba ważniejszy, niż święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc dla nas tutaj razem wzięte). I już nie trzeba chodzić składać ofiary, bo nasz arcykapłan już to zrobił".

Gdzie więc właściwie wszedł Jezus-arcykapłan? Z polskich tłumaczeń wywnioskować tego nie można, bo są niekonsekwentne w używaniu nazewnictwa. Generalnie pierwsza część świątyni, tam gdzie wchodzili "zwykli kapłani", nazywana jest "miejscem świętym" (Hebr. 9,2) - tutaj zgodnie podają to wszystkie tłumaczenia. A ta druga część nazywana jest już różnie. Tekst grecki nazywa ją "Ta Świętych" (Hebr. 9,8 PD). Czy to Ta, o której wcześniej pisze jako "Święte Świętych" (Hebr. 9,3)? Słówko "Ta" - wskazuje na to, o czym była mowa już wcześniej, albo po prostu wiadomo, o co chodzi. Tzw. przedimek określony - występujący poza greką również w języku angielskim (the), norweskim (-en), zdaje się, że niemieckim też (den?, die?) - tylko nie w polskim. Polskie nazywają ją: "miejscem najświętszym", "Święte Świętych", "świątnicą najświętszą". W wierszu Hebr. 9,8 powinna więc być jakaś konsekwencja w nazewnictwie. A brak jej. Grecki pisze po prostu o "Tych świętych", polskie tłumaczenia dodają słówko "miejsce" (pewnie ze względu właśnie na brak możliwości dosłownego przetłumaczenia tego przedimka określonego), stąd np. w BT wychodzi nazwa "Miejsce Święte", a inne przekłady mówią po prostu o "świątyni", "świątnicy". Skoro jednak mowa o tym, że Jezus wszedł tam jako ARCYkapłan (Hebr. 9,11) - nie jako taki zwykły - to rozumiem, że chodzi o to, że wszedł do tego drugiej części, "Świętego Świętych", "Miejsca Najświętszego" - gdzie żydowski arcykapłan miał prawo wchodzić tylko raz w roku, podczas specjalnego święta, polegającego na oczyszczeniu narodu ze wszystkich grzechów nagromadzonych podczas całego roku. Tym bardziej, że w wierszu Hebr. 9,25 to właśnie miejsce, gdzie zwykł wchodzić arcykapłan, nazwane jest dokładnie tak samo: "Ta Świętych" (grecki, PD).

W każdym razie - chcę napisać to, że i teraz mamy świątynię, o której mówi Biblia. Świątynię podobną do tej, którą mieli Hebrajczycy. I że Jezus w tej chwili tam jest - w tym najbardziej newralgicznym miejscu. Powoduje to, że z powodu naszych grzechów nie musimy już przychodzić z ofiarami "przebłagalnymi", bo zrobił to za nas Jezus - raz a dobrze. Rozumiem to też w ten sposób, że te wszystkie przepisy, które dotyczyły świątyni tutaj, na ziemi, a więc: przynoszenie ofiar, rytualne oczyszczanie się, przychodzenie do niej na modlitwę etc. - jest w tej chwili nieaktualne o tyle, że zostało całkowicie wypełnione przez Jezusa. To On przyniósł tę ostateczną ofiarę, po której już nic więcej nie potrzeba przynosić. To On oczyścił nas wszystkich, biorąc na siebie wszystkie nasze brudy.

Jak w tym kontekście potraktować przepis o przynoszeniu dziesięciny do świątyni? I dalej, będąc konsekwentnym - dzieleniu się nią z kapłanami, biednymi etc.? Jak więc w tym kontekście odebrać tekst z Malachiasza: Przynieście całą dziesięcinę do spichlerza, aby był zapas w moim domu, i w ten sposób wystawcie mnie na próbę! - mówi Pan Zastępów - czy wam nie otworzę okien niebieskich i nie wyleję na was błogosławieństwa ponad miarę (Mal. 3,10 BW)? Czy spichlerz był równoznaczny ze świątynią? "Jego Dom" - tak, to była świątynia. Tak nazwał świątynię Jezus, gdy wyganiał kupców, mówiąc im, żeby wynieśli się "z domu mojego Ojca".

Czy dzisiaj Jego Domem można nazwać zbory, kaplice, domy modlitwy, gdzie spotykają się społeczności modlących się?

I dalej - skoro wszystkie błogosławieństwa były obietnicą "za bycie wiernym Bogu", a konsekwencją braku błogosławieństw były przekleństwa (tzn. złe życzenia), a obecnie, dzisiaj, powinniśmy być wierni Bogu "za friko", a nie za błogosławieństwa - czy ten tekst z Ks. Malachiasza nie wprowadza dezorientującego zamieszania?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz